-->

Tomek w grobowcach faraon?w

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tomek w grobowcach faraon?w, Szklarski Alfred-- . Жанр: Прочие приключения. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tomek w grobowcach faraon?w
Название: Tomek w grobowcach faraon?w
Автор: Szklarski Alfred
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 175
Читать онлайн

Tomek w grobowcach faraon?w читать книгу онлайн

Tomek w grobowcach faraon?w - читать бесплатно онлайн , автор Szklarski Alfred

Seria powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na r??nych kontynentach. Mi?dzy innymi ch?opiec bierze udzia? w wyprawie ?owieckiej na kangury w Australii i prze?ywa niebezpieczne przygody w Afryce, ?yje w?r?d czerwonosk?rych Nawaj?w i Apacz?w. W te niezwyk?e przygody wpleciona jest historia odkry? dokonywanych przez polskich podr??nik?w. Od wielu pokole? te ksi??ki s? lektur? ?atw? i atrakcyjn? nie tylko dla ch?opc?w.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Patryk w Babilonie [64]

O wszystkich dorosłych uczestnikach kairskiej przygody śmiało można by powiedzieć, że zwiedzanie zabytków i poszukiwania, prowadzone w ciągu ostatnich dni, wypełniały im czas bez reszty, nawet jeśli nie zawsze przynosiły zadowalające efekty. Inaczej było z Patrykiem, który wciąż czekał, że wydarzy się coś “naprawdę” ważnego, coś co będzie związane tylko z nim, z jego misją. Był szczęśliwy i bezpieczny, ale przecież wyruszył z ubogiego domu i zniósł już tak wiele trudów, bo święcie wierzył, że podobnie jak ojciec i dziadek znajdzie “skarb” [65] . “Jeżeli daje się wszystko, wszystko się otrzymuje” – o tym był przekonany. W momencie kiedy cała jego nadzieja i cała rozpacz miały okazać się czymś daremnym, spotkał ludzi, którzy okazali mu życzliwość. Zaufał im i pokochał ich. Miał wraz z nimi brać udział w niebezpiecznej wyprawie. Ale dla niego, jak dotąd, nic się nie działo.- Dorośli przyjaciele szóstym zmysłem wyczuwali tę rozterkę, choć według nich wszędzie tam gdzie był Patryk, od razu działo się za wiele. Mieli wobec chłopca coś w rodzaju poczucia winy, zwłaszcza Smuga, od dawna bardzo już do niego przywiązany, i kapitan Nowicki, który od razu polubił małego “urwisa”. Obaj wybierali się właśnie, w ramach kolejnej wyprawy po informacje, do najstarszej dzielnicy Kairu, zamieszkanej w większości przez Koptów, nielicznych w Egipcie chrześcijan, którzy wywodzili się w prostej linii od starożytnych Egipcjan [66] . Postanowili zatem zabrać ze sobą Patryka i na ile to możliwe, uatrakcyjnić mu tę wycieczkę.

Udali się najpierw do centrum Kairu, skąd przejechali elektrycznym tramwajem aż do końcowego przystanku. Tutaj natychmiast zostali otoczeni przez poganiaczy osłów, polecających swoje usługi. Każdy zachwalał jak mógł swe stworzenie. Czasem łamaną angielszczyzną, po francusku lub włosku, najczęściej jednak po arabsku, a więc… gestami:

– Najpiękniejszy osioł Kairu – wołał jeden z hammarów [67] .

– Moja zwierza szybko, szybko! – krzyczał drugi, wskazując swego osiołka.

– Jechać ostrożnie i powoli ze mną – zachwalał inny.

– Bezpieczny osiołek, bezpieczny osiołek – natrętnie powtarzał któryś.

Pozostali tłoczyli się, przepychali, gestykulując i zapraszając gestami. Przestraszony Patryk chwycił za rękę potężnego Nowickiego i wtulił się w niego. Nad chaosem zapanował Smuga, podnosząc nagle głos. Kilka arabskich, ostrych słów uspokoiło tłum.

– Patryku! Na którym osiołku chcesz jechać?

Zza bezpiecznej osłony ramion Nowickiego chłopiec już od dość dawna przyglądał się niewiele od siebie starszemu poganiaczowi, który nie mógł dostać się nawet w pobliże podróżników, i wskazał na niego. No wieki i Smuga wybrali zwierzęta dla siebie i ruszyli w drogę.

– Masr el-Atika, Abu Serge! [68] – rzucił Smuga.

Osły egipskie, mniejsze od europejskich, były też bardziej od nich posłuszne. Przyzwyczajone do służby człowiekowi od tysięcy lat [69] , ciche i potulne, uważano za najwierniejszych chyba przyjaciół człowieka. Spotkać je można było wszędzie, na głównych i małych uliczkach Kairu, w wioskach i miasteczkach… Smuga, Nowicki i mały O’Donell, usadowieni w oryginalnych, wygodnych siodłach, posuwali się naprzód, wymijając podobnych pasażerów. Przeważali wśród nich tubylcy, ale nie brakowało cudzoziemców wszelkich stanów i narodowości. Z szerokich ulic europejskiej części miasta wkraczali powoli w mrowie krętych i wąskich uliczek wschodniej dzielnicy. Jechali wzdłuż rozpadających się domów z suszonej na słońcu cegły, mijali nędzne, brudne lepianki służące za sklepiki. Posuwali się naprzód, torując sobie drogę wśród rozmaitych pojazdów, załadowanych towarami i ludźmi.

