Xavras Wyzrn
Xavras Wyzrn читать книгу онлайн
Ksi??ka sk?ada si? z dw?ch powie?ci: Zanim noc i Xavras Wy?ryn.
Pierwsza z nich to przejmuj?cy, utrzymany w realiach VII wojny ?wiatowej opis przej?cia do innego, niedost?pnego dla ludzkich zmys??w ?wiata. Bohater – cynik i hitlerowski kolaborant – dopiero w obcym wymiarze przekonuje si?, czym s? naprawd? dobro i z?o.
Powie?? Xavras Wy?ryn nale?y do popularnego gatunku ‘historii altrnatywnych’. W 1920 roku Polska przegra?a wojn? z bolszewikami. Kilkadziesi?t lat p??niej partyzanci z Armii Wyzwolenia Polski pod wodz? samozwa?czego pu?kownika Xavrasa Wy?yna usi?uj? wyzwoli? kraj spod sowieckiej dominacji. Oddzia? uzbrojony w bomb? atomow? rusza w kierunku Moskwy.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Weltzmann…
– Co?
– Zabili Czerniszewskiego.
Wróciwszy do wnętrza Domu Partii (uchodźcze dzieci o brudnych twarzyczkach plątały mu się pod nogami, goniąc się z krzykiem po całym pomieszczeniu, a to była jedna wielka hala, bo wyburzono wszystkie ściany wewnętrzne budynku), zaczął w myśli liczyć, która to już z kolei śmierć nielegalnego prezydenta nie istniejącej Polski. Piąta, szósta; tak jakoś – umierał on średnio raz do roku, ostatnio trochę częściej. Władimir Czerniszewski, Profesor matematyki, samozwańczy bohater, posępny starzec, ajatollah tej katolickiej dżihad. Smith dotarł do swego plecaka, usiadł, oparł się plecami o zimny beton. Nikt nie zwracał na niego uwagi, w Domu Uchodźców kłębił się tysięczny tłum; krzyki, zamieszanie – chaos wizualny i dźwiękowy kryły każdego szarą maską anonimowości. Pogrzebał w plecaku; na ślepo, na wyczucie włączył komputer, ze schowka wyjął skrzata i wetknął go sobie w ucho, kryjąc dłonią, płasko przyłożoną do głowy, niby dla oparcia. Smith tuż po przekroczeniu niemiecko-rosyj skiej granicy zaprogramował był maszynę na ciągły monitoring, archiwizację i uaktualnianie serwisu informacyjnego WCN, którym stacja, za pośrednictwem swych niezliczonych „muszych" satelitów, bezustannie bombardowała każdy zakątek Ziemi – teraz skrzat jął recytować mechanicznym szeptem ostatnią porcję newsów:
– Rzecznik emigracyjnego rządu Japonii przedstawił na konferencji prasowej w Honolulu zdjęcia satelitarne przedstawiające młodego cesarza Japonii na dziedzińcu chińskiego więzienia… Sir Geoffrey Risk, minister do spraw kolonii Zjednoczonego Królestwa, potwierdził doniesienia o wzmocnieniu singapurskiego garnizonu jednostkami specjalnymi wobec spodziewanych rozruchów w dziesiątą rocznicę rozpoczęcia się zamieszek… Prowadzone w Alugei rozmowy persko-egipskie nie zakończyły się porozumieniem, co jeszcze bardziej oddala termin odblokowania Kanału Sueskiego… Na wschodnim froncie wojny meksykańskiej doszło do drobnego incydentu: dwóch zabitych, liczba rannych nieznana… Bałkańscy korespondenci sieci donoszą o powszechnych tam plotkach o wyruszeniu na północ oddziału pułkownika Wyżryna… Rzecznik Ministerstwa Obrony Rosji wydał oświadczenie podtrzymujące twierdzenie o śmierci Władimira Czerniszewskiego, przywódcy nadwiślańskich bandytów: „Tym razem jesteśmy pewni, mamy potwierdzenie z satelity-Czerniszewski nie żyje, na własne oczy widziałem, jak rozerwało go na strzępy." Rzecznik nie kryje, iż w tym celu posłużono się bombą implantowaną w organizm jednego z bandytów, a następnie samoczynnie detonowaną po uzyskaniu założonego odczytu aktywności mózgu nieświadomego niczego nośnika ładunku, odczytu oznaczającego bezpośrednią bliskość Czerniszewskiego. Rzecznik nie skomentował wyrażonego przez dziennikarzy przypuszczenia o przekazaniu tej techniki NKWD przez amerykańską NBI, choć, jak wiadomo, jedynie wywiad USA dysponuje podobnymi… – Smith wyjął skrzata. Więc żyje? Nie żyje? Trudno orzec, Rosjanie już nie takie dezinformacje puszczali. Nie można być pewnym niczego, nie można wierzyć nikomu. Tu nie chodzi o to, że kłamią; to prawda się zmienia. Jaka jest prawda o samym Czerniszewskim? Syn polskich aparatczyków, zsowietyzowanych prominentów ery wczesnego Stalina. Profesor matematyki. Bandyta. Patriota. Samozwaniec. Marionetka Wyżryna. Wszystko i nic. Wszak to był niemal przypadek, że wówczas, po zdobyciu krakowskiej wieży telewizyjnej, właśnie jego użyto do odczytania protestu przeciwko przygotowywanemu Traktatowi Berlińskiemu – ponieważ odpowiednio dostojnie wyglądał, ponieważ miał odpowiednio poważny głos, ponieważ znał niemiecki i angielski, i ponieważ był pod ręką. A potem jakoś to już poszło, zapewne on sam nie do końca wiedział jak. Prezydent Polski. Nikt go nie wybierał na to stanowisko, sam się mianował. Bo i po prawdzie o żadnych wyborach nie mogło tu być mowy. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. A że śmiesznie brzmi? Tylko w obcych uszach. Polski nie ma, ale jest jej prezydent, więc niby Polska jest. Tak właśnie wygląda logika tej wojny: działania na pozór absurdalne okazują się posunięciami bardzo pragmatycznymi, bo obliczonymi na wywołanie wrażenia na tych ludziach, a ci ludzie mają doprawdy dziwne wyczucie absurdu. Nawet gdyby im pokazać uciętą głowę Czerniszewskiego – nie uwierzyliby. Ale i sam Smith zaczynał już dostrzegać w tym pewną prawidłowość. Otóż jest życie człowieka i jest życie legendy, a oni tu nie mają swojego Hollywood.
