-->

Opitani

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Opitani, Gombrowicz Witold-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Opitani
Название: Opitani
Автор: Gombrowicz Witold
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 178
Читать онлайн

Opitani читать книгу онлайн

Opitani - читать бесплатно онлайн , автор Gombrowicz Witold

Dla mi?o?nik?w Gombrowicza ta sensacyjna powie?? drukowana przed wojn? w prasie codziennej stanowi mo?liwo?? prze?ledzenia w?tk?w mniej znanych w jego tw?rczo?ci. Jest to pe?ne wydanie utworu, kt?rego zako?czenie – w zwi?zku z wybuchem wojny – uwa?ano d?ugo za zagubione lub w og?le nie napisane.

Kryminalna intryga, w?tek romansowy, zag?szczona atmosfera tajemniczo?ci i dzia?ania si? nadprzyrodzonych podnosz? walor tekstu jako "czytad?a" o znamionach jedynej w swoim rodzaju polskiej powie?ci "gotyckiej".

Sensacyjny romans ??cz?cy wiele w?tk?w spotykanych w powie?ciach gotyckich: tajemniczy zamek, w kt?rym straszy, skandal w ks???cej rodzinie, op?tanie, kl?twa…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 59 60 61 62 63 64 65 66 67 ... 74 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Państwo urządzają seans? – zapytał.

Towarzystwo zachichotało.

– Mamy zamiar! – pisnął młody małżonek.

– Ta pani jest podobno medium – zawołała młoda małżonka, wskazując na pannę Wyciskównę.

– My wszyscy niezmiernie interesujemy się sprawami medialnymi i spirytystycznymi – mówiła rozlewnie doktorowa, spoglądając na Hińcza urzekająco.

– Czy pan nie zechciałby wziąć udziału w seansie?

Aha. To była zasadzka. Ci państwo odkryli jego incognito – w ten niezdarny sposób zamierzali wciągnąć go do niepoważnej zabawy, obiecując sobie pierwszorzędne emocje. Hińcz zapragnął wychłostać to głupkowate stadko, nieświadome tego, że igra z ogniem.

A jednocześnie przyszło mu do głowy, że można by urządzić seans – ale z Leszczukiem.

Tak! To była idea! Tą drogą, niezbyt jasną można by zyskać nowe światło. Ten eksperyment mógł się udać. Tylko – czy nie było w tym zbyt wielkiego ryzyka?

Hińcz zamyślił się tak bardzo, iż przestał słyszeć rozkapryszone głosy przygodnych spirytystów i spirytystek. Wtem rozległ się tętent konia – i wszedł wysoki mężczyzna w stroju do konnej jazdy.

Cholawicki!

– Podobno przyjechała panna Maja – rzekł, przywitawszy się niemiłym, pozbawionym wyrazu głosem, nie patrząc na nikogo.

– Owszem – przyjechała – pośpieszyły z informacjami paniusie, zachwycone nową sensacją.

– Czy jest na górze?

– Właśnie, na górze jest!

– Przyjechał także pan Leszczuk – dodała Wyciskówna, jakby nigdy nic. Cholawicki skierował się w stronę schodów, ale Hińcz powstrzymał go.

– Ja właśnie idę na górą i zawiadomię pannę Maje, że ma gościa.

Chciał ją uprzedzić, a zarazem nie dopuścić Cholawickiego na górę. Ten jednak nie zwrócił wcale uwagi na jego słowa. Ciężko wstępował po schodach.

I wyszedłszy na korytarz ujrzał Maję, która stała pod drzwiami jednego z pokojów. Obok niej stał Skoliński. Sekretarz zatrzymał się, jak urzeczony.

Od chwili, kiedy pożegnał się z nią w Warszawie, cierpienia jego jeszcze się wzmogły. Świadomość, że jest stracona, że Leszczuk owładnął nią całkowicie, nie dawała mu żyć. Kiedy doniesiono mu o przybyciu panny Ochołowskiej, zaraz wyruszył do Połyki, jak przypiekany rozpalonym żelazem. Nie wiedział, że z Mają przybył Leszczuk – dopiero urzędniczka powiadomiła go o tym.

