Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– W trzydziestym ósmym roku, zaraz po studiach -mówił – asystowałem docentowi Rutkowskiemu przy takim zabiegu. Nie przypuszczałem, że będę to musiał robić sam i w takich warunkach.
– Trudne? – zapytała obojętnie Krystyna.
– Tak. Naruszona tętnica.
– Kula karabinowa? – Krystyna spokojnie rozkładała narzędzia. – Ta mała nie chciałaby chyba długo leżeć w szpitalu?
Doktor skinął głową i miał już coś powiedzieć, gdy Wacław wtoczył do operacyjnej wózek, na którym leżała Ewa. Pomógł przenieść ją na stół. Myślał zapewne, że lekarz pozwoli mu zostać, najczęściej uczestniczył przy wszystkich poważniejszych zabiegach, ale tym razem się zawiódł. Kowalski polecił mu wrócić do dyżurki. Bez słowa opuścił salę; w dyżurce otworzył książkę chorych. Stefan wszedł tak cicho, że dostrzegł go dopiero wówczas, gdy tamten stanął przy biurku. Wacław zamknął książkę i wyciągnął pudełko papierosów.
– Zapalisz? – zapytał, strając się ukryć zaskoczenie.
– Jaki jesteś miły, aż przyjemnie popatrzeć. Daj. Właśnie zabrakło mi papierosów. – Otworzył książkę chorych. – Co, zanotowałeś te dwa przypadki?
– Jakie? – zapytał Wacław.
– Nie udawaj durnia. Ta dziewczyna i mężczyzna. Wacław milczał.
– Chyba nie wszystko powinieneś notować. – Stefan mówił bardzo cicho. – A może ty zbyt lubisz notatki?
– Odczep się.
– Kto asystuje Kowalskiemu? – Stefan zaciągnął się głęboko papierosem. – Ma studenta medycyny i nie korzysta z jego usług?
– Zbyteczna złośliwość – powiedział Wacław. – Wykwalifikowane siostry radzą sobie na ogół lepiej.
– A dziewczyna wyżyje?
– Zapytaj Kowalskiego i nie przeszkadzaj mi, pracuję.
– Tak jest, panie doktorze – roześmiał się Stefan. Wyszedł z dyżurki trzaskając drzwiami.
Wacław został sam. Wrócił do książki chorych, potem wstał i podszedł do stolika, na którym mieścił się telefon. Był to duży, staroświecki aparat z rączką jak przy młynku do kawy. Wacław zdjął słuchawkę z widełek, bawił się nią przez chwilę. Nie zauważył Klossa, który cicho wszedł do dyżurki i od kilku chwil stał w drzwiach.
– Dobry wieczór – powiedział Kloss.
Wacław rzucił słuchawkę, odwrócił się i ukłonił. Kloss zapytał o doktora Kowalskiego. Wacław wyjaśnił, że właśnie operuje, i natychmiast udzielił dodatkowych informacji. To trudna operacja, szew tętniczy.
– Kim pan jest? – Kloss usiadł przy biurku i otworzył księgę chorych.
– Felczerem.
– Nazwisko?
– Wacław Stokowski. Jestem studentem medycyny. -Głos Wacława drżał nieco.
– I udziela pan chętnie informacji oficerom niemieckim. Dziękuję. – Chciał jeszcze zapytać Wacława, kogo operują, i wiedział, że jeśli felczer powie o Ewie, będzie na pewno tym, kogo szuka, ale nie zdążył, bo w drzwiach stanął doktor Kowalski. Ściągał gumowe rękawiczki.
– Pomóż przewieźć chorą do separatki – zwrócił się do Wacława. Wydawał się nie dostrzegać Klossa. Wacław zniknął, a Kloss podszedł do lekarza.
– Co z nią?
– W porządku… Proszę mi dać papierosa. Jest jeszcze zmęczona zabiegiem.
– Kiedy będzie mogła wyjść?
– Ani dziś, ani jutro.
– Kiedy ją zobaczę?
– Niedługo – powiedział Kowalski.
Może to on? Ma około trzydziestki. Na jakich zasadach mógł go zwerbować von Rhode? Strach, szantaż? Nie, raczej chyba felczer… Zachowywał się dziwacznie. Dlaczego mówił nie pytany?
– Doktorze – powiedział Kloss – chciałbym przejrzeć listę pracowników szpitala.
Kowalski patrzył na niego ze zdziwieniem.
– Jako przedstawiciel władz okupacyjnych? – W jego głosie brzmiała ironia.
– Ilu pan ma pracowników?
– To mały szpital. Dwie siostry, felczer, sanitariusz, portier, no i oczywiście – ja. Był jeszcze kierownik szpitala, Żyd… W tej chwili wszyscy są na miejscu. Za godzinę pozostanie na dyżurze siostra i sanitariusz. A oto lista. – Kowalski podał Klossowi arkusz papieru.
