-->

Wygrana

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wygrana, Baldacci David-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wygrana
Название: Wygrana
Автор: Baldacci David
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 298
Читать онлайн

Wygrana читать книгу онлайн

Wygrana - читать бесплатно онлайн , автор Baldacci David

LuAnn Tyler, ?yjaca w skrajnej n?dzy ze sw? c?reczk? Lis? w przyczepie samochodowej, otrzymuje nagle propozycj? intratnej pracy. Gdy przybywa na um?wione spotkanie, okazuje si?, ?e propozycja dotyczy nie pracy, ale udzia?u w loterii krajowej, kt?ry mia?by przynie?? LuAnn g??wn? wygran?. Dziewczyna pozostawia sobie czas na przemy?lenie propozycji. Dalej wypadki tocz? si? w b?yskawicznym tempie: LuAnn zostaje zapl?tana w morderstwo dw?ch m??czyzn, a jednocze?nie zamieszana w afer? korupcyjn?. ?cigana przez policj? i FBI, ucieka za granic?, ale po latach wraca, by ostatecznie rozwik?a? tajemnicz? r?wnie? dla niej samej histori?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 59 60 61 62 63 64 65 66 67 ... 90 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

LuAnn kręciła już energicznie głową.

– Proszę przestać.

– Nie zrobił tego za darmo. Musieliście mu oddać część swoich wygranych. Ale jak on to ustawił? Dlaczego? Co robi z takimi ogromnymi sumami? Czy to jedna osoba? – Donovan sypał pytaniami jak z rękawa. – Kto, co, kiedy, dlaczego, jak? – Chwycił LuAnn za ramię. – Dobrze, przyjmuję do wiadomości twoje ostrzeżenie, że ten, który za tym stoi, jest bardzo niebezpieczny. Ale nie zapominaj o potędze prasy, LuAnn. Kładła na łopatki większych aferzystów. Uda nam się, jeśli połączymy siły. – LuAnn milczała. Donovan puścił jej ramię. – Proszę tylko, żebyś się nad tym zastanowiła, LuAnn. Ale czas pogania.

Zatrzymali się obok jego samochodu. Donovan wysiadł, ale zaraz zajrzał z powrotem przez otwarte drzwiczki.

– Pod tym numerem czekam na wiadomość od ciebie. – Podał jej wizytówkę. LuAnn nie wzięła jej.

– Nie chcę wiedzieć, gdzie cię szukać. Będziesz bezpieczniejszy. – I nagle chwyciła go za rękę. Ścisnęła ją tak, że Donovan skrzywił się z bólu.

– Weź to. – Wyjęła z torebki pękatą kopertę. – Masz tu dziesięć tysięcy dolarów. Spakuj się, jedź na lotnisko, wsiądź do samolotu i wynoś się stąd w diabły. Zadzwoń do mnie, kiedy już się gdzieś urządzisz, to prześlę ci tyle pieniędzy, że do końca życia starczy ci na hotele i restauracje.

– Ja nie chcę pieniędzy, LuAnn. Chcę prawdy.

– Do jasnej cholery! – krzyknęła niemal LuAnn. – Robię, co mogę, żeby ocalić ci życie!

Upuścił swoją wizytówkę na fotel pasażera.

– Ostrzegłaś mnie i dziękuję ci za to. Ale jeśli nie chcesz mi pomóc, to poszukam informacji gdzie indziej. Tak czy owak, ten artykuł ujrzy światło dzienne. – Spojrzał na nią z troską. – Jeśli ten osobnik jest chociaż w połowie tak niebezpieczny, jak twierdzisz, to może sama pomyśl o wyniesieniu się stąd w diabły. Kto wie, czy nie ma teraz na celowniku mojego tyłka, ale to tylko mój tyłek. Ty masz dziecko. – Urwał i na odchodnym dorzucił jeszcze: – Mam nadzieję, że oboje z tego wybrniemy, LuAnn. Naprawdę.

Podszedł do swojego wozu, wsiadł i odjechał. LuAnn patrzyła za nim przez chwilę, a potem wzięła głęboki oddech, by uspokoić rozdygotane nerwy. Jeśli szybko czegoś nie zrobi, Jackson zabije tego człowieka. No dobrze, ale co ma robić? Przede wszystkim nie informować Jacksona o spotkaniu z Donovanem. Rozejrzała się po parkingu, czy Jackson gdzieś się tu nie kręci. Nie, to bez sensu. Ten kameleon mógł być teraz kimkolwiek. I naraz serce podeszło jej do gardła. Czy nie założył jej czasem podsłuchu w telefonach? Jeśli tak, to wie, że Donovan do niej dzwonił, że umówili się na spotkanie. A jeśli wie, to najprawdopodobniej ją śledził. A teraz pojechał za Donovanem. Spojrzała na szosę. Samochodu Donovana nie było już widać. Rąbnęła pięścią w kierownicę.

