Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Kryptonim M-18 nie uczynił na Wacławie żadnego wrażenia. Wstał i zapytał:
– Mogę już iść?
Następną była Krystyna. Kloss znał ten typ kobiet: potulnych i przywiązanych na ogół przez całe życie do jednego mężczyzny. Krystyna miała zniszczone dłonie, włosy gładko uczesane, ani śladu makijażu na twarzy.
Ta kobieta – pomyślał Kloss – nie miała chyba dużych szans na utrzymanie przy sobie Welmarza.
– Byłam jego kochanką – powiedziała wprost i Kloss poczuł się nagle bardzo źle w swojej roli. Żal mu było tej dziewczyny. A przecież ona także może być agentem niemieckim. Zadawał pytania, wsłuchując się bardziej w tonację głosu Krystyny niż rozważając odpowiedzi. Dziewczyna mówiła zresztą niewiele i niechętnie. Tak, znała. Welmarza dwa lata, siedział w więzieniu. Za co? Niech pan oficer zapyta o to u siebie. Ona nic nie wie, a to, co wie, nie ma żadnego znaczenia dla władzy. Potem wyprostowała się i oświadczyła nagle:
– Proszę zostawić mnie w spokoju. Kloss musiał ostro zareagować. Musiał reagować przynajmniej po to, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
– Mówi pani z oficerem niemieckim! – krzyknął.
– Ja się nie boję – powiedziała Krystyna – mnie i tak wszystko jedno. Wiem, jak przesłuchujecie. Możecie mnie przesłuchiwać.
Było to dość nieoczekiwane. Nie spodziewał się, żeby ta potulna kobiecina mogła się zdobyć na taką stanowczość. Powiedział: „major von Rhode i M-18", nie dziwiąc się już, gdy nie zareagowała. Nie, ona chyba nie była agentem niemieckim.
Jaką zresztą mógł mieć pewność? Błądził ciągle w ciemnościach, tracił czas, a każda minuta była na wagę złota; nawet jeśli mu się uda, będzie musiał znaleźć jakieś prawdopodobne wyjaśnienie dla Rhodego. Co wie Rhode? Czy już coś wie? – to nękało go najbardziej.
Przesłuchanie siostry Klary nie wniosło również nic nowego. Klara powtarzała, że gdy padł strzał, znajdowała się w magazynie. Kloss zastosował inną metodę.
– Kogo pani zobaczyła wychodząc z magazynu na korytarz? – zapytał.
– Wszystkich – powiedziała natychmiast.
– Siostrę Krystynę także?
– Tak.
Kłamała. Stokowski twierdził, że Krystyna zjawiła się na korytarzu ostatnia. Klara nie mogła więc jej zobaczyć.
– Pani kłamie – powiedział. Milczała.
– Myślałem, że pomoże mi pani w wykryciu mordercy. Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech.
– Mordercy – szepnęła – są na wolności.
Kloss poczuł, że ciepła fala przepływa mu do serca. Trzeba mieć nie lada odwagę, żeby powiedzieć coś takiego niemieckiemu oficerowi. Ta dziewczyna jest jednak zbyt nieostrożna.
– To pani zabiła Welmarza – wrzasnął.
– Nie, nie zabiłam – powiedziała spokojnie.
– To się jeszcze okaże. Co pani wie o stosunkach łączących Welmarza i siostrę Krystynę?
– Nic.
– Była jego kochanką?
– Nie wiem.
– A Stokowski? Przyjaźnili się z Welmarzem?
– Możliwe – powiedziała Klara.
Stanowczo obrał złą metodę. Po raz pierwszy w ciągu tej nocy zrozumiał, że grając rolę niemieckiego oficera, nic z tych ludzi nie wyciśnie. Będą milczeli albo kłamali. Tylko jeden, tylko M-18 zachowywałby się inaczej^to nim jest? Może jednak Stokowski? Może… Bał się pomyśleć, ale to chyba wydawało się najprawdopodobmej-sze: doktor Kowalski. Zaryzykował.
– Jeśli nie pani – powiedział – pozostaje mi jako jedyny podejrzany o morderstwo doktor Kowalski. Dopiero teraz dostrzegł w jej oczach strach.
– Nie! – krzyknęła. – Nie! – i dodała: – Jeśli pan tak sądzi, proszę mnie aresztować.
Nie mógł się nawet uśmiechnąć.
Kocha tego lekarza – pomyślał.
Wymienił nazwisko von Rhodego i kryptonim M-18, nie dziwiąc się, gdy powiedziała po prostu: – Nie rozumiem.