Nic mu, oczywiście, nie mówiły te nazwiska. Wacława Stokowskiego już widział. Sanitariusz nazywał się Stefan Welmarz. Ale agentem von Rhodego mogła być równie dobrze kobieta… któraś z sióstr.
– Proszę mi coś powiedzieć o sanitariuszu – zażądał Kloss.
– Tutejszy. – Lekarz najwidoczniej nie należał do rozmownych.
– Od kiedy pracuje?
– Od trzech miesięcy. Siedział w waszym… niemieckim więzieniu i wyszedł w nienajlepszym stanie.
– A co pan może powiedzieć o siostrach?
– Nic – odrzekł Kowalski. – Nic nie mogę powiedzieć, dopóki nie będę wiedział, w jakim celu pan pyta.
Kloss pomyślał, że ten człowiek ma nad nim przewagę i że daje mu to poznać. Czy istnieje jakaś szansa? Oparł się o stolik z telefonem. Położył dłoń na słuchawce. Wacław Stokowski stał właśnie w tym miejscu, gdy on -Kloss wszedł do dyżurki. Czy telefonował? A może Rhode już wie? Kloss podszedł do okna i uchylił zasłonę. Za oknem panowała nieprzenikniona ciemność.
Stefan porządkował tymczasem salkę operacyjną. Był szybki i sprawny. Układał narzędzia, zebrał z podłogi bandaże i kawałki ligniny. Nie lubił tej roboty, brzydził się nią. Po wojnie nie będzie pracował w szpitalu. – O, na po wojnie ma zupełnie inne plany… Ogarnął go nagle lęk,
może dlatego, że pomyślał o czasie tak odległym, i podszedł do stojącego w kącie wieszaka. Kowalski już dawno polecił wynieść ten wieszak z operacyjnej, ale w dyżurce też było mało miejsca. Stefan zanurzył dłoń w kieszeni swojego płaszcza i odskoczył natychmiast na środek pokoju, gdy otworzyły się drzwi. Weszła Krystyna.
– Skończyłaś już dyżur? – zapytał.
– Tak. – I potem dodała: – Błagam cię, nie rób tego.
– Jesteś ostanio przewrażliwiona – powiedział Stefan. Mówił teraz poważnie, bez cwaniackiego tonu. – Będziemy chyba musieli się rozstać.
– Powiedz zwyczajnie, że masz mnie dość.
– Żartujesz. To ty… Kobieta, która gotowa jest poświęcić swego chłopca, bo…
Krystyna przerwała mu gwałtownie:
– Kłamiesz! Zawsze traktowałeś mnie jak… A ja robiłam wszystko, słyszysz, wszystko…
– Uspokój się. Zobacz lepiej, czy ten oficer jest jeszcze w dyżurce i czy gada z Kowalskim.
– Dobrze – powiedziała Krystyna.
Stefan został sam w operacyjnej. Usiadł na białym, wysokim stołku i ukrył twarz w dłoniach. Był zmęczony, a czekał go jeszcze nocny dyżur.
W szpitalu panowała cisza. O tej godzinie kończy się codzienna harówka; siostry wykonały wieczorne polecenia lekarza, mierzą jeszcze temperaturę i zaglądają do ciężej chorych. W zatłoczonych salach zgaszono światło, palą się tylko słabe żarówki na korytarzu.
Stefan znał na pamięć rytm szpitalnego życia. Będzie mógł niedługo pozwolić sobie na parę godzin snu. Za chwilę doktor Kowalski powinien zjawić się w operacyjnej i wydać ostatnie polecenia na noc. Ale doktor Kowalski nie zamierzał jeszcze opuszczać szpitala; ta noc była inna niż zwykle i wymagała obecności lekarza. Chory z trójki umierał, mężczyzna leżący na korytarzu znowu stracił przytomność, stan dziewczyny po operacji budził jeszcze niepokój. Kowalski rozpoczął więc nie przewidywany w planie zajęć obchód. Na korytarzu Wacław Stokowski siedział przy łóżku mężczyzny przywiezionego ze wsi. W dyżurce porucznik Kloss czekał na powrót lekarza i głowił się nad znalezieniem sposobu unieszkodliwienia agenta von Rhodego. Kto nim jest? Jak uniemożliwić mu kontakt z Abwehrą? Składanym nożem Kloss przeciął druty telefoniczne, jedyne, co mógł zrobić.
Nie wykluczał zresztą, że szpital jest już obstawiony, a von Rhode bawi się nim, Klossem, jak kot myszą. Jeśli na przykład kryptonim M-18 nosi doktor Kowalski… Kloss mógł tylko czekać. Siadł przy biurku i otworzył księgę chorych. W tej chwili rozległ się strzał rewolwerowy. Potem tupot nóg i krzyk. Kloss zerwał się z krzesła i wybiegł na korytarz… Myślał tylko o Ewie.