Smiertelna ekstaza
Smiertelna ekstaza читать книгу онлайн
Drew Mathias, zdolny elektronik i entuzjasta gier komputerowych, nie mia? ?adnego powodu, ?eby odebra? sobie ?ycie. Podobnie jak wzi?ty nowojorski adwokat S.T. Fitzhugh, wp?ywowy senator Peary czy Cerise Devane, przebojowa w?a?cicielka popularnego brukowca. Tych czworga nie ??czy?o nic poza tym, ?e postanowili odej?? z tego ?wiata. ?ledztwo nie przynios?o ?adnego rezultatu, ale porucznik Eve Dallas z nowojorskiej policji nie chce uwierzy?, ?e by?y to samob?jstwa. Kto jednak i dlaczego chcia?by pozbawi? ?ycia czworo niezwi?zanych ze sob? ludzi? I jak tego dokona??
Porucznik Dallas postanawia mimo wszystko poszuka? odpowiedzi na te pytania. Oczywi?cie mo?e liczy? na pomoc ?wie?o po?lubionego m??a – superprzystojnego, superinteligentnego i bogatego Raorke’a – kt?ry kocha j? do szale?stwa i zrobi dla niej wszystko.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Już w porządku. – Dala. krok w jego stronę, lecz potrząsnął głową. – Nie uciekaj przede mną, Roarke, jeżeli me chcesz mnie naprawdę skrzywdzić. Nie rób tego.
– Daj mi jeszcze chwilę. – Przejechał dłońmi po twarzy. Wciąż czuł lekki zawrót.głowy i mdłości; w ogóle czuł się nieswojo.
– Boże, muszę się napić.
– Wróćmy więc do mojego pytania. Ile wypiłeś?
– Nie aż tyle. Nie jestem pijany, Eye. – Opuścił ręce i rozejrzał się. Schowek, pomyślał tylko. Na litość boską, schowek. – Nie wiem, co się stało, co mnie naszło. Tak mi przykro.
– Widzę. – Ale ciągle jeszcze me rozumiała wszystkiego. – Mówiłeś coś, coś dziwnego. Brzmiało jak „liomsa”.
Oczy mu pociemniały.
– To po irlandzku. Znaczy – moja. Nie mówiłem po irlandzku od… od dzieciństwa. Mój ojciec często używał tego języka… kiedy był pijany. – Przez chwilę się zawahał, ale wyciągnął rękę i musnął palcami jej policzek. – Byłem taki brutalny, taki nieostrożny.
– Nie jestem jednym z twoich kryształowych wazonów, Roarke. Wytrzymam.
– Ale nie coś takiego. – Przypomniał sobie płaczliwe protesty dziwek dochodzące zza cienkich ścian i wdzierające się do jego uszu, gdy ojciec brał je do łóżka. – Nie coś takiego. W ogóle o tobie nie myślałem. Nie ma dla mnie usprawiedliwienia.
Nie chciała, żeby się upokarzał. Czuła się wtedy bezradna.
– Wyręczasz mnie, bo sama chciałam cię ukarać. Cóż, możemy wracać.
Dotknął jej ręki, zanim otworzyła drzwi.
– Eve, naprawdę nie wiem, co się stało. Staliśmy tam chwilę, słuchając Mavis, i nagle… to była jakaś nieokiełznana, straszna siła. Jakby od tego zależało moje życie. To nie był seks, to była walka o przetrwanie. Nie mogłem nad tym zapanować. To mnie ivtak nie usprawiedliwia…
– Zaczekaj. – Oparła się plecami o drzwi, starając się rozdzielić rolę policjanta od roli kobiety, detektywa od żony. – Nie przesadzasz?
t- Nie. Czułem się tak, jakby ktoś zacisnął mi ręce na gardle. Uśmiechnął się słabo. – No, może akurat nie chodzi o ten szczegół anatomii. Nic jednak nie jest w stanie…
– Zapomnij na chwilę o swojej winie, dobra? I pomyśl. – Jej oczy
Stały się chłodne, stanowcze. – Niespodziewany i przemożny impuls – wręcz przymus. Taki, którego ty, wyjątkowo opanowany facet, nie mogłeś powstrzymać? I dlatego wziąłeś mnie z finezją żyjącego w celibacie, spoconego kawalera, który odbywa szybki numerek z wynajętym automatem?
Skrzywił się, czując nowy przypływ wyrzutów sumienia.
– Nie musisz mi przypominać.
– To nie w twoim stylu, Roarke. Czasem rzeczywiście nadajesz takie tempo, że nie mogę nadążyć, ale robisz to zręcznie, z wprawą. Bywasz brutalny, ale nigdy bezlitosny. Jako osoba, która kochała się z tobą na prawie wszystkie możliwe sposoby, na jakie pozwała anatomia, mogę zaświadczyć, że nigdy nie jesteś samolubny.
– Cóż. – Nie był całkiem pewien, jak ma zareagować. – Onieśmielasz mnie.
– To nie byłeś ty – powiedziała cicho.
– Pozwolę sobie mieć inne zdanie.
– To, w co się zmieniłeś, nie było tobą – uściśliła. – I tylko to się liczy. Coś się w tobie wyłączyło. Albo włączyło. Ten sukinsyn.
– Wzdrygnęła się. Ich spojrzenia spotkały się i zdawało się, że w oczach Roarke”a zaświtało zrozumienie. – Ten sukinsyn coś ma. Mówił mi o tym, kiedy tańczyliśmy. Przechwalał się, a ja nie zrozumiałam. Ale nie mógł sobie odmówić małego pokazu. I to go zgubi.
Tym razem uścisk Roarke”a na jej ramieniu był silny.
