Podwojenie
Podwojenie читать книгу онлайн
Pewien m??czyzna, rozwodnik i nauczyciel historii, jest znudzony ?yciem. Sam o sobie m?wi, ?e cierpi na depresj?, ?e nauczanie to dla niego marsz w miejscu, ?e nie pami?ta, dlaczego si? o?eni?, i ?e woli nie pami?ta?, dlaczego si? rozwi?d?. Pewnej bezsennej nocy rozpoznaje siebie w jednym z aktor?w graj?cych w ogl?danym w?a?nie filmie. Jego depresja pog??bia si?, a ?ycie zaczyna si? toczy? podw?jnym torem. Dziej? si? coraz dziwniejsze, coraz bardziej zaskakuj?ce rzeczy, szara jeszcze niedawno egzystencja dostarcza nauczycielowi nadmiaru wra?e?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Mieszkanie było posprzątane, czyste, łóżko wyglądało jak łoże nowożeńców, kuchnia lśniąca jak łza, łazienka emanowała zapachem proszku, coś jakby cytryną, który przez samo wdychanie oczyszcza ciało i uszlachetnia duszę. W dniach, kiedy sąsiadka z góry pojawia się, żeby uporządkować to mieszkanie samotnego mężczyzny, jej lokator wychodzi jeść kolację na mieście, czuje, że byłoby przejawem braku szacunku brudzenie talerzy, zapalanie zapałek, obieranie ziemniaków, otwieranie konserw, a co dopiero stawianie patelni na gazie, nie ma o czym mówić, bo oliwa pryska na wszystkie strony. Restauracja jest blisko, ostatnim razem, kiedy tam był, zjadł mięso, dzisiaj zje rybę, trzeba urozmaicać pożywienie, jeśli nie będziemy się pilnować, życie szybko stanie się przewidywalne, monotonne, nudne. Tertulian Maksym Alfons zawsze bardzo się pilnował. Na małym stoliku pośrodku pokoju leży trzydzieści sześć kaset, które przyniósł z wypożyczalni, w jednej z szuflad biurka leżą schowane trzy kasety, które zostały z poprzedniego dnia i których jeszcze nie obejrzał, ogrom zadania, jakie ma przed sobą, jest po prostu przytłaczający, Tertulian Maksym Alfons nie życzyłby go swemu największemu wrogowi, choć nawet nie wie, kto mógłby to być, może dlatego, że jeszcze jest młody, może dlatego, że jest tak bardzo ostrożny w życiu. Żeby się czymś zająć do kolacji, zaczął ustawiać kasety według daty produkcji oryginału, a ponieważ nie mieściły się ani na stole, ani na biurku, postanowił ułożyć je na podłodze, wzdłuż jednej z półek, najstarsza, po lewej, nosi tytuł Człowiek taki jak inni, najnowsza, po prawej, Bogini estrady. Gdyby Tertulian Maksym Alfons był konsekwentny w swych ideach nauczania historii do tego stopnia, aby je stosować w praktyce zawsze, gdy to jest możliwe w codziennych działaniach, obejrzałby te kasety od początku do końca, to znaczy, zacząłby od Bogini estrady, a zakończył na Człowieku takim jak inni. Wiadomo jednak powszechnie, że ogromny ciężar tradycji, zwyczajów i przyzwyczajeń, absorbujących przytłaczającą część naszych mózgów, usuwa w sposób bezwzględny najwspanialsze i nowatorskie pomysły, na które zdobywa się jeszcze pozostała część, i o ile jest prawdą, że w niektórych przypadkach ładunek ten potrafi wyrównać rozwiązłość i rozpasanie wyobraźni, które sam Bóg wie, dokąd by nas zawiodły, gdyby je zostawić samopas, także nie mniejszą prawdą jest ta, że mózg posiada możliwości pozwalające często na delikatne podporządkowania nieświadomym tropizmom tego, o czym sądziliśmy, że jest naszą wolnością działania, tak jak roślina, która zawsze musi przechylać się na stronę, z której pada światło. Tak więc nauczyciel historii wiernie podąży za planem nauczania, jaki włożono mu w ręce, obejrzy filmy od końca do początku, od najstarszego do najnowszego, od czasów