-->

Chromosom 6

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Chromosom 6, Cook Robin-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Chromosom 6
Название: Chromosom 6
Автор: Cook Robin
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 241
Читать онлайн

Chromosom 6 читать книгу онлайн

Chromosom 6 - читать бесплатно онлайн , автор Cook Robin

Z kostnicy znikaja zw?oki Carla Franconiego, znanej postaci ?wiata przest?pczego. Kilka dni p??niej trafiaj? one, mocno okaleczone, na st?? autopsyjny Jacka Stapletona. Poszukiwania odpowiedzi na nasuwajace si? pytania prowadz? a? do Gwinei R?wnikowej…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 44 45 46 47 48 49 50 51 52 ... 101 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Żałuję, że nie jestem równie pewny siebie jak ty – przyznał Kevin.

– Czy podczas pracy z komputerem uzyskałeś informacje potwierdzające podział bonobo na dwie grupy?

Skinął twierdząco głową.

– Większa grupa pozostaje stale w pobliżu jaskiń. Składa się głównie ze starszych egzemplarzy, w tym z naszych dwóch. Druga trzyma się lasu po północnej stronie Rio Diviso. Żyją w niej głównie młodsze małpy, chociaż trzecia z najstarszych jest z nimi również. To duplikat Raymonda Lyonsa.

– Bardzo dziwne.

– Cześć wam – rzuciła Candace na powitanie, wchodząc bez pukania. – Zmieściłam się w czasie? Nawet nie wysuszyłam sobie włosów. Jej podkręcone zwykle włosy były mokre i zaczesane prosto do tyłu od samego czoła.

– Jesteś w samą porę – uspokoiła ją Melanie. – Ty jedna okazałaś się dość mądra, żeby się wyspać. Muszę przyznać, że jestem wyczerpana.

– Czy Siegfried Spallek próbował się z tobą kontaktować? – zapytał Kevin.

– Około dziewiątej trzydzieści. Wyrwał mnie z głębokiego snu. Mam nadzieję, że zachowałam się rozsądnie.

– Co mówił?

– Właściwie był bardzo miły. Nawet przeprosił za wydarżenia poprzedniej nocy. Wyjaśnił także pochodzenie dymu nad wyspą. Powiedział, że to robotnicy palili śmieci.

– Nam powiedziano to samo – wyjaśnił Kevin.

– Co sądzicie? – zapytała Candace.

– Nie kupiliśmy tego – odparła Melanie. – Za bardzo pasuje.

– Też tak przypuszczam – zgodziła się Candace.

Melanie chwyciła torbę.

– No to zaczynajmy przedstawienie – powiedziała.

– Masz klucz? – zapytał Kevin, biorąc przyrządy do lokalizacji zwierząt.

– Oczywiście, że mam.

Melanie powiedziała jeszcze Candace, że przygotowała dla wszystkich lunch.

– Świetnie! Zgłodniałam.

– Poczekajcie sekundę! – Kevin zatrzymał się tuż przed schodami. – Coś mi przyszło do głowy. Wczoraj musieli nas śledzić. Tylko w taki sposób mogli nas zaskoczyć. Oczywiście to znaczy, że tak naprawdę mnie śledzili, bo tylko ja rozmawiałem z Bertramem Edwardsem o dymie nad wyspą.

– Celna uwaga – zgodziła się Melanie.

Spojrzeli po sobie.

– To co teraz zrobimy? – zapytała Candace. – Chyba nie chcemy, żeby nas ktoś śledził.

– Przede wszystkim nie możemy jechać moim samochodem – stwierdził Kevin. – Melanie, gdzie stoi twój? Jest sucho, więc powinniśmy poradzić sobie bez napędu na cztery koła.

– Na dole, na parkingu. Przyjechałam tutaj prosto z centrum weterynaryjnego.

– Jechał ktoś za tobą?

– Nie wiem. Nie oglądałam się.

– Hmmm – zastanowił się Kevin. – Jeśli zamierzają kogoś śledzić, to na pewno mnie. Tak sądzę. Melanie, zejdź na dół, wsiądź do auta i jedź do domu.

– A co wy zrobicie?

– Przez piwnice prowadzi przejście, którym można dojść prosto do elektrowni. Posiedź w domu pięć minut i przyjedź po nas pod elektrownię. Boczne drzwi wychodzą wprost na parking. Wiesz, o czym mówię?