– Mówisz o Jessie Barrowie. O analizie fal mózgowych i sugestiach. Władzy nad umysłem.
– Muzyka powinna działać na zachowania i myśli ludzi. Na ich uczucia. Powiedział mi to na chwilę przed rozpoczęciem występu. Zarozumiały gnojek.
Roarke przypomniał sobie szok w jej oczach, gdy rzucił nią o ścianę i zaatakował jak taranem.
– Jeżeli masz rację – jego głos brzmiał już spokojnie, zbyt spokojnie – chciałbym pomówić z nim chwilkę na osobności.
– To sprawa dla policji – powiedziała, lecz powstrzymał ją zdecydowanie.
– Pozwolisz mi pomówić z nim sam na sam albo znajdę na niego inny sposób.
W porządku. – Położyła dłoń na jego ręce, nie po to, żeby rozluźnić jego uścisk, lecz w geście solidarności. – W porządku, ale zaczekaj na swoją kolej. Muszę być pewna.
– Poczekam – zgodził się. Facet zapłaci za to, obiecał sobie Roarke, za to, że śmiał wprowadzić w jego związek moment nieufności i lęku.
– Najpierw zaczekamy, aż skończy się koncert – zdecydowała.
– Przesłucham go, nieoficjalnie, w moim biurze na dole, w obecności Peabody. Do tego czasu nie ruszaj go, Roarke. Mówię poważnie.
Otworzył drzwi i wypuścił ją.
– Powiedziałem, że zaczekam.
Wciąż brzmiała ostra, głośna muzyka. Zanim doszli do drzwi, zaatakowała ich uszy wysokimi, chrapliwymi tonami. Kiedy tylko Eye weszła i przedarła się przez tłum, oczy Jessa oderwały się od konsolety i odnalazły jej wzrok.
Uśmiechnął się krótkim, pewnym siebie uśmiechem, który zdradzał rozbawienie.
Była już pewna.
– Znajdź Peabody i powiedz jej, żeby przyszła do mojego biura na dole i przygotowała się do wstępnego przesłuchania. – Odwróciła się do Roarke”a, chcąc, żeby na nią spojrzał. – Proszę. Nie mówimy o osobistych porachunkach. Mówimy o morderstwie. Pozwól mi robić, co do mnie należy.
Roarke odwrócił się bez słowa. W chwili, gdy zniknął w tłumie, przepchnęła się do Summerseta.
– Chcę, żebyś miał oko na Roarke”a.
– Słucham?
– Więc posłuchaj. – Wcisnęła palec w jego elegancką marynarkę, niemal wwiercając się w kość. – To bardzo ważne. Może wpaść w kłopoty. Chcę, żebyś nie spuszczał go z oczu, aż minie co najmniej godzina od końca koncertu. Jeśli coś mu się stanie, skopię ci tyłek. Zrozumiano?
Nie rozumiał ani trochę, lecz pojął, że bardzo jej na tym zależy.
Doskonale. – Wymówił to z wielką godnością i ruszył przez taras dystyngowanym krokiem, choć w środku cały się gotował.
Wierząc, że Summerset będzie strzegł Roarke”a jak matka jastrzębica swoich młodych, wróciła na swoje miejsce na widowni. Stanęła w pierwszym rzędzie. Klaskała razem z innymi, zmuszając się nawet do zachęcającego uśmiechu, kiedy Mavis bisowała. Po kolejnej fali aplauzu przecisnęła się do Jessa i zatrzymała się przy konsolecie.
No, nieźle – mruknęła.
– Mówiłem ci, że Mayis to skarb. – W jego oczach czaił się złośliwy cień, gdy się uśmiechnął. – Straciliście z Roarke”em parę kawałków.
Mieliśmy pewne sprawy osobiste – odparła chłodno. – Muszę z tobą porozmawiać, naprawdę, Jess. O twojej muzyce.
– Cieszę się. To lubię najbardziej.
– Jeśli pozwolisz, pójdziemy do jakiegoś bardziej ustronnego miejsca.
– Jasne. – Wyłączył konsoletę, zakodował blokadę. – To twoja impreza.
– Masz rację – odrzekła cicho i poszła przodem.
Zdecydowała się skorzystać z windy, chcąc dostać się do biura szybko i bez świadków. Zaprogramowała więc trasę: najpierw krótki, pionowy zjazd, potem przesunięcie w poziomie, z jednego skrzydła domu do drugiego.
– Muszę ci powiedzieć, że macie tu z Roarke”em fantastyczne gniazdko. Mega fantastyczne.
– Och, na razie nam wystarcza, dopóki nie znajdziemy czegoś większego – powiedziała oschle, starając się nie dopuścić, by jego śmiech wyprowadził ją z równowagi. – Powiedz mi, Jess, czy postanowiłeś pracować z Mavis po tym, gdy się dowiedziałeś o jej związkach z Roarke”em, czy już przedtem?
– Mówiłem ci, Mavis jest jedna na milion. Widziałem ją kilka razy, zagrałem z nią jeden koncert w Przyziemiu i już wiedziałem, że to jest to. – Rozpromienił się w czarującym uśmiechu. Przypominał niewinnego chłopca z chóru kościelnego, który chowa za pazuchą żabę. – Naturalnie fakt, że zna Roarke”a, w niczym mi nie przeszkadzał. Ale to ona miała ze mną śpiewać.
– Wiedziałeś jednak wcześniej o tym, że się znają.
Wzruszył ramionami.
– Słyszałem o tym. Dlatego poszedłem ją zobaczyć. Rzadko bywam w podobnych klubach, ale zrobiła na mnie wrażenie. Gdybym mógł grać z nią naprawdę duże koncerty, a ktoś taki jak Roarke chciałby w to zainwestować, wszystko mogło pójść jak z płatka.
