Proxima
Proxima читать книгу онлайн
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
— Powiedziałeś „potomkowie”… — zdziwiła się Ingrid.
— Są trzy możliwości: albo te twory wysokiej techniki przywiezione zostały na Temę przez jakichś gości spoza Układu Proximy, albo istniała tu przed tysiącami lat wysoka cywilizacja istot pochodzenia temiańskiego, a więc najprawdopodobniej blisko spokrewnionych z Temidami. Istoty te wyginęły lub wyemigrowały, a Temidzi są ich dalekimi krewniakami. Myślę jednak, iż nie można wykluczyć, że z jakichś nieznanych powodów nastąpił tu regres cywilizacyjny, a może nawet biologiczny twórców tutejszej cywilizacji. I właśnie Temidzi są ich potomkami. Co sądzisz o tym. Renę?
Zoolog nie odpowiedział.
— Która godzina? — zapytał z niepokojem.
— Osiemnasta czterdzieści pięć — odpowiedziała Ingrid. — O co ci chodzi?
— Już powinni tu być.
— Hans i Wład? Nie denerwuj się. Zaraz przylecą.
— Powiedz wreszcie, dla kogo te szczepionki — wtrącił Allan.
— Właśnie! — podchwycił Szu. — Mówiłeś na początku o jakiejś epidemii.
— No więc słuchajcie! Właśnie dochodzę do tej sprawy. Muszę kończyć, bo skoro tylko wylądują, lecę do moich Temidow. Otóż zaszczyciwszy mnie tym sterylność ścian i podłóg. W tym celu przesłał na Sel opracowane przez siebie wskazania dla uniwerproduktorów wytwarzających narzędzia badawcze i po niespełna dwóch tygodniach przesyłka z centralnej bazy wylądowała na kosmo-dromie Jedynki. Tam już czekali na nią Wład i Ast, aby przewieźć aparaturę zwaną chemotropem do Miasta Temian.
Nie była to pora szczególnie sprzyjająca przelotom. Tema zbliżała się do periastronu i z godziny na godzinę warunki meteorologiczne oraz sejsmiczne pogarszały się fatalnie. Na dobitkę w tym samym czasie pojawiły się zakłócenia łączności radiowej na rzadko spotykaną skalę, które tuż przed startem samolotu doprowadziły do całkowitego zerwania łączności. Co gorsza, ostatni odebrany komunikat mówił o zbliżaniu się do Pustyni Czerwonych Piasków wielkiego tornada, które w ciągu godziny mogło również dosięgnąć Miasta Temian. W tej sytuacji Allan, pełniący samotnie dyżur w Jedynce, nie wyraził zgody na start Włada i Ast.
— Polecicie, jak tylko miniemy periastron. To znaczy za siedemdziesiąt parę minut. Nie macie się co spieszyć. W tym czasie poprawi się z pewnością także łączność. Zakłócenia nie trwają na ogół dłużej niż pięćdziesiąt minut. Powinniście być na miejscu jakieś trzy godziny przed zachodem Proximy.
— Boję się o nich — Ast spojrzała błagalnie na Włada. — Jeśli tornado przejdzie przez teren wykopalisk…
— Mogę polecieć sam. Już nieraz prowadziłem maszynę przy takiej pogodzie — powiedział nieco chełpliwie Kalina.
— Nie ma mowy. Jeśli polecimy, to razem. Można by spróbować zlikwidować lub zepchnąć wir na inny tor pociskami termicznymi. Powinny tu być w magazynie.
— Nie zdążycie dolecieć — stwierdził Allan. — Nie mówiąc już o tym, że nie mam prawa was wypuścić. Wiesz o tym dobrze, Ast.
— A jeśli im się coś stanie?
— Jeśli te nowo odkryte podziemia mają aż tak potężne stropy, to na pewno nic im nie grozi. Naprawdę, wierz mi, nie ma potrzeby ryzykować. Zjecie ze mną obiad i odlecicie.
— Nie będę nic jadła — Ast spojrzała na brata ze złością. — Nie potrzebuję twego obiadu.
— Ale z pewnością spróbujesz specjału Temidów. A nawet dam ci cały udziec dla Szu i Jaro — usiłował rozładować napięcie.
— Udziec? — zainteresował się Wład.
— Jest on ze zwierzęcia trochę większego od zająca, upolowanego przez mięsożerną roślinę. „Drzewo zamroczenia”, jak ją nazwał Ęene. Korzystają z tych żywych pułapek Temidzi, okradając mięsożercę. To, czym chcę was poczęstować, jest prezentem od Temidów, otrzymanym ^v nagrodę, że podsunęliśmy im prosty sposób pomnażania przysmaków. Nie wolno tego mięsa piec, smażyć czy gotować. Gdy zobaczycie Temidów zajadających z apetytem zdobycz na surowo, nie sądźcie, że zabrakło im ognia w pobliżu: oni czynią to ze smakoszostwa. Mięso już po kwadransie przebywania w zamkniętym kielichu niby-kwiatu mocno nasiąka wydzielanymi przezeń aromatami i ma smak jakby umiejętnie dobranych ostrych przypraw. Sporządziłem z niego befsztyki tatarskie i wraz z twym ojcem zjedliśmy je z apetytem. Rzeczywiście ogromnie podnosi to walory kulinarne potrawy. Natomiast przy pieczeniu lub gotowaniu olejki eteryczne ulatniają się i cały efekt znika.
