-->

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Название: Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 162
Читать онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 40 41 42 43 44 45 46 47 48 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Oto ogniska działania bandyckich grup leśnych na żołdzie Moskwy i Londynu – dotarł doń głos Geibla. – Nie będę przed wami ukrywał, panowie, że ich działalność nasiliła się po tragedii stalingradzkiej. Aktywizację grup bandyckich zaobserwowano w kwadratach E5, Hl, C3. – Geibel podszedł do mapy i zgasłym cygarem pokazywał miejsca, o których mówił. – Siady obecności bandytów zaobserwowaliśmy w kwadratach Al, A2 i H4, gdzie jeszcze miesiąc temu nie notowano żadnych incydentów… Sprawa jest jasna – pobłażliwość rozzuchwala. Małe regionalne akcje nie spełniły swego zadania, musimy więc skoncentrować wysiłki. Najbliższe tygodnie poświęcimy zaplanowanej i dokładnie opracowanej akcji oczyszczenia naszego dystryktu…

Trzeba uprzedzić chłopców – myślał Kloss – szczególnie w kwadracie A2, tam powinien być Bartek ze swoimi. Oczywiście koncentracja może dojść do skutku dopiero za parę dni, więc mają jeszcze trochę czasu, chybaże Geibel nie mówi wszystkiego. Ale to raczej niemożli

we w tym gronie…

Najważniejsze, żeby usunąć radiostację – przyglądał się cygaru Geibla błądzącemu po mapie. Jeszcze dziś musi przekazać te dane Filipowi. Najlepiej, jeśli przekaże je razem z wiadomościami z poligonu. Właśnie – poligon. Czeka go pracowity dzień, dla tej narady u Geibla nie pojechał na poligon, a tam także dzieją się rzeczy ciekawe. Próba nowego pancerza do czołgów-powinien jeszcze zdążyć. Może udałoby się sfotografować próbę – byłby komplet.

Ktoś dotknął jego ramienia.

– Zapal, Hans – szepnął sturmfuehrer Brunner podsuwając Klossowi skórzaną papierośnicę ze złotym monogramem. Brunner lubuje się w złocie, wykorzystuje okres, kiedy złoto go nic nie kosztuje. Ma złote zęby, które wstawił niedawno, gruby złoty sygnet, monogramy, gdzie się tylko da – na portfelu, papierośnicy, teczce.

– Dziękuję – powiedział Kloss, przyjmując ogień i z przyjemnością wdychając aromatyczny dym.

Ten Brunner jest dla niego wyjątkowo uprzejmy. Jedyny gestapowiec, z którym Kloss jest po imieniu. Początkowo niepokoiła go skwapliwość, z jaką Brunner czynił mu drobne uprzejmości, bał się, że kryje się zatym jakiś podstęp; do dziś zresztą nie dowierza Brunnerowi, jest jednak dość mądry, by lekkomyślnie nie odrzucać ofiarowanej przyjaźni. Brunner nie ma przed nim tajemnic, a jeśli ma, to nie dotyczą one spraw jego służby, a o to Klossowi chodzi najbardziej. Nieraz już paplanina Brunnera naprowadziła go na ślad jakiejś sprawy, którą powinien się zająć. Brunner manifestuje swą przyjaźń dla Klossa, jest pod tym względem przeciwieństwem Geibla, który nie omija żadnej okazji, aby wtrącić uszczypliwą uwagę o Abwehrze. A może – pomyślał – Brunner chce za pośrednictwem Klossa dowiadywać się, nad czym pracuje Abwehra? Niewykluczone, że zdaje z tego raporty Geiblowi, choć wiele sensacji w tych raportach być nie może, jako że oberleutnant Kloss należy do ludzi raczej mrukliwych.

Jakaś nowa nutka w głosie Geibla kazała Klossowi oderwać się od swych myśli.

– Doniesienia naszych agentów terenowych potwierdzają przypuszczenia radiopelengu, że na terenie naszego dystryktu działają dwie radiostacje dywersyjne. Jedną udało nam się zlokalizować w kwadracie A2, a o wszelkich zmianach dotyczących jej położenia jesteśmy natychmiast zawiadamiani. Właściwie moglibyśmy ją już zlikwidować, a jeśli tego nie robimy, to wyłącznie dlatego, by umożliwić naszemu agentowi rozpracowanie kontaktów grupy, posiadającej radiostację, z miastem, gdzie ma ona zapewne swoich informatorów.

Więc mają Bartka – pomyślał gorączkowo i jak zawsze w chwilach, kiedy zagrożenie staje się tak bliskie, że niemal namacalne, ogarnia go fala spokoju. Ten rodzaj lodowatego spokoju jest dla niego sygnałem alarmowym.

– O ile pana dobrze zrozumiałem, panie obersturm-bannfuehrer – przerwał Geiblowi – dysponuje pan agenturą wewnątrz oddziału partyzanckiego?

– Niekiedy i nam się coś udaje, Kloss. – Rechot aplauzu skwitował słowa szefa SD.

– Pierwszy panu pogratuluję – powiedział bez uśmie chu Kloss – kiedy będzie pan miał radiostację w ręku.

Geibel nie dostrzegł w tych słowach ironii, a może nie chciał jej dostrzec.

– To mi się podoba! Musimy się pozbyć partykularyzmu, moi panowie. Likwidacja band, szczególnie tych najniebezpieczniejszych, spełniających obok funkcji dywersyjnych także zadania ściśle wywiadowcze, jest wspólnym zadaniem armii i służby bezpieczeństwa.

