Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Dość! Kloss, właściwie człowiek, który od czterech lat nosi nazwisko Hansa Klossa, nie potrafi zbyt długo się martwić, wolałby, co prawda, nie czekać, ale teraz, kiedy uświadomił sobie, że dla Edyty Lausch może być Hansem Klossem, że niebezpieczna gra, którą z całą świadomością ryzyka (a może właśnie także dla tego ryzyka?) podjął przed czterema laty, będzie kontynuowana, jest już spokojny.
Przypomniała mu się sprawa wiaduktu. Sprawdził w myśli, czy niczego nie zaniedbał. Ten wiadukt musi być wysadzony! Ciotka Zuzanna (uśmiechnął się do siebie) bardzo nalega. Musi mieć swój cel. Czyżby długo oczekiwana ofensywa? Prości żołnierze, nie krępując się jego obecnością, szczękali zębami mówiąc o wielkiej ofensywie, którą szykuje „Iwan". Jest wystarczająco długo na wojnie, aby zaufać niezawodnemu instynktowi prostych żołnierzy. A więc tym bardziej wiadukt musi być wysadzony.
Kiedy wprost z komendantury, natychmiast pod wrażeniem rozmowy z Edytą, zaniedbując nawet zwykłej ostrożności, pobiegł do zegarmistrza, aby wydobyć od ciotki Zuzanny te właśnie informacje o reumatyzmie, stawie, łódce i księżycu, czekał już na niego Bartek. Kloss lubił tego inteligentnego chłopca, z którym współpracował nieraz i którego mógł być zupełnie pewien. Za Bart-kiem, dowódcą dużego zgrupowania partyzanckiego, wsławionego licznymi brawurowymi akcjami (w niektórych i Kloss miał swój udział), policja i SD rozpisały listy gończe i jeszcze do niedawna jego chłopska, kwadratowa twarz spoglądała na Klossa z parkanów miasta, dopóki jej nie przykryły inne plakaty, poszukujące polskich „zbrodniarzy" albo obwieszczające o kolejnej egzekucji „osób, które podniosły rękę na przedstawicieli narodu niemieckiego"… Ale Bartek nic sobie z tego nie robił, nawet w najgorszym czasie przyjeżdżał chłopską furką na targ do miasta, jakby wiedząc, że wtapia się bez reszty w tłum ubrany w kożuchy i długie buty.
Bartek był markotny, zegarmistrz musiał mu powtórzyć cierpką ocenę ostatniej akcji. Nie przyjął papierosa, skręcił sobie w gazecie trochę śmierdzącej machorki, poczekał, aż wszystkie zegary w sklepie wybiją godzinę trzecią i dopiero wtedy powiedział o nieszczęściu. Okazało się, że podczas akcji na wiadukt zagubił się jeden człowiek.
– Kto? – zapytał Kloss. Ludzi Bartka znał tylko z pseudonimów.
– Florian – powiedział Bartek. – Niedobrze, jeśli wpadł, może wygadać, że dysponowaliśmy planem pól minowych.
– Spróbuję się dowiedzieć – powiedział Kloss. -Wiem, że zaraz po akcji nie złapali nikogo. Byłem na miejscu w kwadrans po was…
Przeszedł do najważniejszego:
– Musicie załatwić sprawę z tym wiaduktem w ciągu trzech dni, bez względu na straty. Zresztą powinny być niewielkie. Niemcy nie spodziewają się uderzenia bezpośrednio po nieudanej akcji. Trzeba wykorzystać ten moment uspokojenia. Najlepiej w ciągu najbliższych dwóch, trzech nocy.
Przekazał Bartkowi nowe dane dotyczące zaminowania i to, czego zdążył się dowiedzieć, zerkając na rozłożonę przed Fredką, sekretarką jego szefa, rozkłady jazdy ważniejszych transportów kolejowych. Zaproponował zgranie akcji wysadzenia wiaduktu z likwidacją jakiegoś ważnego transportu…
Bartek natychmiast się ożywił. Kolejówka to jego specjalność. Zaczął od tego, początkowo z ośmioma towarzyszami. Teraz jego oddział liczy niemal dwustu ludzi i ma na koncie prawie dwa tysiące wagonów pełnych zaopatrzenia i sprzętu. Ustalili jeszcze konieczność jakiegoś pozorowanego ataku niewielką grupą ludzi, aby odciągnąć ochronę wiaduktu, omówili termin i miejsce następnego spotkania. Kloss chciałby wiedzieć, kiedy będzie podjęta kolejna próba. On w tym czasie musi mieć absolutne alibi. Na końcu, maskując zdenerwowanie humorem, opowiedział Bartkowi o cudownym odnalezieniu „kuzynki".
– Uważaj – rzekł Bartek – to może być prowokacja.
– Uważam – odparł. – Uważam już cztery lata.
Bartek napełnił kieliszki samogonem. Wznieśli je w milczeniu, potem mocno uściskali sobie dłonie. Nie potrzebowali słów- znali swoje pragnienia na zbliżający się Nowy Rok.
6
Major Broch miał już lekko w czubie. Hałaśliwie wkraczał do pokoju, z uznaniem spojrzał na baterię butelek stojących na stole, postawił obok nich pękatą, ciemnozieloną.
