Bohun

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Bohun, Komuda Jacek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Bohun
Название: Bohun
Автор: Komuda Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 170
Читать онлайн

Bohun читать книгу онлайн

Bohun - читать бесплатно онлайн , автор Komuda Jacek

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 ... 58 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Jego mość hetman nie chce dopuścić, aby hultajstwo kozackie na Mołdawię poszło. O cześć dziewicy tu idzie i jej honor. O Donnę Rozandę...

Przyjemski roześmiał się wesoło. Dolał wina do kielichów i pociągnął spory łyk.

– Cześć panny Rozandy w seraju sułtańskim ostała. A ja wiem, że stary szelma Lupul swadźbi dziewkę Kalinowskiemu, albo komuś z jego rodziny w zamian za pomoc przeciw Chmielowi. Lepszy za zięcia pan polski, choćby mu i słoma z butów wyglądała, niźli pijany Tymoszko dziegciem pomazany. Dla takiej to właśnie imprezy, ba! – prywaty – Kalinowski chce poświęcić rycerstwo koronne z trudem dla obrony Rzeczypospolitej zebrane. Chce wywieźć na pewną klęskę moje armaty, moich puszkarzy i fajerwerkerów, działa, które dostałem w spadku po jego mości nieboszczyku Krzysztofie Arciszewskim, co je jakoby diabłu z paszczy wyrwał. A ja mówię na to veto!

– Nie boisz się gniewu hetmańskiego?

– Polonus nobilis sum, omnibus par. Posłuchaj, mości kawalerze, co powiem. Anno Domini 1646 miałem werbować w Koronie piechotę dla twojego króla Ludwika, co go dworacy nazywają Słońcem Wersalu. Jednak wolałem służbę dla Rzeczypospolitej, choć na niej o dukaty i rejchstalary skąpo. A jednak wolę ja na Dzikich Polach siedzieć niż w Wersalu. A wiesz dlaczego, mości panie kawalerze?

– Zaiste, nijak nie mogę odgadnąć, mości panie generale.

– Bo tu, w Koronie Polskiej jestem wolnym człowiekiem i obywatelem. A w twojej Francyjej musiałbym cicho siedzieć, wolę królewską bez szemrania spełniać. A jakbym się nie posłuchał, tobym gardło dał na katowskim pniaku albo do Bastylii poszedł, w kazamaty. Albo od trucizny zszedł z tego świata, względnie od ciosu skrytobójcy, jako graf Wallenstein, którego tyrańsko zgładzono z tego świata dwadzieścia lat temu.

– Jeśli byłbyś, waszmość, z hetmanem w zgodzie, to i majętności waszej miłości uległyby... znaczącemu pomnożeniu. Co tu dużo gadać – jeśli poprzesz, waszmość, plany imć Kalinowskiego i uspokoisz żołnierstwo, które zamyśla o konfederacji, jestem gotów w imieniu hetmana wynagrodzić cię. Dziesięć tysięcy czerwonych to zacny podarek, o ile waszmość nie szacujesz się na więcej. Talary, mości panie Przyjemski, zawsze mają lepszy smak od wiary. Tę prawdę, jako sławny wojennik winieneś dobrze pojmować...

– To ty posłuchaj, panie Francuz! – wybuchnął generał artylerii koronnej. – Ja tam nie wiem, jaka wiara u ciebie. Czy w Pana Boga wierzysz, czy w diabła. Czy może jesteś religiosus nullus jak Kozacy. Moja wiara to wiara w moich ludzi. W pana Grodzickiego, we Fromholda Wolffa, w pana Siemienowicza – choć raz mnie jego rakieta o mały figiel rzyci nie urwała – w puszkarzy, co ich jego mość nieboszczyk pan Arciszewski na mistrzów wyszkolił. Jeśli ty myślisz, panie Francuz, że wydam ich na pewną śmierć za rzekomą cnotę murwy wołoskiej, parę dukatów i buławę wielką dla Kalinowskiego, to jesteś łotr, szelma i śmierdzące bydlę!

Jeśli Przyjemski spodziewał się, że Dantez porwie za rapier, to mylił się. Dawny Bertrand na pewno by tak uczynił. Jednak Francuz wzniósł w górę kielich.

– Jego mość pan hetman i statyści, którzy za nim stoją, oferują waszmości nie tylko pomienione wcześniej dziesięć tysięcy czerwonych złotych polskich, ale starostwo jaworowskie ze wszystkimi kluczami. A jeśli wszystko pójdzie po myśli jego mości hetmana, wakować będzie takoż buława polna. A waść przecie heros spod Beresteczka, o czym wszyscy pamiętają. Panie Przyjemski, uczynisz co zechcesz, niemniej jednak zechciej rozważyć, czy warto trwać w uporze.

– Czy ty myślisz, panie Francuz, że każdego szlachcica polskiego można kupić?

– To tylko kwestia stosownej zapłaty.

– Nie mnie, panie Dantez.

– Nie rozumiem, przyznam. Waszmość jesteś żołnierzem. Sprzedajesz swoją szpadę za talary. Jak to jest, że nie pojmujesz prawideł tej gry? Czyżbyś był ostatnim człowiekiem honoru?

Przyjemski roześmiał się głośno i wesoło. A potem osuszył kolejny kielich do dna.

