-->

Co? Si? Ko?czy, Co? Si? Zaczyna

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Co? Si? Ko?czy, Co? Si? Zaczyna, Sapkowski Andrzej-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Co? Si? Ko?czy, Co? Si? Zaczyna
Название: Co? Si? Ko?czy, Co? Si? Zaczyna
Автор: Sapkowski Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 200
Читать онлайн

Co? Si? Ko?czy, Co? Si? Zaczyna читать книгу онлайн

Co? Si? Ko?czy, Co? Si? Zaczyna - читать бесплатно онлайн , автор Sapkowski Andrzej

Alternatywne zako?czenie sagi o wied?minie. Magia, czarownice i kosmiczne bitwy. Koty, koty, po trzykro? koty! Sapkowski ma fenomenalny dar narracji, wymy?lania sensacyjnych wydarze?, tworzenia sugestywnego nastroju, stopniowania napi?cia. Tudzie? b?yskotliwe, z lekka cyniczne poczucie humoru: trze?wi?ce, pozwalaj?ce tropi? mniej lub bardziej zakamuflowane kpinki, odniesienia, cytaty. W?r?d licznych talent?w Andrzeja Sapkowskiego jednym z najbardziej ol?niewaj?cych jest umiej?tno?? jasnego i klarownego przedstawiania rozmaitych machanizm?w ?ycia: psychologicznych, spo?ecznych. Tak?e mechanizmu historii.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

XI

– Gdzie do jasnej cholery, jest Herwig?

– Nie mam pojęcia – rzekł Jaskier, przecierając rękawem klamry modnego kubraka barwy wrzosu. – A gdzie jest Ciri?

– Nie wiem – zmarszczyła się Yennefer i pociągnęła nosem. – Ależ śmierdzi od ciebie pietruszką, Jaskier. Przeszedłeś na wegetarianizm?

Goście schodzili się, powoli zapełniając ogromną kaplicę. Agloval, cały w ceremonialnej czerni, prowadził biało-seledynową Sh'eenaz, obok nich dreptała gromada niziołków w brązach, beżach i ochrach, Yarpen Zigrin i smok Villentretenmerth, obaj skrzący się od złota, Freixenet i Dorregaray w fioletach, królewscy posłowie w barwach heraldycznych, elfy i driady w zieleniach i znajomi Jaskra we wszystkich kolorach tęczy.

– Widział ktoś Lokiego? – spytał Myszowór.

– Loki? – Eskel, podchodząc, spojrzał na nich zza bażancich piór, dekorujących beret. – Loki był z Herwigiem na rybach. Widziałem ich w łódce na jeziorze. Ciri tam pojechała, by im powiedzieć, że się zaczyna.

– Dawno?

– Dawno.

– Niech ich zaraza, zasranych rybaków – zaklął Crach an Craite. – Gdy im ryba bierze, zapominają o bożym świecie. Ragnar, leć po nich.

– Zaraz – powiedziała Braenn, strzepując dmuchawiec z głębokiego dekoltu. – Tu potrzebny jest ktoś, kto szybko biega. Mona, Kashka! Raenn'ess aen laeke, va!

– Mówiłam – parsknęła Nenneke – że na Herwiga liczyć nie można. Nieodpowiedzialny głupek, jak wszyscy ateiści. Kto wpadł na to, by właśnie jemu powierzyć rolę mistrza ceremonii?

– Jest królem – rzekł niepewnie Geralt. – Chociaż byłym, ale królem…

– Sto lat, sto lat… – zaśpiewał niespodziewanie jeden z proroków, ale treserka krokodyli uciszyła go ciosem w kark. W gromadce niziołków zakotłowało się, ktoś zaklął, a ktoś inny dostał kuksańca. Gardenia Biberveldt wrzasnęła, bo doppler Tellico przydeptał jej suknię. Medium płci żeńskiej zaczęło szlochać, zupełnie bez powodu.

– Jeszcze chwila – zasyczała Yennefer zza mile uśmiechniętych warg, mnąc bukiet. – Jeszcze chwila, a szlag mnie trafi. Niech to się wreszcie zacznie. I niech to się wreszcie skończy.

