-->

Diabelska wygrana

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska wygrana, Kat Martin-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska wygrana
Название: Diabelska wygrana
Автор: Kat Martin
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 308
Читать онлайн

Diabelska wygrana читать книгу онлайн

Diabelska wygrana - читать бесплатно онлайн , автор Kat Martin

Romans, kt?rego nigdy nie zapomnisz! Szukaj?c zemsty za ?mier? brata, Damien Falon zastawia pu?apk? na pi?kn? Alex? Garrick. Wygrywa od niej fortun? przy karcianym stole, nie ??da jednak pieni?dzy, lecz tego, by Alexa sp?dzi?a z nim noc. Wbrew jego oczekiwaniom Alexa okazuje si? delikatn? i mi?? dziewczyn? i Damien wkr?tce przy?apuje si? na tym, ?e pragnie nie tylko jej cia?a. Tymczasem niespodziewane komplikacje powoduj?, ?e musi broni? honoru Alexy, proponuje jej wi?c ma??e?stwo…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 42 43 44 45 46 47 48 49 50 ... 75 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Rozdział 15

Do dnia cesarskiego balu szmaragdowo-złota suknia została ukończona. Miała to być wielka fe¬ta, chociaż bez udziału samego Napoleona, który kwaterował w pałacu Sch6nbrunn koło Wiednia.

Zaproszono cztery tysiące osób reprezentują¬cych wszystkie klasy paryskiej społeczności, ze szczególnym uwzględnieniem przedstawicieli woj¬ska, handlu i bankowości. Nabrzeża, wzdłuż któ¬rych wiodła droga do Hotelu de Ville, oraz plac były jasno oświetlone latarniami, zaś wnętrze bo¬gato udekorowano w cesarskich barwach złota i zieleni.

Aleksie po raz pierwszy przyszło do głowy, że dla niej Damien wybrał te same kolory.

– Zrobiłeś to celowo, prawda? – powiedziała przez zaciśnięte zęby, gdy przeciskali się przez tłum.

Uśmiechnął się.

– Zrobiłem to, ponieważ zieleń pasuje do kolo¬ru twoich oczu… i ponieważ wiedziałem, że będzie im miło. Być może Moreau nie przyjdzie, ale będzie tu wiele innych wpływowych osób.

– Nie powinnam wkładać tej sukni. U niósł czarne brwi.

– W samej halce mogłabyś się poczuć nieco skrę¬powana.

Spojrzała na niego wilkiem. Dziś był uosobie¬niem przystojnego francuskiego żołnierza, nosił obcisłe białe spodnie i wysokie czarne huzarskie buty. Biało-niebieska bluza z czerwonymi lamów¬kami była ozdobiona połyskującymi, złotymi guzi¬kami, na szerokich ramionach miał galowe epole¬ty z frędzlami.

Przy dźwiękach muzyki, poprowadził ją przez wystrojony tłum. Minęli cesarskie orły zawieszone na ścianach udekorowanych na zielono, upstrzo¬nych małymi złocistymi pszczołami. U podnóża marmurowych schbdów w wielkiej sali Damien się zatrzymał.

– Chciałbym, żebyś poznała kilka osób. – Przy¬witał się zdawkowo ze stojącą tam grupką ludzi, po czym zaczął je przedstawiać.

– Enchanti – odezwał się do niej mężczyzna na¬zwiskiem Brumaire.

– Bonsoir, monsieur – odparła trochę sztywno.

Była to dziwaczna zbieranina: minister policji Fo¬uche, pułkownik dragonów, kapitan huzarów, ar¬chitekt Cellerier, dowódca brygady karabinierów, aktorka z Comedie Fran‹$aise, opat bez własnego opactwa odziany w kościelne szaty, choć nie należał do żadnego kościoła, lecz służył "w towarzystwie".

Aktorka, atrakcyjna blondynka z obfitym biu¬stem, przyglądała się Damienowi o wiele zbyt śmiało. Aleksa bezwiednie mocniej chwyciła go za ramię, czując, jak jej usta same się ściągają.

– Nie martw się, miette – odezwał się czyjś zna¬jomy głos tuż obok jej ucha. – Gabriella już nie jest jego cher amie. Oczy twojego męża patrzą tylko na ciebie.

– Monsieur Gaudin!

– Miło panią widzieć, madame Falon. – Nachylił się nad jej dłonią i uścisnął ją czule.

Damien uśmiechnął się do niego ciepło.

– Dobry wieczór, Andre. Miałem nadzieję, że się tu spotkamy.

– Naprawdę? Dlaczego?