Cholawicki był już na skraju ostatecznego upadku. Maja była dlań wspomnieniem tych dni, kiedy jeszcze – bądź co bądź – zaliczał się do świata normalnego. To jeszcze zwiększało jego przeraźliwą zazdrość.

– Maja – rzekł bezdźwięcznie.

Prędko odsunęła się od drzwi.

– Kogo widzę! – rzekła z wymuszonym uśmiechem, usiłując się opanować.

Ale jego zastanowiło, że ona najwidoczniej pilnuje przed nim tych drzwi.

– Kto jest w tamtym pokoju? – zapytał.

– Chodźmy na dół!

Spojrzał na nią bystro i zamiast odpowiedzi nacisnął klamkę. Zazdrość go ponosiła.

Maja usiłowała mu przeszkodzić, ale wdarł się do pokoju. Hińcz wpadł za nim, wściekły na tę nieoczekiwaną dywersję, która w najwyższym stopniu mogła zaszkodzić choremu. Osłupiał. Łóżko Leszczuka było puste! Nie było go!

Zniknął. A otwarte okno aż nadto wyraźnie wskazywało, którędy opuścił pokój. Duży klon w pobliżu okna stanowił doskonałą drabinę.

Zapomniano o Cholawickim! Wszyscy wypadli do ogrodu narzucając w pośpiechu okrycia i rozproszyli się po lesie.

– Dokąd mógł uciec?

– Jedźmy do chłopa! – zawołał Hińcz. – Na pewno znów go tam poniosło!

Maja pośpiesznie wydała dyspozycje i wsiedli do bryczki. Sekretarz w milczeniu dosiadł konia. Nie miał pojęcia, co oznacza ucieczka Leszczuka, ani też gwałtowny pościg, któremu asystował – dla niego decydujące było wzruszenie Maji, która na widok pustego pokoju zapomniała o bożym świecie!

Galopował za nimi, ciesząc się prawie, że o nim zapomnieli – mógł w spokoju trawić swoje nieszczęście.

Dojeżdżali już do chałupy, gdy wybiegł ku nim Handrycz, roześmiany, ucieszony.

– Znowuż do mnie przyleciał! – wołał już z dala.

Jakoż Leszczuk wyszedł z zagrody i zbliżał się do nich. Wyglądał zupełnie jak pijany. Szedł chwiejnie do Handrycza, z uporem i zaślepieniem pijaka. I wtedy Maji zbrakło już sił. Rzuciła się do niego.

– Co ty robisz? Zlituj się! – wołała.

Hińcz chciał ją ukryć przed nim. Było już za późno. Leszczuk ujrzał ją.

– Znów do mnie! – krzyknął w zupełnym szale, z obłąkanymi oczami i rzucił się na nią. Złapali go. Lecz on wydzierał się z furią, niepoczytalny.

– Ona zabiła! Zabiła! Zabiła! – ryczał.

Potoczyli się na ziemię. Nadbiegła Handryczowa z postronkami. A Cholawicki przyglądał się temu z wyżyn swego konia, nie biorąc w niczym udziału.

Obezwładnili go i zanieśli do chałupy. Wówczas sekretarz zsiadł z konia i powoli zbliżył się pod okno. Mógł stąd słyszeć każde słowo.

– Niech pani odejdzie! – krzyknął Hińcz. – Pani go doprowadza do szaleństwa.

Leszczuk wybuchnął płaczem. Naraz Hińcz zbliżył się do niego i położył mu dłoń na ramieniu.

– Niech pan posłucha mnie! – rzekł z mocą. – Pan jest nawiedzony przez złego ducha! Czy pan mnie słyszy? Pan jest opanowany przez diabła!

