-->

Opitani

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Opitani, Gombrowicz Witold-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Opitani
Название: Opitani
Автор: Gombrowicz Witold
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 177
Читать онлайн

Opitani читать книгу онлайн

Opitani - читать бесплатно онлайн , автор Gombrowicz Witold

Dla mi?o?nik?w Gombrowicza ta sensacyjna powie?? drukowana przed wojn? w prasie codziennej stanowi mo?liwo?? prze?ledzenia w?tk?w mniej znanych w jego tw?rczo?ci. Jest to pe?ne wydanie utworu, kt?rego zako?czenie – w zwi?zku z wybuchem wojny – uwa?ano d?ugo za zagubione lub w og?le nie napisane.

Kryminalna intryga, w?tek romansowy, zag?szczona atmosfera tajemniczo?ci i dzia?ania si? nadprzyrodzonych podnosz? walor tekstu jako "czytad?a" o znamionach jedynej w swoim rodzaju polskiej powie?ci "gotyckiej".

Sensacyjny romans ??cz?cy wiele w?tk?w spotykanych w powie?ciach gotyckich: tajemniczy zamek, w kt?rym straszy, skandal w ks???cej rodzinie, op?tanie, kl?twa…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 74 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Ale jej weźmie! Ją okradnie!

To jedno mógł jej zrobić!

To jej zrobi!

Zbliżył się na palcach do masywnego mebla pod ścianą i otworzył: w głębi były na wieszakach suknie Maji, wypełniające mniej więcej połowę szafy.

Pieniądze musiały znajdować się w jednej z dwu szuflad u dołu – ale w której? Obie były zamknięte.

Wtem posłyszał głosy na schodach. Pobiegł do przyległego pokoju, ażeby przedostać się do sionki, ale tu spotkała go katastrofa: drzwi do sionki były zamknięte na klucz z tamtej strony!

Błyskawicznie rzucił się z powrotem do pokoju Maji i znalazł akurat tyle czasu, żeby schować się do szafy. Zaszył się między suknie i zamknął szczelnie drzwi.

Maja i Cholawicki weszli do pokoju. Walczak słyszał każde ich słowo, a nawet mógł widzieć ich przez szparę.

Kłócili się…

– Może zostawisz mnie samą – mówiła dziewczyna, cicho, jak zawsze, ale głosem do głębi rozdrażnionym. Jestem zmęczona. Skończmy już z tym.

– Nie odejdę, póki mi tego nie wyjaśnisz!

– Nie mam nic do wyjaśnienia! Jesteś śmieszny.

– Wiem, że jestem śmieszny – syknął. – To nonsens, żebym ja musiał robić ci scenę o tego chłopaka! Pomyśleć tylko: ja, ty i trener, pan Walczak! Co za tercet! Ale to się rzuca w oczy! Myślisz, że nie widziałem, jak się zaczerwieniłaś przy stole? Na korcie zachowałaś się, jak wariatka. Dlaczego przerwałaś grę? Czy myślisz, że nie widzę, jak go obserwujesz? A teraz rozmawiałaś z nim na górze i wróciłaś roztrzęsiona! Co to znaczy?

– Zastanów się, co mówisz. Ubliżasz mi! W ogóle to świństwo, że nie masz do mnie zaufania. A już zazdrość o…

Urwała. – Powinieneś mieć więcej szacunku.

– Ja? Dla ciebie? Szacunek? Tobie się zdaje, że ja nie wiem, dlaczego zaręczy łaś się ze mną? Ty sobie wykalkulowałaś, że warto przez parę lat być żoną Cholawickiego, bo Cholawicki lada dzień może zrobić majątek – a ty nie wyobrażasz sobie życia w biedzie. A przy tym jestem dość elegancki i dosyć przystojny, z dobrym nazwiskiem – w sam raz na męża dla pięknej kobietki, która… ma swoje apetyty… i chce błyszczeć. I ja cię mam szanować, jeśli wiem, że wychodzisz za” mnie z wyrachowania dla majątku…

– A ty myślisz może, że ja nie wiem Jakimi drogami chcesz dojść do majątku? Na chwilę zamilkł.

– Więc wiesz, a mimo to zaręczyłaś się ze mną?!

W głosie jego pojawiła się wściekłość.

– A ty wiesz, że ja wiem i mimo to zaręczyłeś się ze mną?

Znowu zamilkli.

– Już ja wiem, jaka jesteś!

– Jaka? Jaka ja jestem?! Jeżeli mnie nie szanujesz, to po co się żenisz?

– Powiedzieć ci, jaka jesteś? Ty jesteś!… ty jesteś niby to wykwintna, a w gruncie rzeczy ordynarna, jak osoba z półświatka! Ordynarna! Obrażasz się, że jestem zazdrosny o tego chłopaka… Z tobą można być zazdrosnym o każdego. Ty sama wiesz, dlaczego ja jestem zazdrosny! Ty wiesz, że gdybyś nie była do niego tak podobna, to mnie by przez myśl nie przeszło…

– Ja? Podobna? Do niego?

– Nie kłam, bo sama zdajesz sobie sprawę! Dlatego mu się tak przyglądasz! Przecież wy jesteście jak z jednej gliny ulepieni – wszyscy to zauważyli. Przecież on ma twój uśmiech, twoje spojrzenie, twoje ruchy, to jest aż skandaliczne! Ten… ten Walczak! Każdy to widzi! Ty sama o tym najlepiej wiesz i jesteś wściekła!

– Wyjdź!

– Dobrze, wyjdę!

