Chromosom 6
Chromosom 6 читать книгу онлайн
Z kostnicy znikaja zw?oki Carla Franconiego, znanej postaci ?wiata przest?pczego. Kilka dni p??niej trafiaj? one, mocno okaleczone, na st?? autopsyjny Jacka Stapletona. Poszukiwania odpowiedzi na nasuwajace si? pytania prowadz? a? do Gwinei R?wnikowej…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
ROZDZIAŁ 13
6 marca 1997 roku
godzina 12.00
Cogo, Gwinea Równikowa
Kevin całkowicie stracił poczucie czasu. Od kilku godzin siedział wpatrzony w ekran komputera. Nagłe pukanie zburzyło jego koncentrację. Wstał od biurka i poszedł otworzyć drzwi. Z radością ujrzał Melanie, która, nie zwlekając, wślizgnęła się do gabinetu. Miała ze sobą dużą papierową torbę.
– Gdzie się podziali twoi technicy? – spytała.
– Dałem im wolny dzień. W żaden sposób nie potrafiłem się dzisiaj skupić na pracy, więc kazałem im się cieszyć słońcem. Mieliśmy strasznie długą porę deszczową, która wróci do nas, zanim się obrócimy.
– Gdzie jest Candace? – zapytała Melanie, odkładając pakunek na laboratoryjny blat.
– Nie wiem. Nie widziałem się z nią ani nie rozmawiałem, odkąd rano rozstaliśmy się przed szpitalem.
To była długa noc. Po spędzeniu około godziny w lodówce, Melanie namówiła ich do przejścia do dyżurki, którą zajmowała w centrum weterynaryjnym. Pozostali w niej do rana, drzemiąc na zmianę. Kiedy zaczęli się zjawiać pracownicy, wszyscy troje wmieszali się niepostrzeżenie między nich i bez incydentów zdołali wrócić do Cogo.
– Wiesz, jak można się z nią skontaktować?
– Podejrzewam, że wystarczy zadzwonić do szpitala i poprosić o przywołanie – zasugerował Kevin. – Chyba że jest w swoim pokoju, w zajeździe, co biorąc pod uwagę dobre samopoczucie Horace'a Winchestera, jest wielce prawdopodobne. – Zajazdem nazywano w Strefie kwatery dla personelu przyjeżdżającego z pacjentami. Pokoje zostały wydzielone w kompleksie szpitalno-laboratoryjnym.
– Racja – zgodziła się Melanie. Podniosła słuchawkę i poprosiła centralę o połączenie z pokojem Candace. Dziewczyna odpowiedziała po trzecim sygnale. Z głosu jasno wynikało, że spała.
– Idę z Kevinem na wyspę – powiedziała bez wstępów Melanie. – Chcesz się przyłączyć czy wolisz tu zostać?
– O czym ty mówisz? – wtrącił zdenerwowany Kevin. Melanie kiwnęła w jego stronę, żeby był cicho.
– Kiedy? – zapytała Candace.
– Jak tylko się tu zjawisz. Jesteśmy w laboratorium Kevina.
– To mi zabierze jakieś pół godziny. Muszę wziąć prysznic.
– Czekamy – odpowiedziała Melanie i odłożyła słuchawkę.
– Melanie, czyś ty zwariowała? Musi upłynąć nieco czasu, zanim znowu zaryzykujemy wyprawę na wyspę – zaprotestował Kevin.
– Ta dziewczyna tak nie uważa – powiedziała Melanie, wskazując na siebie palcem. – Im szybciej tam pójdziemy, tym lepiej. Jeżeli Bertram odkryje, że zginął klucz, zmieni zamek, i znajdziemy się w punkcie wyjścia. Poza tym, jak powiedziałam w nocy, uważają nas za ciężko przestraszonych. Jeżeli pójdziemy teraz, to unikniemy spotkania ze strażnikami, których na pewno jeszcze nie wystawili.
– Nie wydaje mi się, żebym miał na to ochotę.
– Och, naprawdę? – zapytała lekceważącym tonem. – Hej, przecież to ty wywołałeś całe zamieszanie, w które jesteśmy teraz wplątani. Zaczęło się od twoich obaw, a teraz ja także jestem zaniepokojona. Dzisiaj rano widziałam pewne dowody pośrednio potwierdzające nasze podejrzenia.
– Co takiego?
