-->

Ukochani poddani Cesarza – Tom 3 – Elfy i ludzie

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Ukochani poddani Cesarza – Tom 3 – Elfy i ludzie, Piatek Tomasz-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Ukochani poddani Cesarza – Tom 3 – Elfy i ludzie
Название: Ukochani poddani Cesarza – Tom 3 – Elfy i ludzie
Автор: Piatek Tomasz
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 171
Читать онлайн

Ukochani poddani Cesarza – Tom 3 – Elfy i ludzie читать книгу онлайн

Ukochani poddani Cesarza – Tom 3 – Elfy i ludzie - читать бесплатно онлайн , автор Piatek Tomasz

Po ?mijach i kretach. po Szczurach i rekinach. przychodzi czas na prawdziwe bestie. Elfy i ludzie. Ostatni tom sagi Ukochani Poddani Cesarza. I ostatnia szansa. aby dowiedzie? si?. co si? sta?o z rudow?os? z?odziejk? Jong?. z tch?rzliwym genera?em Tundu Embroja. z pi?knym majorem Hengistem… i z samym Cesarzem. Czy opowie??. kt?ra dzieje si? w ?wiecie gorszym ni? nasz. mo?e sko?czy? si? dobrze?Ukochani poddani Cesarza znajduj? si? w Rombie. gdzie torturowane s? nawet ro?liny. a cierpienia fizyczne i psychiczne s? tak misternie kombinowane. aby po??czy?y si? w doskona?? jedno??. Tymczasem grupa gotowych na wszystko krasnolud?w przekrada si? do stolicy. aby zg?adzi? Cesarza. Kto? musi ponie?? kar? za m?czarnie wszystkich istot… Ale kto. je?li to wszystkie istoty s? winne?

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Chyba że myślisz o czymś innym, już miał pomyśleć Hengist, ale się powstrzymał i natychmiast zapomniał o tej niedoszłej myśli. On sam nadal czuł to, co nie opuszczało go od pierwszych dni w Rombie. Czuł, że powoli, ale nieustannie zbliża się coś, co bardzo Cesarza nie lubi. Wiedział, że wciąż musi Cesarza maksymalnie rozpraszać, zarówno wrzaskami, jak i pytaniami, tak jak to robił do tej pory. I wiedział, że nie wolno mu ani przez chwilę pomyśleć o tym, co się zbliża.

– Szansa każdego zamachowca jest nieskończenie mała… Ale tak samo nieskończenie mała jest szansa, że moje nieskończone doświadczenie i wiedza się myliły. Niemniej jednak postanowiłem stworzyć coś, co może skłonić ludzi do buntu. Tak, aby dać im tę nieskończenie małą szansę. Więc moja córciu syneczku… A właściwie syneczku syneczku, bo widzę, że pod wpływem tortur zmężniałeś… To znaczy znowu stałeś się mężczyzną, tylko mężczyzną…

– Taaak!!!

– To normalne, ból uruchamia gniew, pragnienie agresji, czyli mechanizmy męskie… Dobrze. Na Świętym Obrazie znajduje się ciało nagiego, storturowanego człowieka, którego brzuch jest tak zmasakrowany, tak pocięty, że została na nim wycięta moja twarz. Bardzo dokładnie i realistycznie, jakby to nie był skalpel kata, tylko ołówek mistrza. W wycięciach imitujących moje oczy widać nawet sine kawałki wątroby, sine i sfioletowiałe, a ja, jak widzisz, mam fiołkowe oczy…

– Taaak!!!

– Fałdy oberżniętej skóry sterczą w dwóch miejscach na boki w taki sposób, że wyglądają dokładnie jak uszy, i to moje, spiczaste. Usta wykrzywione są w szerokim uśmiechu i niczym szyderczy jęzor, sterczą z nich flaki człowieka, zakończone żmijami. Wyobraź sobie, że nawet mając tak dokładną wskazówkę, ludzie nie ośmielili się zbuntować! Od razu zaczęły się pojawiać upiększone, złagodzone wersje Obrazu, które szybko uznano za prawdziwe. Kapłani, którzy mieli czcić obraz, zaczęli go ukrywać, a następnie fałszować. W końcu tych, co posiadali jakieś bardziej zbliżone do prawdziwości wersje obrazu, zaczęto prześladować jako heretyków… A ja nie ingerowałem. Obraz miał działać sam. Obraz to było to nieskończenie małe minimum samodzielności, jakie mogłem dać ludziom. W tym sensie rzeczywiście powinien być dla ludzi święty. – Taaak!!!

– Dobrze. Przejdźmy teraz do tortur.

– Taaak!!! Ale… ale mam jedną maleńką prośbę, tatusiu mamo.

– Tak, syneczku?

– Bądź ze mną, kiedy będę torturowany! Trzymaj mnie za rękę… Ty jesteś taka wrażliwa, ty się tak we wszystko wczuwasz… Wczuj się trochę w moje tortury!