– Oczywiście po to, żeby ci podziękować za opiekę nad moją żoną podczas mojej nieobecności.

– To była przyjemność, chociaż przykro mi, że wciąż tu jest.

– Muszę się przyznać, że mnie też, drogi przyja¬cielu. Lecz jeśli takie jest życzenie generała Mo¬reau, a ja nie mogę zmieniać jego decyzji.

Andre zmarszczył swoje gęste brwi.

– Niestety, tak właśnie jest. – Przeniósł wzrok na Aleksę. – A tymczasem trzeba się cieszyć z te¬go, co jest, n'est ce pas?

– Staram się, monsieur.

Gaudin przedstawił ich oboje grupie osób, w któ¬rych towarzystwie przybył na uroczystość. Był wśród nich pułkownik Lafon, księżniczka d'Abran¬tes oraz przystojny blondyn Julian St. Owen, do którego wszyscy mówili Jules. Ktoś powiedział, że Jules właśnie przyjechał ze wsi. Był inteligent¬nym trzydziestolatkiem o bystrych oczach i wzoro¬wych manierach. Kiedy nachylił się nad jej dłonią i przytrzymał ją nieco dłużej, niż powinien, Damien przerwał to powitanie, prosząc ją do tańca.

– Jesteś pewien, że nie wolałbyś zatańczyć z tą aktoreczką? – nie mogła się powstrzymać Aleksa.

– Grają walca. Nie ma tu nikogo oprócz ciebie, z kim chciałbym go zatańczyć.

Zaskoczył ją swym poważnym tonem, lecz nie ogniem, który płonął w jego oczach przez cały wieczór, od momentu gdy wszedł do salonu i zobaczył ją w tej głęboko wyciętej szmaragdowo-złocistej sukni. Wyraz twarzy Damiena wywoływał u niej przyspieszone bicie serca, poczuła też, że ma wil¬gotne dłonie. Zapragnęła tych kilku krótkich chwil, gdy będzie prowadził ją do walca, chociaż w głębi duszy wiedziała, że powinna mu odmówić.

Jednak pozwoliła, by poprowadził ją na parkiet, odwrócił przodem do siebie i delikatnie ujął jej dłoń. Inne pary kołysały się i wirowały pod krysz¬tałowymi żyrandolami. Coraz głośniejsza muzyka powoli wypełniła wyłożoną lustrami balową salę.

– Czy zdajesz sobie sprawę, że to jest nasz pierw¬szy walc? – spytał, omiatając wzrokiem jej twarz. Zatrzymał go na ustach Aleksy, która poczuła drżenie w nogach.

– Wiem – zgodziła się, chociaż wcale nie miała takiego wrażenia. Ich ciała poruszały się w ideal¬nym rytmie, każdy skręt, każdy krok, każdy ruch bioder. Lubieżnie ocierał się nogą o jej uda, z każ¬dą chwilą trzymając ją coraz mocniej.

– Jesteś tu naj piękniej sza. – Gorące spojrzenie w oczach Damiena utwierdziło ją, że powiedział to całkowicie szczerze.

– Merci, monsieur – podziękowała łamiącym się lekko głosem.

– Pragnę cię. Pragnę cię od chwili, gdy ujrzałem cię w tej sukni.

Odwróciła głowę w bok.

– Pragnienie to nie wszystko. Czasami nie możemy mieć tego, co chcemy.

– Ale czasami możemy.

Spojrzała mu; w oczy.

– Pragniesz mnie, a jednak je'stem twoim wrogiem.

– Jesteś moją żoną. Tylko to się liczy. Czy nie możesz odłożyć na bok dzielących nas różnic, przy¬najmniej gdy jesteśmy tutaj?

Zesztywniała w jego ramionach.

– Jak możesz mnie prosić o coś takiego? Czy są¬dzisz, że mogłabym zaakcept9wać to, co zrobiłeś? Albo udawać, że akceptuję? Ze powinnam z rado¬ścią zaprosić cię do mojego łóżka, a potem wrócić do Anglii i jak gdyby nigdy nic żyć sobie dalej, jak¬byś nigdy nie istniał?

– Być może jest jakaś alternatywa – powiedział cicho.

– Niby jaka?

– Ze powierzysz się mojej opiece i zaufasz, że zdołam tak pokierować sprawami, aby między na¬mi wszystko się ułożyło.

Aleksa z trudem przełknęła ślinę przez ściśnięte gardło. Boże, chciała tego, nigdy nie pragnęła cze¬gokolwiek bardziej. Ale teraz już jej nie zależało. Damien okłamał ją i oszukał wiele razy. Byłoby to więc naj czystszej wody szaleństwo, a jednak…

– Szkoda, że to niemożliwe. Nigdy nie dowiesz się, jak bardzo bym tego chciała, lecz…

– Lecz…?