Panna Maja została sama. Oparła się plecami o ścianę, patrzyła przed siebie… Jej śliczna twarzyczka zastygła w jakimś trudnym do odcyfrowania wyrazie. Oddychała.

A więc tak było naprawdę!

A więc on także odkrył jej dzikie, nieprawdopodobne, idiotyczne podobieństwo do Walczaka.

To było niesłychane! Już w powozie kiedy jechali ze stacji zauważyła w nim coś tak pokrewnego sobie, że to ją aż przestraszyło… A potem na placu, kiedy walczyli ze sobą oboje z tą samą zawziętością…

I przeraziło ją, że dla innych ludzi również to było jawne. Ona, Maja Ochołowska, podobna w sposób rzucający się w oczy do trenera!

Znała doskonale najdrobniejsze szczegóły swej powierzchowności. Wiedziała, że to podobieństwo nie wynikało ze wspólności rysów. Inne mieli usta, oczy, włosy, inny koloryt.

Była to wspólność głębsza, w typie fizycznym, w samym wyrazie twarzy, w spojrzeniu, w śmiechu i jeszcze w czymś głębszymi bardziej nieuchwytnym.

Nie wiadomo na czym to polegało, a przecież zdawała sobie sprawę, że wszyscy ich łączą, że wzrok gości pensjonatowych nieustannie przenosi się z niej na niego i z niego na nią, szukając przyczyn tego podobieństwa…

Ach, to było nie do zniesienia. Maja nie miała przesądów, zniosłaby łatwo fakt przypadkowej zbieżności w wyglądzie… Ale taka wspólność z chłopakiem, który nic ją nie obchodził, który był dla niej niczym, wspólność z trenerem – to było śmieszne!

To ośmieszało ją! To narażało ją na głupie sceny, zmuszało do idiotycznych rumieńców, uzależniało ją od niego wbrew jej woli!

To nonsens! – żeby takie złudzenie optyczne mogło do tego stopnia narzucić się ludziom i jej samej!

Stanęła przed lustrem. Znowu krew uderzyła jej na policzki. Najbardziej męczyło ją to, że się tak wstydzi! Ona, która nie czerwieniła się nigdy, teraz ciągle zdradzała się rumieńcem.

– Czyż gdybym nie była podobna, śmiałby mi powiedzieć, że jestem ordynarna! – wyszeptała.

Cholawicki ugodził w jej słabą stronę. Wiedział, że jej typ urody jest bardzo wykwintny, miała drobne ręce i nogi, była zakochana w swojej elegancji i to było może główną przyczyną, dla której musiała wyjść za Cholawickiego – on jeden mógł ją ubrać odpowiednio.

Nigdy nie umiała dość się nacieszyć zręcznością i wytwornością swoich ruchów! A tu tymczasem wszystko to było podobne – i do kogo?!

Ten Walczak ją ośmieszał! Kompromitował ją! Urodę jej czynił śmieszną i trywialną! Z przerażeniem patrzyła w lustro.

Wtem ściągnęła brwi. Doszedł ją odgłos kroków narzeczonego na schodach! Wracał!

Podbiegła do drzwi, żeby się zamknąć na klucz. Za żadną cenę nie chciała z nim się widzieć, był jej wstrętny!

Ale przypomniawszy sobie, że klucza od dawna nie ma w zamku, cofnęła się gwałtownie.

I wtedy stało się z nią dosłownie to samo, co przed pół godziną stało się z Walczakiem. Rozejrzała się panicznie, szukając schronienia, uczyniła parę kroków w kierunku sąsiedniego pokoju, cofnęła się w ostatniej chwili, gwałtownie otworzyła szafę i zanim Walczak zdołał począć cokolwiek, Maja znalazła się w szafie tuż przy nim i zatrzasnęła drzwiczki.

Jednocześnie Cholawicki po bezskutecznym parokrotnym stukaniu wszedł do pokoju.

– Maja! – zawołał. Odpowiedziało milczenie.

Przekonany, że wyszła na chwilę i zaraz wróci, usiadł na krześle i niecierpliwie zaczął bębnić palcami po stole. Musiał koniecznie z nią się rozmówić jeszcze przed swoim powrotem do zamku, dojść do ładu z tą dziewczyną, która tym bardziej mu się podobała, im większych przyczyniała kłopotów.

Postanowił czekać.

Maja dopiero po jakiejś minucie zdołała przyjąć do wiadomości to niesłychane, nieprawdopodobne wrażenie, że nie jest sama w szafie. Było tu zupełnie ciemno.

Stała tak blisko Walczaka, że dotykała wierzchem dłoni jego ręki. Odruchowo sięgnęła i dotknęła czyichś palców.

Kto to był?!

Odchyliła się w drugą stronę, skurczyła się cała. Nie była pewna, czy nie oszalała. Oboje zamarli w bezruchu, zatrzymali oddech.

Walczak był przekonany, że zaraz zacznie krzyczeć, a wtedy Cholawicki dopadnie szafy i zrobi się skandal na cały dom.

Ale panna Ochołowska tak bardzo bała się śmieszności, że to ją otrzeźwiło. Teraz ona lękała się przede wszystkim, żeby ów tajemniczy gość nie zaczął krzyczeć i nie wyskoczył z szafy – ze strachu przed nią. Kto to mógł być?

Złodziej?

A może nikogo nie było. Może jej się zdawało?

Bala się dotknąć go powtórnie. Ale czuła ciepło i nieomal usłyszała gwałtowne bicie serca, tuż obok. Zresztą jej własne serce biło tak mocno, iż zdawało się że rozsadzi szafę. I znowu zaczęła gorączkowo myśleć – kto by to mógł być. Ciemność panowała absolutna.

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 74 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название