-->

Miecz Anio??w

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Miecz Anio??w, Piekara Jacek-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Miecz Anio??w
Название: Miecz Anio??w
Автор: Piekara Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 340
Читать онлайн

Miecz Anio??w читать книгу онлайн

Miecz Anio??w - читать бесплатно онлайн , автор Piekara Jacek

Opowie?c o Mordimerze Madderdinie, inkwizytorze, kt?ry nie waha si? zadawa? pyta? i d??y? do odkrycia prawdy o otaczaj?cym go ?wiecie.

?wiecie pe?nym intryg i z?a. ?wiecie, w kt?rym ludziom zagra?aj? demony, czarownicy oraz wyznawcy mrocznych kult?w. ?wiecie, kt?rego si?? nap?dow? s? nienawi??, chciwo?? oraz ??dza. Do tego w?a?nie uniwersum Mordimer Madderdin niesie ?agiew Boskiej mi?o?ci…

OTO ?WIAT, w kt?rym Chrystus zst?pi? z krzy?a i surowo ukara? swych prze?ladowc?w. ?wiat gdzie s?owa modlitwy brzmi?: "i daj nam si??, by?my nie przebaczali naszym winowajcom". ?wiat, w kt?rym "nasz Pan i jego Aposto?owie wyr?n?li w pie? p?? Jerozolim". OTO ON: inkwizytor i S?uga Bo?y. Cz?owiek g??bokiej wiary.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 ... 62 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Spragniony wiedzy – odparłem, gdyż byłem tak zmęczony, że nie chciało mi się ani jeść, ani pić.

– A to tak jak my wszyscy – odparł bez uśmiechu i pospiesznie zniknął za drzwiami.

Stary mnich nadal wertował pergaminy, mrucząc, i to jego spokojne, ciche, przypominające zaśpiew mruczenie ukołysało mnie do snu. Ale otworzyłem oczy, kiedy tylko usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Tym razem w progu stanął kolejny starzec, wyglądający niczym brat bliźniak mojego cichego towarzysza. Nawet bielmo również miał na oku, tyle że nie na lewym, lecz na prawym. Wstałem.

– Mordimer Madderdin, tak? – zapytał, a ja skinąłem głową.

– Przygotowano dla was celę, mistrzu Madderdin – rzekł. – Dostaniecie papier, inkaust, a jeśli zechcecie, to zejdźcie do kuchni na kolację. Życzymy sobie, byście szczegółowo opisali, w jaki sposób weszliście w posiadanie tego przedmiotu. Zrozumieliście mnie?

– Tak, bracie – odparłem, bo przecież niewiele tu było do rozumienia.

– Dobrze, możecie więc odejść.

– Dziękuję, bracie – powiedziałem i odwróciłem się.

– Mordimer… – Jego głos, nieco łagodniejszy niż przed chwilą, zatrzymał mnie w progu. – Nie chciałbyś zadać żadnych pytań?

Zauważyłem, że kancelista uniósł głowę znad stosu dokumentów.

– Nie, bracie – rzekłem. – Ale szczerze wdzięczny jestem za twą troskę…

Roześmiał się suchym, starczym śmieszkiem i obnażył w tym śmiechu gołe dziąsła.

– Amulet, który przyniosłeś, służy do odprawienia krwawego obrzędu przywołania demona – powiedział. – Rzekłbym nawet, że jest niezbędnym składnikiem tegoż obrzędu. W czasie ceremonii mężczyzna musi w dzień swych pięćdziesiątych urodzin poświęcić młodą kobietę, aby odzyskać młodość oraz siły witalne. – Pokiwał głową. – Istnieją jednakże dwa warunki, znacznie utrudniające dokonanie ofiary…

Tym razem wyraźnie czekał na moje pytanie, więc postanowiłem je zadać.

– Jakież to warunki, jeśli wolno wiedzieć, bracie?

– Kobieta, po pierwsze, musi być dziewicą, a po drugie… – zawiesił głos dla lepszego efektu – jego córką. – Znowu zachichotał. – Czegóż to ludzie nie oddadzą za młodość i jurność, prawda?

Nie odezwałem się ani słowem, gdyż nic już nie było do powiedzenia. Zrozumiałem, jakim byłem idiotą i jak dałem się wykorzystać chytremu Loebe. Pojąłem również, dlaczego kupiec pilnie chronił córkę przed mężczyznami i dlaczego młody człowiek, kochający Ilonę, tak rozpaczliwie pragnął pozbawić ją dziewictwa. Wolał, żeby go znienawidziła, wolał dać głowę jako sprawca raptu, niżby straciła życie w czasie dokonywania krwawej ofiary. Ba, aby jej pomóc, zdecydował się nawet zostać ofiarą obrzydliwych, sodomicznych igraszek, zyskując pomoc Andreasa Kuffelberga. Zrozumiałem też wreszcie jego ostatnie słowa. To bełkotliwe „U… ura… ato…” miało znaczyć nic innego jak: „uratowałem ją”.