Była raczej zaskoczona, że pozwolił jej odejść, a on, patrząc z przerażeniem na zegarek, próbował teraz uporządkować fakty i stworzyć jakąś koncepcję, przynajmniej jakąś próbę wyjaśnienia, ale czuł, że jest równie daleki od rozwiązania, jak przed dwiema godzinami. Portier, ostatni pracownik szpitala, nie zareagował oczywiście również na kryptonim M-18. Znał Welmarza, uważał go za fajnego chłopca, ale nie powiedział nawet o stosunkach łączących zamordowanego z Krystyną. Tylko Stokowski poinformował o tym niemieckiego oficera. Więc albo Stokowski, albo lekarz – doktor Kowalski. Czy istnieje inna możliwość? Kloss narysował na kartce plan szpitala, zanotował kolejność pojawiania się pracowników na korytarzu. Jedno wydawało mu się dość pewne: Krystyna nie była ostatnia. Krystynę zobaczył już na korytarzu, gdy sam wybiegł z dyżurki. Dlaczego więc Stokowski kłamał? Kloss pomyślał nagle o pewnej możliwości, którą jeszcze niedawno stanowczo odrzucił. Ale jeśli tak, nie powinien znaleźć mordercy… Powinien mordercę osłonić.
Wezwał jeszcze raz Krystynę. Zachowywała się równie spokojnie jak poprzednio.
– Chcę pani zadać tylko jedno pytanie – powiedział. -Kogo zobaczyła pani na korytarzu wychodząc z salki opatrunkowej, gdy padł strzał?
Sporą chwilę trwało milczenie.
– Nikogo – powiedziała wreszcie Krystyna.
– A Stokowskiego?
– Nie pamiętam.
– Stokowski twierdzi, że był cały czas na korytarzu.
– Jeśli tak twierdzi, to był – powiedziała Krystyna.
Chciał krzyknąć: Pani kłamie, proszę mówić prawdę, ale milczał. Kazał jej odejść. Opuściła dyżurkę nie odwracając się, widział tylko jej lekko zgarbione plecy.
Pozostawał więc doktor Kowalski. Pozostawał także leżący na korytarzu Niemiec, von Kruck. Przecież von Kruck posiada informacje, na które czeka centrala… Kilku ludzi straciło już życie, by je zdobyć. I to zadanie nie zostanie wykonane; Kruck musi umrzeć, a on, Kloss, nie zdąży zapewne dowiedzieć się od niego czegokolwiek przedtem. Nawet ustalić daty eksperymentu.
W drzwiach dyżurki stanął doktor Kowalski. Czekała go teraz rozmowa najtrudniejsza.
– Przesłuchał pan wszystkich? – Lekarz usiadł na krześle i wyciągnął nogi przed siebie. Wydawał się zmęczony.
– Tak – powiedział Kloss.
– Zapewne teraz moja kolej? – W głosie Kowalskiego trudno było nie usłyszeć ironii. – Nie bardzo pojmuję, po co pan prowadził to śledztwo.
– Było bardzo potrzebne. – Kloss umilkł i przyglądał się chwilę twarzy lekarza. Nic z niej nie mógł wyczytać.
– Wyobraźmy sobie – powiedział – że chodziło o coś innego niż znalezienie mordercy.
– Tak przypuszczałem. – Lekarz wstał i podszedł do aparatu telefonicznego. Bawił się drutem, który Kloss przeciął. – Bał się pan, że w szpitalu jest ktoś, kto może wezwać… Niemców.
Czy to prowokacja? Ale przecież ten Kowalski i tak wie dostatecznie dużo.
– Dziewczyna operowana dzisiaj – mówił powoli Kloss
– brała udział w walce. Została rozpoznana. Kowalski nie wydawał się zaskoczony.
– Wiem – oświadczył. – Wiem nawet, że raniono ją niedaleko leśniczówki…
– Tym lepiej. – Kloss mówił teraz ostrzej. – Wie pan od niego, tak?
– Tak.
– Gdzie on leży?
– Kazałem go przenieść do opatrunkowej. -I po chwili:
– Co pan zamierza?
Teraz należało odkryć karty; nie było innego wyjścia.
– Nie mamy wyboru – powiedział Kloss. – Obaj nie mamy wyboru. Jutro albo jeszcze dzisiaj może się tu zjawić gestapo. Rozumie pan, co oznaczają zeznania tego Niemca?
– Kim pan jest?
– To nieważne… Doktorze, pragnę, żeby pan zrozumiał, chcę panu wierzyć. Wiem, że to trudna sprawa, ale tego Niemca, Krucka, musimy zlikwidować.
Kowalski patrzył na Klossa, jakby nie rozumiejąc.
– Dlaczego pan milczy? – Kloss podniósł głos: – Widzi pan inne wyjście?
– Jestem tylko lekarzem – powiedział Kowalski. – Nie uczono mnie zabijania pacjentów.
– A ja jestem jednym z wielu, którzy muszą zabijać… – Kloss z trudem panował nad sobą. – Chodzi o twórcę śmiercionośnej broni, o człowieka, który nie zawaha się jutro oddać pana w ręce gestapo.
– Jest pod moją opieką – szepnął Kowalski. -Ja nic nie wiem… Nie wiem nawet, czy mogę panu ufać.
– Wie pan dostatecznie dużo.