We?misz czarn? kur?
We?misz czarn? kur? читать книгу онлайн
Z k?ta recenzenta
Dzi?, w naszym wrednym k?cie kulturalnym literata ocenia literat. W filmowym skr?cie. „We?misz czarno kure…” to „Blade Runner” opisany w klimacie „Samych swoich” – podsumowuje Andrzej Ziemia?ski.
Hymn bimbrownika
Wytw?rnie p?ytowe ju? bij? si? o to nagranie. Po wczorajszej konferencji prasowej zwi?zanej z afer? pods?uchow? w stodole Jakuba W., znanego bimbrownika i wiejskiego egzorcysty, nasz reporter, na dyktafon wszyty w ucho, nagra? piosenk? nucon? pod nosem przez Rafa?a A. Ziemkiewicza. Oto tre?? zapisu:
Powtarza mi codziennie moja luba:
dlaczego ty nie przypominasz mi Jakuba?
A ty maszeruj, maszeruj, g?o?no krzycz:
Niech ?yje nam Jakub W?drowycz. (x2)
Jakub W?drowycz to wspania?y egzorcysta,
A jego bimber lepszy jest ni? w?dka czysta
A ty maszeruj… etc.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Zanim Jakub zdążył odpowiedzieć, z nieba runął wielki, obleśny, zielony smok i porwawszy nieszczęsne, zwierzę wzniósł się w niebo. – Łał – westchnął Skorliński. – Można by kręcić nie tylko Park Jurajski III, ale nawet przygody szewczyka Dratewki. – To już twój problem, co nakręcisz. W drogę. Wyjął z kieszeni niewielki przyrząd. – Dokąd? – zdziwił się biznesmen. – Skąd wiesz, gdzie poleciał? – Poleciała. To samica. I to chyba kotna. A gdzie poleciała – uśmiechnął się pokazując urządzenie. – Wsadziłem w owcę pluskwę, taką, jak gliniarze pakują podejrzanym autom. Teraz doprowadzi nas prosto do gniazda. Prowadzeni słabnącymi sygnałami pluskwy przedzierali się trzy dni przez wąwozy i przepaście. Wreszcie zatrzymali się na krawędzi bardzo głębokiego urwiska. Jakub zajrzał do środka. – Gniazdo – powiedział ucieszony. – No to teraz się obłowimy. Skorliński popatrzył do dziury. – Są – mruknął – Dziesięć małych. Widać słaby miot. – Spoko. Oskara masz już w kieszeni. Trzeba będzie tylko trochę popaść sterydami i obciachać w diabły te niepotrzebne skrzydła. Rozwinął zwój liny i spuścił do środka. – Dziwne – westchnął biznesmen. – Czuję, że o czymś zapomniałem. – Nie wybierałeś nigdy smocząt z gniazda, stąd ta trema – wyjaśnił egzorcysta. – Zostaw tu tę zbroję, tylko będzie zawadzała. Spuścili się na dół. Młode smoki były wielkości mniej więcej jamników. Bez protestów dały się złapać i wpakować do worka. – To by było na tyle – powiedział Jakub. – Wsiąkamy. Nieoczekiwanie coś zasłoniło słońce. – Wiem już, o czym zapomniałem – powiedział biznesmen. – Te smoki mają mamusię. Z pochwy na plecach wydobył miecz i stanął w postawie bojowej. Jakub popatrzył na niego z uznaniem, a potem złapał worek i zaczął wspinać się do góry. Smoczyca nadleciała lotem nurkującym. Biznesmen uskoczył w bok i drasnął ją mieczem w podbródek. Potwór, machając ciężko skrzydłami, zakręcił i ponownie ruszył w jego stronę. Nieoczekiwanie łeb bestii stanął w płomieniach. – Na górę – krzyknął Jakub z wierzchołka urwiska. Paweł pospieszył w jego ślady. Smoczyca spadła na dno doliny. Płonęła jak pochodnia. – Kurcze, jak ja to zrobiłem? – zdziwił się. – Rozcharatałeś jej przypadkowo zbiornik z glejem – wyjaśnił egzorcysta ochoczo. – Z czym? – Glej. To taki naturalny napalm. Dość gęsty, zawiera wiele koloidów, zapala się w kontakcie z powietrzem. Miała pełne wole i na twój widok zaczęła go przetaczać do kanałów jadowych. Gdy trafiłeś, zaczął wyciekać na zewnątrz i zapalił się. – Ekstra – westchnął biznesmen. – To co, do domu? Egzorcysta energicznie kiwnął głową i podniósł worek.
EPILOG
Łomot do drzwi wyrwał Jakuba Wędrowycza ze snu. Otworzył leniwie oko, ale zaraz je zamknął. Jakiś sukinsyn w mundurze akurat zapalił światło. – Oto podpisany przez prokuratora nakaz ścisłej rewizji – darł się Birski. – Zaraz wyświetlimy wszystkie twoje grzeszki. – Kurde, nie wolno po nocy – jęknął egzorcysta. – O co jestem oskarżony? – Szefie, znalazłem coś dziwnego – wrzeszczał ktoś z sadu. Birski poprowadził Jakuba w tamtą stronę. W głębokim dole leżało dziesięć małych, zdechłych smoków. Ciążenie w naszym świecie okazało się dla nich zbyt silne. – Kłu-so-wni-ctwo! – huknął Birski. – Ty zgniły recydywisto! Pięć lat jak obszył. – Co to jest? – zagadnął Jakub, wskazując padlinę. – Smoki… – posterunkowy stracił nieco pewność siebie.
– Świetnie. Proszę to wciągnąć do protokołu. Prowadzący rewizję znajduje się w stanie naprania jakimiś prochami. – Ja też to widzę – zauważył policjant. Jakub popatrzył na niego zimno. – Takich zwierząt nie ma. A jak zwierząt nie ma, to znaczy, że nie można na nie kłusować. Lepiej zastanówcie się, jak to będzie wyglądało w raporcie. Zdechłe smoki znaleźliście – parsknął. – Kto w to uwierzy? Ręka Birskiego opadła. W tym momencie z wnętrza domu wyszedł aspirant Rowicki. – Szefie, znaleźliśmy lustro ukradzione z muzeum i zbroję hrabiego Tytusa. Na twarz Birskiego wypłynął szeroki, szczery, słowiański uśmiech. Jeszcze szerszy i bardziej słowiański niż jakubowy. – Rowicki, masz awans. – Ku chwale ojczyzny. A za co?
– Udowodniłeś właśnie w sposób nie budzący zastrzeżeń, że ten cały Wędrowycz to zwyczajna hiena cmentarna! Jakub jęknął. – No, co powiesz? – zagadnął Birski. – Skąd masz tę zbroję? – Wrogowie podrzucili – mruknął. W barakowozie biznesmen Paweł Skorliński pił truskawkową prytę z ukraińskim biznesmenem Josifem Kleszczakiem. – Mutasy czarnobylskie będą prosto na plan filmowy. Celnicy już przekupieni. Znaleźliśmy chyba dokładnie takie, o jakie chodzi. Biznesmen popatrzył na fotografię przedstawiającą młodego stegozaura, czochrającego się o wrak UAZa. – Po prostu znakomite – powiedział. Truskawkowa pryta zaczynała mu smakować.