-->

Ksi??niczka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Ksi??niczka, Pilipiuk Andrzej-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Ksi??niczka
Название: Ksi??niczka
Автор: Pilipiuk Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 292
Читать онлайн

Ksi??niczka читать книгу онлайн

Ksi??niczka - читать бесплатно онлайн , автор Pilipiuk Andrzej

Wampir wytwarza wok?? siebie specyficzn? atmosfer?. Co? subtelniejszego ni? zapach, co ?owca wampir?w wyczuwa sz?stym zmys?em, zmys?em polowania. Ten zmys? sprowadzi? do Krakowa a? dw?ch ?owc?w.

Monika polubi?a szko??. W?r?d kole?anek wzbudza sympati?, ale szepcz?, nazywaj? j? Ksi??niczk?; jest taka od nich r??na. Wida?, ?e ze Stanis?aw? i Katarzyn? ??czy j? jakie? porozumienie.

Czy mo?na otrzyma? z?oto innym sposobem ni? przez alchemi?, nauk? doskona?ych? Mo?na. Cena jest jednak wysoka. Mistrz S?dziw?j j? zna, zna tajemnic? Bractwa Drugiej Drogi. Czy b?dzie musia? rozsta? si? z ukochanym miastem?

A inspektor policji ma trudny orzech do zgryzienia. Martwy cz?owiek, przyszpilony do pod?ogi szpad?, ?lady trucizn, r?kawica… Jakby tego by?o ma?o, co i raz pojawiaj? si? kolejne trupy, odci?te d?onie, po?amane japo?skie miecze ze sklepu z pami?tkami… I praktykant – m?drala, wymiotuj?cy nawet na widok mumii.

Zadanie inspektora: jak po??czy? to wszystko w sensown? histori??

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 23 24 25 26 27 28 29 30 31 ... 45 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Wiara góry przenosi, choć w tym akurat przypadku równie istotny jest nacisk na odpowiednie miejsca płyty, trwający odpowiednio długo, by zwolnić blokady przeciwwag… – wyjaśnił osłupiałemu mnichowi.

– Czy możemy wam jeszcze jakoś pomóc?

– Jeśli nie damy znaku życia przez 24 godziny, zorganizujcie wyprawę ratunkową.

Ruszyli, zapalając reflektory. Loch był wąski i opadał stromo w dół.

– Ciekawi mnie, dokąd prowadzi to przejście? – mruknęła Katarzyna, rozglądając się wokoło.

– Do miasta. Widzisz, gdy budowano ten klasztor w XVII wieku, obawiano się, że może wybuchnąć kolejna wojna. Dlatego też zadbano o drogę ewakuacji na wypadek, gdyby doszło do oblężenia Krakowa – powiedział Michał. – Loch prowadzi do przejścia łączącego baszty w wewnętrznym pierścieniu murów obronnych.

– Ale przecież murów już nie ma – zauważyła księżniczka.

– Nie ma, ale widziałem, jak je rozbierali. Partanina totalna, rozwalili to, co wystawało nad ziemię, reszta prawdopodobnie ocalała…

Oświetlił z niepokojem sufit, ale cegły trzymały się mocno.

– Przecież te domy nad nami mają fundamenty i piwnice… – jęknęła.

– Loch schodził bardzo nisko – wyjaśnił. – Musiał przejść pod fosami. Piwnice i fundamenty nie sięgnęły aż tak głęboko.

Schody w dół skończyły się i agentka pomyślała, że Mistrz ma rację. Byli minimum dziesięć metrów pod ziemią. Na dnie lochu stała woda.

– No cóż – westchnęła. – Zamoczymy nogi.

– Zamoczymy – przyznał.

Ruszyli przed siebie. Na dnie leżało trochę mułu. Alchemik szedł pierwszy, oświetlając ściany. Po kilkunastu minutach dotarli do nieco suchszego miejsca.

– Nad nami ulica Podwale – ocenił wreszcie. – Solidna robota murarska, pomyślcie, ile tysięcy ton przewaliło się od tamtego czasu górą…

Stanisława wzdrygnęła się. Miała już lekką klaustrofobię. Katarzyna, choć całe miesiące spędziła w betonowych bunkrach pod siedzibą CBŚ, też nie czuła się tu najlepiej. Tylko Monika szła spokojnie, nawet obojętnie. Kolejne strome ceglane schody.

– Jesteśmy pod dawnymi fosami – wyjaśnił Alchemik. – Były bardzo głębokie.

Zeszli na sam dół. Woda sięgała do połowy uda, ale mistrz przewidział i to. W jego plecaku znalazły się rybackie buciory, takie aż po pachy. Oddychało się tu trudniej, powietrze przesycone było zapachem szlamu. I wreszcie schody pod górę. U ich szczytu znajdowały się stare jak świat żelazne drzwi. Od tej strony wyposażono je w dwa potężne rygle.

