Wie?a jask??ki

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wie?a jask??ki, Sapkowski Andrzej-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wie?a jask??ki
Название: Wie?a jask??ki
Автор: Sapkowski Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 258
Читать онлайн

Wie?a jask??ki читать книгу онлайн

Wie?a jask??ki - читать бесплатно онлайн , автор Sapkowski Andrzej

Czwarty tom tak zwanej "Sagi o wied?minie".

Ciri staje przed swoim przeznaczeniem.

Drakkar wioz?cy Yennefer trafia w oko czarodziejskiego cyklonu.

Czy w?r?d przyjaci?? wied?mina ukrywa si? zdrajca?

Czwarta, przedostatnia od?ona epopei o ?wiecie wied?mina i wojnach, jakie nim wstrz?saj?. W zagubionej w?r?d bagien chacie pustelnika ci??ko ranna Ciri powraca do zdrowia. Jej tropem pod??aj? bezlito?ni zab?jcy z Nilfgaardu. Tymczasem dru?yna Geralta, unikaj?c coraz to nowych niebezpiecze?stw, dociera wreszcie do ukrywj?cych si? druid?w. Czy wied?minowi uda si? odnale?? Ciri? Jak? rol? odegra osnuta legend? Wie?a Jask??ki?

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 42 43 44 45 46 47 48 49 50 ... 85 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Rozdział siódmy

Pukacz, takoż zwań knaker, coblynau, polterduk, karkorios, rubezahl, skarbnik a. Pustecki, jest odmianą kobolda, którego wszelako P. rozmiarowzrostem i siłą znacznie przenosi. Noszą też P. zwyczajnie brodziska ogromne, których koboldy nosząc nie zwykły. Bytuje P. w sztolniach, szachtach, grużniach, przepaściach, ciemnych jamach, we wnętrzu skał, we wszelakich grotach, jaskiniach i postaciach kamiennych. Tam, gdzie żywię, niechybnie w ziemi bogactwa są skryte, jak to kruszce, rudy, karbon, sól a. olej skalny. Dlatego tez P. częstokroć w kopalniach napotkać można, osobliwie opuszczonych, ale i w czynnych lubi się pokazać. Złośliwy despetnik i szkodnik, przekleństwo i istny dopust boży dla górników i gwarków, których rozpanoszony P. na manowce wodzi, pukaniem w skalę mami i straszy, chodniki zawala, górniczy przyrząd i wszelaką chudobę kradnie i psowa, a od tego, by zza węgła pałą w łeb strzelić, też nie jest.

Ale przekupić go można, by nie psocił nad miarę, położywszy gdzie w chodniku ciemnym lubo w szachcie chleb z masłem, oscypek, połeć wędzonej szołdry — aleć najlepiej gąsiorek okowity, na tę bowiem P. okrutnie jest łakomy.

Physiologus

— Są bezpieczni — zapewnił wampir, popędzając muła Draakula. - Cała trójka. Milva, Jaskier i oczywiście Angouleme, ma się rozumieć, która w porę dopędziła nas w Dolinie Sansretour i o wszystkim opowiedziała, nie żałując różnych barwnych słów. Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego u was, ludzi, większość przekleństw i obelg nawiązuje do sfer erotyki? Przecież seks jest piękny i kojarzy się z pięknem, radością, przyjemnością. Jak można nazwy narządu płciowego używać w charakterze wulgarnego synonimu…

— Trzymaj się tematu, Regis — przerwał Geralt.

— Oczywiście, przepraszam. Ostrzeżeni przez Angouleme przed nadciągającymi bandytami bezzwłocznie przekroczyliśmy rubież Toussaint. Milva, co prawda, nie była zachwycona, rwała się, by zawrócić i iść wam obu na odsiecz. Zdołałem jej to wyperswadować. A Jaskier, o dziwo, miast radować się z azylu, jaki dają granice księstwa, miał wyraźnie duszę na ramieniu… Czego on się tak lęka w Toussaint, nie wiesz przypadkiem?

— Nie wiem, ale się domyślam — odrzekł kwaśno Geralt. - Bo to nie byłoby pierwsze miejsce, gdzie nasz przyjaciel bard narozrabiał. Teraz to on się trochę ustatkował, bo obraca się w przyzwoitej kompanii, ale za młodu nie było dla niego świętości. Rzekłbym, że bezpieczne były przed nim jeże i te kobiety, które wlazły na sam czubek wysokiego drzewa. A mężowie kobiet często — gęsto mieli to trubadurowi za złe, nie wiedzieć czemu. W Toussaint niechybnie jest jakiś mąż, w którym na widok Jaskra mogą odżyć wspomnienia… Ale to w gruncie rzeczy nieważne. Wróćmy do konkretów. Co z pościgiem? Mam nadzieję, że…

