Chromosom 6

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Chromosom 6, Cook Robin-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Chromosom 6
Название: Chromosom 6
Автор: Cook Robin
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 247
Читать онлайн

Chromosom 6 читать книгу онлайн

Chromosom 6 - читать бесплатно онлайн , автор Cook Robin

Z kostnicy znikaja zw?oki Carla Franconiego, znanej postaci ?wiata przest?pczego. Kilka dni p??niej trafiaj? one, mocno okaleczone, na st?? autopsyjny Jacka Stapletona. Poszukiwania odpowiedzi na nasuwajace si? pytania prowadz? a? do Gwinei R?wnikowej…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 61 62 63 64 65 66 67 68 69 ... 101 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Zupełnie nie potrafię sobie wyobrazić, jak może wyglądać takie miejsce – wyznał Lou.

– Ja mogę. Jest gorąco, pełno robactwa, deszczowo i parno.

– Brzmi uroczo – stęknął Lou.

– W każdym razie nie bardzo się nadaje na miejsce do wypoczynku wakacyjnego, chociaż z drugiej strony leży poza uczęszczanymi szlakami.

Laurie odłożyła słuchawkę i zakręciła się na krześle, zwracając się twarzą w stronę kolegów.

– Jean jest tak zorganizowana, jak przypuszczałam. W sekundę znalazła materiały o GenSys. Oczywiście zapytała mnie, ile udziałów kupiłam, i załamała ręce, kiedy powiedziałam, że w ogóle nie kupowałam ich akcji. Potroiły swoją wartość i zatrzymały się.

– Czy to dobrze? – zażartował Lou.

– Na tyle dobrze, że być może straciłam szansę na wycofanie się z życia zawodowego. Powiedziała, że to druga firma biotechnologiczna z takim sukcesem prowadzona przez głównego dyrektora Taylora Cabota.

– Miała coś do powiedzenia o Gwinei Równikowej? – spytał Jack.

– Owszem. Powiedziała, że jedną z głównych przyczyn sukcesu firmy jest założenie potężnej farmy hodowlanej dla naczelnych. Wykonują tam jakieś badania dla GenSys. Wtedy ktoś wpadł na pomysł, żeby inne kompanie i firmy biotechnologiczne i farmaceutyczne mogły korzystać z ich badań na naczelnych. Okazało się, że popyt na te usługi przeszedł najśmielsze oczekiwania.

– I ta farma jest w Gwinei Równikowej – domyślił się Jack.

– Zgadza się.

– Czy podała jakieś powody, dlaczego tam?

– Z opracowania, które otrzymała od analityka, wynika, że GenSys wybrało Gwineę Równikową ze względu na bardzo przyjazny stosunek miejscowych władz do projektu. Podobno nawet zmienili prawo, żeby ułatwić działalność farmie. Z drugiej strony GenSys stało się głównym źródłem walut wymienialnych, tak potrzebnych tamtejszemu rządowi.

– Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie łapówki musiały wchodzić w grę, żeby osiągnięcie tego celu stało się możliwe? – zauważył Jack.

Lou tylko gwizdnął.

– Opracowanie mówi także, że większość naczelnych, których używają, jest miejscowego pochodzenia. To pozwala im obejść wszystkie międzynarodowe utrudnienia w eksporcie i imporcie takich zagrożonych gatunków, jak szympansy.

– Małpia farma – powtórzył Jack, kręcąc głową. – To otwiera nawet najbardziej dziwaczne możliwości. Czyżbyśmy mieli do czynienia z przeszczepem ksenogenicznym?

– Tylko nie zaczynajcie z tym medycznym żargonem – zaprotestował Lou. – Co to znowu jest ten przeszczep ksenogeniczny?

– Niemożliwe – odparła Laurie. – Przeszczep ksenogeniczny powoduje niezwykle ostre reakcje. Z tego, co mi pokazywałeś, wynika, że nie było śladu zapalenia w okolicach wątroby, żadnych śródkomórkowych reakcji humoralnych.

– Prawda – przyznał Jack. – Nie dostawał nawet środków immunosupresyjnych.

– No co wy. Nie każcie się prosić. Co to jest przeszczep ksenogeniczny? – niecierpliwił się Lou.

– To przeszczep, w którym przeszczepiany organ pochodzi od zwierzęcia albo innego gatunku – wyjaśniła Laurie.

