Przybi? Pi?tk?
Przybi? Pi?tk? читать книгу онлайн
Co czeka Stephanie?- wuj Fred znikn?? bez ?ladu- w torbie na ?mieci znajduje si? cia?o- po mie?cie goni j? paskudny bukmacher- babcia Mazurowa chce pos?u?y? si? paralizatorem- Stephanie mo?e korzysta? z wozu tylko przez czterdzie?ci osiem godzin- dwaj m??czy?ni pr?buj? zaci?gn?? j? do ???ka- nie ma odpowiedniej kiecki na mafijne wesele- jest jeszcze ma?y w?ciek?y cz?owieczek, kt?ry nie chce wynie?? si? z jej mieszkania…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Załatwiałem interes, dziecinko. Ja nie rozmawiam z Yinniem.
A więc właśnie chciałabym z tobą przedyskutować… interes. Wiesz, że byłeś moim mistrzem w robocie łowcy nagród?
Jak w Pigmalionie. Eliza Doolittle i Henry Higgins walczą ze złem w Trenton.
Tak. Prawda jest taka, że ten biznes nie idzie zbyt dobrze.
Nikt nie wieje.
To też.
Komandos oparł się o samochód i skrzyżował ramiona na piersi.
No i?
Pomyślałam sobie, żeby zająć się czymś jeszcze.
No i?
I pomyślałam też, że mógłbyś mi pomóc.
Chcesz nabyć pakiet akcji? Zainwestować forsę?
Nie. Chcę zarobić forsę. Odchylił głowę i zaśmiał się cicho.
Nie nadajesz się do tego, dziecinko.
Zmrużyłam oczy.
Okay – rzekł w końcu. – Co ci chodzi po głowie?
Coś legalnego.
Są różne rodzaje legalności.
Coś całkowicie legalnego. Komandos nachylił się do mnie.
Pozwól, że zapoznani cię z moją etyką zawodową -powiedział ściszonym głosem. – Nie robię niczego, co uważam za moralnie niewłaściwe. Ale czasem mój kodeks odbiega od normy. Czasem mój kodeks jest nie do końca zgodny z oficjalnym prawem. Większość moich działań obejmuje tę szarą strefę, która rozciąga się poza granicami całkowitej legalności.
Więc dobra, co powiesz na to, by podsunąć mi coś z grubsza legalnego i zdecydowanie słusznego w aspekcie moralnym?
Jesteś pewna, że tego chcesz?
Tak. – Nie. Ani trochę.
Twarz Komandosa nie wyrażała żadnych uczuć.
Pomyślę o tym.
Wsunął się za kierownicę swojego wozu. Po chwili silnik zaskoczył i mój mistrz oddalił się.
A ja zostałam z zaginionym wujem, który – niewykluczone – poćwiartował jakąś kobietę, jej rozkawałkowane zwłoki zaś wepchnął do worka na śmieci. Zalegałam też z czynszem. Musiałam sobie jakoś poradzić zarówno z jednym, jak i drugim.