Kwiat Nieimiertelnoici
Kwiat Nieimiertelnoici читать книгу онлайн
Porucznik Eve Dallas z wydzia?u zab?jstw nowojorskiej policji ma przed sob? trudne zadanie. Pi?kna, s?awna modelka Pandora zosta?a w brutalny spos?b zamordowana, a g??wn? podejrzan? o zbrodni? jest Mavis Freestone, najserdeczniejsza przyjaci??ka Eve. Dallas, przekonana o jej niewinno?ci, postanawia wykry? prawdziwego sprawc?. Jednak coraz to nowe dowody ?wiadcz? przeciwko Mavis i wszyscy radz? Eve, aby zako?czy?a ?ledztwo. Wierna przyja?? obu kobiet zostaje wystawiona na ci??k? pr?b?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
6
– Jak chcesz to rozegrać? – Feeney wydął wargi i wlepił wzrok w małą kamerę pod sufitem windy. – Tak jak zwykle? Dobry glina/zły glina?
– Aż dziw bierze, że ta metoda ciągle jest skuteczna.
– Cywile są łatwymi celami.
– Zaczniemy tradycyjnie: przepraszamy za najście, jesteśmy wdzięczni za gotowość współpracy, i tak dalej, i tak dalej. Jeśli zacznie coś kręcić, możemy zmienić śpiewkę.
– Gdyby do tego doszło, ja chcę być złym gliną.
– Nie nadajesz się do tego, Feeney. Spójrzmy prawdzie w oczy.
Obrzucił ją ponurym spojrzeniem.
– Jestem od ciebie wyższy rangą, Dallas.
– A ja prowadzę to śledztwo i lepiej od ciebie odgrywam rolę złej. Pogódź się z tym.
– Dlaczego to ja zawsze muszę być dobrym gliną? – burknął rozżalony, kiedy wyszli z windy na skąpany w jasnym świetle korytarz, bijący w oczy – a jakże – pozłacanym marmurem.
W drzwiach apartamentu naprzeciwko windy jak na zawołanie stanął Justin Young. Eve nie omieszkała zauważyć, że ubrał się stosownie do roli dobrze sytuowanego, ale skorego do współpracy z policją świadka; miał na sobie kosztowne, żółto-brązowe płócienne spodnie i obszerną, jedwabną koszulę w tym samym kolorze. Do tego modne sandały o grubych podeszwach, z ozdobnym paskiem na podbiciu stopy.
– Witam, porucznik Dallas, kapitanie Feeney.
– Na jego pięknej twarzy o posągowych rysach malowała się powaga, a bystro patrzące zabójczo czarne oczy kontrastowały z falującą grzywką w kolorze pozłoty zdobiącej korytarz. Young wyciągnął rękę;
na palcu połyskiwał duży pierścień z onyksem. – Proszę wejść.
– Dziękuję, że zgodził się pan tak szybko z nami spotkać, panie Young. – Może rzeczywiście miała nieco skrzywiony punkt widzenia, ale jeden rzut oka na wnętrze wystarczył, by Eve uznała je za kwintesencję złego gustu.
– To takie straszne, takie okropne. – Young wskazał gościom dużą sofę w kształcie litery L, przykrytą poduszkami w jaskrawych barwach. Po drugiej stronie pokoju ekran medytacyjny zaprogramowany był na widok tropikalnej plaży o zachodzie słońca. – Nie mogę uwierzyć, że ona nie żyje, a tym bardziej, że zginęła tak straszną śmiercią!
– Przepraszamy za najście – zaczął Feeney, wchodząc w rolę dobrego gliny, a zarazem starając się nie gapić na ozdóbki i witraże. – Z pewnością bardzo pan przeżył to, co się stało.
– To prawda. Pandora była moją dobrą znajomą. Napiją się państwo czegoś? – Z gracją spoczął na miękkim fotelu, który wyglądał tak, jakby mógł połknąć małe dziecko.
– Nie, dziękuję. – Eve wierciła się niezgrabnie, usiłując odsunąć górę poduch.
– A ja coś sobie zamówię, jeśli nie mają państwo nic przeciwko temu. Odkąd dotarły do mnie te straszne wieści, niczego nie miałem w ustach. Trzymam się na nogach chyba tylko dzięki nerwom. – Pochylił się do przodu i wcisnął mały guzik na stole. -Poproszę kawę. – Usiadł wygodnie i uśmiechnął się lekko. – Na pewno chcecie mnie zapytać, co robiłem w czasie, kiedy popełniono morderstwo. Wiem, jak wygląda przesłuchanie; grałem w wielu kryminałach. Bywałem policjantem, podejrzanym, a nawet, w początkach kariery, ofiarą. Przy moim ekranowym wizerunku zawsze musiałem być niewinny.
Podniósł głowę. Oczom Eve ukazał się komiczny, a zarazem przerażający widok. Oto do pokoju wmaszerował ubrany w fartuszek służącej domowy android ze szklaną tacą, na której stała filiżanka na talerzyku. Justin, jakby nigdy nic, wziął kawę i podniósł ją obiema rękami do ust.