– Jak w tej nieudanej operacji z sercem pawiana dziesięć, dwanaście lat temu? – spytał Lou.

– No właśnie.

– Nowe środki immunosupresyjne przywołały na powrót problem przeszczepów ksenogenicznych – stwierdził Jack. – I to ze znacznie lepszymi rezultatami niż w tamtej próbie sprzed lat.

– W szczególności dotyczy do zastawek ze świńskiego serca – dodała Laurie.

– Rzecz jasna wywołuje to wiele etycznych kontrowersji, no i pobudza do działania osoby walczące o prawa zwierząt – powiedział Jack.

– Tym bardziej teraz, gdy próbuje się wszczepiać zwierzętom ludzkie geny, aby osłabić niektóre z reakcji odrzucania – przypomniała Laurie.

– Czy Franconi mógł otrzymać wątrobę jakiejś małpy, gdy przebywał w Afryce? – spytał Lou.

– Trudno mi w to uwierzyć – stwierdził Jack. – Uwaga Laurie była jak najbardziej trafna. Nie zauważyliśmy śladów żadnej reakcji. Nie słyszałem nawet o tak idealnym dopasowaniu wśród ludzkich bliźniąt.

– Ale Franconi był w Afryce – stwierdził Lou.

– Prawda. A matka powiedziała, że wrócił jak nowy człowiek. – Jack wstał i rozłożył ręce. – Nie rozumiem tego wszystkiego. To jakaś paskudna zagadka. I do tego jeszcze wmieszali się w nią gangsterzy.

Laurie także wstała.

– Wychodzicie? – zapytał Lou.

Jack skinął twierdząco głową.

– Jestem wyczerpany i gubię się już w tym. Niewiele spałem zeszłej nocy. Po tym, jak zidentyfikowaliśmy zwłoki, przez kilka godzin wisiałem na telefonie. Dzwoniłem do wszystkich instytucji w Europie zajmujących się koordynacją wszelkich działań związanych z przeszczepami, do których miałem numer.

– To może poszlibyśmy do "Little Italy" na szybki obiad? To tuż za rogiem – zaproponował Lou.

– Beze mnie – odparł Jack. – Mam przed sobą jeszcze jazdę rowerem do domu. Po obiedzie nie dałbym rady.

– Ja też dziękuję. Marzę tylko, żeby dostać się do domu i wziąć prysznic. To był długi i wyczerpujący dzień. Konam ze zmęczenia.

Lou uznał więc, że jeszcze z pół godziny popracuje, i dwójka przyjaciół pożegnała się i zjechała na parter. Oddali identyfikatory i opuścili komendę policji. Tuż pod ratuszem złapali taksówkę.

– Lepiej się czujesz? – zapytał Jack, kiedy ruszyli na północ aleją Bowery. Przed oczami mieli prawdziwy kalejdoskop świateł.

– O wiele. Nie wyobrażasz sobie, jak mi ulżyło, że złożyliśmy całą sprawę w kompetentne ręce Lou. Przepraszam, że tak mnie poniosło.

– Nie ma potrzeby przepraszać. To oburzające, najłagodniej mówiąc, że mamy wśród nas potencjalnego szpiega i do tego kryminaliści zaczynają się interesować przeszczepami wątroby.

– Jak ty to znosisz? Włożyłeś szalenie dużo pracy w ten przypadek.

– Bo i przypadek jest szalony, ale także intrygujący. Najbardziej to powiązanie z takim gigantem w biotechnologii jak GenSys. Najbardziej przeraża mnie to, że ich badania zostały w całości utajnione. Ten sposób działania przypomina czasy zimnej wojny. Nie wiadomo, czego oczekują w zamian za swoje inwestycje. To wielka różnica w porównaniu z sytuacją sprzed ponad dziesięciu lat, kiedy Państwowy Instytut Zdrowia prowadził większość eksperymentów biomedycznych przy drzwiach otwartych. W tamtych dniach nadzór przez dokładne przyglądanie się badaniom był normą, teraz tak nie jest.

– Szkoda, że nie ma kogoś takiego jak Lou, komu mógłbyś przekazać sprawę – zauważyła ze śmiechem Laurie.

– To nie byłoby takie fajne.

– Jaki będzie twój następny krok? – spytała Laurie.

Jack westchnął.

– Skończyły mi się pomysły. W planie mam jeszcze tylko zbadanie preparatu wątroby przez patologa weterynarii.

