Tomek w grobowcach faraon?w
Tomek w grobowcach faraon?w читать книгу онлайн
Seria powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na r??nych kontynentach. Mi?dzy innymi ch?opiec bierze udzia? w wyprawie ?owieckiej na kangury w Australii i prze?ywa niebezpieczne przygody w Afryce, ?yje w?r?d czerwonosk?rych Nawaj?w i Apacz?w. W te niezwyk?e przygody wpleciona jest historia odkry? dokonywanych przez polskich podr??nik?w. Od wielu pokole? te ksi??ki s? lektur? ?atw? i atrakcyjn? nie tylko dla ch?opc?w.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Czwarty posążek
Sadim! – Jestem, panie! – Giaurzy odeszli w pustynię… Pójdziesz z tym do kobiety – przywódca podał mu posążek faraona w myśliwskim stroju.
– Tak, panie!
– Powiesz, że od jej męża. Powiesz, że każe jej iść z tobą. Powiesz, że odnalazł grobowiec.
– Tak, panie!
– Zaprowadzisz kobietę do groty…
– Do groty, panie?
– Tak! Tam znikniesz i uwolnisz zapadnię.
– Ale, panie…
– Uwolnisz… Zasypiesz wykopane przez nas przejście i wrócisz.
– Ale…
– Sadim! Odejdź! Nikt nie może igrać z władcą Doliny.
Sadim aż skulił się w sobie porażony wewnętrznym chłodem. Owszem, przestraszyć, oszukać, pokręcić. Do tego był gotowy… Ale zabić… Wątpliwości opanowały jego serce. Zostawienie w grocie kobiety samej równało się z wyrokiem śmierci… Tak samo pewnym jakby wykonał go od razu. “Żelazny faraon”, o czym Sadim dobrze wiedział, był jednak człowiekiem nieubłaganym. Ruszył by wypełnić swą powinność.
Sally nie mogła sobie znaleźć miejsca, pełna niepokoju. Położyła rękę na łbie Dinga. – Gdzie pan, piesku? – spytała. – Nawet ty nie wiesz…
To, że Tomek, Nowicki i Patryk nie wrócili na noc, było wytłumaczalne. Wyruszyli dość późno, a spotkanie mogło być interesujące. Ale teraz dzień dobiegał końca bez żadnej wiadomości. Uznała w końcu, że sama nie zdziała niczego. Postanowiła zawiadomić policję.
Raz podjąwszy decyzję, poczuła się lepiej.
Zaczęła przygotowania do opuszczenia obozu, kiedy podszedł jeden z arabskich służących, aby ją zawiadomić, że przybył posłaniec.
Sally wyszła przed namiot. Posłaniec wydał się jej jakiś znajomy. “Gdzie tę twarz widziałam?” – myślała.
Posłaniec nisko się pokłonił, podając jej jednocześnie coś zawiniętego w płótno. Zanim rozwinęła przesyłkę, ze zdziwieniem stwierdziła, że zna tego człowieka, że gdzieś musiała go już widzieć. Próbując umiejscowić znajomą twarz, powoli odwijała płótno. Kiedy ujrzała zawartość, przestała myśleć o czymkolwiek innym. Nie było wątpliwości.
To był czwarty, oderwany od złotej tacy posążek Tutanchamona. Lśnił złociście, a jednak wydawał się zbyt lekki. Zdumiało to Sally. “Musi się za tym kryć jakaś tajemnica” – myślała. “Gdyby posążek był ze złota, ważyłby z pewnością więcej”. Wróciła do namiotu i odszukała fotografie. Wszystko zgadzało się doskonale. Młody faraon z myśliwską dzidą w jednej ręce, w drugiej trzymał “anch” [133] , symbol nieśmiertelności. Kolejną oznaką wskazującą, że chodzi tu o zmarłego była wąska, zawinięta na końcu broda.
Sally wybiegła rozgorączkowana, zapominając o bożym świecie.
– Skąd to masz? – spytała z wypiekami na twarzy. Sadim odpowiedział łamaną angielszczyzną:
– Twój mąż znaleźć. On mnie przysłać i kazać powiedzieć: żono przyjdź, ja znaleźć grobowiec.
– Grobowiec? Grobowiec Tutanchamona?
– Nie wiedzieć. Iść ze mną. Ja zaprowadzić.