efektów, których nie musieliśmy nazywać naturalnymi, aż do tych innych czasów, gdzie dominują efekty zwane specjalnymi, bo nie wiedząc, jak się je tworzy, fabrykuje i produkuje, musieliśmy im dać jakąś obojętną nazwę. Tertulian Maksym Alfons już wrócił z kolacji, jednak nie zjadł ryby, do wyboru była tylko żabnica, a on jej nie lubi, tego bentosowego zwierzęcia morskiego zamieszkującego piaszczyste i muliste dna, od wybrzeża aż po obszary o głębokości tysiąca metrów, zwierzęcia o ogromnej głowie, spłaszczonej i uzbrojonej w bardzo silne zęby, osiągającego dwa metry długości i czterdzieści kilo wagi, w sumie, zwierzęcia niezbyt przyjemnego do oglądania i którego smaku podniebienie, nos i żołądek Tertuliana Maksyma Alfonsa nigdy nie mogły znieść. Wszystkie te wiadomości, a czerpie je w tej chwili z encyklopedii, tknięty w końcu ochotą dowiedzenia się czegokolwiek o zwierzęciu, którego nie lubił od pierwszego z nim spotkania. Ciekawość nachodziła go już od bardzo dawna, ale dopiero dzisiaj, z niewyjaśnionych przyczyn, postanowił ją zaspokoić. Z niewyjaśnionych przyczyn, powiedzieliśmy, a jednak powinniśmy wiedzieć, że to nie tak, powinniśmy wiedzieć, że nie ma żadnego wyjaśnienia logicznego, obiektywnego, dla faktu, że choć Tertulian Maksym Alfons przez całe lata nie wiedział nic o żabnicy poza tym, jak wygląda, smakuje i jaką konsystencję mają kawałki, które znajdował na swoim talerzu, nagle, w pewnej chwili pewnego dnia, jakby nie miał nic pilniejszego do zrobienia, otwiera encyklopedię i sięga po informacje. Dziwne związki łączą nas ze słowami. Kiedy jesteśmy mali, uczymy się ich kilku, w toku naszego istnienia gromadzimy inne, które docierają do nas poprzez naukę w szkole, poprzez rozmowę, poprzez lekturę, i w końcu okazuje się, że relatywnie mało jest takich, co do których znaczenia, sensu i wartości nie mielibyśmy żadnych wątpliwości, gdyby któregoś dnia o to zapytano. W ten sposób potwierdziliśmy i zanegowaliśmy, w ten sposób przekonaliśmy i zostaliśmy przekonani, tak argumentujemy, dedukujemy i wyciągamy wnioski, prześlizgując się nieustraszenie po powierzchni pojęć, o których mamy jedynie mgliste wyobrażenie, i mimo fałszywej pewności siebie, jaką często udajemy, wymacujemy ścieżkę pośród gęstwiny słów, lepiej lub gorzej udaje nam się porozumiewać, a czasem nawet spotykać się w tym gąszczu. Gdybyśmy mieli czas, a ciekawość niecierpliwie by nas ponaglała, zawsze w końcu byśmy się dowiedzieli, co to jest żabnica. Od tej chwili, jeśli kelner w restauracji zaproponuje mu kiedykolwiek tę okropną rybę, nauczyciel historii już będzie umiał odpowiedzieć, Co, tego paskudnego bentosowego zwierzaka zamieszkującego piaszczyste i muliste dna, i doda kategorycznym tonem, W żadnym razie. Odpowiedzialność za tę nużącą ichtiologiczno – lingwistyczną dygresję spada całkowicie na Tertuliana Maksyma Alfonsa, a to dlatego, że tyle czasu mu zajęło włożenie do wideo Człowieka takiego jak inni, zupełnie jakby utknął na podejściu jakiejś góry, mierząc siły konieczne do wdrapania się na szczyt. Tak jak podobno mawia się o naturze, również i proza nie znosi pustki, dlatego skoro Tertulian Maksym Alfons nie zrobił w tej przerwie nic, o czym warto by było wspomnieć, nie mieliśmy innego wyjścia jak sklecić na poczekaniu wypełniacz, który mniej więcej dostosuje czas do sytuacji. Teraz, kiedy wreszcie zdecydował się wyciągnąć kasetę z pudełka i włożyć ją do odtwarzacza, możemy odetchnąć z ulgą.