– Oczywiście, synku. Ja się wczuwam we wszystko. Przede wszystkim w tortury. Ja w nich uczestniczę. Nawet sam nie wiesz, jak.

– No, panowie… To już stolica.

– O, kurwa…

Wspaniale Cesarskie Miasto Pierwszej Kategorii wyglądało jak jeden, ale za to gigantyczny dom. Tyle że bez okien. Jego szare mury rozciągały się szeroko wśród błotnistych pól, ale sięgały niemal równie wysoko.

A jeszcze bardziej niż dom stolica przypominała ogromny kamienny powóz. Było tak ze względu na gigantyczne posągi, wysokością dorównujące murom i stojące przed nimi w szczerym polu. Były połączone z wieżami na murach długimi łańcuchami i pochylały się do przodu. Wyglądało to tak, jak gdyby posągi ciągnęły całe miasto do przodu za pomocą tych łańcuchów.

– Kto to jest ta uśmiechnięta baba?

– To uosobienie Radości Posłuszeństwa w Obliczu Bólu.

– Aha. To chyba nie chcę wiedzieć, kim jest ten przerażony wąsacz.

– To Pochwała Słusznego Strachu w Obliczu Wspaniałości Cesarskiej. Na jego piersi jest tablica, widzisz… Napisane jest na niej: „Gdyby nie to, że Wszechpotężna i Niezasłużona przez nas Łaska Cesarska raczy chcieć naszego życia, każdy poddany wobec Jaśniejącego Oblicza Cesarza winien natychmiast umrzeć ze strachu”.

– Co ty, widzisz runy z tej odległości?

– Nie. Słyszałem o tym napisie. Ja tu nigdy nie byłem.

– Aha – powiedział Ardżu. – Myślałem, że będziesz wiedział, jak nas wprowadzić.

– To, że nie byłem, nie znaczy, że nie wiem. Gdy się ukrywałem, pracowałem przez jakiś czas jako logistyk w Kancelarii Zaopatrzenia. Wiem trochę o transportach i o obyczajach kwatermistrzostwa. I o tym, jakie zamówienia składa Cesarska Straż Miejska Pierwszej Kategorii.

– Tak? To co według tej wiedzy powinniśmy teraz zrobić?

– Uważać na patrole. I na nogi. Pola wokół miasta są pełne pułapek. A właściwie są jedną wielką pułapką. To, co widzicie, to jest błoto w stanie idealnym. Nie bagno, ale i nie ziemia. Kto wejdzie, ten się zapadnie po szyję. Nie utopi się, ale i nie wyjdzie, póki nie przyjdzie Straż Pierwszej Kategorii, żeby wyciągać delikwentów takimi długimi bosakami. Wiem o tym, bo ciągle dostawaliśmy zamówienie na bosaki.

– To jest przeciwko tym, którzy próbują się dostać do miasta, czy przeciwko tym, którzy próbują z niego wyjść?

– Przeciwko jednym i drugim. Ci, co mieszkają poza stolicą, myślą, że tam jest trochę lepiej. Ci, co mieszkają w stolicy, robią wszystko, żeby z niej uciec. Jedni i drudzy są w błędzie. Aha, i nie pijcie wody z żadnego potoku ani strumienia. Straż Pierwszej Kategorii zamawia miesięcznie setki cetnarów ziół usypiających i soli morskiej. Warzą z tego specjalną solankę, którą codziennie wlewają do wszystkich cieków wodnych naokoło miasta. Każdy, kto choćby zwilży usta, natychmiast zaśnie i w większości wypadków wpadnie do wody. W nasyconej solą wodzie nie utonie, ale dopłynie do kanału, który prowadzi do podziemnego jeziora znajdującego się pod fundamentami Rombu. Tam wyławia się ciała. Większość nie żyje, bo wpada do strumienia nosem w dół. Ich zakonserwowane przez sól ciała zostają wystawione na pośmiewisko na ulicach miasta, z namalowanymi na twarzach maskami klaunów. Ci nieliczni, którzy dopłyną do jeziora w uśpieniu, budzą się w Rombie.

– A jak my dostaniemy się do miasta?

– Właśnie tak.

– Dziękuję pięknie, nasz dowódca zwariował.

– Nie – powiedział Ardżu. – Ja wiem, o co mu chodzi. Oni tam są przyzwyczajeni do trupów i do ludzi uśpionych. Nie będą się spodziewać, że nagle pojawią się cztery przytomne krasnoludy z toporkami i nożami. Wybijemy ich i od razu będziemy w podziemiach Rombu. Od razu będziemy mogli wziąć się do roboty. Bo tam jest przecież nasz cel. Mamy podkopać fundamenty i zburzyć Romb. To klasyczny fortel, wpłynąć pod fortecę podziemnym kanałem.

