-->

Dziki wiatr

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dziki wiatr, Lindsey Johanna-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dziki wiatr
Название: Dziki wiatr
Автор: Lindsey Johanna
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 284
Читать онлайн

Dziki wiatr читать книгу онлайн

Dziki wiatr - читать бесплатно онлайн , автор Lindsey Johanna

Kiedy Jassie Blair pods?ucha?a, ?e Chase nie zamierza jej po?lubi?, poprzysi?g?a zemst?. Pragn??a, aby cierpia? jak pot?pieniec. Ale cho? pi?kna i dzielna Jessie potrafi?a stawi? czo?o ka?demu m??czy?nie, z Chasem nie posz?o tak ?atwo. W swojej niewinno?ci nie rozumia?a, ?e on po prostu szale?czo jej po??da. A zmi?kczy? jej twarde serce m?g? jedynie m??czyzna wyzbyty m?skiej pychy i dumy, Chase zrozumia?, ?e jego ?ycie jest puste bez Jessie, dopiero wtedy, gdy los rzuci? go na drugi koniec ?wiata.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 54 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– W takim razie powiedz mi, na miłość boską, co powinnam zrobić. – Rachel zaczęła gorzko płakać. -Dłużej tego nie wytrzymam. Nie jestem przyzwyczajona do takiej wrogości, a nienawiści własnej córki tym bardziej nie potrafię znieść. Ona nie chce, żebym tu mieszkała. Odchodzi, ilekroć zaczynam z nią rozmawiać. Byłaby szczęśliwa, gdybym wyjechała, a przecież nie mogę zostawić jej samej. Ktoś musi się nią opiekować.

– Spokojnie. – Chase zaczął ją pocieszać. – Chyba powinnaś nająć płatnego opiekuna, tak byś sama nie musiała się o nią troszczyć.

– Komu mogłabym powierzyć taką odpowiedzialność? Kto nie wykorzystałby Jessie? – Rozjaśniła się nagle. -Tobie mogłabym zaufać, Chase. Może…

– Nie, nie dałbym sobie rady. Z jakiegoś dziwnego powodu tracę cierpliwość, ilekroć zaczynam z nią rozmawiać. Gdybyś zostawiła córkę pod moją kuratelą, prędzej czy później skręciłbym jej kark.

W tej samej chwili Jessie odeszła – przerażona i poniżona bardziej niż kiedykolwiek. W piersiach wezbrał jej ból ściskający gardło, ból wywołany pogardą i stanowczym odrzuceniem. Miała ochotę rozpłakać się z żalu jak dziecko. Postanowiła jednak solennie, że nie będzie przez nich rozpaczać. Nie będzie!

Kiedy dotarła do stajni, łzy ją oślepiały. W chwili, gdy zamierzała rozpłakać się na dobre, usłyszała chłopięcy głosik.

– Co się stało, Jessie?

Nikt nie mógł się o niczym dowiedzieć, szczególnie syn Rachel.

– Nic! – warknęła. – Coś mi wpadło do oka.

– Mogę ci pomóc?

– Nie, już w porządku. Samo wypłynęło.

Przeszła do boksu Blackstara, ale Billy nie odstępował jej ani na krok.

– Nie wiedziałem, że jesteś na ranczu.

– Jestem.

– Wybierasz się na pastwisko? – spytał niezrażony, gdy osiodłała Blackstara. – Mogę jechać z tobą?

– Nie!

– Nie będę ci przeszkadzał. Przyrzekam. Proszę! Błagalny ton chłopca zdołał w końcu przełamać niechęć dziewczyny.

– No dobrze. Ale tylko ten jeden raz – dodała surowo, aby nie myślał, że łatwo zmienia zdanie. Osiodłaj dla siebie tego gniadosza, oczywiście, jeśli potrafisz.

Billy wydał okrzyk zachwytu i podbiegł do swego wierzchowca. Niestety, ilekroć uczył się siodłać konie, tak naprawdę robił to za niego Jeb. Billy nie wiedział zupełnie, jak wybrnąć z sytuacji. Nie potrafił zdjąć siodła z balustrady, nie wspominając już nawet o włożeniu tego ciężaru na koński grzbiet. Gniadosz był wyższy od chłopca, a w dodatku Billy nie sięgał również do balustrady, na której wisiało siodło.

Gdy Jessie zakończyła oporządzanie Blackstara, poprowadziła go w stronę malca i jego rumaka, kręcąc z rozbawieniem głową. Billy walczył ze starym, dwudziestokilogramowym siodłem, lżejszego jednak w pobliżu nie było. Patrząc na swego brata, musiała przyznać, że nie brak mu determinacji.

Pomogła chłopcu ściągnąć ciężar z barierki.

– No, a teraz razem – raz, dwa, trzy!

Włożyli siodło na konia i Jessie zrobiła krok do tyłu.

– Dasz sobie teraz radę?

– Jasne. Dziękuję.

Jessie czekała niecierpliwie, aż Billy zapnie popręg upchnięty pod siodłem. Chłopiec miał za krótkie ręce, aby go dosięgnąć. Wreszcie obszedł konia i umocował pas zbyt luźno.

– Czy ty w ogóle nic nie potrafisz? – spytała gderliwie i podeszła, aby mu pomóc.

Gdy już wszystko było gotowe, Jessie popatrzyła surowo na chłopca. Ten jednak uśmiechnął się uszczęśliwiony.

– Ty tak naprawdę wcale mnie nie nienawidzisz, prawda?

Popatrzyła na niego zdumiona. Czyżby ten smarkacz czytał w niej jak w otwartej księdze?