– Weszłam do części zamkniętej, w której trzymamy bonobo w centrum. Upewniłam się, że nikt mnie nie zauważył, więc nie masz powodów do obaw. Straciłam godzinę, ale udało mi się znaleźć matkę z jednym z naszych małych bonobo.
– I? – zapytał Kevin, chociaż nie był pewny, czy chce usłyszeć resztę.
– Przez cały czas, gdy tam byłam, małe chodziło na tylnych kończynach tak jak ty czy ja. – Oczy Melanie rozbłysły uczuciem graniczącym ze złością. – Istoty tak się zachowujące zwykliśmy nazywać dwunożnymi.
Kevin skinął głową i spojrzał w drugą stronę. Napięcie Melanie odbierało mu odwagę, a jej słowa potwierdzały najgorsze przypuszczenia.
– Musimy się na sto procent przekonać, jak jest naprawdę. A możemy to zrobić tylko w jeden sposób: idąc tam – podsumowała Melanie.
Kevin znowu skinął głową.
– Przygotowałam kilka kanapek – wskazała na papierową torbę. – Wyobraź sobie, że jedziemy na piknik.
– Ja również odkryłem dziś rano coś niepokojącego. Pozwól, że ci zademonstruję. – Przysunął taboret do komputera. Poprosił Melanie, żeby usiadła, a sam zajął swoje miejsce. Uderzył w kilka klawiszy i na ekranie pojawiła się mapa Isla Francesca. – Nakazałem komputerowi kontrolować przez kilka godzin aktywność wszystkich siedemdziesięciu trzech bonobo. Następnie skondensowałem dane tak, że mogłem obserwować ich aktywność w przyspieszonym tempie – wyjaśnił. – Popatrz co z tego wyszło.
Kliknął myszką, żeby rozpocząć wyświetlanie pożądanego obrazu. Liczne czerwone punkty błyskawicznie wytyczyły skomplikowany wzór geometryczny. Zabrało to jedynie kilka sekund.
– Wygląda, jakby kura nabazgrała pazurem – stwierdziła Melanie.
– Jeśli nie liczyć tych dwóch punktów – zwrócił uwagę Kevin.
– Najwyraźniej te dwa nie ruszały się za dużo.
– No właśnie. Oznaczone są numerami sześćdziesiąt i sześćdziesiąt siedem. – Kevin sięgnął po mapę topograficzną wyspy, którą wyniósł niechcący z gabinetu Bertrama. – Wyrysowałem marszrutę małpy numer sześćdziesiąt. Zmierzała prosto na południe w stronę Lago Hippo. Według mapy nie ma tam drzew.
– Jakie jest twoje wyjaśnienie?
– Poczekaj. Potem wybrałem fragment siatki, uzyskując obraz kwadratu wyspy, w którym zlokalizowałem numer sześćdziesiąt. Wydzieliłem kwadrat o boku około piętnastu metrów. Popatrz, co się stało.
Znowu kliknął po uprzednim wybraniu opcji. Jeszcze raz czerwony punkt reprezentujący bonobo numer sześćdziesiąt pojawił się na ekranie.
– W ogóle się nie rusza – zauważyła Melanie.
– Obawiam się, że nie – przytaknął Kevin.
– Sądzisz, że śpi?
– O tej porze? A poza tym nawet we śnie powinien się poruszać. Zastosowana skala pozwoliłaby to zobaczyć. System jest wystarczająco czuły.
– Jeśli nie śpi, to co robi?
Kevin wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Może znalazł sposób na pozbycie się nadajnika.
– O tym nie pomyślałam. To straszne podejrzenie.
– Oprócz tego przychodzi mi do głowy, tylko jedno rozwiązanie: śmierć bonobo.
– Myślę, że to możliwe. Ale wydaje się mało prawdopodobne. To młode, nadzwyczajnie zdrowe zwierzęta. Upewniliśmy się o tym. Do tego przebywają w środowisku pozbawionym naturalnych wrogów, a pożywienia mają pod dostatkiem.
Kevin westchnął.
– Cokolwiek to jest, jest niepokojące i jeżeli dostaniemy się tam, musimy to sprawdzić.
– Ciekawe, czy Bertram o tym wie? Ogólnie rzecz biorąc, nie wróży to dobrze całemu programowi – stwierdziła Melanie.
– Myślę, że powinienem mu powiedzieć.
– Poczekajmy z tym do czasu, aż wrócimy z wyspy.
– Oczywiście – zgodził się Kevin.
