-->

Cala prawda o Planecie Ksi

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Cala prawda o Planecie Ksi, Зайдель Януш Анджей-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Cala prawda o Planecie Ksi
Название: Cala prawda o Planecie Ksi
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 237
Читать онлайн

Cala prawda o Planecie Ksi читать книгу онлайн

Cala prawda o Planecie Ksi - читать бесплатно онлайн , автор Зайдель Януш Анджей

Przedstawiaj?c przed laty konspekt powie?ci o planecie Ksi tak Janusz A. Zajdel pisa? o swych zamierzeniach:

Osnow? powie?ci jest sprawa grupy osadnik?w, kt?rzy mieli si? osiedli? na planecie innego uk?adu, lecz z nieznanych przyczyn zerwali kontakt z Ziemi?. Z Ziemi wyrusza ekspedycja maj?ca za zadanie wyja?ni?, co si? wydarzy?o.

Ekspedycja napotyka jeden ze statk?w osadnik?w, wracaj?cy ku Ziemi, z jednym tylko cz?owiekiem na pok?adzie. Cz?owiek ten, by?y pilot kosmiczny, jest w stanie zupe?nego rozstroju psychicznego…

Dow?dca ekspedycji ratunkowej odkrywa prawd? o planecie Ksi, lecz sam pow?tpiewa, czy to aby ca?a prawda. Po powrocie na Ziemi? zdaje raport swym prze?o?onym i znowu leci na Ksi.

O tym, co tam zastanie i jak potocz? si? losy ?yj?cych w ekstremalnych warunkach kolonist?w, nie dowiemy si? ju? nigdy. Janusz A. Zajdel zmar? w 1985 roku po ci??kiej chorobie i nie zd??y? zaprezentowa? nam swojego innego spojrzenia na planet? Ksi. Pozosta?y tylko trzy urywki zamierzonej powie?ci i jej konspekt. Drukujemy je wraz z Ca?? prawd? o planecie Ksi – jednej z najwybitniejszych powie?ci fantastyczno-socjologicznych lat osiemdziesi?tych. W ho?dzie dla nieod?a?owanej pami?ci Janusza A. Zajdla, wybitnego autora, przenikliwego wizjonera, znakomitego naukowca i niezwykle szlachetnego cz?owieka. Patrona najwa?niejszej nagrody literackiej polskiego fandomu. W XX rocznic? Jego ?mierci.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 31 32 33 34 35 36 37 38 39 ... 44 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Sloth słuchał tej wymiany poglądów, uśmiechając się coraz wyraźniej. Pewna myśl kiełkowała w jego mózgu, narzucając się coraz silniej.

– Wiecie co, chłopcy? – powiedział wreszcie. – Chyba wiem, jak to wyglądało naprawdę!

Patrzyli na niego z zainteresowaniem, on uśmiechał się jeszcze przez chwilę, a potem spoważniał nagle.

– Myślę, że na Alfie nie było nikogo więcej, oprócz tego nieszczęśnika – powiedział powoli.

– Nie było Luizy, Letto, ani tamtych dwóch… On bardzo chciał, żeby ktoś do niego przyleciał. To miało być dowodem, że ktoś jednak wybaczył mu i zaufał. Czekał na to bardzo długo i to oczekiwanie było już zupełnie nie do zniesienia. On ich sobie wymyślił! Tak, wymyślił, a ściślej biorąc śnił ich obecność, podczas gdy na jawie nie było nikogo. Jego chory mózg wybrał sobie śnione sytuację i uznał je za zjawę, bo zawierały to właśnie, czego pragnął. A rzeczywistość – pustą, smutną i beznadziejną – wygodniej mu było uznać za sen. On żył w świecie własnego snu, wyobrażonej "rzeczywistości" sennych marzeń i urojeń. Tylko we śnie była Luiza – lecz poczucie winy kazało mu ukarać siebie samego, i wymyślił zdradę: tylko we śnie zabił rywala, bo jego podświadomość przypominała mu, że wcześniej już stał się zabójcą. Zabił Letto, a potem usunął ze swego snu także Luizę i pozostałych, karząc się sam za zabójstwo. Przy tym, z logiką szaleńca, musiał wreszcie wprowadzić jakiś porządek, jakąś równowagę pomiędzy snem i jawą, urojeniem i rzeczywistością Stworzył ich – a potem spowodował ich zniknięcie, żeby stało się zadość konsekwencji, żeby połączyć w jedno ową dwoistą rzeczywistość. Sam już nie potrafił odróżnić jawy od snu, więc sprowadził je do jednego i tego samego obrazu – pustego statku, w którym leciał lub śnił lot w pustkę starości i śmierci… Tak to musiało wyglądać. Zresztą, spróbujcie raz jeszcze przeczytać końcowe fragmenty zapisu, używając tego klucza, który proponuję. Wtedy wszystko zaczyna się zupełnie dobrze zgadzać…