– Więcej nas jest takich w Rzeczypospolitej! – zawołał. – Idź precz, francuski pudlu! Wracaj do swojego hetmana, na dwór Marii Ludwiki. I rzeknij tym galantom w sodomickim rhingrave, tym strachom na francowatych pederastów, że ja, Przyjemski, generał artylerii koronnej, znam moje powinności i jestem nie do kupienia.

Dantez gwałtownie wyrwał lewak z pochwy i wbił go z rozmachem w stół, o cal od ręki Przyjemskiego. Porwał za rapier i podsunął wąskie ostrze pod brodę generała.

– Bij się ze mną, panie Przyjemski! – warknął. – Takiej urazy nie mogę puścić płazem.

– Ty... Jak to... Śmiesz... generała artylerii koronnej... Na pojedynek...?

Dantez uśmiechnął się chłodno. Zdawało mu się, że w oczach przeciwnika błysnął strach. Przyjemski był znużony. Był też pijany. Nie miał szans w walce.

„Nie rób tego – powiedział w głowie Bertranda Jean Charles de Dantez. – Zamotałeś się w straszną intrygę, mój synu. Nie wyzywaj go!”.

– Stawaj waść! Tu i teraz! Na podwórzu!

Przyjemski szarpnął się w tył.

– Sprawa jest prosta jak ostrze mej szpady – mruknął Dantez. – Nie masz tu za wiele czeladzi, mości panie generale. A ja wziąłem ze sobą całą kompanię rajtarów. Moich rajtarów! Jeśli do walki nie staniesz, to daję słowo, nie wyjdziesz stąd żywy.

– Jestem na służbie...

– Pies jebał służbę. Stawaj.

– Dobrze!

Dantez odsunął się, pozwolił, aby Przyjemski wstał z ławy. Cofnął się, robiąc mu miejsce. Generał zakołysał się, nieco zamroczony winem.

„Nie będę go zabijał – pomyślał Francuz. – Starczy, że weźmie w łeb, albo po boku. To da nam trochę czasu na przeprowadzenie wszystkich planów.”.

Wycofał się do głównej izby. Spojrzał na wachmistrza.

– Heinz, zróbcie miejsce na podwórzu.

– Herr Oberstlejtnant, co się stało?

– Mam sprawę z jego mości Przyjemskim. Pilnujcie, aby nikt nam nie przeszkadzał.

– Jawohl, Herr Oberster!

Dantez wyszedł pierwszy. Na zewnątrz zapadał zfnierzch, cienie drzew i starych szop za karczmą wydłużyły się. Gdzieś daleko śpiewał słowik, ale Dantezowi daleko było do rozkoszowania się pełnią wiosny. Szybko zdjął kapelusz, pendent z rapierem i oddał je wachmistrzowi. Potem chwycił znajomą rękojeść i z lekkim sykiem wyciągnął ostrze z pochwy.

– Poczynaj waść.

Przyjemski chwiał się na nogach. Był nieźle podpity, jednak pewnym ruchem wydobył broń, ujął rapier, przekładając palce wskazujący i środkowy przez jelec. Dantez zmierzył go uważnym spojrzeniem, a potem podniósł w górę ostrze, przybierając postawę.

„Pobawię się z nim chwilę – pomyślał szybko. – A kiedy się zmęczy wystarczy jedno, celne pchnięcie...”

Przyjemski skłonił się lekko. Czekał na środku podwórza. Nogi uginały się pod nim nieznacznie, jak gdyby opuszczały go siły. Dantezowi zdało się, że jego dłoń trzymająca rapier chwiała się niepewnie. Uśmiechnął się tryumfalnie, a potem zaatakował.

Starli się na środku podwórca, w pobliżu kupy nawozu i sączącej się zeń, rozlanej szeroko kałuży gnojówki. Rapiery zabrzęczały, gdy Francuz zrobił pierwsze pchnięcie z wykrokiem, Przyjemski zbił je, sam pchnął lekko, z namysłem. Dantez odskoczył, zaszedł go z boku, zakręcił ostrzem, aż świsnęło i wyprowadził podstępne, flamandzkie pchnięcie...

Jezus... Mario...

Jednym szybkim ruchem Przyjemski zbił ostrze rapiera na bok, jak dziecinną zabawkę; nie wiedzieć w jaki sposób uniknął ciosu i pchnął, szybko jak błyskawica. Płaskie ostrze jego wojskowego rapiera dźgnęło Danteza wprost w serce! Bertrand szarpnął się rozpaczliwie w bok. Za późno. Stalowe ostrze ukłuło go w pierś, poczuł ból i...

Przyjemski powstrzymał rękę w ostatniej chwili.

Dantez zamarł. Jego rajtarzy krzyknęli. Ostrze broni generała artylerii koronnej kłuło rywala wprost w miejsce, gdzie biło serce. Nie trzeba było wielkiego doświadczenia, aby wiedzieć, że gdyby Przyjemski tylko zechciał, przeszyłby Francuza jak prosię. Dantez wiedział, że tylko żelaznym nerwom przeciwnika zawdzięcza, iż z pleców nie sterczy mu piędź zakrwawionego żelaza i nie zdycha teraz przebity morderczą klingą.

1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 ... 58 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название