Kwiat Nieimiertelnoici

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Kwiat Nieimiertelnoici, Robb J. D.-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Kwiat Nieimiertelnoici
Название: Kwiat Nieimiertelnoici
Автор: Robb J. D.
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 213
Читать онлайн

Kwiat Nieimiertelnoici читать книгу онлайн

Kwiat Nieimiertelnoici - читать бесплатно онлайн , автор Robb J. D.

Porucznik Eve Dallas z wydzia?u zab?jstw nowojorskiej policji ma przed sob? trudne zadanie. Pi?kna, s?awna modelka Pandora zosta?a w brutalny spos?b zamordowana, a g??wn? podejrzan? o zbrodni? jest Mavis Freestone, najserdeczniejsza przyjaci??ka Eve. Dallas, przekonana o jej niewinno?ci, postanawia wykry? prawdziwego sprawc?. Jednak coraz to nowe dowody ?wiadcz? przeciwko Mavis i wszyscy radz? Eve, aby zako?czy?a ?ledztwo. Wierna przyja?? obu kobiet zostaje wystawiona na ci??k? pr?b?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 75 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– W jakim nastroju była tamtej nocy?

– Podniecona i zdenerwowana. – Jeny odchyliła głowę do tyłu i zaniosła się głośnym śmiechem.

– Nie wiem, czego się nałykała, ale iskry strzelały jej z oczu. Wydawało się, że działa na przyspieszonych obrotach.

– Pani Fitzgerald – zaczął Feeney niemal przepraszająco – czy uważa pani, że Pandora wzięła jakiś niedozwolony środek?

Zawahała się przez chwilę, po czym wzruszyła alabastrowymi ramionami.

– Żaden legalny specyfik nie poprawia tak samopoczucia, mój drogi. Ani nie czyni cię agresywnym. A tamtego wieczora Pandora czuła się doskonale i była agresywna. Czegokolwiek się najadła, popijała to wiadrami szampana.

– Czy Pandora częstowała nielegalnymi substancjami panią i pozostałych gości? – spytała Eve.

– Nie, nie podzieliła się ze mną. Z drugiej strony, wiedziała, że ja nie biorę. Moje ciało to świątynia. – Uśmiechnęła się, widząc, że spojrzenie Eve spoczęło na jej szklance. – Drink proteinowy. Czyste białko. A to? – Machnęła cienkim papierosem.

– Wegetariański, z domieszką dozwolonych środków uspokajających. Widziałam wielu znanych ludzi, którzy w mgnieniu oka stoczyli się na samo dno. Ja zamierzam cieszyć się długą, szczęśliwą karierą. Pozwalam sobie na trzy ziołowe papierosy dziennie i od czasu do czasu wypijam lampkę wina. Żadnych chemicznych substancji pobudzających, żadnych uszczęśliwiających pigułek. Z drugiej strony… – Odstawiła szklankę. – Pandora była mistrzynią w ćpaniu. Wszystko by połknęła.

– Wie pani, kto był jej dostawcą?

– Nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać. Po prostu nie obchodziło mnie to. Ale gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że znalazła sobie jakieś nowe prochy. Była ożywiona jak nigdy, a poza tym, co muszę z przykrością przyznać, wyglądała lepiej, młodziej niż zwykle. Miała gładką, świeżą skórę. Wydawało się, że bije od niej blask. W pierwszej chwili pomyślałam, że przeszła kurację odmładzającą, ale obie korzystamy z usług salonu kosmetycznego Paradise, a tego dnia Pandora w nim się nie pojawiła. Wiem o tym, bo sama tam byłam. W końcu zapytałam ją o to, ale tylko się uśmiechnęła i powiedziała, że odkryła sekret piękna i zarobi na tym masę pieniędzy.

– Interesujące – skwitował Feeney, wgramoliwszy się do samochodu Eve. – Rozmawialiśmy już z dwiema z trzech osób, które widziały ofiarę ostatnie. Obydwie jej nie znosiły.

– Mogli to zrobić do spółki – rozmyślała na głos Eve. – Jerry Fitzgerald znała Leonarda i chciała z nim pracować. Nic łatwiejszego, niż zapewnić sobie nawzajem alibi.

Feeney poklepał kieszeń, do której schował dyski z kamer monitorujących budynek.

– Zobaczymy, co da się z tego wyciągnąć. Wydaje mi się, że nadal nie znamy motywu zabójstwa. Sprawca nie tylko chciał zabić Pandorę, ale dosłownie wymazać ją z powierzchni ziemi. Musiał wpaść w szał. A mam wrażenie, że tych dwojga nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi.

– Wystarczy poruszyć właściwe struny i każdy się wścieknie. Chcę zajrzeć do ZigZaga, żeby sprawdzić, czy da się udowodnić, o której była tam Mavis. Prócz tego musimy skontaktować się z tym producentem, umówić się na rozmowę. Mógłbyś sprawdzić biura wynajmu samochodów? Nie wyobrażam sobie, aby nasza bohaterka pojechała do Leonarda metrem czy autobusem.

– Jasne. – Wyjął komunikator. – Jeśli zamówiła taksówkę albo wynajęła wóz, za parę godzin będziemy to wiedzieli.

– To dobrze. Przy okazji sprawdź, czy pojechała tam sama, czy też miała towarzystwo.

Za dnia ZigZag świecił pustkami; dopiero w nocy zaczynał tętnić życiem. Teraz, w południe, siedzieli w nim głównie turyści i zabiegani yuppies, których nie odstraszały ani obskurny wystrój, ani gburowata obsługa. Klub przywodził na myśl wesołe miasteczko, które nocą olśniewa swoim przepychem, ale w ostrym świetle dnia wychodzi na jaw cała jego szpetota. Mimo to wciąż zachowywał swą nieokreśloną tajemniczość, przyciągającą tłumy marzycieli.