– Świetnie, komandorze… – uśmiechnął się Achmat. – Nie wiemy tylko jeszcze, jednego: kiedy pisał swoje notatki? We śnie, który brał za jawę? Wówczas nie powstałyby w ogóle! Na jawie, którą brał za sen? To byłoby bez sensu z jego punktu widzenia!

– Jeśli te notatki w ogóle istnieją, to znaczy, że nie zastanawiał się i pisał je – z jego punktu widzenia – zarówno we śnie jak i na jawie…

– Jaka szkoda – zaśmiał się Silva – że nie możemy przeczytać tej ich części, którą pisał we śnie! Może wniosłoby to jeszcze parę informacji…

– I tego, co mamy, wystarczy, by dostać zupełnego pomieszania – pokiwał głową Sloth. – Spróbujcie teraz ustalić, gdzie przebiega granica pomiędzy tekstem pisanym przez człowieka w pełni władz umysłowych i częścią pisaną już przez szaleńca! A zresztą, chyba to nie jest konieczne. Początek powinien być w miarę prawdziwy. Spróbujcie więc zastanowić się, co mogło wyewoluować przez lat pięćdziesiąt z warunków początkowych, określonych w tych notatkach. Wnioski takie przydadzą się nam przy ustalaniu planów dalszego działania!

Nie należy wierzyć tym, którzy twierdzą, że napęd fotonowy pracuje bezgłośnie. Po wyłączeniu ciągu, gdy ogromna bryła statku obiegała już planetę po stałej orbicie parkingowej, Sloth mógł się przekonać, że istnieje pewna różnica pomiędzy tą i tamtą ciszą. Teraz było naprawdę cicho aż dzwoniło w uszach. Zastanawiał się, skąd pochodził tamten delikatny szum, lub może odbierana całym ciałem subtelna wibracja, tak słaba, że po paru dniach przestawało się ją zauważać i dopiero wyłączenie silników pozwalało odczuć jej brak… Przyszła mu do głowy śmieszna myśl, że można by to tłumaczyć bębnieniem fotonów o powierzchnie wklęsłych zwierciadeł. Od razu wyobraził sobie odpowiednią sytuacją: okrąglutkie z podziwu, zielone albo błękitne oczy dziewczyny – i on, Sloth, opowiadający banialuki o podróży z prędkością podświetlną, z takim przyspieszeniem, że aż słychać strumień fotonów bijących w reflektory.

Strasznie to lubił. Nie tyle może owe niewinne łgarstwa, co właśnie te pełne zachwytu zapatrzenie jakichś ładnych oczu. Śmiał się w duchu, kiedy słyszał wypowiedzi pilotów pozaukładowych, którzy w wywiadach dla prasy i holowizji z egzaltacją podkreślali, że pełnia życia zaczyna się poza orbitą Plutona. Dla niego prawdziwym życiem były – mimo wszystko – jednak te miesiące spędzane na Ziemi. Dalekie podróże stanowiły tylko przerywniki, cezury dzielące czas na owe kawałki życia, o których mówił stary Sako. Były jak pokrzepiający sen potrzebny po to, by oddzielić dzień od następnego dnia. Sen pełen fantastycznych, czasem groźnych wizji – lecz śniony z niezachwianą pewnością kolejnego przebudzenia w nowym dniu, w nowej, zmienionej rzeczywistości tej jedynej planety, gdzie żyły wciąż takie same i niezmiennie rozkoszne stworzenia o dużych, zachwyconych oczach…

Sloth przyłapał się na tym, że gęba uśmiecha mu się do tych rozmyślań, podczas gdy oczy śledzą obraz przesuwający się w oknie obserwacyjnym.

