We?misz czarn? kur?
We?misz czarn? kur? читать книгу онлайн
Z k?ta recenzenta
Dzi?, w naszym wrednym k?cie kulturalnym literata ocenia literat. W filmowym skr?cie. „We?misz czarno kure…” to „Blade Runner” opisany w klimacie „Samych swoich” – podsumowuje Andrzej Ziemia?ski.
Hymn bimbrownika
Wytw?rnie p?ytowe ju? bij? si? o to nagranie. Po wczorajszej konferencji prasowej zwi?zanej z afer? pods?uchow? w stodole Jakuba W., znanego bimbrownika i wiejskiego egzorcysty, nasz reporter, na dyktafon wszyty w ucho, nagra? piosenk? nucon? pod nosem przez Rafa?a A. Ziemkiewicza. Oto tre?? zapisu:
Powtarza mi codziennie moja luba:
dlaczego ty nie przypominasz mi Jakuba?
A ty maszeruj, maszeruj, g?o?no krzycz:
Niech ?yje nam Jakub W?drowycz. (x2)
Jakub W?drowycz to wspania?y egzorcysta,
A jego bimber lepszy jest ni? w?dka czysta
A ty maszeruj… etc.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Delikatna, psia krew – dłoń generała zacisnęła się zezłości, a żaba zarechotała rozpaczliwie. – Zabiorę ją jutro do kołchozu. Jak porobi w polu kilka dni, to doceni jeszcze naszą opiekę i wygody… – Wydaje mi się, że ona nie żyje – pułkownik pochylił się, zajrzał jej w twarz. Cholera, tak szybko się zużyła? – zdumiał się jego towarzysz. – Na pewno nie żyje? Pułkownik przyłożył jej dłoń do piersi, a na jego twarzy odmalował się wyraz rozmarzenia. – Mmmm – mruknął.
– Ty mi nie badaj anatomii, tylko sprawdzaj, czy żyje!
– Nie żyje, ale jeszcze ciepła. Dajcie tę żabę towarzyszu Kałmanawardze – Może jeszcze zadziała? Przyłożyli żabę do stygnących ust, ale nic z tego nie wyszło.Cholera – generał rzucił agenta z powrotem do pudełka – do dupy z taką robotą. Zamówię następną, to chłopaki się wściekną. Nie zamówię, zginie nasz najlepszy człowiek. Wtedy dopiero się wściekną… Wyjął z kieszeni pistolet i wykręcając rękę, przytknął sobie lufę z tyłu głowy.
– Co wy robicie? Towarzyszu! – zdumiał się jego gość.
– Jak to co? Popełniam samobójstwo dla uniknięcia odpowiedzialności – wyjaśnił z godnością generał. – Ale tak?
– Tradycja naszej służby zobowiązuje. W taki sposób popełnił samobójstwo sam Feliks Dzierżyński. Czytałem w książkach historycznych. Zabił się trzykrotnym strzałem w potylicę… A tobie radzę to samo. Lepsza śmierćz własnej ręki niż zamiatanie do końca życia poligonu atomowego w Kazachstanie…A może by ją jakoś ożywić? – zadumał się pułkownik.Generałowi ścierpła wykręcona ręka, więc opuścił ją i uważnie słuchał gościa.
– Nasza przodująca radziecka nauka jeszcze nie potrafi ożywiać zmarłych – zauważył. – Ale z Leninem przecież się udało – pułkownik spojrzał na kolegę świdrującym wzrokiem. – A wy skąd o tym wiecie?