— Nie sądzę — uśmiechnął się Regis — by przeszli za nami do Toussaint. Granica roi się od błędnego rycerstwa, które nudzi się niezwykle i szuka okazji do bitki. Nadto, myśmy wraz z grupą napotkanych na granicy pielgrzymów trafili od razu do świętego gaju Myrkvid. A miejsce to budzi strach. Nawet pielgrzymi i chorzy, którzy z najdalszych zakątków wędrują do Myrkvid po uzdrowienie, zatrzymują się w osiedlu niedaleko skraju lasu, nie śmiejąc wchodzić w głąb. Bo krążą plotki, że kto odważy się wejść do świętych dąbrów, kończy spalony na wolnym ogniu w Wiklinowej Babie.

Geralt wciągnął powietrze.

— Czyżby…

— Oczywiście — wampir znowu nie pozwolił mu dokończyć. - W gaju Myrkyid bytują druidzi. Ci, którzy dawniej mieszkali w Angrenie, w Caed Dhu, potem wywędrowali nad jezioro Monduim, a wreszcie do Myrkvid, do Toussaint. Było nam przeznaczone, że do nich trafimy. Nie pamiętam, mówiłem, że jest nam to przeznaczone?

Geralt odetchnął mocno. Jadący za jego plecami Cahir też.

— Twój znajomy jest wśród tych druidów?

Wampir uśmiechnął się znowu.

— To nie jest znajomy, lecz znajoma — wyjaśnił. - Owszem, jest wśród nich. Nawet awansowała. Przewodzi całemu Kręgowi.

— Hierofantka?

— Flaminika. Tak się nazywa najwyższy druidzki tytuł, gdy nosi go kobieta. Tylko mężczyźni bywają hierofantami.

— Prawda, zapomniałem. Rozumiem, że Milva i reszta…

— Są teraz pod opieką flaminiki i Kręgu — wampir swoim zwyczajem odpowiedział na pytanie w trakcie jego zadawania, po czym natychmiast przystąpił do odpowiedzi na pytania jeszcze nie zadane.

— Ja natomiast pospieszyłem na spotkanie z wami. Albowiem wydarzyła się rzecz zagadkowa. Flaminika, której zacząłem przedstawiać naszą sprawę, nie dała mi dokończyć. Oświadczyła, że wie o wszystkim. Że już od jakiegoś czasu spodziewa się naszego przybycia…

— Słucham?

— Ja też nie mogłem ukryć niedowierzania — wampir wstrzymał muła, stanął w strzemionach, rozejrzał się.

— Szukasz kogoś czy czegoś? - spytał Cahir.

— Już nie szukam, znalazłem. Zsiądźmy.

— Wolałbym jak najprędzej…

— Zsiądźmy. Wyjaśnię ci wszystko.

Musieli mówić głośniej, by móc porozumieć się w szumie wodospadu spadającego ze znacznej wysokości po pionowej ścianie skalnego urwiska. W dole, tam, gdzie wodospad wypłukał spore jeziorko, w skale ział czarny otwór jaskini.

— Tak, to właśnie tam — Regis potwierdził przypuszczenie wiedźmina. - Wyjechałem ci na spotkanie, bo polecono mi cię tu skierować. Do tej jaskini będziesz musiał wejść. Mówiłem ci, druidzi wiedzieli o tobie, wiedzieli o Ciri, wiedzieli o naszej misji. A dowiedzieli się tego od osoby, która, o, tam mieszka. Osoba ta, jeśli wierzyć druidce, pragnie z tobą porozmawiać.

— Jeśli wierzyć druidce — powtórzył z przekąsem Geralt. - Ja bywałem w tych okolicach. Wiem, co mieszka w głębokich jaskiniach pod Górą Diabła. Mieszkają tam różni mieszkańcy. Ale z przeważającą większością nie da się gawędzić, chyba że mieczem. Co jeszcze powiedziała ta twoja druidka? W co jeszcze mam uwierzyć?

— W sposób wyraźny — wampir utkwił w Geralcie czarne oczy — dała mi do zrozumienia, że nie przepada za osobnikami niszczącymi i zabijającymi żywą przyrodę w ogólności, a za wiedźminami w szczególności. Wyjaśniłem, że w chwili obecnej jesteś wiedźminem raczej tytularnym. Że absolutnie nie naprzykrzasz się żywej przyrodzie, o ile ta ostatnia tobie się nie naprzykrza. Flaminika, trzeba ci wiedzieć, ze jest to kobieta niezwykle bystra, zauważyła z miejsca, że wiedźmiństwa zaniechałeś nie wskutek zmian światopoglądowych, lecz zmuszony okolicznościami. Wiem doskonale, powiedziała, że nieszczęście spotkało bliską wiedźminowi osobę. Wiedźmin zmuszony był więc zaniechać wiedźmiństwa i pospieszyć na ratunek…

Geralt nie skomentował, ale jego spojrzenie było na tyle wymowne, że wampir pospieszył z wyjaśnieniami.