Oczywiście, wystarczyło, by porywaczom udało się przetrwać jeszcze tych osiem dni, o których mówili w piwnicy Johann z Olim. Wtedy minąłby termin urodzin Loebego, a wraz z tym terminem minęłoby również śmiertelne zagrożenie dla dziewczyny. Niestety, najpierw wasz uniżony sługa, a potem już sam kupiec byli na tyle sprytni, że dotarli do kryjówki Schwimmerów.

Teraz również oczywisty stawał się nieprawdopodobny atak szaleństwa starego Loebe, którego powody wcześniej wydawały mi się mocno wyolbrzymione. Pamiętałem jego rozpaczliwy szloch, wilcze wycie i wściekłość w oczach, która ustąpiła miejsca bolesnemu otępieniu. A więc nie chronił własnego dziecka, lecz dbał jedynie, by dziewczyny nie zbezczeszczono zanim nie zostanie poświęcona demonowi… Rozpaczał, gdyż stracił szansę na drugą młodość, a nieszczęście córki nic dla niego nie znaczyło.

Zagadką pozostawało dla mnie jedynie, w jaki sposób Johann dowiedział się o zdradzie Loebego? Czy podsłuchał jakąś rozmowę lub podejrzał mroczne rytuały? I dlaczego wiedząc, co się ma stać, nie powiadomił Świętego Officjum! Cóż, tego nie dowiem się nigdy, gdyż Schwimmer zdawał już relację ze swych uczynków przed Panem oraz Jego Aniołami. Trudno jednak nie zauważyć, iż był sam sobie winien, próbując rozwiązać rzecz własnymi siłami, a nie starając się nawet zaufać mądrości Inkwizytorium. Wszak to my jesteśmy od tego, by mierzyć siły ze złem i badać oraz karać przeklęte herezje. My czuwamy nad spokojem duszy prostych ludzi i jakże bolesne było przekonać się po raz kolejny, że ci, których z całej mocy bronimy, nie ufają nam, tak jak ufać powinni.

Zabawny jednak wydawał mi się fakt, że Loebe był przekonany, iż o wszystkim doskonale wiem, i właśnie dlatego kazał mnie zabić oraz zdecydował się na pospieszne zlikwidowanie wszelkich interesów oraz ucieczkę (bo nie mógł mieć pewności, iż nie pozostawiłem komuś informacji). Przecież w innym wypadku wzięłaby górę ostrożność i kupiecka chytrość i nie mając świadków swych złowrogich postępków, starałby się zatuszować całą sprawę, uznając ją za zwykłe porwanie. W jakiś więc sposób, choć wysoce nieświadomie, przyczyniłem się do wykrycia podłego kultu wyznawców demona. Przyznam jednak szczerze, że niewielkie było to pocieszenie…

Nie sądziłem, by ktokolwiek w Amszilas był zachwycony moim raportem, ale nie zamierzałem również niczego ukrywać. Czym innym bowiem było składanie niepełnych raportów Jego Ekscelencji biskupowi Hez-hezronu, a czym innym próba oszukania mnichów i powiązanego z nimi Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorium. Miałem wrażenie, że nie wyszłoby mi to na zdrowie, i nie byłem na tyle głupi, by próbować podobnych sztuczek.

– Błogosławieni ubodzy duchem, gdyż ich jest Królestwo Boże – powiedziałem tylko z gorzkim szyderstwem, myśląc o własnej nieroztropności.

Stary mnich pokiwał głową, a potem odwrócił się i zniknął za drzwiami znajdującymi się za biurkiem kancelisty. Westchnąłem i wyszedłem na korytarz, gdzie oczekiwał już nowicjusz, mający wskazać mi drogę do celi.

Czekała mnie ciężka noc, którą zamierzałem poświęcić na napisanie raportu, tak jak mnie zobligowano. Nie miałem również wątpliwości, że prędzej czy później czeka mnie sprawiedliwa kara, ale wiedziałem, iż przyjmę ją z właściwą sobie pokorą, wypełniony tęskną radością oraz bojaźnią Bożą. Ośmielałem się mieć nadzieję, że Święte Officjum pozwoli mi zmazać winy i powierzy zadanie wytropienia Ulricka Loebe, aby następnie przywieść go na przesłuchanie do Amszilas. Oczywiście, kupiec musiał ukryć się daleko od Hezu i zmienić nazwisko, ale wiedziałem też, że nic i nikt nie może się równać z cierpliwą miłością Inkwizytorium, które prędzej czy później znajdzie okazję, aby przywrócić każdego grzesznika na łono naszego błogosławionego Kościoła.