Po godzinie aktor ciągle jeszcze się nie pojawił, najprawdopodobniej nie gra w tym filmie. Tertulian Maksym Alfons przewinął taśmę do końca, przeczytał nazwiska bardzo dokładnie i usunął z listy te, które się powtarzały. Gdybyśmy go poprosili, aby opowiedział własnymi słowami, co przed chwilą obejrzał, najprawdopodobniej rzuciłby na nas gniewne spojrzenie, z tych, które zachowuje się dla impertynentów, i odpowiedziałby pytaniem, Czy ja wyglądam na człowieka interesującego się takimi pierdołami. Trochę racji powinniśmy mu przyznać, bo rzeczywiście filmy, które do tej chwili obejrzał, należały do tak zwanej serii be, produktów szybkich do szybkiego spożycia, których jedynym celem jest zająć czas, nie mącąc spokoju ducha, co znakomicie wyraził innymi słowami nauczyciel matematyki. Już następna kaseta została włożona do odtwarzacza, a jej tytuł brzmi Radosne życie, i w tym filmie pojawi się sobowtór Tertuliana Maksyma Alfonsa w roli portiera w kabarecie albo boite, trudno ustalić z całą pewnością, które z tych dwu określeń pasuje bardziej do instytucji ziemskich rozrywek, w której dzieją się wesołości skopiowane bezwstydnie z różnych wersji Wesołej wdówki. Tertulian Maksym Alfons doszedł do wniosku, że raczej nie warto oglądać filmu w całości, jakie to miało dla niego znaczenie, czy ten drugi pojawiał się ponownie w historii, czy nie, już to wiedział, ale intryga była tak pogmatwana, że pozwolił sobie prześledzić ją do końca, i zdumiał się, kiedy się zorientował, że w głębi ducha odczuwa współczucie wobec biedaka, który, jeśli nie liczyć zamykania i otwierania drzwi samochodów, nie robił nic innego, tylko ściągał i nakładał czapkę z daszkiem, żeby wyrazić uszanowanie, nie zawsze odpowiednio kojarząc elementy szacunku i zażyłości wobec wchodzących i wychodzących eleganckich bywalców. Ja przynajmniej jestem nauczycielem historii, wyszeptał do siebie. Takie oświadczenie, które złośliwie miało określić i podkreślić jego wyższość, nie tylko zawodową, ale także moralną i społeczną w obliczu nieważności roli tej postaci, wymagało odpowiedzi, która odstawiłaby uprzejmość na odpowiednie miejsce, i tej udzielił zdrowy rozsądek z właściwą sobie ironią, Uwaga na pychę, Tertulianie, zobacz, co traciłeś, nie stając się aktorem, mogliby zrobić z ciebie postać dyrektora szkoły, nauczyciela matematyki, na nauczycielkę angielskiego byś się nie nadał, musiałbyś zostać nauczycielem. Zadowolony z siebie z powodu tonu wypowiedzianej uwagi, zdrowy rozsądek, wykorzystując fakt, że żelazo było gorące, jeszcze raz grzmotnął w nie młotem, Oczywiście musiałbyś mieć choć krztynę talentu do grania, poza tym, mój drogi, pewniejsze niż to, że ja nazywam się Zdrowym Rozsądkiem, jest to, że ciebie zmusiliby do zmiany nazwiska, żaden szanujący się aktor nie odważyłby się pojawić publicznie z tym śmiesznym imieniem Tertulian, nie miałbyś wyjścia, musiałbyś znaleźć sobie jakiś gustowny pseudonim albo może, po dłuższym rozważeniu sprawy, nie byłoby to konieczne, Maksym Alfons nie brzmi źle, jak się nad tym zastanowić. Radosne życie wróciło do pudełka, następny film miał sugestywny tytuł, z tych najbardziej obiecujących z punktu widzenia interesującej nas sprawy, Powiedz mi, kim jesteś, ale nie wniósł nic nowego do wiedzy Tertuliana Maksyma Alfonsa o nim samym i nic do badań, do których został użyty. Z nudów pozwolił przewinąć się taśmie do końca, postawił kilka krzyżyków na liście i rzuciwszy okiem na zegarek, zdecydował się pójść do łóżka. Miał przekrwione oczy, czuł ucisk w skroniach, głowa ciążyła mu jak kamień, To mnie nie zabije, pomyślał, świat się nie skończy, jeśli nie zdołam obejrzeć wszystkich kaset w weekend, a jeśli się skończy, nie będzie to jedyna nierozwiązana zagadka. Leżał już w łóżku, czekając, aż sen zbliży się wezwany zażytą tabletką, kiedy coś, co znowu mogło być zdrowym rozsądkiem, ale nie przedstawiło się jako takie, powiedziało, że w jego mniemaniu, szczerze mówiąc, najprostszym sposobem byłoby zadzwonienie do firmy produkującej filmy i poproszenie, tak zwyczajnie, całkiem naturalnie, o nazwisko aktora, który w takich to a takich filmach grał rolę hotelowego recepcjonisty, kasjera bankowego, sanitariusza, portiera w boite, zresztą oni już powinni być przyzwyczajeni, może się zdziwią, że pytanie dotyczy aktora drugoplanowego, niewiele więcej niż statystę, ale przynajmniej odejdą od rutyny ciągłego rozmawiania o gwiazdach i innych ciałach niebieskich. Mgliście, spowijany już pierwszymi objęciami snu, Tertulian Maksym Alfons odpowiedział, że pomysł jest mało zabawny, jest zbyt prosty, w zasięgu każdego człowieka, Nie po to studiowałem historię, zakończył. Ostatnie słowa nie miały nic wspólnego z tą sprawą, były raczej kolejnym przejawem pychy, ale powinniśmy mu wybaczyć, to tabletka przez niego przemawia, nie on, który ją zażył. Od Tertuliana Maksyma Alfonsa, osobiście pochodziła, już na granicy snu, końcowa obserwacja, nieprawdopodobnie jasna, niczym płomień świecy, która za chwilę zgaśnie, Chcę się do niego zbliżyć tak, żeby nikt o tym nie wiedział i nikt niczego nie podejrzewał. Były to ostateczne słowa, nie dopuszczające riposty. Sen zamknął drzwi. Tertulian Maksym Alfons śpi.