– Nie cierpię.

– A ja myślę, że trochę mnie lubisz – upierał się.

– Więc bardzo mało wiesz – rzuciła lekko.

Chciała tylko podroczyć się z małym, ale gdy spojrzała mu w oczy, dostrzegła, że błyszczą w nich łzy.

– Och, Billy! Tylko się z tobą przekomarzam. Oczywiście, że cię lubię, ale nie waż się zdradzić matce, co mówiłam, słyszysz?

Rozdział 8

Jeb był niezłym gawędziarzem, a znalazł wdzięczne audytorium w osobie Billy'ego Ewinga. Jessie – oparta o poręcz – wpatrywała się z rozbawieniem w twarz swego brata, wsłuchanego w kolejną historyjkę.

Pod koniec sześćdziesiątego trzeciego roku Straż Obywatelska Montany o mało co nie wysłała Jeba do świętego Piotra. Straż powstała w Wirginii, mieście, w którym popełniono dwieście morderstw w ciągu zaledwie sześciu miesięcy. Jeba pomylono po prostu z członkiem dużego gangu. Został oddany pod sąd i skazany na szubienicę. Ocalił życie wyłącznie dzięki temu, że prawdziwego zbrodniarza rozpoznano w tłumie gapiów. Jeb uwielbiał o tym przypominać przy każdej okazji.

Jessie słyszała jednak tę opowieść stanowczo zbyt wiele razy. Wyszła więc ze stajni, a Billy i Jeb, pochłonięci rozmową, nawet tego nie zauważyli.

Dziewczyna pomaszerowała wolno na ganek i rozsiadła się wygodnie na jednej z kanap obitych skórą. Było duszno i niezbyt zimno. Nie chciała wracać do domu mimo późnej pory.

Przymknęła oczy w nadziei, że świeże powietrze rozjaśni jej w głowie, tak by mogła zasnąć. Zaczęła właśnie powoli odzyskiwać spokój, gdy usłyszała pytanie:

– Gdzie jest chłopiec?

Powoli odemknęła powieki. Najpierw nie zauważyła Chase'a i musiała rozejrzeć się dookoła, by dojrzeć go wreszcie na stopniach, opartego o kolumnę.

– Znajdzie go pan w stajni, z Jebem.

– Wcale go nie szukam, byłem tylko ciekaw, gdzie się podział. Sądziłem, że położył się wcześniej spać; tak długo dziś jeździł konno.

Jessie uśmiechnęła się do siebie na myśl o tym, jak bardzo Billy stara się jej dorównać.

– Rano będzie pewnie obolały, ale myślę, że dobrze się bawił.

– Nie mam co do tego wątpliwości. Już od dawna chciał z tobą jechać.

Jessie wyprostowała plecy.

– Skąd pan wie?

– Billy opowiada mi czasem różne rzeczy – odparł z dumą Chase. – Zabierzesz go jeszcze kiedyś?

– Nie myślałam o tym. – Jessie wzruszyła ramionami. – W każdym razie nie jutro. Nie będzie mnie na ranczu.

– Ach tak?

Czuła, że wzbiera w niej gniew, pod którym czaił się ból, jaki zadał jej Chase tego ranka.

– Owszem, i to nie pański interes.

– Może zechciałabyś mówić mi po imieniu? – zaproponował z miłym uśmiechem.

– Nie znamy się na tyle dobrze.

– Można to łatwo naprawić. Co chciałabyś o mnie wiedzieć?

– Nic – odparła z uporem w głosie, przymykając oczy.

– To fatalnie, bo ja byłbym ciekaw bardzo wielu rzeczy. Popatrzyła na niego ostro. Czyżby znowu drwił?

– Dlaczego? – spytała.

– Różnisz się bardzo od innych dziewcząt. Wychowano cię w zaiste fascynujący sposób. Powiedz, czy o tym właśnie marzyłaś? O takim życiu?

– Co za różnica? – odparła. – Już przepadło. Jestem, jaka jestem. – Za wszelką cenę próbowała ukryć gorycz. Nie przyznałaby się nigdy Rachel ani temu mężczyźnie, jak bardzo nienawidzi swego życia. Najbardziej ze wszystkiego na świecie pragnęła wyglądać i zachowywać się tak jak inne dziewczęta. Zyskała szansę, aby się zmienić, gdy umarł ojciec, szansę, by stać się zwyczajną dziewczyną. Wyjazd tych dwojga natrętów stworzyłby jej znów taką możliwość.

– Tak – odparł Chase. – Z pewnością jesteś unikatem. I nie gniewaj się na mnie za wścibstwo. Ciekawość to ludzka rzecz, prawda?

Miał szczery uśmiech, równe, białe zęby, pełne, niezbyt duże usta. A ciemne włosy wiły się na czole jak…

Jessie otrząsnęła się z zamyślenia. Co się z nią działo? Dlaczego tak na niego patrzyła?

– Ludzie w tych stronach, ciekawi czy nie, raczej nie zadają wielu pytań – odparła. – No tak, ale pan nie pochodzi stąd. Jutro wybieram się do Czejenów, jeśli już tak to pana interesuje.

– Pojadę z tobą, dobrze?

– W jakim celu? Aby wypełniać rozkazy Rachel? Przecież uprzedzałam pana, że tylko straci pan czas.

– Czy mógłbym to jednak sam osądzić? Nie ruszę się stąd, dopóki nie spełnię prośby twojej matki. – Starał się mówić najdelikatniej jak potrafił.

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 54 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название