Nagle zwierzęta, jakby zmówione, przyspieszyły. Hasłem był przejmujący ryk jednego z nich. Wyszczerzył zęby, niczym w ponurym uśmiechu, i wydał z siebie przerażający głos. Możliwe, że komendę albo hasło wzywające do rywalizacji. Wśród krętych uliczek rozpoczął się szalony wyścig, jakiś przedziwny slalom pośród powozów, wielbłądów, słoni, wozów ciężarowych i ludzi. Za osiołkami biegli poganiacze, nie próbując wcale ich zatrzymać. Każdy chciał, aby jego zwierzę było na czele. Od czasu do czasu rzucali polecenia:

– Owa! Owa! Uważaj! albo: – Warda! Warda! Ostrożnie! Jakimś cudem, ale także dzięki niesłychanej zręczności poganiaczy, uniknęli wplątania nóg w koła pojazdów, zderzenia z innymi podróżnymi czy zdeptania jakiegoś czyściciela butów, handlarza, roznosiciela wody czy też zbieracza bydlęcych odchodów.

Wreszcie na polecenie Smugi poganiacze wstrzymali osły. Dotarli do ruin starego Babilonu. Zatrzymali się. Z zadumą patrzyli przez chwilę na resztki wspaniałych budowli, przysypane ławicami żółtawego piasku. Nowicki otarł pot z czoła i powiedział:

– A to ci dopiero jazda!

– Ależ zawadiacy z tych poganiaczy! – westchnął Smuga. – Nawet przy moich zdolnościach jeździeckich, chyba nie zdołałbym tak umiejętnie kierować zwierzętami w tym tłoku.

– Wujku! – wtrącił Patryk. – To ja! To ja poprosiłem mojego przewodnika, żeby szybciej jechał.

– No, no – Nowicki tylko jęknął.

Dalej ruszyli już dużo, dużo wolniej, znowu przez labirynt uliczek, by wreszcie dotrzeć do celu.

– Abu Serge! Św. Sergiusz! – powiedział najstarszy ż przewodników. Nędzny budynek, odarty z tynku, w niczym nie przypominał najstarszej świątyni chrześcijańskiej w Kairze. Podróżników na tychmiast otoczyły nagie niemal dzieci, krętymi korytarzami przeprowadziły ich na dziedziniec i wprowadziły do wnętrza świątyni. Niektóre, starsze, zawijały rękawy, pokazując znak krzyża, wypisany na ręce zieloną farbą. One wprowadziły chłopca i jego opiekunów do wnętrza świątyni. W przedsionku, w podłodze, wmurowane było ogromne naczynie z wodą do obmycia rąk i nóg przed rozpoczęciem nabożeństwa. Tutaj w czasie uroczystości było miejsce kobiet, dalej część męska i dla duchowieństwa. Wystrój kościoła był ubogi, elementy chrześcijańskie mieszały się z motywami sztuki arabskiej. Nowicki i Smuga stąpali za Patrykiem najpierw po drewnianej, potem glinianej, pokrytej na wschodni sposób wyszarzałymi makatkami i kobiercami, podłodze. Pod nogami chrzęścił wszechobecny, pustynny pył i piach. Przy ołtarzu z dwiema świecami i krzyżem kończyło się właśnie nabożeństwo. Wysoko pod sklepienie unosił się dym kadzidła. Miejsce wokół ołtarza było wydzielone, przypominającą ikonostas [70] , drewnianą osłoną. Pokrywały ją tabliczki z kości słoniowej i drewna. Płaskorzeźby przypominały sceny z życia Chrystusa. Wśród tych dziwów świata, jakie widzieli, Maryja, Chrystus, Józef oraz osiołek wydały się Polakom dziwnie swojskie. Obu ogarnęło wzruszenie, a myśli uciekły gdzieś hen… daleko.

Kapłan pochylił się w głębokim ukłonie i podał kadzielnicę posługującemu. W chwili gdy to czynił, spośród stojących przed ołtarzem mężczyzn wybiegł jeden i wyrwawszy z rąk przerażonego ministranta święty przedmiot, zanim ktokolwiek zdążył zareagować, znikł w krętych zaułkach. W kościele rozległ się krzyk. Wszyscy naraz wybiegli na dziedziniec, by po chwili równie bezradnie wrócić do wnętrza świątyni. W nagłym zamieszaniu Smuga i Nowicki stracili z oczu Patryka. Wszystkich o niego pytali, lecz jedni odpowiadali, że go nie widzieli, a inni udawali, że w ogóle nie rozumieją po angielsku.

Ubogi zasób słów arabskich znanych Smudze nie wystarczał albo też nie był miłe przyjmowany przez Koptów. A chłopca nigdzie nie było. Dopiero obietnica sutego bakszyszu otworzyła pamięć i usta.

– Widziałem – powiedział któryś. – Chłopiec pobiegł tam! – pokazał jeden z zaułków.

Inni gestykulowali i zaczęli się sprzeczać:

– Tam! Tam! – pokazywali różne strony.

Dopiero koptyjski duchowny uspokoił rozgorączkowanych wiernych i zaczął ich dokładnie wypytywać, a ponieważ dość dobrze znał angielski, szybko dogadał się z zaniepokojonymi Polakami.

– Zdaje się, że chłopiec pobiegł za złodziejem – powiedział w końcu. Dowiedzieli się jeszcze, że kadzielnica stanowiła skarb tego kościółka i była bardzo cenna, ozdobiono ją bowiem brylantami.

1 ... 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название