– Nie, to nie tak – zaprzeczył Agni.

– Nie?

– Nie.

– To co, mamy dać się aresztować?

– W pewnym sensie.

– Aha. Czyli jednak nasz dowódca zwariował.

– Komenda Podziemnego Odłowu zamawia corocznie osiemdziesiąt mieczy i dwieście kusz. Choćby nie wiem jak byli zaskoczeni, nie dadzą się pobić czterem krasnoludom z toporkami. Po prostu jest ich za dużo.

– Ciekawe, dlaczego tylu ich tam jest.

– Bo podziemny kanał to, poza główną bramą, jedyna droga do Rombu. A wpłynąć pod fortecę podziemnym kanałem to klasyczny fortel. Oni też o tym wiedzą.

– To co my mamy zrobić?

– Wpłyniemy tam, udając trupy.

– Nie…

– Znowu dwa dni bezruchu?!

– Najwyżej dzień. Oni nigdy nie zamawiali ziół do balsamowania. To znaczy, że nie będą nas mumifikować, bo trupy konserwuje już sama solanka, którą płyną. Nie zamawiali też siana do wypychania. Zwłoki docierają do nich już zesztywniałe, wystarczy namalować maskę klauna na twarzy i postawić na ulicy, pod ścianą.

– I co, nas też tak mają postawić?

– Tak.

– Ale w ten sposób nie dostaniemy się do podziemi Rombu. To znaczy, dostaniemy się, ale zaraz je opuścimy, bo wyniosą nas na ulicę.

– Trudno. Ale w ten sposób przynajmniej będziemy w mieście.

– Ale to głupie, być tak blisko celu i…

– Z miasta łatwiej dostaniemy się do Rombu niż z podziemnego jeziora, które jest pod strażą stu ludzi.

– Nie wątpię. Z miasta, pełnego szpicli, na pewno łatwo dostaniemy się do Rombu. I nigdy go już nie opuścimy.

– I tak go nie opuścimy. Przecież jak zburzymy fundamenty, to co, myślisz, że to przeżyjemy? Będziemy pod spodem i nie sądzę, żebyśmy zdążyli uciec.

– No, ale wtedy rozmażemy się powoli po całym Wszechświecie. Na tym polega rozpad ciała na te wszystkie cząstki, nie?

– Bima mówił, że to jeszcze gorsze niż Romb. Albo dokładnie takie samo.

– Bima.

– Bima mówił różne rzeczy.

– No właśnie. Pomyślcie, jeżeli połączenie się z czymś tak odrażającym, jak ludzka samica, daje taką rozkosz… To jaką rozkosz daje połączenie się z całym Wszechświatem?

– Zaraz. Ale przecież krasnolud to byt. To nie coś żywego, jak elf, tylko byt taki jak kamień, nie? Nigdy z niczym się nie łączy i zawsze pozostaje sobą, nawet w postaci rozproszonej. Więc…

– Słuchajcie, nie wiem, jak to jest. To może być męka. Ale wcale nie musi, bo, jak słusznie powiedziałeś, krasnolud to pojedynczy byt, który nigdy z niczym innym się nie łączy. Może być dobrze, może być źle, może być nijak. A my musimy iść na to ryzyko, bo wysłano nas w misji samobójczej. Dla dobra wszystkich chłopaków.

– Może lepiej być wypchanym trupem? Wtedy tak się nie rozkładasz, nie mieszasz z tym światem, przynajmniej przez długi czas…

– O właśnie, a jeśli w jeziorze okaże się, że jednak wypychają…

– To wtedy będziemy musieli zastosować klasyczny fortel.

– To znaczy?

– To znaczy, że będziemy musieli zabić stu ludzi z mieczami i kuszami. Ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Do Jego Olśniewającej Wysokości, Oceanicznie Głęboko Miłującego, Słonecznie Jasno Przenikliwego i Brzytewnie Ostro Sprawiedliwego Pana Naszego, Nieskończenie Jedynego Cesarza!

Drżąca przed Majestatem nikczemność i obrzydliwość ośmiela się zdać swój comiesięczny raport Cesarzowi, z przerażeniem oczekując zmiażdżenia za taką zuchwałość.

Bezczelności tej nie da się usprawiedliwić i wszelka próba tłumaczenia się byłaby jeszcze bardziej potworną bezczelnością. Wcielona nikczemność ośmiela się wyjaśniać swoje postępowanie jedynie gwoli jak najskwapliwszego poinformowania Jaśniejącej Przenikliwości, tak aby mogła Ona wybrać jak najwłaściwszą karę. Aczkolwiek sam pomysł, że jest coś, o czym Jaśniejąca Przenikliwość nie wie sama z siebie, coś, o czym trzeba ją informować, też zasługuje na Najwyższą z Najwyższych Wszechkar.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название