W knajpie słychać było monotonną muzykę, która zaraz po zachodzie słońca zostanie nastawiona na cały regulator. W otwartym dwupoziomowym pomieszczeniu rzucało się w oczy pięć kontuarów oraz dwa obrotowe parkiety, uruchamiane o dziewiątej wieczorem. Teraz stały nieruchomo, ustawione jeden na drugim, pokiereszowane przez setki roztańczonych nóg.

W porze lunchu oferta klubu ograniczała się do kanapek i sałatek, nazwanych na cześć nieżyjących piosenkarzy rockowych. Tego dnia szef kuchni polecał biały chleb z masłem orzechowym, bananami, cebulą vivaldia i fasolą jalapeno. Elvis i Joplin Combo.

Eve usiadła przy pierwszym kontuarze, zamówiła czarną kawę i zmierzyła wzrokiem barmankę. Nie był to android, jak w niemal wszystkich klubach, tylko żywa kobieta. Zresztą, w ZigZagu nie widać było żadnych robotów.

– Pracujesz na nocnej zmianie? – spytała ją Eve.

– Nie. Siedzę tu tylko w dzień. – Barmanka postawiła filiżankę na kontuarze. Sprawiała wrażenie rezolutnej dziewczyny, takiej, która lepiej prezentowałaby się w reklamie sklepów ze zdrową żywnością niż za barem w klubie.

– Czy wśród pracujących od dziesiątej do trzeciej w nocy jest ktoś, kto miałby szczególną pamięć do twarzy?

– Tutaj wszyscy raczej staramy się nie zwracać uwagi na klientów.

Eve wyciągnęła odznakę i położyła ją na kontuarze.

– Czy to pomogłoby odświeżyć komuś pamięć?

– Trudno mi powiedzieć. – Z obojętnym wyrazem twarzy wzruszyła ramionami. -Wie pani, to porządna knajpa. Mam dzieciaka, dlatego pracuję tylko w dzień i nie zatrudniam się byle gdzie. Zanim się tu zgłosiłam, dokładnie sprawdziłam ten lokal. Dennis chce, żeby w jego klubie była miła atmosfera, i dlatego obsługa ma serca zamiast czipów. Owszem, ludzie jak to ludzie, czasem lubią sobie poszaleć, ale on pilnuje, żeby nie przesadzali.

– Kim jest Dennis i gdzie mogę go znaleźć?

– Do jego gabinetu prowadzą te kręte schody po pani prawej stronie, za pierwszym kontuarem. Dennis jest właścicielem klubu.

– Hej, Dallas, nie ma się co spieszyć, można by coś przekąsić – marudził Feeney, idąc za nią na górę. – Mick Jagger wyglądał dość apetycznie.

– Zamów go na wynos.

Bar na piętrze był zamknięty, ale Dennis najwyraźniej został powiadomiony o nieoczekiwanej wizycie. Lustrzana płyta odsunęła się bez szmeru i oczom Eve ukazał się drobny mężczyzna z wypielęgnowaną twarzą, o spiczastej rudej brodzie i wygolonej jak u mnicha tonsurze.

– Witam w ZigZagu – powiedział niemal szeptem. – Czemu zawdzięczam państwa wizytę?

– Chcielibyśmy prosić pana o pomoc, panie…?

– Dennis, wystarczy Dennis. Zbyt wiele imion wszystko komplikuje. – Gestem zaprosił ich do środka. Atmosfera beztroskiej zabawy kończyła się na progu. Gabinet był skromny, wyposażony tylko w najbardziej potrzebne sprzęty i panowała w nim cisza jak w kościele. – To moja kryjówka – powiedział, świadom kontrastu. – Nie można znaleźć przyjemności w hałasie i widoku kłębiącej się masy ludzi, nie doświadczając stanu dokładnie przeciwnego. Proszę usiąść.

Eve postanowiła zaryzykować i spoczęła na skromnym, twardym krześle; Feeney zajął drugie, identyczne.

– Chcemy sprawdzić, czy ostatniej nocy była tu u pana pewna osoba.

– Dlaczego?

– Wymaga tego prowadzone przez nas śledztwo.

– Rozumiem. – Dennis zasiadł za plastikową bryłą służącą mu jako biurko. – Jaki przedział czasowy państwa interesuje?

– Po jedenastej, przed pierwszą.

– Otwórz ekran. – Fragment ściany odsunął się, ukazując wielki monitor. – Nagranie numer pięć, początek dwudziesta trzecia.

Ekran rozbłysł, wypełniając gabinet mnóstwem barw i dźwięków. Kiedy wzrok Eve przyzwyczaił się do jaskrawego blasku, zobaczyła na monitorze wnętrze klubu widziane z lotu ptaka. Zupełnie jakby niewidzialny obserwator unosił się nad głowami rozbawionego tłumu.

To pasowało do Dennisa. Uśmiechnął się, widząc jej reakcję.

– Wyłącz audio. – Natychmiast zapadła cisza. Bez dźwięku wypełniający ekran obraz wyglądał jak oniryczna wizja zaświatów. Tancerze wyginali się na wirujących parkietach, a światło reflektorów wydobywało z mroku ich oczy – skupione, roześmiane, dzikie. Przy stoliku w kącie siedziało dwoje ludzi, mężczyzna i kobieta, o twarzach wykrzywionych złością; z ich gwałtownych gestów można było wyczytać, że zażarcie się o coś kłócą. Przy innym trwał rytuał godowy, polegający na wymianie głębokich spojrzeń i czułych, nieśmiałych pieszczotach.

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 75 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название