Planeta wyglądała z tej wysokości zupełnie inaczej, niż wszystkie inne, jakie widywał z bliska. W odróżnieniu od błękitnego koloru Ziemi, tu przeważał seledyn i różne odcienie zieleni. Nie było tu kontynentów oddzielonych od siebie oceanami. To raczej wody stanowiły wielkie odrębne plamy na tle dominujących obszarów lądu.

– Obie patrolówki gotowe, komendancie.

Sloth odwrócił twarz od okna. Za nim stał Silva, ubrany w dziwny kombinezon z ciemnoniebieskiej, lekkiej tkaniny.

– A cóż to za strój? – zdziwił się Sloth, oglądając pilota od kołnierza do pięt. – Skąd to masz?

– To jest model kombinezonu opracowany w swoim czasie dla osadników odlatujących na tę planetę. Miało to służyć jako codzienny strój roboczy. Dali nam kilkanaście kompletów…

– Czyżby nasi zaopatrzeniowcy wierzyli, że te szmaty przetrwały tutaj pół wieku?

– Nie doceniasz osiągnięć włókiennictwa. Już pół wieku temu istniały tkaniny nie do zdarcia. Na Ziemi praktycznie się ich nie stosuje. Ludzie lubią mieć coś nowego, trwałość odzieży nie musi być zbyt wielka. Osadników zaopatrzono w najtrwalsze odzienie, jakie wówczas istniało.

– Myślałem, że zabrali ze sobą jakieś własne, osobiste rzeczy…

– O ile wiem, każdy mógł zabrać trochę bagażu. Nie sądzę jednak, by oddano im cokolwiek. Pewnie powiedziano im, że ich bagaż w ogóle nie został załadowany na statki.

– Masz rację. To jeden z lepszych sposobów wzbudzenia wrogości w stosunku do winnych – uśmiechnął się Sloth. – Zawsze jestem wściekły, kiedy mi zgubią walizkę podczas podróży lotniczej. A te kombinezony mogą się przydać. Obawiam się tylko, że są zbyt świeże…

– Sądzisz, że będziemy musieli… wejść między nich nie rozpoznani?

– Chyba trzeba będzie od tego zacząć. Nie wiadomo, czy nas lubią…

– Myślisz, że… wychowano ich zgodnie z planami Jednocyfrowych?

Sloth milczał przez chwilę, znów patrząc na przesuwający się powoli obraz powierzchni planety. Od strony kabin załogowych nadszedł Achmat, również w kombinezonie osadniczym.

– Nie wierzę, by tak wynaturzony system zarządzania mógł przetrwać pięćdziesiąt lat – powiedział Silva, z powątpiewaniem kręcąc głową. – Przecież ludzka cierpliwość ma swoje granice! Jak długo można tolerować dyktaturę czy oligarchię paru zwykłych oszustów? Myślę, że wkrótce po ucieczce Jedenastki musiał załamać się cały ten bzdurny, bezsensowny układ.

Ludzie, lecąc tutaj, spodziewali się czegoś innego, wiedzieli czego chcą…

– Nie zapominaj, że ci, którzy odlecieli z Ziemi, są teraz w najlepszym razie staruszkami po siedemdziesiątce, wielu już nie żyje. Cała zaś reszta – to ludzie urodzeni tutaj. Oni wiedzą o Ziemi jedynie to, co im opowiedziano – wtrącił Achmat.

– Mimo wszystko, nie mogę uwierzyć, że władza Jednocyfrowych przetrwała do dziś… – Silva obstawał przy swoim optymizmie. – Przecież i oni też już są starcami i na pewno nie liczą się w życiu publicznym. Musieli wreszcie ustąpić, rozpisać wybory, przekazać władzę przedstawicielom społeczeństwa…

1 ... 31 32 33 34 35 36 37 38 39 ... 44 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название