Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
dziwiliby się temu.
Przypuśćmy wreszcie, żebym się z nią ożenił, a wtedy co?... Natychmiast do
salonu dorobkiewicza wleliby się wszyscy jawni i tajni wielbiciele, kuzyni
rozmaitego stopnia, czy ja wiem wreszcie kto!...I znowu musiałbym zamykać
oczy na ich spojrzenia, głuchnąć na ich komplimenta, dyskretnie usuwać się od
ich poufnych rozmów-o czym? O mojej hańbie czy głupocie?... Po roku tego
życia spodliliby mnie tak, że może zniżyłbym się do zazdrości o podobne
indywidua...
Ach, czy nie wolałbym rzucić serce głodnemu psu aniżeli oddać je kobiecie,
która nawet nie domyśla się, jaka jest różnica między nimi a mną.
Basta!.”
Znowu usiadł przy stole i zaczął list do Geista. Nagle przerwał:
„Paradny jestem - rzekł głośno - chcę pisać zobowiązanie nieuregulowawszy
moich interesów...”
„Oto zmieniły się czasy! - myślał. - Dawniej taki Geist byłby symbolem szatana,
z którym walczy o duszę ludzką anioł w postaci kobiety. A dzisiaj... kto jest
szatanem, a kto aniołem?...”
Wtem zapukano do drzwi. Wszedł garson i podał Wokulskiemu duży list.
„Z Warszawy - szepnął. - Od Rzeckiego?... Przysyła mi jakiś drugi list... Ach,
od prezesowej!... Co, może donosi mi o ślubie panny Izabeli?
Rozerwał kopertę, lecz przez chwilę wahał się z odczytaniem. Serce zaczęło mu
bić śpieszniej. „Wszystko jedno!” -mruknął i zaczął:
„Mój kochany panie Stanisławie! Dobrze, widać, bawisz się, podobno nawet w
Paryżu, kiedy zapominasz o swoich przyjaciołach. A grób śp. biednego stryja
twego wciąż czeka na obiecany kamień i ja także chciałabym poradzić się ciebie
o budowę cukrowni, do której namawiają mnie na stare lata. Wstydź się, panie
Stanisławie a nade wszystko żałuj, że nie widzisz rumieńca na twarzy Beli, która
w tej chwili jest u mnie i spiekła raczka usłyszawszy, że piszę do ciebie.
Kochane dziecko! Mieszka u ciotki w sąsiedztwie i często mnie odwiedza.
Domyślam się, że zrobiłeś jej jakąś dużą przykrość; nie ociągaj się więc z
przeprosinami i jak najrychlej przyjeżdżaj prosto do mnie. Bela zabawi tu
jeszcze kilka dni i może uda mi się wyjednać ci przebaczenie...”
Wokulski zerwał się od stołu, otworzył okno i postawszy w nim chwilę
przeczytał drugi raz list prezesowej; oczy zaiskrzyły mu się, na twarz wystąpiły
wypieki.
Zadzwonił raz, drugi, trzeci... Wreszcie sam wybiegł na korytarz wołając:
- Garson!.. Hej, garson!...
- Do usług...
- Rachunek.
- Jaki?..
- Cały rachunek za ostatnie pięć dni... Cały, nie rozumiesz?...
- Czy zaraz?... - zdziwił się garson.
360
- Natychmiast i... powóz na dworzec kolei północnej... Natychmiast!
ROZDZIAŁ PIĄTY:
CZŁOWIEK SZCZĘŚLIWY W MIŁOŚCI
Wróciwszy z Paryża do Warszawy, Wokulski zastał drugi list prezesowej.
Staruszka nalegała, ażeby natychmiast przyjeżdżał i zabawił u niej parę tygodni.
„Nie myśl, panie Stanisławie - kończyła - że zapraszam cię z powodu twoich
świeżych awansów, dla pochwalenia się znajomością z tobą. Tak czasem bywa,
ale nie u mnie. Chcę tylko, ażebyś odpoczął po swych ciężkich trudach, a może i
rozerwał się w moim domu, gdzie oprócz gospodyni, starej nudziarki, znajdziesz
jeszcze towarzystwo młodych i ładnych kobiet.”
Dużo mnie obchodzą młode i ładne kobiety! - mruknął Wokulski. W następnej
zaś chwili przyszło mu na myśl: o jakich to awansach pisze prezesowa? Czyby
już nawet na prowincji wiedziano o jego zarobku, choć sam nikomu o tym nie
wspomniał?
