Lalande 21185

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalande 21185, Зайдель Януш Анджей-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalande 21185
Название: Lalande 21185
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 303
Читать онлайн

Lalande 21185 читать книгу онлайн

Lalande 21185 - читать бесплатно онлайн , автор Зайдель Януш Анджей

Lalande 21185 – pierwsza powie?? science fiction autorstwa Janusza Zajdla z 1966, opublikowana roku przez wydawnictwo Nasza Ksi?garnia.
Tytu? pochodzi od nazwy gwiazdy. Lalande 21185 jest jedn? z najbli?szych S?o?cu, niewidocznych gwiazd; znajduje si? w gwiazdozbiorze Wielkiej Nied?wiedzicy.
Projektantk? ilustracji do powie?ci i pierwszej ok?adki jest Teresa Wilbik.
Opis fabu?y
Ziemska ekspedycja podr?zuj?ca w kosmosie trafia do innego uk?adu s?onecznego. Tam bada dwie planety co do kt?rych istnieje prawdopodobie?stwo, ?e b?d? mogli na nich mieszka? ludzie. Opr?cz opisu ich przyg?d, ksi??ka zawiera przemy?lenia autora na temat eksploracji kosmosu i rozwa?ania o etycznej stronie takich przedsi?wzi??.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 42 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

W szum gąsienic wplótł się jakiś nowy, obcy dźwięk. To niesione wiatrem ziarna piasku sypnęły o pancerz pojazdu. Spojrzała przed siebie i rozpaczliwym ruchem zacisnęła dłoń na przesuniętej do oporu dźwigni przyspiesznika. Silny podmuch wiatru rozmiatał ślady!

„Szybciej, szybciej!” — powtarzała gorączkowo w myślach.

Niestety, to były granice możliwości pełzaka. Wiatr wzmagał się, koleiny znaczyły się coraz słabszą linią, dwoma płyciutkimi zaklęśnięciami.

Niespodziewanie w dali, u krańca zasięgu reflektora zamajaczyła ciemna kępa.

Równocześnie pojazd przechylił się nieco do przodu, zjeżdżając łagodnie w dół.

Kępy sypnęły się teraz jedna za drugą, jak wyskakujące z ciemności kosmate zwierzątka. Dojeżdżając do nich Ewa zwolniła. Były rozrzucone dość rzadko, po-rośnięte niską i drobną roślinnością. Grunt pomiędzy nimi był twardszy i lepiej zachowywał odciski gąsienic. Widać było, jak przejeżdżający tędy pojazd Teda zaczepiał o nierówności, zataczał łuki, ślizgał się na przemian to lewą, to prawą gąsienicą. . . Tak może zachowywać się tylko pojazd z luźno puszczonym sterem!

Teren wciąż łagodnie opadał, pojawiły się ubogie krzewy, oplecione długi-mi łodygami bezlistnych pnączy, wśród których pojazd Teda wygniótł szeroką ścieżkę. Niektóre popodnosiły się już, zabliźniając przesiekę. Ewa jechała coraz wolniej i ostrożniej, bo grunt stawał się twardy i kamienisty. Teren zaczął się podnosić, zarośla zrzedły, Ewa zrozumiała, że przebyła w poprzek jakąś dolinkę, wilgotniejszą widać od reszty terenu.

Pełzak piął się teraz coraz stromiej pod górę, lawirował między odłamkami skał. Niektóre z nich nosiły ślady świeżych otarć i zarysowań — widomy znak przejścia tędy ciężkiej maszyny.

Co chwila któraś z gąsienic ślizgała się, wyrzucając spod siebie strumień piasku, żwiru i drobnych okruchów skalnych, a pojazd obracał się i zataczał. Ewa czuła, jak ramiona ujarzmiające rozedrgany ster zaczynają jej omdlewać. Zmniejszyła prędkość. Z lewej strony piętrzyły się coraz potężniejsze bloki skalne, po prawej rozpościerało się ostro opadające osypisko. W pewnej chwili Ewa pomy-39

ślała, że zgubiła ślad. Zatrzymała maszynę i wysiadła. Na pochyłym zboczu odnalazła po chwili ślady otarć i kilka rozkruszonych brył. Gdy oddaliła się o kilkanaście kroków od pojazdu, jakiś odgłos dobiegł ją nagle poprzez hełm. Włączyła mikrofon i teraz usłyszała wyraźnie odgłos pracy silnika. „Jest tu, gdzieś niedaleko!” — pomyślała. Silnik wył na najwyższych obrotach. Odgłos ten wydał się Ewie jakiś nienaturalny — nie oddalał się ani przybliżał, trwał w niezmiennym natężeniu. Brzmiało to tak, jakby silnik pracował bez obciążenia, na jałowych obrotach.

„Stoczył się ze skały! — pomyślała z przerażeniem. — Zsunął się, przewrócił

gąsienicami do góry!”

Dopadła swojego pełzaka i zatrzasnęła kopułkę. Wtedy dopiero zdała sobie sprawę, że to prawie niemożliwe: dyskowaty pojazd nie mógłby przewrócić się podczas osuwania po zboczu. Chyba. . . chyba że spadł w przepaść.

Szarpnęła dźwignię i gwałtownie ruszyła. Pojazd skoczył do przodu, prawa gąsienica zakopała się w żwir. Ewa poczuła, jak pełzak gwałtownie zwraca dziób w prawo i zaczyna się osuwać, zrazu powoli, bokiem, potem coraz szybciej. Pró-

bowała jeszcze hamować, lecz dało to jedynie taki skutek, że pojazd obrócił się tyłem do kierunku osuwania.

