Co? Si? Ko?czy, Co? Si? Zaczyna
Co? Si? Ko?czy, Co? Si? Zaczyna читать книгу онлайн
Alternatywne zako?czenie sagi o wied?minie. Magia, czarownice i kosmiczne bitwy. Koty, koty, po trzykro? koty! Sapkowski ma fenomenalny dar narracji, wymy?lania sensacyjnych wydarze?, tworzenia sugestywnego nastroju, stopniowania napi?cia. Tudzie? b?yskotliwe, z lekka cyniczne poczucie humoru: trze?wi?ce, pozwalaj?ce tropi? mniej lub bardziej zakamuflowane kpinki, odniesienia, cytaty. W?r?d licznych talent?w Andrzeja Sapkowskiego jednym z najbardziej ol?niewaj?cych jest umiej?tno?? jasnego i klarownego przedstawiania rozmaitych machanizm?w ?ycia: psychologicznych, spo?ecznych. Tak?e mechanizmu historii.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
XIV
Około północy, gdy goście zaczęli już na dobre wystarczać sami sobie, a Geralt i Yennefer, zwolnieni z ceremoniału, mogli w spokoju popatrzeć sobie w oczy, drzwi otwarły się z hukiem i do halli wkroczył rozbójnik
Vissing, znany powszechnie pod przezwiskiem Łup-Cup. Łup-Cup miał około dwóch metrów wzrostu, brodę do pasa i nos kształtu i koloru rzodkiewki. Na jednym ramieniu rozbójnik niósł swoją słynną maczugę Słomkę, a na drugim ogromny wór.
Geralt i Yennefer znali Łup-Cupa jeszcze z dawnych czasów. Żadne z nich nie pomyślało jednak o tym, by go zaprosić. Była to ewidentnie robota Jaskra.
– Witaj, Vissing – rzekła z uśmiechem czarodziejka. – To miło, żeś o nas pamiętał. Rozgość się.
Rozbójnik ukłonił się dystyngowanie, opierając na Słomce.
– Wiele lat radości i kupę dzieci – oznajmił gromko. – Tego życzę wam, kochani. Sto lat w szczęściu, co ja gadam, dwieście, kurwa, dwieście! Ach, jakem rad, Geralt, i wy, pani Yennefer. Zawszem wierzył, że się
pobierzecie, chociażeście się zawsze kłócili i żarli jak te, nie przymierzając, psy. Ach, kurwa, co ja gadam…
– Witaj, witaj, Vissing – powiedział wiedźmin, nalewając wina w największy puchar, jaki stał w okolicy. – Wypij nasze zdrowie. Skąd przybywasz? Rozeszła się wieść, że siedzisz w lochu.
– Wyszedłem – Łup-Cup wypił duszkiem, westchnął głęboko. – Wyszedłem za tą, jak jej tam, kurwa, kaucją. A tu, moi drodzy, jest dla was podarek. Macie.
– Co to jest? – mruknął Geralt, patrząc na wielki worek, w którym coś się poruszało.
– Po drodze złapałem – rzekł Łup-Cup. – Nadybałem go na kwietniku, kędy stoi owa goła baba, w kamieniu kuta. Wiecie, ta, co ją gołębie obsrały…
– Co jest w tym worku?
– A, taki, jakby to powiedzieć, diabeł. Złapałem go dla was, w podarunku. Macie tu zwierzyniec? Nie? To go sobie wypchacie i powiesicie w sieni, będą się wasi goście dziwować. Zmyślne bydlę, mówię wam, ten
diabeł. Gada, że nazywa się Schuttenbach.