-->

Proxima

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Proxima, Boru? Krzysztof-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Proxima
Название: Proxima
Автор: Boru? Krzysztof
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 213
Читать онлайн

Proxima читать книгу онлайн

Proxima - читать бесплатно онлайн , автор Boru? Krzysztof

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 57 58 59 60 61 62 63 64 65 ... 114 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

— Tak byłeś pewny? — Ast spojrzała na brata z dezaprobatą.

— Nie byłem pewny. W czasie naszej wyprawy do Kotliny Pięciokąta powiedziałem Renemu o odkryciu. Oświadczył, że to bzdura, że musiałem coś sknocić, że widać warunki w laboratorium były niedostatecznie sterylne, że mogła przypadkowo wydarzyć się jakaś mutacja, którą rozwlokłem, zakażając jedne kolonie od drugich. Zresztą po zastanowieniu uwierzyłem, że tak rewelacyjny wynik powstał tylko z mego niedopatrzenia: kłócił się przecież z podstawowymi prawami biologii, z rachunkiem prawdopodobieństwa, a nawet ze zdrowym rozsądkiem. Ale mimo usilnych starań nie umiałem wykryć błędu w swych badaniach, o powtórzenie ich prosiłem najpierw Renćgo, a później moją mamę. W świetle oczywistych faktów, wyzbywszy się niedowierzań, przyznali mi rację. Dlatego teraz tu siedzę i nie ruszę się stąd, póki nie wyjaśnię sprawy do końca. Zdaje mi się, że wpadłem na trop mechanizmu, który uwarunkował zbiorową mutację bakteriofagów TY-112. I powiem wam: tak czy inaczej, ten „cud” ustąpienia zarazy jest dziełem tych samych biokonstruktorów, którzy dwa tysiące lat temu stworzyli „beczułki”. Zadziałali oni w skali planety takim czynnikiem, który precyzyjnie wywołał w każdym poszczególnym TY-112 tę samą mutację, z góry przez nich zaprogramowaną.

— Rzeczywiście to dziwne — powiedział w zamyśleniu Wład. Ast spojrzała na zegarek.

— No cóż… Mam nadzieję, że jesteś na właściwym tropie. Ale chyba Proxima minęła już periastron… Możemy lecieć.

Z pułapu kilkunastu kilometrów dało się odróżnić mgliste zarysy pustyni i oceanu. Powierzchnia planety przypominała mapę oglądaną przez zakopcone szkło. Wład latał tu jednak wiele razy w różnych warunkach pogodowych i orientował się dobrze w położeniu wykopalisk.

Nie mieli żadnych wiadomości ani od Szu i Jaro, ani z Jedynki, Dwójki czy Kotliny Pięciokąta. Łączność radiowa była nadal bardzo zła, choć już od pół godziny zakłócenia powinny się skończyć. Mimo rozpaczliwych wysiłków Ast niczego nie mogła wyłowić z powodzi świstów, trzasków i szumów.

Nad Miastem Temian szalała jeszcze wichura, gdy przechodzili do lądowania.

Nad odkrywkami wznosiły się tumany piasku, lecz wydmy były już coraz lepiej widoczne, co wskazywało, że wiatr zaczął słabnąć. Tornado przesunęło się daleko poza teren odkryć.

Z lotu ptaka stanowisko archeologiczne nie przedstawiało się zbyt okazale. Ciemne, prawie czarne fragmenty murów, połamane i nadtopione w żarze bloki jakiegoś żółtawego tworzywa, sterczące tu i ówdzie z bezkresu piasków słupy kamienne, niewyraźne zarysy jakichś prostokątów, teraz cieniowane jeszcze przewalającą się kurzawą, wszystko to poprzedzielane usypiskami gruzu, piasku i ziemi wydobytej przez koparki i „odkurzacze” — daleko odbiegało od wyobrażeń wielkiej urbanistyki i architektury.

Szkody nie były tak rozległe, jak się Ast i Wład spodziewali. Pawilon laboratoryjny i magazyn robotów stały nietknięte. Tylko samolot transportowy, pełniący rolę mieszkania-bazy, przesunął się o kilkadziesiąt metrów, a jego złożone skrzydła tkwiły głęboko w świeżo usypanej wydmie. Nowym elementem w krajobrazie był duży ciemny obszar w odległości półtora kilometra od wschodniego krańca ruin i wykopów. Widocznie trąba powietrzna zmiotła wierzchnią warstwę piasku, odsłaniając pod spodem coś, co przy spojrzeniu z góry wyglądało jak nieregularna brunatnoczarna plama niewiadomej konsystencji.

Szumy i trzaski ustały raptownie.

— Halo, Ast i Wład! — usłyszeli głos Allana. — Co się z wami dzieje? Czy mnie słyszycie?

— Halo, Al! Z nami wszystko w porządku. Co z Szu i Jaro — nie wiem. Nie było do tej chwili łączności. Za chwilę lądujemy!

Usiedli tuż obok samolotu-bazy i Ast pierwsza wyskoczyła z maszyny. Brnąc poprzez zwały piasku, dotarła do zasypanych schodków. W uchylonych drzwiach czekał Brabec. Oczy miał zaczerwienione od piasku i pyłu. Był blady, ale spokojny.

— Przywieźliście? — zapytał bez wstępów, wciągając Ast do wnętrza samolotu.

— Gdzie Szu?! — zawołała Ast, jakby nie słyszała pytania.

— W Mieście.

— Sam?