Nie wiedziała, że Jackson nie założył podsłuchu w jej telefonach. Ale nie zdawała sobie również sprawy, że do podłogi pod jej fotelem przytwierdzony jest mały nadajnik. Ktoś inny słyszał całą jej rozmowę z Donovanem.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIERWSZY

Riggs wyłączył odbiornik i odgłosy docierające z BMW LuAnn ucichły. Ściągnął powoli słuchawki z głowy, usiadł za biurkiem i odetchnął głęboko. Słyszał całą rozmowę LuAnn Tyler z mężczyzną, który okazał się dziennikarzem i nazywał się Thomas Donovan. To nazwisko nie było mu obce. Widywał je od lat w gazetach. Nie spodziewał się jednak natknąć przy okazji na coś, co miało wszelkie znamiona szeroko zakrojonej afery.

– Cholera. – Wstał i wyjrzał przez okno swojego domowego biura. Kolory drzew na tle bladobłękitnego nieba oszałamiały. Na jedno wdrapywała się wiewiórka z kasztanem w pyszczku. Dalej, między pniami, widać było stadko łań prowadzone przez rogatego jelenia do małej sadzawki na terenie posesji Riggsa. Tak spokojnie, tak sielsko, tego właśnie szukał. Obejrzał się na nadajnik, za pośrednictwem którego podsłuchał rozmowę LuAnn z Donovanem.

– LuAnn Tyler – powiedział na głos. Ktoś zupełnie inny od Catherine Savage, sama mu tak powiedziała. Nowa tożsamość, nowe życie, wszystko nowe. Coś mu to przypominało.

Sięgnął do telefonu, zawahał się, podniósł słuchawkę. Dzwonił pod numer, który dano mu przed pięcioma laty na wypadek, gdyby wydarzyło się coś ważnego. Przed dziesięcioma laty Jackson, o czym Riggs nie wiedział, dał podobny numer LuAnn. Dzwonić tylko w sytuacjach awaryjnych. Tak – myślał, wystukując cyfry na klawiaturze aparatu – ta sytuacja chyba się do takich zalicza.

W słuchawce odezwał się syntetyzowany głos automatu zgłoszeniowego. Riggs podyktował kod numeryczny, a potem nazwisko. Mówił powoli, żeby komputer mógł porównać jego głos z wzorcem, celem potwierdzenia autentyczności. Odłożył słuchawkę. Minutę później telefon zadzwonił. Odebrał.

– Szybko – rzekł z uznaniem, siadając.

– Tak reagujemy na wszystkie połączenia z tym numerem. Co jest? Masz jakieś kłopoty?

– Nie bezpośrednio. Ale natrafiłem przypadkowo na coś, co chciałbym sprawdzić.

– Osoba, miejsce czy przedmiot?

– Osoba.

– Kto to jest?

Riggs odetchnął cicho. Miał nadzieję, że postępuje słusznie. Mógł się z tym wstrzymać przynajmniej do czasu, kiedy będzie wiedział coś więcej.

– Potrzebne mi informacje na temat niejakiej Lu Ann Tyler.

W samochodzie wracającej do domu LuAnn zadzwonił telefon.

– Halo?

Odetchnęła z ulgą na dźwięk głosu, który usłyszała.

– Nie mów mi, gdzie jesteś, Charlie, nie wiadomo, czy ta linia jest bezpieczna. – Spojrzała na drogę, żeby zorientować się w okolicy. – Zadzwoń za dwadzieścia minut, wiesz gdzie. – Rozłączyła się. Zaraz po przybyciu w te strony znaleźli w restauracji McDonalda automat łączący rozmowy z zewnątrz. Była to ich bezpieczna linia.

Dwadzieścia minut później stała już przy tym automacie. Odebrała, zanim przebrzmiał pierwszy dzwonek.

– Jak tam Lisa?

– W porządku, oboje mamy się dobrze. Boczy się jeszcze, ale jej przejdzie.

– Wiem. Odzywa się do ciebie w ogóle?

– Trochę. Ale odnoszę wrażenie, że w tej chwili oboje jesteśmy dla niej wrogami. Ma dziewczyna charakterek. Niedaleko padło jabłko od jabłoni, co?

– Co teraz robi?

– Poszła do łóżka. Całą noc jechaliśmy i niewiele spała. Przez całą drogę patrzyła w okno.

– Gdzie jesteście?

