Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Moje dziewczęta powinny zaraz nadejść – powiedział.
– Będą kobiety? Niemki! – jak tonący koła ratunkowego chwycił się Broch zmiany tematu.
– To była moja niespodzianka, majorze. Niech pan sobie wyobrazi, że odnalazła mnie tu kuzynka. Co prawda bardzo daleka, w dodatku młodzieńcza miłość. Nie widzieliśmy się osiem lat, mam tremę.
– No, myślę! – zapalił się Broch. – Ładna?
– Usiłuję wyobrazić sobie, jak wygląda – odpowiedział i, widząc zaskoczone spojrzenie Brocha, dodał: – Była wtedy trzynastoletnią dziewczynką. Nie wiem, czy ją poznam.
I właśnie w tym momencie ktoś zapukał, a Klossa nagle olśniło. Położył palec na ustach i jak łobuziak, który zamierza zrobić świetny kawał, ukrył się za drzwiami. Brochowi zabawa zaczęła się podobać. Gestem wskazał Klossowi, by schował się głębiej, a sam otworzył drzwi.
– Proszę, proszę, rozgośćcie się panie! – zawołał do wchodzących dziewcząt. – Kloss wróci za chwilę.
Kiedy w szparze drzwi dostrzegł stojącą doń tyłem jasnowłosą dziewczynę i chciał już wyjść, ukazała się druga – także blondynka. Teraz nie miał już wyboru.
– Edyto! – zawołał, niespodziewanie wychodząc zza drzwi.
Edyta odwróciła się gwałtownie.
– Hans? – W jej głosie zabrzmiała niepewność. Kloss z trudem rozprężył mięśnie twarzy, ułożył je w kształt uśmiechu.
– Tak bardzo się zestarzałem?
– Bardzo się pan zmienił, poruczniku – rzekła Greta.
– To jest Greta, o której ci mówiłam. Poznajcie się. Od dawna o tym marzyła.
– A skąd pani wie – zapytał lekko Kloss – że się zmieniłem?
– Widziałam zdjęcie.
– Zdjęcie? Jakie zdjęcie? – Był czujny, napięty, choć uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Więc jednak prowokacja? – pomyślał. – Bartek miał rację, kiedy mnie ostrzegał. Czy coś wiedzą, czy poddają go próbie?
– Och, Hans, nie pamiętasz? – dziwiła się Edyta. -To, które mi przysłałeś z wycieczki do Królewca w trzydziestym ósmym…
– Wybacz, Edyto, tyle lat… -powiedział i gorączkowo usiłował sobie przypomnieć, czy Hans Kloss, tam, w Mińsku, wspominał coś o wycieczce do Królewca. Chyba tak, tuż przed maturą. Wtedy widział wuja Hel-mutha.
Te rozmyślania me przeszkodziły mu w dokonaniu aktu prezentacji, jakimś żartem skwitował zdumienie dziewcząt na widok bogato zastawionego stołu. Chciał, żeby Broch czym prędzej wyszedł stąd z Gretą, wydało mu się, że gdyby został sam na sam z Edytą, potrafiłby utwierdzić ją w przekonaniu, że rozmawia z Hansem Klossem, towarzyszem dziecięcych zabaw, bohaterem szczeniackiego romansu. I tak właśnie się stało; Broch szepnął coś Grecie, krzyknął Klossowi, że wyjdą naprzeciw Schneiderowi i zostali nareszcie sami.
Przez moment było jeszcze gorzej, nie wiedział, co powiedzieć, nie spodziewał się, że kuzynka Hansa Klossa jest tak piękna.
– Jak się czuje ciocia Hilda?
– Pamiętasz mamę? Ona cię często wspomina. Biedna, ostatnio prawie nie wstaje. – Edyta przyglądała mu się, jakby nie mogła odnaleźć czegoś znajomego w twarzy stojącego naprzeciw niej młodego mężczyzny w mundurze oberleutnanta. Czyżby go nie poznawała? A może podejrzewa? Nie, to niemożliwe! A może ten dziecięcy romans pozostawił w niej jakiś ślad? Przez chwilę Kloss czuł się jak złodziej, który buszuje w cudzym domu. Przecież to nie on, to tamten całował ją w stogu siana, przecież to z tamtym przysięgali sobie wieczną miłość.
– Ciągle ten reumatyzm? – zapytał z troską w głosie. Nie można dopuścić ani do chwili ciszy. Cisza jest niebezpieczna.
– I to pamiętasz, Hans? Myślałam, że zupełnie o nas zapomniałeś.
W tym momencie Kloss poczuł, że jakaś niewidzialna ściana, tkwiąca dotychczas między nimi, nagle runęła. Niby nic się nie zmieniło, stali nadal naprzeciw siebie, przyglądali się sobie, ale tak właśnie powinni stać ludzie, którzy się niegdyś kochali i spotkali przypadkiem po latach rozłąki, którzy mimo oddalenia hołubili w sobie jakieś tkliwe myśli o tym drugim.