– Zardzewiało na amen – oceniła Stanisława. – Może wlać odrdzewiacza i odczekać ze trzy dni? – podsunęła Katarzyna.

Alchemik kopnął nogą i płat blachy na dole rozdarł się jak namoczona tektura. Przeczołgali się do niewielkiej salki. Sufit, sklepiony z dobrze dopasowanych kamieni, wyglądał solidnie. Kiedyś stała tu zapewne drabina, obecnie na ziemi leżały tylko smutne jej resztki. Otwór w suficie blokował zaklinowany kawał gruzu.

– Jesteśmy w podziemiach jednej z baszt – odpowiedział na pytające spojrzenie księżniczki.

W prawo i w lewo ciągnęły się niskie korytarze.

– Wszystkie baszty były połączone pod ziemią? – zdumiała się agentka.

– Oczywiście.

Ruszyli na południe. Miejscami trudno było przejść. Ściany lochu pod naciskiem ziemi popękały. W innych miejscach przez wyrwy w suficie spłynęły do środka wodospady błota. Od czasu do czasu mijali żelazne drzwi, prowadzące gdzieś w stronę miasta.

– Można było tędy dostarczać bezpiecznie żołnierzy i, co najważniejsze, kule oraz proch armatni – wyjaśnił. – Niewiele to pomogło… – Wrócił pamięcią do oblężenia Krakowa w roku 1655, kiedy to miasto poddano już po trzydniowym ostrzale artyleryjskim…

Wreszcie zatrzymali się przy wpuszczonym w ścianę portalu. Drzwi były drewniane. Gdy Alchemik nacisnął je ramieniem, puściły z trzaskiem. Jeszcze kilkadziesiąt metrów i korytarz się skończył. Nad ich głowami w ceglany strop wpuszczono kamienną płytę. Rygiel z brązu został kiedyś starannie natarty woskiem. Popchnięty dłonią przesunął się bez trudu. Alchemik nie był pewien, czy ktokolwiek dotykał go od roku 1597, kiedy powstało to przejście.

– Gdzie jesteśmy? – zainteresowała się agentka.

– W muzeum archeologicznym przy Senackiej – odparł. – Razem! – wydał komendę.

Naparli na płytę i zdołali ją podnieść. Znaleźli się w niewielkiej sali, zagłębionej częściowo w ziemię, podpartej kolumną. Na górę wiodły schodki zabezpieczone solidną kratą.

– Potrafisz to otworzyć? – zapytał Michał.

Katarzyna zawahała się.

– Nie przyszliśmy tu chyba rabować zabytków? – Spojrzała na niego badawczo.

– Nie. Szukam tylko kilku odpowiedzi na moje pytania – wyjaśnił spokojnie.

– A nie lepiej za dnia, w godzinach zwiedzania? – mruknęła, dłubiąc w zamku. – Byłoby łatwiej…

– Myślę, że to, co zamierzam zrobić, bardzo nie spodobałoby się paniom pilnującym ekspozycji – odparł.

– Z pewnością jest tu też system alarmowy i strażnik na portierni…

– Postarajmy się go nie zbudzić…

Męczyła się kilkanaście minut, wreszcie zamek szczęknął i krata dała się odsunąć.

– Mogą tu być ukryte kamery. – Michał rozdał im maski z pończochy. – Avanti.

Ruszyli naprzód. Katarzyna wysunęła się na czoło pochodu. Na piersi przypięła sobie specjalną broszkę.

– Reaguje na podczerwień – wyjaśniła.

Wejścia do sal ekspozycyjnych na piętrze broniły solidne drzwi oraz bardzo wymyślny alarm. Agentka długo oglądała skrzynki bezpiecznikowe. Wreszcie przecięła kilka kabli i zajęła się zamkiem. Sforsowanie przejścia zajęło jej trzy godziny.

Alchemik spojrzał na zegarek.

– Pierwsza w nocy – powiedział.

– Robię, co mogę – wycedziła.

– Wiem…

Weszli do środka. Po lewej stronie znajdowała się ekspozycja egipska. Znowu zamki i alarmy. Teraz poszło trochę łatwiej, znała już ogólny schemat. Sala ekspozycyjna tonęła w ciemności. Musieli uważać, by nie wpaść na którąś z gablot. Jeszcze jedne drzwi.

– Jesteśmy na miejscu – ucieszył się Alchemik.

Katarzyna zakleiła kamerę dozorującą czarnym plastrem. Jak się okazało, pomieszczenie nie miało okien, więc agentka spokojnie zapaliła światło.

– O, w mordę! – krzyknęła zduszonym głosem.