– Nie wierć się, Yen – warknęła Triss. – Bo tren się urwie!

– Gdzie jest gnom Schuttenbach? – wrzasnął któryś z poetów.

– Pojęcia nie mamy! – odwrzasnęły chórem cztery dziwki.

– To niech go ktoś poszuka, do cholery! – krzyknął Jaskier. – Obiecał nazrywać kwiatów! I co teraz? Ani Schuttenbacha, ani kwiatów! I jak my wyglądamy?

Przy wejściu do kaplicy zakotłowało się i do środka wbiegły obie wysłane nad jezioro driady, krzycząc cienko, a za nimi wpadł Loki, ociekający wodą i szlamem, krwawiący z rany na czole.

– Loki! – krzyknął Crach an Craite. – Co się stało?

– Maaamaaaaa! – rozdarła się Kashka.

– Que'ss aen? – Braenn dopadła córek, cała roztrzęsiona, w podnieceniu przechodząc na dialekt brokilońskich driad. – Que'ss aen? Que suecc'ss feal, caer me?

– Wywalił nam łódkę… – wydyszał Loki. – Przy samym brzegu… Straszny, potwór! Walnąłem go wiosłem, ale przegryzł, przegryzł wiosło!

– Kto? Co?

– Geralt! – krzyknęła Braenn. – Geralt, Mona mówi, że to cinerea!

– Żyrytwa! – wrzasnął wiedźmin. – Eskel, leć po mój miecz!

– Moja różdżka! – krzyknął Dorregaray. – Radcliffe! Gdzie moja różdżka?

– Ciri! – zawołał Loki, ocierając krew z czoła. – Ciri się z nim bije! Z tym potworem!

– Psiakrew! Ciri nie ma z żyrytwą żadnych szans! Eskel! Konia!

– Czekajcie! – Yennefer zdarła diademik i cisnęła nim o posadzkę. – Teleportujemy was! Będzie prędzej! Dorregaray, Triss, Radcliffe! Dajcie ręce…

Wszyscy zamilkli, a potem wrzasnęli głośno. W drzwiach kaplicy stanął król Herwig, mokry, ale cały. Obok niego stał młodziutki chłopak z gołą głową, w błyszczącej zbroi dziwnego systemu. A za nimi weszła Ciri, ociekająca wodą, ubłocona, rozczochrana, z Gveirem w dłoni. W poprzek jej policzka, od skroni po podbródek, biegło głębokie, paskudne cięcie, krwawiące silnie przez przyciskany do twarzy udarty rękaw koszuli.

– Ciri!!!

– Zabiłam ja – powiedziała niewyraźnie wiedźminka. – Rozwaliłam jej łeb.

Zachwiała się. Geralt, Eskel i Jaskier podtrzymali ją, unieśli. Ciri nie wypuściła miecza.

– Znowu… – stęknął poeta. – Znowu dostała prosto w buzię… Co za cholernego pecha ma ta dziewczyna…

Yennefer jęknęła głośno, dopadła Ciri, odpychając Jarre, który z jedną ręką tylko zawadzał. Nie bacząc, że zmieszana z mułem i wodą krew plami i niszczy jej suknię, czarodziejka przyłożyła wiedźmince palce do

twarzy i wykrzyczała zaklęcie. Geraltowi wydało się, że cały zamek zadygotał, a słońce na sekundę przygasło.

Yennefer odjęła dłoń od twarzy Ciri i wszyscy ochnęli z podziwu – ohydna rana ściągnęła się w cieniutką, czerwona kreskę, zaznaczoną kilkoma małymi kropelkami krwi.

Ciri obwisła w trzymających ją ramionach.

– Brawo – rzekł Dorregaray. – Ręka mistrza.

– Moje uznanie, Yen – powiedziała głucho Triss, a Nenneke rozpłakała się.

Yennefer uśmiechnęła się, przewróciła oczami i zemdlała. Geralt zdołał chwycić ją, nim opuściła się na ziemię, miękka jak jedwabna wstęga.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название