– Niczego nie zapominam, Edyto. Bardzo lubiłem ciocię Hildę i jedną z jej córek. – Uznał, ze to jest najwłaściwszy moment, żeby wziąć w swe ręce dłoń Edyty. Nie cofnęła jej. I tak zastali ich roześmiani, zaróżowieni od mrozu Broch z Gretą, którzy trzymali jak cenną zdobycz – opierającego się lub udającego, że się opiera -Schneidera.
– Wyobraźcie sobie, on jeszcze chciał pracować! – zawołał Broch.
– Odświeżyliście wspomnienia? – spytała słodko Greta.
– Więcej – odparł Kloss – poprosiłem Edytę, żeby zechciała pełnić honory gospodyni.
– Jak się domyślacie, przyjęłam z przyjemnością -odpowiedziała bez zmrużenia oka Edyta. I nagle wzrok jej spotkał się ze wzrokiem Schneidera. Nim tamten zdążył powiedzieć słowo, rzuciła się ku niemu i padła mu w objęcia. Schneider był oszołomiony, ale szczęśliwy. Odsunął ją od siebie, przyglądał się przez chwilę.
– Wypiękniała pani, Edyto.
– Myślałam dzisiaj o panu, właściwie od paru dni wspominam nasze spotkanie.
Opowiadają, przeszkadzając sobie nawzajem, historię spotkania, dzieje owej koszmarnej nocy, wypijają pierwszy toast za cudowny zbieg okoliczności. On to przecież umożliwił Edycie, która tak się bała powrotu do tego miasta, spotkanie z dawno nie widzianym Hansem („Moim narzeczonym – powiedziała ze śmiechem Edyta. – Chyba nie zapomniałeś, Hans, że obiecałeś się ze mną ożenić, gdy dorośniesz?") i człowiekiem, który traktował ją jak córkę, to znaczy uroczym kapitanem Schnei-derem. Schneider trochę się skrzywił, usiłował prostować, że nie traktował wówczas Edyty jak córki, jak siostrzenicę raczej, ale po pierwszym kieliszku pogodził się ze swoją rolą, domagał się tylko, żeby Kloss i Edyta uklękli przed nim, a on udzieli im rodzicielskiego błogosławieństwa. Potem Broch nie wytrzymał i w największej oczywiście tajemnicy poinformował wszystkich o awansie Klossa, gratulowali mu kolejno. Edyta podeszła doń z kieliszkiem, rozbawiona Greta zażądała, żeby się teraz pocałowali i w ten sposób pocałowali się po raz pierwszy.
– Pamiętasz, Hans, kiedy i w jakich okolicznościach pocałowaliśmy się ostatni raz?
Powiedział, że przy pożegnaniu, kiedy odjeżdżała z majątku wujostwa Weisenberg, ona twierdziła, że Hans wyjechał wcześniej, przekomarzali się przez chwilę, ale Kloss już wiedział na pewno, że niebezpieczeństwo znik-nęło, że Edyta także nie bardzo pamięta, kto z nich tego lata pierwszy wyjechał. W rozbawieniu omal nie przeoczyli północy; minutę przed dwunastą Broch zaczął odwijać drut z butelki szampana, szło mu to niesporo, z głośnika dobiegały już pierwsze uderzenia radiowego zegara, ale udało mu się z tym wreszcie uporać. Rozlewał musujące wino, a Schneider, który już na dobre przejął się rolą ojca, zawołał:
– Cisza, moje dzieci, za chwilę powitamy Nowy Rok!
– A jeszcze wcześniej sturmfuehrera Brunnera! – To powiedział mężczyzna, który dobrze już pijany, w rozkroku, jakby się bał upaść, stanął w drzwiach.
– Hermann! Fajnie, że jesteś! – zawołała Greta, ale inni nie wyrazili zachwytu na widok niespodziewanego gościa. Gdyby Brunner był cokolwiek mniej pijany, dostrzegłby, że zgasił nastrój. Ale on, cmoknąwszy Gretę, wtaczał się już do pokoju, żądał kieliszka, bełkotał coś o węchu, który go nigdy nie zawodzi, jeśli idzie o alkohol.
– Nie przedstawiłem cię mojej kuzynce – powiedział Kloss i w tym momencie dostrzegł coś nienormalnego w spojrzeniu Edyty. Przyglądała się w skupieniu Brun-nerowi, jakby starała się odpędzić od siebie jakąś myśl. Z trudem zdobyła się na uśmiech, gdy Brunner podto-czył się do niej z kieliszkiem.
– Zdrowie pięknych pań! – zaczął i urwał. Wypuścił z ręki kieliszek, niezdarnie pochylił się, żeby pozbierać szkło, ale Edyta dostrzegła, że kiedy wstał, jego spojrzenie stało się jakby trzeźwiejsze. Już była skłonna uwierzyć, że to przywidzenie, że to rezultat ostatnich rozmyślań o owej nocy sprzed czterech lat, ale teraz wydało się jej, że się nie myli.
– Zdaje się, że pana już gdzieś widziałam – powiedziała i dostrzegła zimny błysk w bladych oczach Brunnera. Natychmiast pożałowała tych słów, była zadowolona, że nikt z obecnych nie zauważył tego incydentu.