Geibel usiadł, zapraszając do dyskusji. To już Klossa nie interesuje, dokładny protokół narady otrzyma i tak jutro rano. Przeprosił Geibla, tłumacząc się obowiązkami, jakie go dziś jeszcze czekają, i wyszedł na korytarz. Stanął przy otwartym oknie, z rozkoszą wdychał czyste powietrze.

– Rzeczywiście pioruńsko duszno – powiedział ktoś za nim. Nawet nie znając jego głosu, Kloss wiedziałby, że to Brunner. Tylko on potrafi tak cicho podejść z tyłu; lubi nawet tę zabawę i cieszy się z zaskoczenia wywołanego niespodziewanym odezwaniem się. Kloss nigdy nie żałuje mu tej satysfakcji.

– Skradasz się jak Winnetou.

– Spotkamy się wieczorem, Hans? Robimy małego pokerka?

– Jak zwykle u pani Kobas?

– Idziemy całą bandą, będzie dużo picia.

– Szkoda – powiedział Kloss. W głosie jego zabrzmiał prawdziwy żal. Naprawdę chciałby pójść do pani Kobas, coraz bardziej interesuje go ta kobieta, chętnie by się jej przyjrzał. Trzeba będzie to zrobić – zanotował w pamięci.

– Chyba nie masz randki? – zapytał Brunner.

– Przecież wiesz – Kloss bezradnie rozłożył ręce – że szef władował mnie do tej fabryki.

– Słyszałem coś. Próby nowego czołgu…

– No, Brunner – pogroził mu żartobliwie palcem – tylko nie próbuj wyciągać ze mnie tajemnic wojskowych.

– Niechcący, Kloss, przysięgam, że niechcący – roześmiał się głośno Brunner. Może nawet zbyt głośno – myślał Kloss, schodząc powoli szerokimi schodami gmachu gestapo.

3

Mimo niepokojących wiadomości wyniesionych z narady u Geibla, Kloss był w świetnym humorze. Dobrze, że wie o niebezpieczeństwie, chłopców trzeba ostrzec. Trapi go trochę sprawa informatora w pobliżu radiostacji – chciałby o tym zapomnieć, więc powraca myślą do innych, milszych zdarzeń.

Ten tydzień będzie mógł zaliczyć do udanych. Inżynier Meier postąpił lekkomyślnie, zostawiając go na pięć minut samego w gabinecie, gdzie na biurku poniewierały się szkice prototypu. Chociaż skąd mógł wiedzieć, że przydzielony do ochrony prób oficer Abwehry wykorzysta te pięć minut w sposób, którego nie przewidują regulaminy. Mała, niezwykle precyzyjna kamera, ukryta w klamrze pasa z napisem „Gott mit uns", zdążyła zarejestrować wszystko, co trzeba. Ładny kąsek! Specjaliści otrzymają materiał za parę dni i chyba wykorzystają należycie. Nie co dzień dostają taką gratkę! Kloss wie, że miał piekielne szczęście i dlatego może mniej dotkliwie niż zwykle odczuwał dziś ciężkie spojrzenia przechodniów, usuwających mu się trwożliwie z drogi. Niedbale odsalutował milczącemu patrolowi żandarmerii, a potem z uśmiechem granatowemu policjantowi. Z uśmiechem, bo ten policjant przypomina mu scenę z przedwczoraj. Zgłupiała, czerwona gęba tamtego policjanta drżała, kiedy wrzeszczał na niego, nie przebierając w słowach. W jednej chwili granatowy stracił całą pewność siebie, mamrotał, że bardzo przeprasza pana oficera niemieckiego, że gonił właśnie handlarkę, która…

– To nie powód, aby potrącać niemieckich oficerów -wrzeszczał wtedy, patrząc prosto w oczy tego silnego chłopa, który wyglądał, jakby za chwilę miał się rozpłakać. Potem, już spokojnie, zażądał numeru gorliwego policjanta, powoli, nie spiesząc się, spisał go z owalnej blaszki, którą mu granatowy podsunął usłużnie pod nos. Słuchał jego skomleń, wyrażających prośbę o wybaczenie, i odczuwał satysfakcję, gdy nieliczni przechodnie uśmieszkiem zadowolenia kwitowali wpadkę gorliwca. Puścił go dopiero wtedy, gdy spostrzegł, że babina z bułkami zginęła już z pola widzenia.

Zatrzymał się przed sklepem zegarmistrza, sprawdził, czy jego omega chodzi precyzyjnie i fakt, że mógł tego dokonać patrząc na wystawiony zegar z dwoma wahadłami, upewnił go, że za chwilę będzie mógł skręcić w bramę domu numer 32, wejść na pierwsze piętro i zadzwonić do drzwi, na których emaliowana tabliczka informowała, że dentysta Jan Sokolnicki przyjmuje każdego dnia od godziny dziesiątej do siedemnastej. Gdyby w oknie zegarmistrza zamiast brzydkiego, elektrycznego zegara wystawiony był pajac z cyferblatem na brzuchu, Kloss także by sprawdził czas na swoim zegarku, ale bramę oznaczoną numerem 32 minąłby obojętnie, ponieważ budzący uciechę dzieci pajac w oknie zegarmistrza oznaczałby dla niego stan najwyższego zagrożenia. Mogłoby to znaczyć, że coś się stało Filipowi, albo że zagrożona jest któraś z nitek skomplikowanej drogi łączności wiodącej od Hansa Klossa, zaufanego oficera miejscowej Abwehry, do radiostacji, która urywanymi sygnałami pi-pi przekazuje gdzieś daleko informacje przez Klossa zebrane, bądź sprawdzone, które to informacje przybliżają dzień końca Rzeszy, nazywanej przez ich twórców tysiącletnią.

1 ... 40 41 42 43 44 45 46 47 48 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название