– A myślicie, że co, mamy swoje źródła… skoro ten cały Wędrowycz potrafił unieszkodliwić Lenina, to może umie też podziałać w drugą stronę?Może i faktycznie warto spróbować – mruknął generał.A potem zdjął słuchawkę czerwonego telefonu wiszącego na ścianie i zaczął wykręcać numer. – Swoją drogą to skoro Lenin ożył, dlaczego nie wypuściliście go na wolność? – zagadnął pułkownik. – A po co? Jeszcze by uciekł i zrobił rewolucję światową… – To chyba dobrze… Nie byłoby kapitalistów…
– I od kogo byśmy pożyczali pieniądze na zbrojenia? – generał uśmiechnął się z politowaniem. W słuchawce rozległ się głos dyżurnego. Trzeba było wydać odpowiednie dyspozycje…
Tymczasem gdzieś daleko od Moskwy… Oskarżyciel odchrząknął i zaczął mówić. Jakub Wędrowycz oparł brodę na skutych kajdankami rękach i wsłuchał się w jego słowa. Jednocześnie rozmyślał o manierce leżącej pod krzesłem, na którym siedział w ławie oskarżonych. Manierkę umieścił tam zapewne któryś z jego kumpli, obecnych na sali.W toku śledztwa ustalono, co następuje. Oskarżony zakupił w bazie rolniczej w Wojsławicach uszkodzony elewator. Fakt sprzedaży mienia państwowego osobie prywatnej jest jawnym pogwałceniem kodeksu karnego PRL i w tej sprawie toczyć się będzie osobne postępowanie. Następnie oskarżony przetransportował elewator nateren swojego gospodarstwa i wyremontowawszy, zaraz po żniwach wypełnił go zbożem. Elewator ma pojemnośćpięćdziesięciu ton. Biorąc pod uwagę, że przechowywanie zboża w ilości większej niż dwie tony, podpada pod paragraf o gromadzeniu zapasów spekulacyjnych…Veto – krzyknął Jakub, ale zignorowano go.Spuścił wzrok w dół i podziwiał manierkę. Trącił ją lekko butem. Była pełna.Ponadto do zakupu zboża od rolników upoważnione są jedynie punkty skupu.Proszę o głos – powiedział Jakub, wstając.Udzielam głosu oskarżonemu – sędzia ocknął się z zamyślenia.
– Proszę, aby oskarżyciel udowodnił, że ja to zboże kupiłem. – Nawet zapłaciłeś dolarami – odgryzł się oskarżyciel.
– Wypraszam sobie. Czy może w materiale dowodowym są jakieś dolary z moimi odciskami palców?
– To skąd oskarżony wytrzasnął pięćdziesiąt ton jęczmienia? – zapytał łagodnie wysoki sąd.Ja go rozmnożyłem wegetatywnie w elewatorze.Sala wybuchła śmiechem. Sędzia też się śmiał. – Oskarżony zechce podzielić się tym wynalazkiem z narodem – powiedział. – Kto wie, może to recepta na nasze przejściowe problemy… – Wysoki sądzie – powiedział Jakub. – Sekret rozmnażania pszenicy przez pączkowanie przekazali mi przodkowie i poprzysiągłem zachować go na potrzeby mojej rodziny! – uśmiechnął się zadowolony z aliteracyjnego żartu. – Pięćdziesiąt ton lewego zboża to dopiero początek głos oskarżyciela ociekał jadem. – Najważniejsze jest to,co oskarżony z nim zrobił. – Słuchamy – powiedział sędzia.
– Oskarżony zalał jęczmień wodą i dodał drożdży, poczym odczekał miesiąc. Następnie umieścił pod elewatorem piecyk gazowy, zresztą bez atestu… – A skąd miałem mieć atest, jak sam go zbudowałem? zaprotestował Jakub, ale i tym razem nie dostał odpowiedzi. -…Zaś ze szczytu elewatora poprowadził rurę długościdwudziestu metrów kończącą się w jego plugawej siedzibie. – Sprzeciw! – wrzasnął Jakub.
– Przyjmuję sprzeciw – powiedział sędzia. – Nawet jeśli ten dom przypomina dawno niesprzątany chlew, należy zachować odrobinę szacunku dla oskarżonego – pouczył prokuratora. – Proszę o głos – odezwał się podsądny.