– Szampan? Świetnie! – powiedział Kloss.
– O pucharach też nie zapomniałem. To miała być moja niespodzianka. Ale mam dla pana jeszcze lepszą. Drogi przyjacielu, oficjalnie za parę dni, ale w wielkiej tajemnicy mogę już panu powiedzieć. Przed chwilą przeglądałem zatwierdzoną listę awansów. Gratuluję… kapitanie Kloss!
A więc dali mi awans – myślał Kloss. – Prawdopodobnie za sprawę warszawską. Gdyby wiedzieli, że zdemaskował wtedy jako groźnych wrogów Rzeszy najwierniejszych i najbardziej okrutnych oprawców. Gdyby wiedzieli… Gdyby wiedzieli, że nie dalej jak przed kilkoma godzinami popełnił zdradę główną, przekazując ostatnie informacje. Jest wśród nich już cztery lata, uważają go za swego, więc i tych panów świata można nabrać, oszukać, ogłupić do tego stopnia, że nagradzają orderami i awansami swego śmiertelnego wroga. Przypomniało mu się kilka epizodów z minionych czterech lat, błyskawicznie przemknęły mu przez myśl sytuacje, które zdawały się być bez wyjścia, powinny skończyć się nieuchronną klęską, zdemaskowaniem, samobójczą – jeśliby zdążył – śmiercią. Kiedy zaczynał tę robotę, kiedy po raz pierwszy zobaczył się w lustrze w mundurze leutnanta, pomyślał, jak dobrze by było, gdyby mu się udało przedłużyć tę maskaradę choćby do roku. Po dwóch latach, już z dystynkcjami oberleutnanta, przeraził się tamtej swojej myśli. Miał dotąd cholerne szczęście, ale to przecież musi się skończyć. Byle tylko jak najwięcej zaszkodzić, zanim przyjdzie to najgorsze. A teraz Broch, ten sam Broch, który przez całą wojnę, dwukrotnie ranny, uczestniczący we wszystkich ważniejszych kampaniach, jest nadal majorem, przynosi mu wiadomość o awansie.
– Nie cieszy się pan? W pańskim wieku… Ja mam czterdzieści siedem lat, Kloss. Jest pan niemal dwa razy młodszy. Ale nie zazdroszczę panu, naprawdę szczerze panu gratuluję, od dawna się to panu należało.
– Wszyscy wiedzą, panie majorze, że jest pan znakomitym oficerem.
– Tak- skrzywił się kwaśno Broch. -Wszyscy wiedzą, a wkrótce dowie się cały świat. – Pochylił się do Klossa i skończył szeptem: -Już w grudniu trzydziestego dziewiątego roku powiedziałem, co myślę o planie zaatakowania Rosji, o tym szaleństwie gefreitra, opętanego mania grandiosa. Już wiemy, że to ja miałem rację, bolszewicy są teraz nad Wisłą, za miesiąc będą nad Odrą, a za dwa miesiące… Nie łudźmy się, Kloss. Ta wojna jest przegrana, „Iwan" teraz nie popuści, zażąda, żebyśmy zdali rachunek. I co wtedy?
– Panie majorze – odparł spokojnie Kloss – bardzo pana lubię i myślę, że nie mam tu nikogo bardziej od pana życzliwego. Ale proszę zrozumieć… U progu Nowego Roku nie chciałbym pamiętać, że pracuję w Abwehrze, nie chciałbym, żeby przypominał mi o tym przyjaciel, człowiek, którego szanuję, lubię i cenię.
– Kloss – westchnął Broch – ja kocham Niemcy i wiem, co się stanie.
– Nie trzeba być skrajnym pesymistą. – Kloss starał się nadać swemu głosowi brzmienie ciepłe i ufne. W tej chwili wolał, żeby Broch uznał go za idiotę lub tchórza, niż żeby uważał go za wspólnika w poglądach, które tylko pomyślane stanowią zbrodnię. – Na szczęście mamy dość alkoholu, majorze, żeby zapomnieć o przykrych rzeczach i pod wpływem chwilowego rozżalenia wypowiadanych poglądach. – Kloss czuł, że to, co mówi, jest lepkie i dość obrzydliwe.
Oto człowiek rozczarowany, dziś już na pewno wróg systemu, ale on nie może wyciągnąć do mego ręki, przeciwnie – musi stworzyć sytuację, w której Broch będzie słabszy. Nie zapomina się lekkomyślnej szczerości. Broch będzie o tym pamiętał, na przyszłość może będzie ostroż-niejszy, ale w przyszłości, gdyby zdarzyła się sytuacja, w której los Klossa mógłby zależeć od Brocha, ten będzie musiał milczeć. Dzięki temu Kloss przetrwał cztery lata we wrogim mundurze, w samym środku ich machiny wojennej. Nie może sobie pozwolić na gest przyjaźni nawet wobec człowieka, który na tę przyjaźń by zasługiwał, jeśli szkodziłby w ten sposób sprawie najważniejszej – sprawie swojego bezpieczeństwa. Ale Brocha naprawdę lubił. Chciał mu osłodzić gorycz tej rozmowy.