– Lecz nie mogę.

Przycisnął ją mocniej do siebie, aby poczuła jego narastające podniecenie w nieprzyzwoicie obci¬słych spodniach.

– Do diabła, jesteś moją żoną! – syknął. Prób owa¬la uwolnić się z jego objęć, lecz trzymał ją zbyt moc¬no. – Przepraszam cię, słodyczy moja, ale nie odej¬dziesz teraz. – Przytrzymywał ją stanowczo w talii. – To byłoby zbyt żenujące dla nas obojga. – Po chwi¬li jednak zwolnił uścisk, dając jej więcej swobody, dając im obojgu chwilę na odzyskanie opanowania.

Kiedy taniec dobiegł końca, odprowadził ją do miejsca, gdzie stał Andre Gaudin.

– Chciałbym cię prosić o drobną przyjacielską przysługę, Andre, i na chwilę pozostawić moją żo¬nę pod twoją opieką. Muszę porozmawiać z puł¬kownikiem Lafonem.

– Oczywiście – odpowiedział Andre.

– Więc wybaczcie mi… – Skłoniwszy się dworsko, odszedł.

– Trudno go rozgryźć, n'est ce pas? – odezwał się Gaudin.

– To praktycznie niemożliwe.

– A jednak kochasz go.

– Tak.

– Dlaczego?

Oderwała wzrok od postaci oddalającego się męza.

– Być może coś w nim widzę – westchnęła. – Ale z drugiej strony, mogę się zupełnie mylić.

Andre nie zdążył odpowiedzieć, gdyż podszedł do nich Jules St. Owen.

– Madame Falon. – Uśmiechnął się, a ona spo¬strzegła jego oczy barwy najczystszego błękitu, pro¬sty zgrabny nos i dołeczek w podbródku. Był na¬prawdę bardzo przystojny. – Skoro pani mąż jest za¬jęty, czy zaszczyci mnie pani, pozwalając zaprosić się do tańca?

Dlaczego nie?, pomyślała. Być może Damienowi to się nie spodoba, ale'było jej wszystko jedno.

– Z przyjemnością, monsieur.

Orkiestra ponownie zagrała walca. Tym lepiej, pomyślała Aleksa w nadziei, że jej mąż ich zoba¬czy. Może nawet wpadnie w złość. Jeśli ją źle po¬traktuje, łatwiej jej będzie zachować między nimi dystans.

Na skraju parkietu St. Owen położył dłoń na jej talii i poprowadził do tańca. Był niższy od Damiena, ale dobrze zbudowany, atrakcyjnie męski i niemal¬że tak samo dobry jako tancerz. Jednak w jego to¬warzystwie czuła pewną rezerwę, co musiał wyczuć, gdyż nachylił się nieco bliżej.

– Proszę się uspokoić, lady Falon – szepnął jej do ucha. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu wypowie¬dział te słowa po angielsku. – Przybyłem, żeby po¬móc pani wrócić do domu.

– Kim pan jest? – cofnęła się, aby na niego spojrzeć.

– Proszę mówić po francusku – ostrzegł ją, gdy zaczęła mówić w ojczystym języku. Płynnie pociągnął ją do tańca, jakby nic się nie stało. – Jestem przy¬jacielem. W tym momencie tylko to się liczy.

– Kto pana przysłał? Dlaczego miałabym panu ufać?

– Generał Wilcox przesłał wiadomość. Jest do¬wódcą pułkownika Bewicke'a.

– Bewicke to ostatni człowiek, któremu mogłabym zaufać.

– Jestem tu z polecenia Wilcoksa.

– Więc jest pan szpiegiem?

– Nie. Jestem lojalnym Francuzem.

– Więc dlaczego…

– Nie czas na wyjaśnienia. Powiem więcej przy następnym spotkaniu. Proszę pamiętać, że są tu osoby, które pani pomogą.

Skończyli tańczyć, po czym Jules St. Owen od¬prowadził ją do Andre. Czuła się rozkojarzona, nie bardzo wiedziała, co się właściwie stało. Kiedy po¬nownie odwróciła się w stronę St. Owena, ten już wmieszał się w tłum. Zobaczyła tylko jego jasną czuprynę, gdy wychodził z sali.

– Przyjemnie się tańczyło z St. Owenem? – spy¬tał Andre, a ona pomyślała, czy przypadkiem nie domyśla się, co między nimi zaszło.

1 ... 42 43 44 45 46 47 48 49 50 ... 75 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название