– Udzielam.
– Wysoki sąd przyjmuje za dobrą monetę twierdzenia oskarżyciela? – A ma pan jakieś wytłumaczenie?
– Ależ wysoki sądzie! Pięćdziesiąt tysięcy litrów zacieru? – Proszę wobec tego przedstawić swoją wersję wydarzeń. Jakub był na lekkim kacu i pewnie dlatego miał taką fantazję. – Wysoki sądzie. To było tak. Pewna ilość wody znajdowała się w elewatorze już wcześniej. Była niezbędnaw procesie rozmnażania. Zresztą, to szczegóły techniczne o drugorzędnym znaczeniu. Bezpośrednio po napełnieniu się zbiornika spadł gwałtowny deszcz, ja zaś zapomniałem zamknąć pokrywę i woda opadowa zalała… – Mam pytanie do oskarżonego – odezwał się oskarżyciel.
– Zezwalam.
– Jak wy, obywatelu Wędrowycz, wyjaśnicie nam taką okoliczność. Elewator ma sześć metrów wysokości. Woda deszczowa nie mogła go napełnić z tej prostej przyczyny, że wedle wskazań stacji meteorologicznej w Krasnym stawie suma opadów z miesiąca, w którym podejmował pan swojeniezgodne z prawem i poczuciem ludzkiej przyzwoitości… – Krócej – polecił sędzia.
– …Działania, suma opadów wyniosła zaledwie dwadzieścia centymetrów? Jakub pociągnął bimbru z manierki, aby rozjaśnić sobie umysł. Milicjanci zaraz mu ją odebrali.Co było w tym bidonie? – zaciekawił się sędzia.Bimber – wyjaśnił milicjant, wąchając z wyraźnym obrzydzeniem zawartość.Czy oskarżony może nam wyjaśnić pochodzenie tego przedmiotu? Jakub mrugnął kilkakrotnie oczami.
– Nie wysoki sądzie.
– Na pewno nie? Wrogowie podrzucili, aby mnie skompromitować.Sędzia ukrył na chwilę twarz za stołem. Gdy ją podniósł, był lekko zaczerwieniony.Wróćmy do sprawy – polecił.- Tak więc silos nie mógł napełnić się wodą deszczową zakończył oskarżyciel. – Proszę o głos.
– Udzielam.
– Wysoki sądzie. Mamy tu do czynienia z nadinterpretacją mojej wypowiedzi – głos bimbrownika ociekał godnością. – Z tego, co powiedziałem, a co można z całą pewnością sprawdzić w protokole, nie wynikało, że elewator napełnił się wodą deszczową w całości. Co więcej, wspomniałem o obecności w nim wody użytej w procesie namnażania ziarna. Ponadto oskarżyciel nie wyjaśnił, czy elewator wypełniony był wodą w całości, czy może naprzykład w jednej trzeciej. – Przyjmuję protest. Zechce pan kontynuować.
– Para z elewatora skraplała się w rurze i spływała dowanny oskarżonego. – To także mogę wyjaśnić – zaprotestował Jakub.
– W celu rozlania i dystrybucji uzyskiwanej cieczy oskarżony naszykowane miał dwieście butelek półlitrowych. Według mnie, podane fakty wskazują jednoznacznie na działanie z zamiarem przestępczym. – Proszę o głos – odezwał się Jakub.
– Udzielam.