—, Nie. Z duchami Temian — zażartował. — No więc jak? Przywieźliście chemotrop?

— Jest, jest! Nie zginął — potwierdził od progu Wład. — Ale zawiewa — otrząsał się z piasku.

— No więc, co z Szu? — ponowiła pytanie Ast.

— Zasypany. Ale się nie denerwuj. Nic mu nie grozi.

— I nie wysłałeś koparki?

— Czekam, aż się trochę uspokoi. Muszę zresztą najpierw sprawdzić. Może trzeba ściągnąć ze dwie maszyny… — sięgnął po leżący na stoliku radiotelefon.

— Dlaczego nie zostałeś z nim na dole?

— Bo tak właśnie bezpieczniej. Wygrzebywać się ręcznie od spodu wcale niełatwo. Czekałem zresztą na was, Liczyłem się z tym, że będziecie lądować w czasie burzy i mogą być kłopoty. A teraz pomożecie mi w kopaniu.

— W którym sektorze pozostał Szu?

— B-11. Nie martw się. Są tam bardzo solidne stropy, o ogromnej wytrzymałości, przypominające dawne ziemskie schrony przeciwatomowe. Szu jest zdrów i cały. I bardzo stęskniony za tobą… A może chcesz z nim porozmawiać? Właśnie tuż przed waszym lądowaniem nawiązałem z nim ponownie łączność, jak tylko się skończyły te piekielne zakłócenia. Bardzo się o ciebie niepokoił… Prawda, Szu? — powiedział do aparatu.

— Jesteś podły! — wyrwała mu z ręki radiotelefon. — Szu! Co ty wyprawiasz?

— Czekam i słucham — w głosie Szu wyczuła rozbawienie.

— Obaj jesteście podli! Nie wiesz, jak się niepokoiłam!

— Właśnie wiem. Sterczę tu zresztą przy aparacie od dwóch godzin.

— Mogliśmy być tu już godzinę temu. Chciałam zaraz lecieć, tylko Al nam nie pozwolił.

— I miał rację. Jeszcze tylko was tu przed godziną brakowało!

— Tak baliśmy się o was… I ten brak łączności. Tym razem zakłócenia trwały wyjątkowo długo. Objęły całą Temę…

— Również Sel i łkara — wtrącił Jaro.

— Jak daleko przeszedł lej? — spytał Szu. — Ty, Jaro, przynajmniej mogłeś coś widzieć.

— Południowo-wschodnim skrajem Miasta. Najpierw dostrzegłem obłok ogarniający niebo, a dopiero, gdy trąba przybliżyła się, rozróżniłem jej trzon na kształt rozpędzonego drzewa z koroną w chmurach. Lej ten porywał piasek, a nawet spore głazy, unosząc je na zawrotną wysokość. Według moich obliczeń, jego szybkość przekraczała czterysta kilometrów na godzinę. Zresztą mam wiele zapisów holowizyjnych, łącznie z dźwiękiem. Potworny świst! Zaraz, jak trąba się oddaliła, zrobiło się ciemno. Wręcz nieprzenikniona powłoka pyłów. Burza piaskowa uspokoiła się na krótko, potem uderzył wicher i rozpoczął się kolejny taniec piasku, już znacznie słabszy.

— Niczego nie widziałem — powiedział z żalem Szu. — Pamiętam tylko potworny ryk i świst piasku zdzieranego znad stropu. Uczułem gwałtowny podmuch, który omal nie zwalił mnie z nóg. Potem wtargnął do sali obłok kurzu i usłyszałem szelest piasku sypiącego się przez zatarasowany otwór wejściowy. Musiałem zejść niżej. Łączności dalej nie było. Nie wiedziałem, co się dzieje. Bałem się, czy nie próbowaliście lądować. Lco z Jaro… Czy bardzo zasypało odkrywki? — zmienił temat. — Co widziałaś, Ast?

— Z tego, co mogliśmy dojrzeć przy lądowaniu, wynika, że będzie trochę kopania.

— Zdaje się, że tornado pozostawiło ci też prezent — dorzucił Wład.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Czy prowadziłeś wstępne badania na pustyni w odległości półtora kilometra na wschód od sektora K-6?

— Zdjęcia grawimetryczne nie ujawniły żadnych śladów budowli. Tam chyba niczego nie ma.

— Może masz i rację. Ale trąba powietrzna odsłoniła jakiś czarny obszar;

— Prostokątny?

— Nie. Raczej owalny.

— Duży teren? Wład zastanowił się.

— Czy ja wiem… Hektar, może więcej.

— Trzeba będzie sprawdzić, co to takiego. No, Jaro! Zdaje się, że już się uspokoiło i możesz zacząć mnie odkopywać.

Usunięcie piasku zawalającego wejście do podziemi zajęło robotom ponad godzinę. Przeznaczone do prac archeologicznych „odkurzacze” i koparki działały bez zbytniego pośpiechu, a za to dokładnie i z wyczuciem. Zaraz po uwolnieniu Szu wyruszył w teren Skarabeuszem, aby zbadać, jaki jest stan wykopalisk po przejściu tornada. Towarzyszyli mu Wład i Ast. Do zachodu Proximy brakowało bowiem zaledwie czterdziestu minut. Jaro pozostał w podziemiach Miasta, gdzie przewiózł już swojego chemotropa, aby niezwłocznie wypróbować jego działanie.

1 ... 57 58 59 60 61 62 63 64 65 ... 114 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название