– Media nie podały, o której godzinie Pandora została zamordowana, ale wydaje mi się, że mogę dokładnie odtworzyć wszystko, co robiłem wczoraj wieczorem. Mniej więcej do północy byłem u niej na małej imprezie. Wyszedłem stamtąd z Jerry, to znaczy Jerry Fitzgerald, i razem wpadliśmy na drinka do pobliskiego prywatnego klubu Ennui. Ostatnio stał się bardzo modny i dobrze jest od czasu do czasu w nim się pokazać. Zdaje się, że siedzieliśmy tam do około pierwszej. Potem przez pewien czas zastanawialiśmy się, czy nie zajrzeć do paru innych lokali, ale, przyznam, mieliśmy już dosyć i alkoholu, i towarzystwa innych ludzi. Przyszliśmy więc tutaj i byliśmy razem aż do dziesiątej. O tej porze Jerry miała się z kimś spotkać. Kiedy wyszła, zacząłem pić poranną kawę, włączyłem wiadomości i usłyszałem, co się stało z Pandorą.
– No, to obskoczył pan cały wieczór – zauważyła Eve. Wyrecytował wszystko, pomyślała, jak dobrze przygotowaną kwestię w sztuce. – Będziemy musieli porozmawiać z panią Fitzgerald, by zweryfikować pańskie zeznania.
– Ależ oczywiście. Czy chcecie państwo, żebym ją poprosił już w tej chwili? Jest w pokoju wypoczynkowym. Śmierć Pandory była dla niej sporym wstrząsem.
– No to niech sobie jeszcze trochę odpocznie – uznała. – Mówił pan, że przyjaźnił się z Pandorą. Czy byliście kochankami?
– Od czasu do czasu, nie było to nic poważnego.
Obracaliśmy się w tych samych kręgach i tyle. Poza tym, jeśli wolno mi w takiej chwili pozwolić sobie na brutalną szczerość, Pandora preferowała mężczyzn, których mogła łatwo owinąć wokół palca, zastraszyć. – Błysnął uśmiechem na znak, że on do takich nie należy. -Wolała facetów, którzy dążyli do sukcesu, od tych, co go osiągnęli. Nie życzyła sobie dzielić sławy z kimkolwiek. Feeney wpadł mu w słowo.
– Z kim spotykała się przed śmiercią?
– Zdaje się, że miała kilku kochanków. Jednego z nich poznała na Starlight Station; nazywała go „przedsiębiorcą", ale jakoś tak ironicznie. Poza tym był ten świetnie zapowiadający się projektant mody, zdaniem Jeny, prawdziwy geniusz. Jak on się nazywał? Michelangelo, Puccini, Leonardo, coś w tym stylu. No i jeszcze Paul Redford, producent filmowy, który był z nami tamtej nocy.
Napił się kawy, po czym zamrugał oczami.
– Leonardo. Tak, właśnie Leonardo. Chyba się o coś posprzeczali. Kiedy byliśmy u Pandory, zjawiła się tam jakaś kobieta. Pobiły się o niego. Całe to zajście byłoby nawet zabawne, gdyby nie wzbudziło w nas takiego zażenowania.
Rozłożył swoje wypielęgnowane palce i przywołał na twarz wyraz lekkiego rozbawienia, zadający kłam jego ostatnim słowom. Dobra robota, pomyślała Eve. Dobrze przygotowana rola, doskonałe wyczucie, idealnie dobrane kwestie.
– Dopiero Paulowi i mnie udało się je rozdzielić.
– Czyli ta kobieta przyszła do domu Pandory i rzuciła się na nią? – spytała Eve, starając się mówić chłodnym, beznamiętnym tonem.
– Och, ależ skąd. Biedaczka była zrozpaczona, zdesperowana. Pandora rzuciła pod jej adresem parę wyzwisk, a potem ją uderzyła. – Justin zademonstrował cios pięścią. – Naprawdę jej przyłożyła. Tamta kobieta była drobna, ale się nie dała. Szybko się pozbierała i skoczyła na Pandorę. Potem zaczęły się mocować, szarpać za włosy, drapać. Kiedy ta nieznajoma wychodziła, zauważyłem, że trochę krwawi. Pandora miała zabójcze paznokcie.
– Czy podrapała rywalkę po twarzy?
– Nie, ale jestem pewien, że nabiła jej dużego sińca. O ile sobie przypominam, tamta dziewczyna miała podrapaną szyję. Cztery długie, paskudne skaleczenia. Niestety, nie wiem, jak się nazywała. Pandora nazwała ją po prostu suką i obrzuciła innymi, równie barwnymi wyzwiskami. Kiedy ta nieznajoma dziewuszka wychodziła, widać było po niej, że walczy, aby nie wybuchnąć płaczem; w drzwiach zapowiedziała Pandorze, mocno poruszona, że pożałuje tego, co zrobiła. Niestety, na koniec pociągnęła nosem i oznajmiła, że miłość wszystko zwycięży, przez co całkowicie zepsuła efekt dramatyczny całej sytuacji.
To podobne do Mavis, pomyślała Eve.
– A jak zachowywała się Pandora po wyjściu tej kobiety?
– Była wściekła i rozgorączkowana. Dlatego wyszliśmy od niej tak wcześnie.
– A Paul Redford?
– On został; nie wiem, na jak długo. – Justin odstawił filiżankę z pełnym żalu westchnieniem. – Trochę nie fair jest mówić źle o Pandorze, kiedy nie ma jej tu z nami, aby mogła się obronić, ale miała naprawdę trudny charakter, często wręcz nie dawało się z nią wytrzymać. Marny los czekał tego, kto jej podpadł.