– Wysoki sądzie. Prawdą jest, że podgrzewałem elewator, jednak bynajmniej nie pędziłem w nim niczego. Fakt istnienia dwudziestometrowej rury prowadzącej do mojej wanny mogę wyjaśnić w bardzo prosty sposób. Otóż uwielbiam gorące kąpiele, a nie mam siły dźwigać wiader z wodą z pieca. Mając do dyspozycji parę skraplałem ją, uzyskując ciepłą wodę. Uprzedzając następne pytanie oskarżyciela, spieszę wyjaśnić, że woda w wannie zawierała istotnie około pięćdziesięciu procent alkoholu, jednak bynajmniej nie pochodził on z silosa. W toku prac śledczych znaleziono u mnie dwieście butelek po spirytusie. Mając możliwości zanurzenia się w ciepłej wodzie, zapragnąłem przy okazji wygubić gnębiące mnie choroby skóry i pasożyty. W tym celu napełnioną do połowy wannę dopełniłem spirytusem zakupionym w sklepie. Co więcej, nie złamałem tu nawet ustawy o ilościach spekulacyjnych, gdyż nie gromadziłem go, lecz natychmiast zużyłem dla podratowania swojego wątłego zdrowia. No, a butelki zostały. Oddałbym je do skupu, ale mnie capnęli. – Aresztowali – sprostował odruchowo sędzia.
– Aresztowali. Przepraszam wysoki sądzie.
– W jakim celu podgrzewał pan elewator – zapytał sędzia.Jakub zrobił minę niewiniątka.Jestem zbyt stary i słaby, aby wybierać wodę wiadrami. Postanowiłem ją odparować. Dwadzieścia osób nie potrafiło zachować powagi mimo perswazji sędziego i usunięto je z sali. Następnie sąd udał się na naradę. Oskarżony z braku innego zajęcia przechylił się przez barierkę i podjął rozmowę ze swoim kumplem Józefem Paczenką. – Jak cię wypuszczą, to zapraszam na balangę. Będzie jesiotr. – Fajnie. Czym oblejemy?
– Bimbrem Mariusza. Miałeś rację, żeby przegonić adwokata i bronić się samemu. Hy! Jakub wyciągnął z kieszeni gazetę i rozłożył ją. Na pierwszej stronie wielkimi literami kłuł w oczy tytuł: Maleją szanse na okrągły stół. Zaczął powoli literować tekst artykułu. Wrócił sędzia.Sąd rozpatrzywszy zdania oskarżyciela i oskarżonego, oraz wysłuchawszy świadków, uznaje obywatela Jakuba Wędrowycza winnym produkcji pięćdziesięciu tysięcy litrów zacieru, kradzieży mienia państwowego, nielegalnych operacji finansowych z użyciem walut pochodzenia kapitalistycznego, gromadzenia nadwyżek spekulacyjnych w ilości pięćdziesięciu tysięcy kilogramów ziarna… W tym momencie na salę wbiegł zaaferowany woźny sądowy i położył przed nim kartkę papieru. Sędzia zamilkł i wpatrywał się w nią przez chwilę w osłupieniu. Następnie nabrał w płuca metr sześcienny powietrza i zmienił kolor twarzy na zupełnie czerwony. Potem spuścił powietrze, popatrzył w zadumie na wiszące na ścianie godło. W imieniu Polski Rzeczypospolitej Ludowej uwalniam obywatela Jakuba Wędrowycza od wszystkich zarzutów. Obywatelu Wędrowycz jesteście wolny. Sala osłupiała. Jakub uśmiechnął się i wyjąwszy z rąk skamieniałego milicjanta manierkę uniósł ją do góry.Piję zdrowie wysokiego sądu – powiedział.Sędzia nic nie powiedział, tylko rzucił w podsądnego młotkiem. Nie trafił, bowiem Jakub wymknął się już wejściem dla oskarżonych i wyszedł na korytarz. Czekało tu na niego dwu barczystych wachmanów w radzieckich mundurach wojsk MSW, którzy wykręcili mu bez słowa ręce i skuli je kajdankami. Protestuję! – wrzasnął. – Znikąd nie uciekłem! Puścili mnie! Znaczy niewinny jestem! – No to będziesz miał okazję dowiedzieć się, dlaczego cię puścili – powiedział jeden z nich. – W Moskwie. – Gdzie? – zdumiał się Jakub.