– Wydaje mi się, że tak.

– W porządku. W takim razie tam się spotkamy – zdecydował Kevin.

Rozstali się na parterze, skąd Melanie wyszła wprost na południowy skwar, a Candace z Kevinem zeszli szybko do piwnicy.

Po piętnastominutowym marszu Candace ze zdziwieniem zauważyła, że podziemne korytarze są bardzo rozległe.

– Cała energia elektryczna pochodzi z tego samego źródła. Korytarze łączą wszystkie główne budynki. Jedynie centrum weterynaryjne ma własną siłownię.

– Można się tutaj zgubić.

– Sam się zgubiłem – przyznał Kevin. – I to kilka razy. Ale w czasie pory deszczowej uznałem, że te przejścia są bardzo przydatne. Jest w nich sucho i chłodno.

Gdy przechodzili obok elektrowni, poczuli wibracje pochodzące od pracujących turbin. Po metalowych stopniach wspięli się do drzwi. Natychmiast po wyjściu na parking, Melanie, której wóz stał zaparkowany pod drzewem, podjechała i zabrała ich.

Kevin wsiadł do tyłu, więc Candace mogła usiąść obok Melanie. Nie zwlekając ani sekundy, ruszyli przed siebie. Klimatyzacja działała znakomicie, pokonując upał i stuprocentową wilgotność.

– Widziałaś coś niepokojącego? – spytał Kevin.

– Nic a nic. Jeździłam trochę w kółko, udając, że załatwiam jakieś sprawy. Nikt za mną nie jechał. Jestem pewna na dziewięćdziesiąt dziewięć procent.

Kevin spoglądał przez tylną szybę hondy Melanie w stronę oddalającej się elektrowni, aż za zakrętem zniknęła z pola widzenia. Nie dostrzegł żadnych ludzi, nie gonił ich żaden samochód.

– Według mnie wygląda nieźle – powiedział. Położył się na tylnym siedzeniu, żeby nikt go nie zauważył.

Melanie objechała miasto od północy. Candace tymczasem zabrała się za kanapki.

– Niezłe – stwierdziła, jedząc tuńczyka na pełnoziarnistym pieczywie.

– Przygotowałam je w naszej stołówce w centrum – powiedziała Melanie. – Na dole w torbie są napoje.

– Chcesz, Kevin?

– Chętnie.

Candace podała mu między siedzeniami kanapkę i sok.

Szybko znaleźli się na drodze prowadzącej na wschód w stronę wioski. Ze swojej perspektywy Kevin widział tylko oplatane lianami szczyty rosnących wzdłuż drogi drzew i skrawki czystego błękitu przebijające się między konarami. Po tak wielu miesiącach zachmurzonego, deszczowego nieba, przyjemnie było teraz oglądać słońce.

– Jedzie ktoś za nami? – zapytał po jakimś czasie.

Melanie zerknęła w lusterko.

– Nie widzę żadnego samochodu.

Na drodze nie było w ogóle ruchu, ani do wioski, ani z powrotem. Mijali natomiast wiele kobiet wędrujących skrajem drogi. Większość dźwigała na głowach tobołki.

Kiedy minęli parking przed wiejskim sklepem i wjechali na ścieżkę prowadzącą w stronę wyspy, Kevin usiadł normalnie. Nie bał się już, że ktoś go zauważy. Jednak co kilka minut odwracał się i rozglądał dokładnie, czy nikt ich nie śledzi. Nie przyznawał się przed kobietami, ale był kłębkiem nerwów.

– Wkrótce powinniśmy dojechać do pniaka, na którym tak gwałtownie podskoczyliśmy w nocy – ostrzegł Kevin.

– Nie trafiliśmy na niego, kiedy nas wieźli z powrotem. Musieli go usunąć – zauważyła Melanie.

– Masz rację – przytaknął. Zaimponowało mu, że zapamiętała taki drobiazg. Po strzelaninie wszystkie szczegóły minionej nocy zatarły się w jego pamięci.

Kiedy stwierdził, że są już blisko, pochylił się do przodu, aby przyjrzeć się okolicy przez przednią szybę. Pomimo południowego słońca możliwość dostrzeżenia czegokolwiek w rozciągającej się po obu stronach drogi dżungli nie była większa niż w porze wieczornej. Niewiele światła przedzierało się przez gęstwinę zarośli, zupełnie jakby jechali w tunelu.