– Zaraz będę gotowa.
Oczywiste było, że Sally nic już nie powstrzyma. Posłaniec jednak ponaglał:
– Iść zaraz – rzekł z naciskiem. – Niedługo ciemność.
Przypomnienie o zbliżaniu się nocy odniosło wręcz przeciwny skutek. Ostudziło nieco rozpaloną głowę. Sally znalazła dość rozwagi i tyle przynajmniej zimnej krwi, by napisać kilka słów do Smugi. Wysłała też natychmiast służącego do “Winter Pałace”, polecając zostawić tam list. Załatwiwszy to, ruszyła za posłańcem.
Sadim z pozoru szedł w kierunku Medinet Habu, często jednak klucząc. Całkiem zresztą na próżno, bo Sally nie zwracała uwagi na drogę. Wciąż oglądała czwarty posążek pełna pytań, wątpliwości i marzeń. Ważyła go w dłoni, podejrzewając, że pod warstwą złota coś się kryje. “Może jest wydrążony wewnątrz i zawiera jakieś tajne inskrypcje? Albo papirus z zaklęciem?” – myślała. “Nie bez powodu jest taki lekki.”
Z obozu wybiegł za nią Dingo, ale wobec ostrego sprzeciwu Sadima, Sally odesłała go z powrotem. Zawrócił niechętnie, warcząc głucho. Normalnie nie zlekceważyłaby takiego zachowania psa, ale teraz przepełniała ją radość, że jest na tropie wielkiego archeologicznego odkrycia. Odnaleźć grób Tutanchamona, to dopiero będzie sensacja i sława! Nie mogąc opanować niecierpliwości, ciągle pytała posłańca:
– Kiedy, gdzie, jak znaleźli grobowiec?
– Nic nie wiedzieć, nic nie mówić – odpowiadał niezmiennie Sadim. Zapadał zmierzch, kiedy krętymi ścieżkami doszli do Doliny Królów. Sally poczuła lęk. Powoli rodził się niepokój.
– Gdzie jest Tomek? Przecież już noc – powiedziała. – Może wrócimy tu jutro.
Sadim zauważył jej wahanie.
– Mąż kazał dziś… być chory… – i widząc nagłe zdenerwowanie Sally, dodał chytrze:
– Nie tak bardzo. Tylko trochę.
Sally sprawdziła, czy rewolwer spoczywa w kieszeni i już bez ociągania ruszyła za nim.
“Dlaczego nie ma tu Nowickiego? Dlaczego nie przyszedł po mnie sam?” – pomyślała jeszcze gorączkowo, ale zanim zdążyła zrozumiale sformułować pytanie, Sadim oznajmił:
– To tutaj!
Przeszli między dwoma skalnymi blokami, które osłaniały otwór przypominający wejście do groty. Sadim zapalił gliniany kaganek, jeden z kilkunastu stojących obok siebie i podał go Sally. Sam wziął drugi. Przekroczył próg, schylając głowę. Korytarz prowadził osiem, może dziesięć metrów poziomo, a potem gwałtownie, stromo, niemal pionowo schodził w dół [134] . Z boku widniały otwory wiodące do bocznych komór. Sally bardzo chciałaby je poznać, zobaczyć, ale Sadim bardzo się spieszył:
– Mąż później pokazać. Teraz nie ma czasu. On chory – mówił bez ładu i składu.
– Ale gdzież w końcu jest? – prawie krzyknęła Sałly.
– Najniżej. W pokoju, gdzie mumie… – odrzekł.
Mijali więc szybko krypty ze skarbami i pośmiertnym wyposażeniem zmarłego. Doszli wreszcie do szeregu najniżej położonych krypt, gdzie musiał znajdować się sarkofag z mumią i urny z wnętrznościami. Pisnęła pod nogami mysz. We wnętrzu głównego pomieszczenia drgało niewielkie światełko.
– Mąż tam! Idź! – Sadim pchnął ją lekko do przodu. Spojrzała mu w oczy. Zawahała się.
– Idź! Idź! – ponaglił.