– W tej chwili w Pensylwanii, w motelu na przedmieściach Gettysburga, tuż przy granicy ze stanem Maryland. Musieliśmy zrobić sobie postój. Zasypiałem za kółkiem.

– Nie korzystasz chyba z karty kredytowej? Jackson mógłby was namierzyć.

– Myślisz, że masz do czynienia z początkującym w tych sprawach? Tylko gotówka.

– Zwracałeś uwagę, czy nikt was nie śledzi?

– Kluczyłem. Zjeżdżałem z międzystanowej w boczne drogi, zatrzymywałem się w miejscach publicznych. Dobrze się przyglądałem każdemu samochodowi, który wydał mi się choć trochę znajomy. Nikt za nami nie jedzie. A co u ciebie? Poderwałaś już Riggsa?

LuAnn zarumieniła się.

– Można tak powiedzieć. – Zawiesiła głos i odchrząknęła. – Widziałam się z Donovanem.

– Z kim?

– Tym gościem z chaty. Nazywa się Donovan i jest dziennikarzem.

– O cholera!

– Wie o dwunastu zwycięzcach loterii.

– Skąd?

– To trochę skomplikowane. Krótko mówiąc, rzuciło mu się w oczy, że żadne z nas nie ogłosiło bankructwa. A na dodatek wszyscy pomnażamy swoje majątki. Podobno to nietypowe dla wygrywających na loterii.

– Cholera, z tego wynika, że Jackson nie jest jednak doskonały.

– To pocieszające. No, muszę już kończyć. Podaj mi swój numer.

Charlie podyktował jej numer telefonu.

– Mam ze sobą komórkę, LuAnn. Znasz numer?

– Na pamięć.

– Nie podoba mi się, że siedzisz tam sama. Bardzo mi się nie podoba.

– Jakoś się trzymam. Mam trochę spraw do przemyślenia. Chcę się przygotować na następny kontakt z Jacksonem.

– Nie wiem, czy to możliwe. Ten facet nie jest człowiekiem.

LuAnn odwiesiła słuchawkę i wróciła do samochodu. Zanim wsiadła, rozejrzała się dyskretnie po parkingu. Nikogo podejrzanego nie dostrzegała. Ale to o niczym jeszcze nie świadczyło. Jackson nigdy nie wyglądał podejrzanie.

Charlie odłożył słuchawkę, zajrzał do Lisy, a potem podszedł do okna. Zajmowali pokój na parterze. Budynek miał kształt końskiej podkowy i Charlie widział nie tylko parking, ale i przeciwległe skrzydło motelu. Sprawdzał co pół godziny, czy ktoś przyjechał po nich. Nie dostrzegł jednak osobnika, który obserwował go przez lornetkę z głębi pokoju usytuowanego dokładnie naprzeciwko. Samochód tego człowieka nie stał na parkingu, bo nie był on gościem motelu. Włamał się do pokoju, kiedy Charlie z Lisą poszli coś zjeść. Mężczyzna odłożył lornetkę, zapisał sobie coś w notesie, i znowu uniósł ją do oczu.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY DRUGI

BMW skręciło w podjazd i zatrzymało się. LuAnn zgasiła silnik. Najpierw postanowiła się rozejrzeć. Nie wróciła do siebie. Jakiś czas krążyła bez celu po okolicy, potem przyjechała tutaj. Jeep stał przed domem, a więc jego właściciel był pewnie u siebie. Wysiadła i wstąpiła na schodki prowadzące na werandę.

Riggs słyszał, jak samochód LuAnn zatrzymuje się przed domem. Kończył właśnie rozmowę telefoniczną, na biurku przed nim leżała zapisana gęsto kartka. Wiedział teraz więcej, niż chciałby wiedzieć. Na samą myśl ściskało go w dołku.

Kiedy zapukała, otworzył drzwi. Weszła nie spoglądając na niego.

– Jak poszło? – spytał.

LuAnn krążyła chwilę po pokoju, potem usiadła na kanapie i spojrzała na niego, wzruszając ramionami.

– Nie za dobrze – mruknęła apatycznie.

Riggs przetarł oczy i zajął miejsce w fotelu naprzeciwko.

– Opowiedz mi o wszystkim.

– Po co? Po jakiego diabła miałabym cię w to wciągać?

Zastanawiał się chwilę, co na to odpowiedzieć. Mógł się teraz wycofać. Najwyraźniej świadomie podsuwała mu pretekst. Mógł jej powiedzieć, że ma rację, odprowadzić do drzwi i więcej się z nią nie spotkać. Patrząc na nią, taką zmęczoną i samotną, odezwał się cicho, ale z naciskiem:

1 ... 59 60 61 62 63 64 65 66 67 ... 90 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название