– Odkryłeś coś jeszcze, korzystając z tego programu?
– Tak. Poważnie umocniłem się w moich podejrzeniach co do wykorzystywania przez bonobo jaskiń. Zobacz.
Kevin zmienił współrzędne geograficzne i przeniósł się na skalisty grzbiet wyspy. Teraz poprosił komputer o wykazanie trasy aktywności jego własnego duplikatu, małpy oznaczonej numerem jeden.
Melanie śledziła uważnie drogę czerwonego punktu, który nagle znikł. Po chwili znowu pojawił się w tym samym miejscu i przeszedł kawałek. Następnie ta sama sekwencja zdarzeń powtórzyła się po raz trzeci.
– Zdaje się, że muszę się zgodzić – stwierdziła Melanie. – Wygląda to tak, jakby twój bonobo wchodził i wychodził z jaskini.
– Kiedy tam będziemy, powinniśmy chyba dobrze się przyjrzeć naszym duplikatom. Są najstarsze, więc jeżeli któreś z transgenicznych bonobo zachowują się jak hominidy, to powinny to być te.
Melanie przytaknęła.
– Skóra mi cierpnie na myśl, że mam zobaczyć moją małpę. Ale nie będziemy mieli tam za dużo czasu. A biorąc pod uwagę, że wyspa ma dwanaście mil kwadratowych, niezwykle trudno będzie znaleźć określoną istotę.
– Mylisz się. Mam przyrząd, którego używają do odławiania zwierząt. – Wstał od komputera i podszedł do biurka. Kiedy wrócił, trzymał w ręku przyrząd do lokalizacji małp otrzymany od Bertrama. Pokazał aparat Melanie i objaśnił jego działanie. Była pod wrażeniem.
– Gdzie ona się podziewa? – spytała, spoglądając na zegarek. – Chciałam dostać się na wyspę w porze lunchu.
– Czy Siegfried rozmawiał z tobą dziś rano?
– Nie. Był u mnie Bertram. Wyglądał na naprawdę wściekłego, powiedział, że go rozczarowałam. Możesz sobie wyobrazić? Co to ma znaczyć, że mnie wyrzuca, czy jak?
– Czy w jakikolwiek sposób próbował wyjaśnić pochodzenie dymu, który widziałem?
– Ach, tak. Szedł jak po sznurku. Powiedział, że ludzie Siegfrieda wykonywali jakieś prace na wyspie i palili śmieci. Twierdził, że to działo się poza jego wiedzą.
– Z pewnością – skomentował Kevin. – Siegfried rozmawiał ze mną zaraz po dziewiątej. Opowiedział mi tę samą historyjkę. Powiedział nawet, że rozmawiał z doktorem Lyonsem, który był bardzo rozczarowany naszym zachowaniem.
– Pewnie się popłakałeś? – powiedziała Melanie. – Nie sądzę, aby mówił prawdę o ekipie pracującej na wyspie.
– Jasne, że kłamał – powiedziała Melanie z przekonaniem. – Bertram położył nacisk na to, że musi wiedzieć na bieżąco o wszystkim, co dotyczy wyspy. Człowiek zaczyna się zastanawiać, co oni sobie o nas myślą. Czy taki Bertram sądzi, że urodziłam się wczoraj?
Kevin wstał i wyraźnie podenerwowany podszedł do okna. Popatrzył na odległą wyspę.
– Co znowu? – zapytała Melanie.
– Siegfried – odpowiedział i spojrzał na koleżankę. – To jego ostrzeżenie o tutejszym prawie, które zastosuje wobec nas. Przypomniał, że wejście na wyspę może zostać potraktowane jako wystąpienie przeciwko państwu. Nie sądzisz, że powinniśmy potraktować to poważnie?
– Rany boskie, nie!
– Skąd ta pewność? Mnie Siegfried naprawdę przeraża.
– Mnie też by przeraził, gdybym była mieszkanką Gwinei Równikowej. Ale my nie jesteśmy obywatelami tego państwa. Jesteśmy Amerykanami. Dopóki jesteśmy w Strefie, stare dobre prawo amerykańskie ma nas pod swoją ochroną. Najgorsze, co mogą nam zrobić, to wylać z roboty. I jak powiedziałam zeszłej nocy, nie jestem pewna, czy nie przyjęłabym tego z ulgą. W tej chwili Manhattan wydaje mi się fajnym miejscem.