Zdecydowała się. Szybko przeszła parę ostatnich metrów i weszła do środka. Stanęła w przejściu zdumiona. W krypcie nie było nikogo. Grobowiec nie zawierał również ani jednego sarkofagu, lecz w skalnych niszach spoczywało wiele spowitych w białe płótna ciał zmarłych przed wiekami Egipcjan. Sally zadrżała od wewnętrznego chłodu. Obejrzała się za przewodnikiem. Nigdzie go nie było.
Zrozumiała, jak była naiwna, jak łatwo dała się zwabić w pułapkę. “Wiem, skąd znam tego człowieka z zalęknionymi oczyma” – nagle sobie to przypomniała. Nowy służący – tak żona ważnego urzędnika kedywa w Kairze odpowiedziała na jej pytanie. “Pamiętam, że przemknęło mi wtedy przez myśl: jakiż to dziwny zbieg okoliczności, że ten człowiek pochodzi ze stron, w które wyruszamy”. W wyobraźni widziała teraz dokładnie całą tę scenę. “A więc możliwe, że wiedzieli o nas i od początku nas ścigali, podczas gdy my dokładaliśmy starań, aby ich znaleźć” – myślała dalej. “Wszystko układałoby się wtedy w logiczny ciąg: napad na statku, zniknięcie chłopców, pułapka zastawiona na mnie”. Pomyślała jeszcze, że także chłopcy musieli dać się podejść nieznanemu, niebezpiecznemu wrogowi.
Nie zamierzała bezradnie czekać. Postanowiła jak najszybciej wrócić do obozu. Nie dotarła jednak daleko. Usłyszała huk spadających kamieni. Podmuch o mało nie zgasił kaganka, który kurczowo ściskała w dłoni. Z trudem oddychając, pobiegła do przodu. Zatrzymała ją ściana z kamieni. Zrozumiała… Została zasypana, żywcem pogrzebana…
Przez chwilę nie mogła zrobić jakiegokolwiek ruchu. W końcu się otrząsnęła. Była wszak córką australijskiego pioniera i żoną podróżnika. Wróciła do krypty z mumiami. Zgasiła swój kaganek, widząc, że płonący tutaj ma jeszcze spory zapas oliwy. Posążek postawiła obok światła.
“Skoro już tu jestem – pomyślała – rozejrzę się nieco, może znajdzie się jakieś wyjście”.
Nie trzeba było wielkiego znawcy, by stwierdzić, że ktoś tu buszował. Naruszono dostojny spokój grobowca.
– Kiedy to się mogło stać – szepnęła do siebie Sally. – Przed wiekami czy teraz?
W migotliwym świetle kaganka zaczęła pilnie rozglądać się wokół… Coś zalśniło w blasku płomienia. Pochyliła się i podniosła ostro zakończony niewielki sztylet. Obejrzała go ostrożnie. Widziała dziesiątki podobnych na targu.
– Więc to tak – szepnęła. – Chyba trafiłam na właściwe miejsce.
– Może tego właśnie szukaliśmy?
Postanowiła dokładniej obejrzeć niektóre mumie. Podchodziła dokładnie je oświetlając. Spod nóg czmychnęła jakaś wystraszona jaszczurka. “Nietoperze, dlaczego nie ma nietoperzy?” – przemknęła myśl.
Mumia, nad którą właśnie się pochyliła, miała rozcięte bandaże. Złodziej szukał ukrytych między nimi kosztowności, ozdób, amuletów. “Czyżby stąd pochodziły starożytności, których szukamy? Jak to możliwe?” – pytała samą siebie. “Przecież nie znaleziono grobu Tutanchamona, a ten także nim, niestety, nie jest. To nie mogą być mumie faraonów… Tyle tych mumii… Za dużo ich…”
– myślała, oświetlając kolejne ciała i przyglądając się im dokładnie. Bez wątpienia wszystkie były naruszone.
“A może tylko grobowiec Tutanchamona tego uniknął?”… – mało brakowało, by wypowiedziała to głośno. “Nie to niemożliwe” – odpowiedziała sama sobie. “Przecież od niepamiętnych czasów okradano grobowce. Czyżby tylko Tutanchamon tego uniknął?… Nie, to niemożliwe!”
Niemal już zapomniała o swoim tragicznym położeniu.
“Może ktoś okradł i ten grobowiec, przeniósł część jego skarbów tutaj i zginął? A inni złodzieje, po wiekach, znaleźli to miejsce i udają, że odkryli grób legendarnego faraona?” [135] .