— A mówiłeś o pomnażaniu przysmaków…
— Ternidzi porzucali upolowaną zwierzynę, jeśli nie mogli jej upiec. Dopiero my 'wskazaliśmy im drogę postępowania: cóż prostszego, jak wprowadzić zdobycz na krótki czas do mięsożernego kielicha? I tu zdobyliśmy niepodważalny dowód szybkiego obiegu informacji w tej społeczności. Otóż z tego podsuniętego im pomysłu już po tygodniu korzystali Temidzi w obrębie całej Kotliny Pięciokąta, zarówno na lądzie stałym, jak wyspach, nawet takich, do których dopiero późnię; dotarliśmy. Zdobyte informacje każdy Temid niezwłocznie przekazuje swoim ziomkom tak sprawnie, że tamci po gwizdanych objaśnieniach w mig pojmują, o co chodzi. Tą drogą pewne nasze porady i wyuczone umiejętności zostały przyswojone przez całą ich społeczność. Mówiąc o całej społeczności, mam na myśli jeden Pięciokąt. Temidzi zasiedlają cztery oazy ciepła, przedzielone mroźnymi obszarami, które stanowią dla nich nieprzekraczalną barierę. Są to więc odrębne populacje pozbawione jakichkolwiek kontaktów. Renę zamierza zbadać, czy z tej przyczyny nie powstały jakieś odmienności rasowe. Co prawda izolacja trwa dopiero około dwóch tysięcy lat, ale zmiany mogły już wystąpić, zwłaszcza przy szybkiej zmianie pokoleń. Ciekawe jest również, czy pewna odrębność warunków bytowania nie rzutuje na procentowy rozkład płci. Zwłaszcza liczbę dwupłciowców, która w Kotlinie Pięciokąta zdecydowanie dominuje nad liczbą osobników jedno-płciowych. No, ale chodźcie do kuchni spróbować specjału Temidów — Allan z zapraszającym gestem otworzył drzwi prowadzące z hangaru do laboratoryjnych i mieszkalnych pawilonów bazy.
Ast spojrzała z wahaniem na przygotowany do startu samolot, potem na kłębiące się nad lasem chmury burzowe, widoczne przez kopułę hali.
— Chodźmy więc! Szkoda czasu — przesądził Wład. — A swoją drogą to, co mówiłeś, jest bardzo ciekawe. Dwa tysiące lat to genetycznie chyba niewiele — wrócił do poruszonego przez Allana tematu — ale kulturowo, a także językowo, to musi być ogromny skok.
— Niekoniecznie. Język i zwyczaje praczłowieka zmieniały się bardzo wolno. Sporo zależy od wielkości populacji, tempa postępu cywilizacyjnego i zmiany warunków bytowania.
— To samo twierdzi Szu. Ale przecież mówiłeś, że Temidzi bardzo szybko przekazują sobie informacje.
— Tak. Lecz ich zdolności wynalazcze są, jak się wydaje, bardzo ograniczone. Przekazywanie informacji to jeszcze nie myślenie twórcze.
Przeszli korytarzem do obszernego pomieszczenia kuchennego i Allan wyjął z pojemnika oczyszczone już i poćwiartowane mięso jakiegoś' temiańskiego „potworka”.
— Niestety, prawdziwe befsztyki po tatarsku trzeba siekać własnoręcznie. Nasze automaty kuchenne zupełnie się do tego nie nadają, a Jaro nie będzie się przecież zajmował takimi głupstwami.
— Może ci pomóc? — Ast odebrała mu nóż widząc, że niezbyt wprawnie zabiera się do siekania mięsa. — Zrób lepiej coś do picia.
— Niczego nie dokładaj — zastrzegł Allan. — Chodzi o oryginalny zapach. Na mój gust, ta woń jest zachwycająca.
— Rzeczywiście, bardzo przyjemna.
— A w ogóle społeczność Temidów to pasjonujący problem — podjął Allan przerwany wątek. — Co krok niespodzianki. Daisy ostatnio oszalała na punkcie ich wierzeń religijnych. Wcale się zresztą jej nie dziwię…
— Czy istotnie można już na ten temat powiedzieć coś konkretnego?
— Zakopaliście się w swoich czerwonych piaskach i widać niewiele wiecie, co się dzieje w innych zespołach.
— A ty coś o nas wiesz? Siedzisz tu, zakopany w „beczułkach” — odcięła się Ast. — Dlaczego do nas nie przylecisz? Chyba warto?
— Byłem.
— Raz. I to na parę godzin.