— Oświadczyła, cytuję: "Nie będący wiedźminem Wiedźmin udowodni, że stać go na pokorę i poświęcenie. Wstąpi w mroczną czeluść ziemi. Bezbronny. Zostawiwszy wszelki oręż, wszelkie ostre żelazo. Wszelkie ostre myśli. Wszelką agresję, gniew, złość, arogancję. Wejdzie w pokorze. A wówczas tam, w czeluści, pokorny niewiedźmin znajdzie odpowiedzi na pytania, które go dręczą. Znajdzie odpowiedzi na wiele pytań. Ale gdy Wiedźmin pozostanie wiedźminem, nie znajdzie niczego."

Geralt splunął w stronę wodospadu i jaskini.

— To zwykła gra — oświadczył. - Zabawa! Figle! Jasnowidztwo, poświęcenie, tajemnicze spotkania w grotach, odpowiedzi na pytania… Tak ograne chwyty można napotkać tylko u wędrownych dziadów bajarzy. Ktoś tu kpi sobie ze mnie. W najlepszym razie. A jeżeli to nie jest kpina…

— Kpiną nie nazwałbym tego w żadnym razie — powiedział stanowczo Regis. - W żadnym, Geralcie z Rivii.

— Co to więc jest? Jedno z osławionych druidzkich dziwactw?

— Nie będziemy wiedzieć — odezwał się Cahir — dopóki się nie przekonamy. Chodź, Geralt, wejdziemy tam razem…

— Nie — pokręcił głową wampir. - Flaminika była w tym względzie kategoryczna. Wiedźmin musi wejść tam sam. Bez broni. Daj mi twój miecz. Zaopiekuję się nim w czasie twej nieobecności.

— Niech mnie diabli… — zaczął Geralt, ale Regis szybkim gestem przerwał mu tok wypowiedzi.

— Daj mi twój miecz — wyciągnął rękę. - A jeśli masz jeszcze jakąś broń, zostaw mi ją także. Pamiętaj o słowach flaminiki. Żadnej agresji. Poświęcenie. Pokora.

— Czy ty wiesz, kogo tam napotkam? Kto… lub co czeka na mnie w tej jaskini?

— Nie, nie wiem. Najróżniejsze stwory zamieszkują podziemne korytarze pod Gorgoną.

— Szlag mnie trafi!

Wampir chrząknął cicho.

— Tego wykluczyć nie można — rzekł poważnie. - Ale musisz podjąć to ryzyko. Przecież wiem, że je podejmiesz.

*****

Nie zawiódł się — tak, jak oczekiwał, wejście do jaskini zawalone było imponującą stertą czaszek, żeber, piszczeli i gnatów. Nie czuło się jednak smrodu zgnilizny. Doczesne resztki były najwidoczniej wiekowe i pełniły rolę odstraszającej intruzów dekoracji.

Przynajmniej tak sądził.

Wszedł w ciemność, kości zachrzęściły i zachrupały pod stopami.

Wzrok szybko zaadaptował mu się do mroku.

Znajdował się w gigantycznej jaskini, skalnej kawernie, rozmiarów której oko nie było w stanie ogarnąć, albowiem proporcje łamały się i ginęły w lesie stalaktytów zwieszających się ze sklepienia malowniczymi festonami. Z błyszczącego wilgocią i mieniącego się różnobarwnym żwirem spągu wyrastały białe i różowe stalagmity, krępe i przysadziste u podstawy, smuklejące ku górze. Niektóre sięgały wierzchołkami wysoko ponad głowę wiedźmina. Niektóre łączyły się w górze ze stalaktytami, tworząc kolumniaste stalagnaty. Nikt go nie okrzyknął. Jedynym dającym się słyszeć odgłosem były dzwoniące echa pluszczącej i kapiącej wody.

Poszedł, wolno, wprost przed siebie, w mrok, między kolumny stalagnatów. Wiedział, że jest obserwowany.

Brak miecza na plecach dawał się odczuwać silnie, natrętnie i wyraziście — jak brak niedawno wykruszonego zęba.

Zwolnił kroku.

To, co jeszcze przed chwilą brał za leżące u podnóży stalagmitów okrągłe głazy, teraz wybałuszało na niego wielkie jarzące się ślepia. W zbitej masie szaroburyeh, pokrytych kurzem kudłów otwierały się ogromne paszczęki i błyskały stożkowate kły.

1 ... 42 43 44 45 46 47 48 49 50 ... 85 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название