Ewa wyrzuciła amortyzatory zderzeniowe i wtuliła się w fotel. Elastyczne uderzenie zatrzymało pełzak, kamienie bębniły jeszcze przez chwilę po pance-rzu, potem ucichły. Uchyliła właz. W tej samej chwili jakiś spóźniony kamień trafił prosto w sterczący ku górze reflektor. Światło zgasło.

Przyświecając ręcznym reflektorem, wyszła z kabiny. Jazgot silnika brzmiał

teraz głośniej. Ogarnęła światłem zbocze. Półka, z której stoczył się pojazd, widniała o kilkadziesiąt metrów wyżej. Niżej, w odległości kilkunastu kroków, widać było gładkie, równe dno kotliny. Nieco dalej po lewej stronie, między kilkoma sporymi odłamami skał, smuga reflektora trafiła na lśniącą metalicznie bryłę. Pojazd Teda tkwił w wąskim przesmyku między dwoma blokami skalnymi. Gąsienice obracały się. Wyryły dwie bruzdy, odrzucając piasek i kamienny gruz. Teraz bezradnie wierzgały w powietrzu.

Ewa pobiegła w tamtą stronę. Kopułka była pęknięta. Na fotelu kierowcy leżał

Ted, zgięty w przód, z głową przewieszoną poniżej kolan. Ramieniem napierał na dźwignię przyspiesznika.

Ewa przez chwilę mocowała się z uszkodzonym zamkiem, wreszcie kopuł-

ka odskoczyła. Uniosła głowę leżącego. Twarz Teda była blada, oczy zamknię-

te. Drżącymi rękami odszukała zawór powietrzny i oświetliła skalę manometru.

Świetlny punkcik stał nieruchomo na jedynce. Odetchnęła.

Powoli wywindowała Teda z kabiny i z trudem dowlokła do swego pojazdu.

Odpoczęła chwilę, zanim spróbowała podsadzić go do kabiny. Udało się. Ewa zatrzasnęła kopułkę i włączyła pompy, które wyssały powietrze z kabiny. Napełniła ją powietrzem z butli, potem rozłożyła oparcie fotela i ułożyła na nim nieprzy-40

tomnego Teda. Pośpiesznie rozpięła mu skafander i zdjęła hełm. Nie poruszał

się, był blady, wargi miał sinawe. Opanowała się całym wysiłkiem woli. Zwiększyła dopływ tlenu, aż sama odczuła mrowienie w końcach palców i poszarzało jej w oczach, a skronie rozpulsowały się gwałtownie. Otworzyła apteczkę. Zdję-

ła hełm i wcisnęła w ucho słuchawkę stetoskopu. Dotknęła sondą przegubu Teda i wsłuchiwała się przez chwilę. Tętno było słabiutkie, ledwo uchwytne — ale było.

Rzuciła się do apteczki — iniektor odnalazła natychmiast, przez chwilę szukała właściwej fiolki — jest! Nabrała kilka mililitrów przejrzystego płynu, obnażyła po łokieć rękę chłopca.

Działała jak automat. Zupełnie niespodziewanie przypomniała sobie teraz czytane kiedyś zalecenia instrukcji pierwszej pomocy. Ściągnęła z nieprzytomnego ciągle Teda skafander i obmacała dokładnie wszystkie kości. Były całe, nie znalazła również śladu potłuczeń. Więc to tylko wstrząs i głębokie omdlenie. Ułożyła go równo na fotelu i przykryła kocem. Policzki Teda zaróżowiła się, wargi nabrały żywszej barwy.

Ewa uśmiechnęła się. Ujęła w obie dłonie twarz chłopca i patrzyła z radością, jak odzyskuje przytomność. Przygładziła mu włosy, pochyliła się i lekko dotknę-

ła ustami jego policzka. Zawstydzona tym odruchem, odwróciła się i włączyła radiostację. Przez chwilę nasłuchiwała, potem wyłączyła aparaturę.

Baza wciąż jeszcze milczała.

Ted otworzył oczy, lecz światło oślepiło go i zamknął je natychmiast z powrotem. Chciał przewrócić się na bok, ostre kłucie przeszyło mu plecy. Poruszył

ręką, napiął mięśnie karku. Czuł ból w całym ciele. Otrzeźwiał nieco, ale w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć, gdzie się znajduje.

— Ted. . . — usłyszał nad sobą. Poznał głos Ewy.

Otworzył powoli oczy — światło skierowane teraz w bok nie raziło go. Poznał

wnętrze kabiny, wciągnął w nozdrza ostry zapach lekarstw. Obok siedziała Ewa.

Trzymała go za rękę. Jej zmęczona, blada twarz pochylała się nad nim troskliwie.

— Co. . . się. . . stało? — powiedział szeptem, z wysiłkiem wydobywając każ-

de słowo. Bolały go żebra przy każdym oddechu.

— Jak się czujesz? Co cię boli? — odpowiedziała pytaniem.

— Ciężko oddychać. Wszystko mnie boli. . . Gdzie jesteśmy?

— W pełzaku, którym wyruszyłam na pomoc. Twój pełzak tkwi unierucho-miony między skałami.

— A baza?

— O jakieś trzysta kilometrów stąd. Nie wiem zresztą, jechałam wciąż twoimi śladami. . . Niczego nie pamiętasz?

— Zaraz. . . przypomnę sobie. Boloty. Pojechałem. . . Potem. . . Potem coś mnie zaatakowało. . .

41

— Uniosło w górę?

— Chyba tak! A potem? Nie, nie pamiętam.

— Straciłeś przytomność od upadku.

— Możliwe. . . Ale to nie było aż tak daleko od bazy!

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 42 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название