Przybi? Pi?tk?
Przybi? Pi?tk? читать книгу онлайн
Co czeka Stephanie?- wuj Fred znikn?? bez ?ladu- w torbie na ?mieci znajduje si? cia?o- po mie?cie goni j? paskudny bukmacher- babcia Mazurowa chce pos?u?y? si? paralizatorem- Stephanie mo?e korzysta? z wozu tylko przez czterdzie?ci osiem godzin- dwaj m??czy?ni pr?buj? zaci?gn?? j? do ???ka- nie ma odpowiedniej kiecki na mafijne wesele- jest jeszcze ma?y w?ciek?y cz?owieczek, kt?ry nie chce wynie?? si? z jej mieszkania…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Nie sądzisz chyba, że to Fred zabił tę osobę, prawda? – spytała Mabel.
Nie wiedziałam, co sądzić. Wiedziałam tylko, że jestem nieco zaszokowana.
Fred nie wyglądał na człowieka, który byłby zdolny do czegoś takiego – odparłam. – Chciałabyś, żebym przekazała te zdjęcia policji?
Jeśli uważasz, że tak trzeba.
Bez wątpienia.
Musiałam wykonać parę telefonów, a do rodziców rwałam bliżej niż do siebie, taniej też było dzwonić od nich niż z komórki, ruszyłam więc z powrotem na Roosevelt Street.
No i jak? – spytała babka, witając mnie w przedpokoju.
W porządku.
Weźmiesz tę sprawę?
To nie sprawa. To zaginiona osoba. Coś w tym rodzaju.
Będziesz go cholernie długo szukać, jeśli to kosmici -zauważyła babka.
^fykręciłam numer centrali komendy policji w Trenton i poprosiłam o połączenie z Eddiem Gazarrą. Dorastaliśmy razem, a teraz Eddie był żonaty z moją kuzynką Shirley, zwaną Jęczybułą. Był dobrym kumplem, dobrym gliną i dobrym źródłem policyjnych informacji.
Potrzebujesz czegoś – oświadczył z miejsca.
Miłe powitanie.
Mylę się?
Nie. Potrzebuję kilku szczegółów dotyczących pewnego śledztwa.
Nic mogę tego zrobić.
Owszem, możesz – powiedziałam. – To dotyczy wuja Freda.
Zaginionego wuja Freda?
Zgadza się.
Co chcesz wiedzieć?
Wszystko.
Poczekaj.
Podniósł słuchawkę po paru minutach, szeleszcząc papierami.
Zaginięcie zgłoszono w piątek, wedle regulaminu za wcześnie, by wszcząć poszukiwania, ale zawsze traktujemy takie sprawy poważnie. Zwłaszcza w przypadku starych ludzi. Czasem krążą w kółko, szukając drogi do Eldorado.
Myślisz, że tak jest z Fredem?
Trudno powiedzieć. Jego samochód znaleziono na parkingu pod Grand Union. Był zamknięty. Żadnych śladów włamania czy walki. Żadnych śladów kradzieży. Na tylnym siedzeniu leżała bielizna z pralni.
A prócz tego? Zakupy?
Nie. Żadnych zakupów.
A więc dotarł do pralni, ale nie do supermarketu.
Mam tu wszystko po kolei – wyjaśnił Gazarra. -Fred wyszedł z domu o dziewiątej, zaraz potem zjadł lunch. Wiemy, że udał się następnie do banku, First Trenton Trust. Zeznali, że o drugiej trzydzieści pięć pobrał z automatu stojącego w holu dwieście dolarów. Pracownik pralni obok Grand Union, w tym samym centrum handlowym, powiedział, że Fred odebrał bieliznę około drugiej czterdzieści pięć. To wszystko, co mamy.
Brakuje godziny. Dojazd z Burg do Grand Union i banku zajmuje dziesięć minut.
Nie wiem – powiedział Gazarra. – Miał pojechać do tej firmy śmieciarskiej, ale powiedzieli, że się u nich nie pokazał.
Dzięki, Eddie.
Chcesz się zrewanżować? Potrzebuję opiekunki do dzieciaków na sobotę wieczór.
Gazarra zawsze potrzebował opiekunki do dzieciaków. Były miłe, potrafiły jednak dać w kość.
O rany, Eddie, bardzo chciałabym ci pomóc, ale sobota odpada. Już jestem umówiona.
No tak, pewnie.