– A więc już myślałeś o przeszczepie ksenogenicznym? – spytała zaskoczona Laurie.

– Nie, nie myślałem – przyznał uczciwie. – Pomysł, żeby preparat zbadał weterynarz patolog, nie pochodzi ode mnie. To pomysł parazytologa ze szpitala. Podejrzewa, że ziarniak powstał z powodu pasożyta, ale nie potrafił rozpoznać którego.

– Może powinieneś podzielić się sugestią o przeszczepie ksenogenicznym z Tedem Lynchem – zaproponowała Laurie. – Jako ekspert od DNA może ma w swoim worku ze sztuczkami coś, co pozwoli definitywnie powiedzieć tak albo nie.

– Znakomity pomysł! – powiedział Jack z zachwytem. – Jak możesz wpadać na takie rozwiązania, znajdując się na skraju wyczerpania? Zadziwiasz mnie. Mój umysł zapadł już w nocną śpiączkę.

– Komplementy zawsze mile widziane. Szczególnie w ciemnościach, kiedy nie widać moich rumieńców.

– Zaczynam podejrzewać, że jedynym sposobem rozwiązania sprawy Franconiego będzie szybka podróż do Gwinei Równikowej.

Laurie błyskawicznie odwróciła się na siedzeniu, tak że mogła spojrzeć prosto w twarz Jacka. W półmroku nie widziała jego oczu.

– Nie mówisz poważnie. Żartujesz, prawda?

– No cóż, chyba nie ma co dzwonić do GenSys ani jechać do Cambridge, wejść do ich biura i zapytać: "Cześć, kochani, to co wy tam robicie w tej Gwinei Równikowej?"

– Ale przecież rozmawiamy o Afryce. To szaleństwo. Trzeba przelecieć pół świata. Poza tym, jeżeli sądzisz, że nie dowiesz się niczego w Cambridge, to dlaczego wydaje ci się, że dowiesz się w Afryce?

– Może dlatego, że nie spodziewają się mnie tam. Chyba nieczęsto odwiedzają ich goście.

– To szalone – rzuciła Laurie, unosząc gwałtownie ręce i wywracając oczyma.

– Hej, spasuj nieco – odparł Jack. – Nie powiedziałem, że jadę. Mówiłem tylko, że zaczynam o tym myśleć.

– Dobra, to przestań o tym myśleć. Mam dość zmartwień na głowie.

Jack uśmiechnął się.

– Ty się naprawdę niepokoisz, jestem wzruszony.

– Och, pewnie! – odpowiedziała z przekąsem. – Nie bardzo cię wzruszały wszystkie moje prośby o rezygnację z jazdy na rowerze po mieście.

Taksówka podjechała pod budynek, w którym mieszkała Laurie, i zatrzymała się. Laurie sięgnęła po portmonetkę, ale Jack położył dłoń na jej ręce i powiedział:

– Ja stawiam.

– Dobrze, następnym razem moja kolej. – Wystawiła nogę za drzwi i zatrzymała się. – Gdybyś obiecał, że pojedziesz taksówką do domu, moglibyśmy zakrzątnąć się koło jakiejś kolacji u mnie.

– Dzięki, ale nie dzisiaj. Pojadę jednak do domu rowerem. Z pełnym żołądkiem pewnie natychmiast bym usnął.

– Gorsze rzeczy się zdarzają.

– Odłóżmy to na inną okazję – Jack pozostał przy swoim.

Laurie wysiadła z taksówki, lecz jeszcze odwróciła się i pochyliła.

– Obiecaj mi w takim razie tylko jedno: dzisiaj wieczorem nie wyjedziesz do Afryki.

Jack przygotował się już na kuksańca, ale w ostatniej chwili machnęła ręką.

– Dobranoc, Jack – powiedziała, uśmiechając się ciepło.

– Dobranoc, Laurie. Porozmawiam z Warrenem i zadzwonię do ciebie.

– Och, świetnie – ucieszyła się. – Z tego wszystkiego zapomniałam o nich. Będę czekać na telefon.

Laurie zatrzasnęła drzwi taksówki, odprowadziła ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła za rogiem Pierwszej Avenue, dopiero wtedy odwróciła się w stronę domu. Jack jest czarującym, ale i skomplikowanym mężczyzną, pomyślała.

1 ... 61 62 63 64 65 66 67 68 69 ... 101 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название