Słowa prezesowej przestały go jednak dziwić, gdy naprędce rozejrzał się w
interesach. Od dnia wyjazdu do Paryża obroty jego handlu znowu wzrosły i
wzrastały z tygodnia na tydzień. W stosunki z nim weszło kilkudziesięciu
nowych kupców, a cofnął się ledwie jeden, dawny, napisawszy przy tym ostry
list, że ponieważ on nie ma arsenału, tylko zwyczajny sklep bławatny, więc nie
widzi interesu nadal utrzymywać stosunków z firmą JW-go Wokulskiego, z
którym na Nowy Rok ureguluje wszelkie rachunki. Ruch towarów był tak
wielki, że pan Ignacy na własną odpowiedzialność wynajął nowy skład, zgodził
ósmego subiekta i dwu ekspedytorów. Kiedy Wokulski skończył przeglądać
księgi (na usilną prośbę Rzeckiego wziął się do nich w parę godzin po powrocie
z banhofu),pan Ignacy otworzył kasę ogniotrwałą i z uroczystą miną wydobył
stamtąd list Suzina.
- Cóż to za ceremoniał? - spytał ze śmiechem Wokulski.
- Korespondencje od Suzina muszą być szczególnie pilnowane - odparł Rzecki z
naciskiem. Wokulski wzruszył ramionami i przeczytał list. Suzin proponował
mu na zimowe miesiące nowy interes, prawie tej samej doniosłości co paryski.
- Cóż ty na to? - zapytał pana Ignacego objaśniwszy, o co chodzi.
- Mój Stachu - odparł subiekt spuszczając oczy - tak ci ufam, że gdybyś nawet
spalił miasto, jeszcze byłbym pewny, że zrobiłeś to w szlachetnym celu.
- Jesteś nieuleczony marzyciel, mój stary! - westchnął Wokulski i przerwał
rozmowę. Nie miał wątpliwości, że Ignacy znowu posądza go o jakieś
polityczne knowania.
Nie sam Rzecki myślał w taki sposób. Wstąpiwszy do swego mieszkania
Wokulski znalazł całą pakę biletów wizytowych i listów. Przez czas
nieobecności odwiedziło go około setki ludzi wpływowych, utytułowanych i
majętnych, z których co najmniej połowy dotychczas nie znał... Jeszcze większą
361
osobliwość stanowiły listy. Były to prośby bądź o wsparcie, bądź o protekcję do
rozmaitych władz cywilnych i wojskowych lub też anonimy po największej
części wymyślające mu... Jeden nazywał go zdrajcą, inny fagasem, który tak
wprawił się do służby u Hopfera, że dziś dobrowolnie wdziewa na siebie liberię
arystokracji, a nawet więcej niż arystokracji. Inny anonim zarzucał mu opiekę
nad kobietą złego życia, inny donosił, że pani Stawska jest kokietką i
awanturnicą, a Rzecki oszustem, który w nowo nabytym domu wykrada mu
komorne i dzieli się z rządcą, niejakim Wirskim.
„Muszą zdrowe plotki krążyć o mnie...” - pomyślał patrząc na stertę papierów.
Na ulicy także, o ile miał czas zwracać uwagę, spostrzegł, że jest przedmiotem
ogólnego zainteresowania. Mnóstwo osób kłaniało mu się; czasem zupełnie
obcy wskazywali na niego, gdy przechodził; byli jednakże i tacy, którzy z
widoczną niechęcią odwracali od niego głowę. Między nimi zauważył dwu
znajomych, jeszcze z Irkucka, co go dotknęło w przykry sposób.
„Cóż ci znowu - szepnął - dostali bzika?...”
Na drugi dzień swego pobytu w Warszawie odpisał Suzinowi, że propozycje
przyjmuje i że w połowie października będzie w Moskwie. Późnym zaś
wieczorem wyjechał do prezesowej, której majątek leżało kilka mil od niedawno
wybudowanej kolei.
Na dworcu spostrzegł, że i tu jego osoba robi wrażenie. Sam zawiadowca
przedstawił się i kazał mu dać oddzielny przedział; nadkonduktor zaś prowadząc
go do wagonu rzekł, że to on właśnie miał zamiar ofiarować mu wygodne
miejsce, gdzie by można spać, pracować albo rozmawiać bez przeszkód.
Po długim staniu pociąg z wolna ruszył. Była już noc duża, bezksiężycowa i
bezobłoczna, a na niebie więcej gwiazd niż zwykle. Wokulski otworzył okno i
przypatrywał się konstelacjom. Przyszły mu na myśl syberyjskie noce, gdzie
niebo bywa niekiedy prawie czarne, zasiane gwiazdami jak śnieżycą, gdzie Mała
Niedźwiedzica krąży prawie nad głową, a Herkules, kwadrat Pegaza, Bliźnięta
świecą niżej niż u nas nad horyzontem.
„Czy dziś umiałbym astronomię, ja, subiekt Hopfera, gdybym tam nie był? -
pomyślał z goryczą. - A słyszałbym co o odkryciach Geista, gdyby mnie Suzin