Posłuchaj, Gazarra, ostatnim razem twoje dzieciaki obcięły mi kosmyk włosów długi na pięć centymetrów.
Nie trzeba było zasypiać. Jak mogłaś kimać przy robocie?
Była pierwsza w nocy!
Potem zadzwoniłam do Joego. Joe Morelli to gliniarz po cywilnemu, a o jego umiejętnościach milczą podręczniki policyjne. Przed kilkoma miesiącami wprowadziłam go do swojego życia i łóżka. A przed kilkoma tygodniami wykopałam. Od tamtej pory spotkaliśmy się kilka razy przypadkowo albo na randkach z kolacją. Przypadkowe spotkania zawsze były serdeczne. Randki z kolacjami miały nieco za wysoką temperaturę i na ogół kończyły się głośną wymianą zdań, którą ja nazywam dyskusją, a Morelli bójką.
Ani jedno z tych spotkań nie miało swego finału w łóżku. Kiedy dorasta się w Burg, małe dziewczynki poznają pewne prawdy bardzo wcześnie. Jedna z tych prawd głosi, że mężczyźni nie kupują towaru, który mogą mieć za darmo. Owe mądre zasady nie powstrzymały mnie przed ofiarowaniem Morellemu moich skarbów, ale sprawiły, że w pewnym momencie przestałam je ofiarowywać. Poza tym bałam się, że zaszłam w ciążę. Choć muszę przyznać, że miałam mieszane uczucia, kiedy się okazało, że to fałszywy alarm. Cień żalu zmieszany z ulgą. I to pewnie żal, bardziej niż ulga, kazał mi spojrzeć poważniej na własne życie i związek z Morellim. A także świadomość, że patrzymy na pewne sprawy zupełnie inaczej. Nie chodziło o to, że wszystko się nagle zawaliło. Raczej o to, że każde z nas bezustannie zakreślało granice własnego terytorium… przypominało to konflikt izraelsko-arabski.
Próbowałam dzwonić pod numer domowy Morellego, do pracy i na komórkę. Bez powodzenia. Za każdym razem zostawiałam mu wiadomość, a na pagerze swój numer telefonu.
No i czego się dowiedziałaś? – spytała babka, gdy tylko odłożyłam słuchawkę.
Niewiele. Fred wyszedł z domu o pierwszej i nieco ponad godzinę później był w banku i pralni. Musiał coś robić przez ten czas, ale nie wiem co.
Matka i babka popatrzyły po sobie.
O co chodzi? – spytałam.
Załatwiał pewnie jakieś osobiste sprawy – wyjaśniła matka. – Nie zawracaj sobie tym głowy.
Może zdradzicie mi wielki sekret?
Kolejna wymiana spojrzeń między matką a babką.
Sekrety są dwojakiego rodzaju – oświadczyła babka. – W pierwszym przypadku nikt nie zna sekretu. W drugim wszyscy go znają, ale udają, że go nie znają. To właśnie ten przypadek.
Więc?
Chodzi o jego dziewczyny.
Dziewczyny?
Fred zawsze ma jakąś na boku – wyznała babka. -Powinien być politykiem.
Chcesz powiedzieć, że Fred miewa romanse? Jest po siedemdziesiątce!
Kryzys wieku średniego – skomentowała babka.
Siedemdziesiątka to nie wiek średni – zauważyłam. -Wiek średni to czterdziestka.
Babka poruszyła nerwowo swoimi czułkami.
Zależy, jak długo chce się żyć. Zwróciłam się do matki.
Wiedziałaś o tym?
Matka wyjęła z lodówki kilka torebek krojonego mięsa i wyłożyła je na talerz.
Ten człowiek był przez całe życie kobieciarzem. Nie wiem, jak Mabel to znosiła.
Chlała – wyjaśniła krótko babka. Zrobiłam sobie kanapkę z wątrobianką i zaniosłam do stołu.
Myślicie, że wuj Fred mógł zwiać z jakąś dziewczyną?
Bardziej prawdopodobne, że jakiś mąż porwał Freda i wywiózł go na wysypisko śmieci – powiedziała babka. -Jakoś nie mieści mi się w głowie, żeby ten dusigrosz zapłacił za pranie, skoro zamierzał zwiać ze swoją flamą.
Orientujecie się, do której chodził?
Trudno było nadążyć – odparła babka i popatrzyła na matkę. – Jak myślisz, Ellen? Wciąż widuje Lorettę Walenowski?
Podobno to już nieaktualne – odparła matka. Odezwał się telefon komórkowy w mojej torebce.