Mając na uwadze niski poziom intelektualny chłopca, nie chciał się bawić w żadne naukowe omówienia. Nazwał to najprościej.

Odpowiedziało mu milczenie.

Lecz wtedy Hińcz, ciągle trzymając go za ramię, wyraźnie i ściśle opowiedział mu wszystko, czego dowiedział się od profesora i od Maji. Mówił wolno, starając się, by słowa dochodziły do jego świadomości.

Powiedział mu o strasznej komnacie i o ołówku – i o tym, co przeszli z nim w ostatnich czasach. Przedstawił mu całość sytuacji i powoli ręka jego puściła ramię, a zaczęła gładzić włosy nieszczęśliwego.

Czy słyszał? Czy rozumiał?

Hińcz nie miał najmniejszej gwarancji, a jednak mówił z pół godziny bez przerwy.

Leszczuk odwrócił ku niemu rozszerzone przerażeniem oczy.

– To pan naprawdę to mówi? To ja znaczy się jestem…

– Tak. Ale niech pan się nie poddaje. Walczymy o pana. Niech pan nam do pomoże.

– To ja dlatego za tym chłopem leciałem?

Odzyskał już przytomność.

– Ratujcie mnie… – szepnął.

– Niech pan wykorzysta tę chwilę lepszej świadomości. Teraz pan jest zupełnie przytomny – przekonywał go Hińcz – niech pan odpowiada na moje pytania możliwie ściśle.

– Niech pan pyta.

– Co pana tak ciągnie do tego chłopa?

– Nie wiem.

– Czy pan go znał kiedy?

– Nigdy.

– Więc pan nie wie. Ale czy pan zdaje sobie sprawę z tego, co pan robi w ta kich momentach szału? Czy pan to pamięta?

– Pamiętam – szepnął. – Tylko, że nie mogę się powstrzymać. Jakbym się upił, albo co…

– A kiedy pana to po raz pierwszy napadło? Chwilę mocował się ze sobą, zanim odpowiedział.

– Wtedy… po tym zabójstwie Maliniaka.

– A dlaczego pan zabił Maliniaka?

– Kto?!

Usiadł na łóżku.

– To ona zabiła! – zawołał i twarz mu pociemniała. – Ona! Ona!

Hińcz wstrząsnął nim gwałtownie.

– Spokojnie! – krzyknął, widząc iż chłopak znowu zapada się w ciemność. – Co pan wygaduje! Niech pan się zastanowi! Do licha, niech pan się weźmie w kupę!

– Ona mu założyła stryczek na szyję i ciągnęła przez dziurę w ścianie. Widziałem przecie – wyszeptał Leszczuk i zemdlał.

Hińcz ocucił go mokrą szmatą.

– Czy pan wie, co pan powiedział przed chwilą? Niech pan mówi dalej. Niech pan nam opowie dokładnie.

– Po co? – odparł apatycznie.

– Bo to nie ona zabiła! Panu się coś przywidziało! Może już wtedy był pan szalony?

Nie! Nie był szalony! Pamięta doskonale.

– Przecież jak wszedł do pokoju, to ona właśnie go dusiła. Założyła mu stryczek na szyję, kiedy spał, przesunęła koniec sznura przez szparę w ścianie do swego pokoju i ciągnęła. Z początku nie mógł tego zrozumieć, dopiero potem domyślił się, jak to było.

Sznur musiał być przeciągnięty dołem, szparą między ścianą i podłogą. Dom był tandetnie zbudowany, nietrudno było rozluźnić deski ściany. Naprzód wkradła się do pokoju Maliniaka, założyła śpiącemu stryczek.przeciągnęła przez szparę – potem dała mu sygnał zapałką, żeby wszedł przez okno, a kiedy wszedł, zaczęła dusić Maliniaka. To wszystko sprytnie obmyśliła – żeby było na niego. Któż by ją podejrzewał o to, jeśli on wlazł przez okno.

1 ... 59 60 61 62 63 64 65 66 67 ... 74 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название