– Jachim.
Podniósł głowę.
– Co?
– Idę.
– Gdzie?
– Zostań. Wrócę, to ci powiem. Może już… – Tak?
– Nic. – Witschko strzepnął do wnętrza dłoni popiół z papierosa. Uśmiechnął się krzywo.
Smithowi mocniej zabiło serce.
– On?
– Siedź.
– On? Powiedz. Czy…
– Siedź, do cholery. Cóżeś taki zrywny? Gdzie ci się tak śpieszy, do piachu?
•
Został sam i wtedy zauważył ludzi. Stracił dystans: nagle, bez ostrzeżenia, bez stanów pośrednich. Trzask: zalała go fala empatii. Jadł jabłko: stare, zasuszone, zapewne robaczywe. Podeszła dziewczynka i poprosiła o kawałek. Wyjął scyzoryk, odciął. Aż mimowolnie otworzyła ze zdumienia usta, nie liczyła na spełnienie prośby. Przyjęła poczęstunek spoglądając na Smitha z zaciekawieniem. Na oko nie miała więcej jak dziewięć lat, ale najprawdopodobniej była starsza: tutaj dzieci nie rozwijały się całkiem prawidłowo – może z winy ziemi i powietrza przeżartych skażeniem z wojny bolszewickiej, może z winy aktualnej wojny.
– Ma pan jeszcze?
– Nie.
– Mama by kupiła.
– Nie mam.
– Aha.
Przyjrzał się jej ubiorowi. Charakterystyczne: każda rzecz z innej parafii. Połatane szarogranatowe spodnie od jakiegoś kombinezu, cokolwiek za duże; ubłocone tenisówki, z długimi, czarnymi sznurowadłami, na modłę sandałowych rzemieni rzymskich legionistów oplatającymi ciasno nogi powyżej kostek; prujący się różowy sweterek, za mały, też niezbyt czysty; na nim górna część dresu o obciętych rękawach; na lewej dłoni wełniana rękawiczka, dziurawa, w kolorze jednolitego brudu. Dziewczynka miała jasne włosy, przewiązane jakąś spłowiałą chustą – jasne włosy i ciemne oczy, ciemną twarz, całą jakby w starych smugach olejnego smaru.
– Głodna?
– Bo co?
– Nic – zreflektował się. Nie mógł zacząć tak po prostu rozdawać jedzenia, natychmiast zwróciłby na siebie uwagę. Ta zima była ciężka, lecz wędrując ze Ślązakiem przez kraj, jakoś nie widział konających z głodu; ale głód ma wiele twarzy, a on, urodzony i wychowany w świecie sytości, znał jedynie komiksowe wersje Jeźdźców Apokalipsy, myślał ekstremami, szokującymi ujęciami kamery. A nikt by nie otrzymał nagrody za sfotografowanie tej dziewczynki: ani nie była kościście chuda, ani śmiertelnie ranna, ani też sama nie zabijała i nie zadawała okrutnych ran, nie zaliczała się również do owych niezmiernie fotogenicznych nieletnich ofiar choroby popromiennej -a jednak to w jej oczach, na jej twarzy zalegał ciężki cień nadchodzącego Armageddonu.
– Jak masz na imię?
– Wiera. – Odgryzła kolejny kęs jabłka. – Dokąd pan idzie?
– A tak, robotę jakąś znaleźć.
– Do Niemców?
– Ano. Na Śląsk.
– Ma pan pieniądze?
– Podobno czasami puszczają darmo. Skrzywiła się.
– Pan w to wierzy? Wszyscy biorą.
– Się zobaczy.
Bez przekonania skinęła głową. Splunęła pestką i usiadła obok Smitha, opierając się o beton i podciągając kolana pod brodę.
– Mama mówi, że teraz to już koniec. Nie zrozumiał.
– Koniec?
– Noo, wezmą się za łby, a potem przyjdą Chińczyki. – A Ruskie?
– Co Ruskie? – prychnęła. – Dadzą im wódkę i będzie spokój.
Smith chichotał w duchu, słuchając tej analizy politologicznej.
– A tata? – spytał.
– Co?