Cześć, cukiereczku – powitał mnie Morelli. – Co to za klęska?
Skąd wiesz, że klęska?
Zostawiłaś mi trzy razy wiadomość, do tego na pagerze. Albo coś się stało, albo bardzo mnie potrzebujesz, poza tym mam dziś kiepski dzień.
Muszę z tobą pogadać.
Teraz?
To potrwa najwyżej minutę.
„Rondelek” to bar przekąskowy niedaleko szpitala, ale powinien nazywać się raczej „Otchłań Tłuszczu”. Morelli przyszedł pierwszy. Stał z kubkiem zimnego napoju w dłoni i wyglądał tak, jakby nie mógł doczekać się końca dnia.
Uśmiechnął się na mój widok… miłym uśmiechem, którym zapłonęły też jego oczy. Otoczył mnie ramieniem, przyciągnął do siebie i pocałował.
Jednak dzień nie jest taki całkiem nieudany -oświadczył.
Mamy problem rodzinny.
Wuj Fred?
Jezu, ty wiesz o wszystkim. Powinieneś być policjantem.
Mądrala – skomentował Morelli. – O co chodzi? Wręczyłam mu paczkę ze zdjęciami.
Mabel znalazła to w biurku Freda dziś rano. Przejrzał fotografie.
Chryste. A co to takiego?
Wygląda jak części ciała.
Postukał mnie plikiem zdjęć po głowie.
Dowcipna jesteś.
Masz jakiś pomysł?
Powinny trafić do Arniego Motta – odparł. – To on prowadzi śledztwo.
Arnie Mott jest gjupr jak but z lewej nogi.
Wiem. Ale to on jest szefem. Mogę mu to przekazać.
No i co o tym myślisz?
Joe pokręcił głową, wciąż studiując zdjęcie na samym wierzchu.
Nie wiem, ale wyglądają na prawdziwe.
Wykonałam niezgodny z przepisami nawrót na Hamil-ton i zaparkowałam niedaleko biura, za czarnym mercedesem S600Y, który, jak podejrzewałam, należał do Komandosa. Komandos zmieniał samochody, tak jak inni mężczyźni zmieniają skarpetki. Były zawsze czarne i drogie. Pod tym względem nie różniły się od siebie.
Connie podniosła wzrok, gdy wpadłam do biura.
Briggs miał naprawdę tylko metr wzrostu? – spytała.
Miał metr wzrostu i nie przejawiał zrozumienia. Powinnam zapoznać się z rysopisem faceta na podaniu o kaucję, zanim zapukałam do jego drzwi. Nie sądzę, byś miała dla mnie coś nowego.
Przykro mi – powiedziała Connie. – Nic.
Koszmarny dzień. Zaginął wuj Fred. Wyszedł w piątek po sprawunki i nikt go więcej nie widział. Samochód znalazł się na parkingu pod Grand Union.
Uznałam, że nie ma sensu wspominać o poćwiartowanych zwłokach.
Miałam wuja, który raz zrobił to samo – wtrąciła Lula. – Doszedł aż do Perth Amboy, zanim ktoś go znalazł. Najedliśmy się strachu.
Drzwi do dalszej części biura były zamknięte, a Komandosa nie było nigdzie widać, domyśliłam się więc, że rozmawia z Yinniem. Spojrzałam wymownie w tamtą stronę.
Komandos u szefa?
Tak – odparła Connie. – Odwalił dla niego jakąś robotę.
Robotę?
Nie pytaj.
Nic z branży?
Absolutnie.
Wyszłam z biura i czekałam na zewnątrz. Komandos pojawił się pięć minut później. Komandos to pół Kubań-czyk, pół Amerykanin. Rysy ma anglosaskie, oczy latynoskie, skórę koloru kawy, a ciało niemal doskonałe. Włosy zaczesane do tyłu i związane w kucyk. Był akurat ubrany w czarny podkoszulek, który przylegał do niego niczym tatuaż, i czarne spodnie, jakie noszą antyterroryści, wsunięte w wysokie czarne buty.
Się masz – przywitałam go.
Komandos popatrzył na mnie znad ciemnych okularów.
Się masz.
Obrzuciłam łakomym spojrzeniem jego samochód.
Niezły mercedes.
Środek transportu – rzekł zwięźle. – Nic specjalnego. W porównaniu z czym? Batmobilem?
Connie mówiła, że rozmawiałeś z Yinniem.