Epilog

Użyłem swych wpływów, by umieścić Ilonę w siedzibie hezkiego Inkwizytorium, teoretycznie, by mogła składać zeznania dotyczące postępowania ojca, w praktyce dlatego, że nie miała po prostu gdzie się podziać. Jednak taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie. Inkwizytorium nie jest zajazdem, w którym można odpocząć i przeczekać złe chwile.

Z córką Loebego spotkałem się w bocznym skrzydle gmachu Świętego Officjum, w małej izdebce, którą dla niej przeznaczono. Kiedy wszedłem, siedziała na łóżku smutna i blada, wpatrzona niewidzącym wzrokiem w rozproszone światło dnia bijące z niewielkiego, wąskiego okienka.

– Witaj, Ilono – powiedziałem.

Obróciła się w moją stronę, a ja zauważyłem, że straszne przeżycia wyryły na tej pięknej twarzy, tuż pod oczami, głębokie zmarszczki. O, mili moi, nie zrozumcie mnie źle. Ilona nadal była olśniewająca, lecz urodą kobiety, a nie niewinnej dziewczynki pozbawionej trosk oraz zmartwień.

– Witajcie – rzekła bezbarwnym tonem. – Będę musiała stąd odejść, prawda?

– Tak, moja droga – odparłem. – Nic na to nie mogę poradzić. Czy nie masz żadnej rodziny?

– Nie, mówiłam wam już. – Wzruszyła ramionami. – Matka umarła przy połogu, braci ojca zabrał mór… Miałam tylko jego. A teraz mam jedynie to, co tu. – Spojrzała w stronę rzeźbionego w gryfy kufra, który stał w rogu izby.

– Klejnoty? Kosztowności? Naczynia?

– Trochę sukien. – Pokręciła głową. – Trochę świecidełek. Może wystarczy na kilka miesięcy skromnego życia. Ritter mówi, żebym pojechała do stolicy. – Ożywiła się nieco. – Że poleci mnie swym przyjaciołom. Może będę mogła grać?

– To ciężki chleb, Ilono – powiedziałem. – Zwłaszcza jak zaczyna się bez przyjaciół i pieniędzy.

– Oświadczył mi się, wiecie, mistrzu? – Uśmiechnęła się leciutkim uśmiechem, pozbawionym jednak wesołości.

– O! – powiedziałem tylko, gdyż nabrałem do mistrza Rittera nowego szacunku. – I co odpowiedziałaś, jeśli wolno spytać?

– Nie kocham go – rzekła po prostu. – Jest… przyjacielem.

– Przykro mi to powiedzieć, Ilono, ale jeśli złapiemy twego ojca i jeśli zostanie skazany przez Święte Officjum, co, da Bóg, niedługo się wydarzy, to cały jego majątek przepadnie na rzecz Inkwizytorium. Takie jest prawo.

– Wiem – odparła.

Podniosła na mnie oczy pełne łez.

– Dlaczego mi to zrobił? – zapytała. – Przecież tak bardzo go kochałam. Myślałam, że dba o mnie, że opiekuje się mną… A byłam tylko jak świnia, którą trzeba tuczyć na rzeź – dodała ostrzejszym tonem i zobaczyłem, że palcami ściska fałdy sukni.

– To prawda – odparłem, gdyż nie zamierzałem jej pocieszać. – Ale musisz teraz nauczyć się żyć z tą myślą. Jeżeli nie możemy czegoś zmienić, musimy się z tym pogodzić. A przeszłości z całą pewnością zmienić nie potrafimy.

– Znajdziecie go? – zapytała, patrząc teraz gdzieś nad moją głowę.

– Oczywiście – odparłem. – Nie dziś, to jutro, nie za miesiąc, to za dwa lub za rok. Officjum jest cierpliwe i wytrwałe…

– Jak już go znajdziecie… Spytajcie… dlaczego…

Pokiwałem głową, ale szczerze mówiąc, nie musiałem rozmawiać z Loebem, by znaleźć odpowiedź na tak postawione pytanie. Ludzie zawsze pragnęli nieśmiertelności lub choćby długiego życia. Młodości, sił witalnych, bogactwa. I za te marności doczesnego bytu potrafili poświęcić nieśmiertelną duszę. Byli godni nie tylko potępienia, ale także, a może przede wszystkim, litości. Potępienie leżało w rękach Wszechmocnego Pana, my mogliśmy im ofiarować jedynie litość i posłać ich przed Tron Pański drogą nieogarnionego, lecz pełnego miłości bólu.

1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 ... 62 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название