Zatrzymali się na polanie. Po lewej stronie stał garaż, a po prawej zauważyli przecinkę prowadzącą na brzeg i do mostu.

– Mam dojechać aż do mostu? – zapytała Melanie.

Zdenerwowanie Kevina rosło. Ślepy zaułek niepokoił go.

Zastanowił się, czy powinien podjechać aż do brzegu, ale doszedł do wniosku, że będą mieli za mało miejsca, żeby zawrócić, i będą musieli wyjechać na wstecznym biegu.

– Moim zdaniem powinniśmy tu zaparkować. Ale najpierw zawróć. Spodziewał się sprzeciwu, ale Melanie tylko jęknęła i wykonała manewr. Pominęli milczeniem to, że będą musieli przejść przez miejsce, w którym ich ostrzelano. Zawróciła na trzy razy.

– No dobra, jesteśmy – powiedziała beztrosko i zaciągnęła ręczny hamulec. Próbowała podtrzymywać wszystkich na duchu. Byli wyraźnie spięci.

– Przyszło mi do głowy coś, co wam się nie spodoba – odezwał się Kevin.

– O co chodzi? – spytała Melanie, spoglądając na odbicie Kevina w lusterku.

– Może powinienem sam podejść po cichu do mostu i rozejrzeć się, czy nie ma nikogo w pobliżu? – zasugerował.

– Na przykład kogo? – zapytała Melanie, chociaż sama także czuła, że nie chciałaby znowu znaleźć się w niepożądanym towarzystwie.

Kevin wziął głęboki oddech, aby dodać sobie odwagi i wysiadł.

– Kogokolwiek. Powiedzmy Alphonse'a Kimby. – Szybkim, krótkim ruchem podciągnął spodnie i ruszył przed siebie.

Ścieżka prowadząca do wody była tak obrośnięta roślinnością, że bardziej przypominała tunel niż używaną drogę. Już na początku skręcała w prawo. Korony drzew nie przepuszczały wiele światła. Rośliny rosnące pośrodku drogi były tak wysokie, że trakt przypominał raczej dwie równolegle wijące się ścieżki.

Kevin pokonał pierwszy zakręt i zatrzymał się. Nie mógł się mylić. Odgłos szybkich kroków na suchej ziemi mieszał się ze szczękiem metalu uderzającego o metal. Żołądek podszedł mu do gardła. Przed nim droga skręcała w lewo. Wstrzymał oddech. W następnej sekundzie zauważył ubranych w polowe mundury żołnierzy gwinejskich wychodzących zza zakrętu i zmierzających w jego stronę. Wszyscy byli uzbrojeni.

Kevin obrócił się na pięcie i pognał z powrotem tak szybko jak chyba nigdy w życiu. Kiedy wybiegł na polanę, zawołał do Melanie, żeby natychmiast ruszała. Dobiegł do wozu, otworzył tylne drzwi i wręcz zanurkował do wnętrza. Melanie próbowała uruchomić silnik.

– Co się stało?!

– Żołnierze! Cały oddział!

Silnik zachłysnął się i zaskoczył. W tej samej chwili żołnierze wysypali się na polanę. Jeden z nich krzyknął coś w chwili, kiedy Melanie wcisnęła gaz.

Mały samochód skoczył do przodu, a Melanie ledwo opanowała kierownicę. Rozległ się strzał i tylna szyba rozsypała się na milion kawałeczków. Kevin uderzył o oparcie tylnego siedzenia. Candace krzyknęła, gdy szyba tuż obok niej także się rozsypała.

Za polaną droga skręcała w lewo. Melanie udało się utrzymać samochód na ścieżce i teraz przycisnęła gaz do dechy. Przejechali prawie siedemdziesiąt metrów, kiedy znowu usłyszeli odległe strzały. Kiedy brali następny zakręt, kule śmignęły obok wozu.

– Dobry Boże! – jęknął Kevin, siadając i otrzepując ubranie z okruchów szkła.

– Teraz naprawdę się wściekłam – stwierdziła Melanie. – Kule przeleciały tuż nad naszymi głowami. Popatrzcie na tył samochodu!

– Ja mam dość – odpowiedział Kevin. – Zawsze bałem się tych żołnierzy, a teraz już wiem dlaczego.

1 ... 44 45 46 47 48 49 50 51 52 ... 101 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название