Sala sprawiała wrażenie podziemi egipskiego grobowca. Ściany pomalowano na czarno, oświetlenie było dyskretne, punktowe. Blask halogenków wydobywał z mroku gabloty pod ścianami, kolekcję odłamków stel nagrobnych oraz wyeksponowane pośrodku sarkofagi i mumie. Zabezpieczono je solidnie, nakrywając ostrosłupowymi „akwariami”…

– Mistrzu, co zamierzasz zrobić? – zaniepokoiła się Stanisława.

– „Księga Tota” przepadła. Ale ten sarkofag zawiera szczątki Merefa-Neczer-Tota – głównego kapłana świątyni tego boga w Heliopolis.

– Nekromancja. – Na jej twarzy odmalowało się skrajne obrzydzenie.

– Ależ skąd. Po prostu, wykorzystując jego ciało jako most w czasie, zadamy mu kilka pytań…

– Robiłeś to już kiedyś? – zaniepokoiła się Monika.

– Jeszcze nie – westchnął – ale mam bardzo dobry podręcznik. – Potrząsnął kserokopią „Księgi Uchylonych Wrót”. – Jesteśmy w stanie…

– Cofnąć go na kilkanaście minut do czasu, gdy był żywy, a jednocześnie sprawić, że nadal będzie się znajdował tutaj – zgadywała Stanisława.

– Teraz dopiero twoje pomysły trącą nekromancją – zgromił ją. – Nie, on zostanie w swoim czasie, a my w swoim, stworzymy tylko most, przejście pomiędzy epokami.

– To brzmi dość zawile. – Księżniczka poskrobała się po nosie. – Dziura w czasie?

– Coś tak jakby.

– Nie wessie nas?

– Nie.

– Na ile liznęłam archeologii – odezwała się Katarzyna – to nie ma tu jego mózgu. Egipcjanie wyciągali go w kawałkach przez nos i pakowali osobno do urny kanopskiej…

– To bez znaczenia. Mózg jest tylko narzędziem, jaźń przebywa gdzie indziej – uspokoił ją. – Zresztą zajrzymy do chwili, gdy jeszcze znajdował się w jego głowie. Do dzieła.

Zbadała dolną listwę szklanego sarkofagu i odnalazła zamki.

– Ciężka sprawa – westchnęła. – Godzina roboty. I niezależny alarm…

– Wobec tego zrobimy inaczej – zaproponował. – Wytnij tylko dziurę w szkle, żeby dało się zdjąć wieko trumny i pogadać. Rytuał uchylenia wrót odprawimy tutaj…

– Czasem zastanawiam się, jak to robisz, Mistrzu, że bez szemrania wykonujemy wszelkie twoje polecenia – mruknęła, wyjmując z kieszeni nieduże pudełko. – Nawet te skrajnie idiotyczne…

– Zapewne posiadam jakiś autorytet – zażartował. – To nie diamentem?

– Lancet ultradźwiękowy jest lepszy.

Szybko wykonała odpowiednią dziurę. Na szczęście drewniana, złocona trumna nie była zabezpieczona dodatkowym alarmem… Alchemik nachylił się, do połowy niknąc w otworze. Uniósł antropoidalne wieko i zsunął je na bok.

– Ups – wyrwało się Katarzynie.

Czytała, że przed paru laty mumie ze zbiorów krakowskich badał zespół znanego warszawskiego egiptologa, profesora Niwińskiego. Trzeba przyznać, że uczeni dobrze wykonali pracę. Mumię po oględzinach zawinięto w nowe szare płótno. Z zawoju wystawała tylko głowa kapłana. Żółta czaszka szczerzyła zęby, skóra i mięśnie były wyschnięte i w wielu miejscach popękały aż do kości.

– Ten już chyba nic nam nie powie – zauważyła markotnie. – Niewiele z niego zostało…

Alchemik wzruszył tylko ramionami. Z plecaka wydobył paczkę cienkich, cerkiewnych świec, kilka niedużych luster oraz mosiężne foremki do palenia kadzidła. Rozstawił to wszystko wokoło sarkofagu i zapalił świece.

Dym zasnuł szybko środek sali. Płomienie i ich odbicia w lustrach stały się odrobinę nierzeczywiste. Mistrz, spoglądając do kartki, czytał na głos monotonne, hebrajskie inkantacje.

Mumia drgnęła i nagle nabrała życia. Spodziewali się, że będzie to wyglądało jak w kiepskim horrorze, a tymczasem nieboszczyk odzyskał ciało natychmiast. Był postawny, mięśnie napięły się pod płótnem. Na spaloną słońcem i osmaganą przez wiatry twarz padało światło nie posiadające żadnego źródła. Światło słonecznego poranka sprzed dwóch tysięcy lat.

1 ... 23 24 25 26 27 28 29 30 31 ... 45 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название