-->

Pafnucy

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Pafnucy, Chmielewska Joanna-- . Жанр: Детская проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Pafnucy
Название: Pafnucy
Автор: Chmielewska Joanna
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 357
Читать онлайн

Pafnucy читать книгу онлайн

Pafnucy - читать бесплатно онлайн , автор Chmielewska Joanna

Pafnucy to imi? przesympatycznego nied?wiedzia. Jego przygody to nieprzerwany ci?g zabawnych wydarze?, opisanych tak dowcipnie, jak to tylko Joanna Chmielewska zrobi? potrafi. Realizm obserwacji przyrody, tre?ci ekologiczne, przeplataj? si? z ciekawie nakre?lonymi postaciami zwierz?t – bohater?w ksi??ki. Synowi czytali?my w k??ko i na wyrywki, sami doskonale si? przy tym bawi?c. Potem sam wr?ci? do tej lektury, za?miewaj?c si? przy ka?dym dialogu Marianny z Pafnucym. Kiedy rozrywki by?o nam ma?o, si?gn?li?my po drug? cz??? "las Pafnucego". R?wnie weso?a, cho? pierwszej cz??ci nie pobije. Makama poleca. Kiku? w rozpaczy chcia? powiedzie? cokolwiek o Pafnucym. Pafnucy si? nie ba?, w towarzystwie Pafnucego on te? prawie si? nie ba?, Pafnucy tam le?a? przy le?niczym, Pafnucego wszyscy lubili…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 28 29 30 31 32 33 34 35 36 ... 48 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Dobry wieczór – odezwała się nagle nad ich głowami sowa.

Pafnucy przestał jeść, a Marianna przestała nerwowo wskakiwać do wody i obydwoje popatrzyli na sowę. Sowa siedziała na najbliższym drzewie. Przyleciała tak cicho, że nic a nic nie było słychać.

– Dzienne ptaki prosiły, żebym je zastąpiła – powiedziała spokojnym głosem. – Trochę za wcześnie dla mnie, ledwo się zdążyłam obudzić, ale niech będzie. Wiem, o co chodzi, i mam wam powiedzieć, co się dzieje. Chcecie o tym usłyszeć?

– Ależ tak! – wykrzyknęła Marianna. – Witaj, dawno cię nie widziałam. To doskonała myśl, przecież tobie nie przeszkadzają żadne ciemności.

– Przeciwnie – przyznała sowa. – Lubię ciemności. Otóż przystąpię do rzeczy, bo chciałabym jeszcze zjeść śniadanie. Na polance przy szosie siedzi matka tej dziewczynki i cały czas płacze. Właśnie przed chwilą przyjechali także inni ludzie, stoją tam trzy ohydne samochody i razem tych ludzi jest osiem sztuk. Próbowali wchodzić do lasu i świecili sobie takim dość przeraźliwym światłem, ale zrezygnowali.

– To bardzo dobrze, ale chciałabym wiedzieć dlaczego – powiedziała Marianna.

– Uważają, że źle widzą – wyjaśniła sowa. – Jeden człowiek wpadł nogą w dół, a drugi nabił sobie guza gałęzią. Jeżeli w jednym miejscu jest jasne światło, w drugim tym bardziej robi im się ciemno. Tak mówili. Zrezygnowali z szukania w nocy i zaczną o świcie. Ta matka ciągle rozpacza i mówi, że dziecko jest głodne, że jest mu strasznie zimno, umrze z tego zimna, zupełna bzdura. Że z pewnością chce pić, że wpadło do jakiegoś dołu i złamało nogę, że okropnie się boi i ze strachu się rozchoruje i że pożre je dzikie zwierzę. Nie wiem, skąd ona chce wziąć dzikie zwierzę. Jeszcze inne brednie mówi, ale nie wszystko zapamiętałam, bardzo was przepraszam.

– Ty rozumiesz, co ona mówi? – spytał Pafnucy z szacunkiem.

– Ja rozumiem wszystko – odparła sowa pobłażliwie. – Nawet obce języki.

– To świetnie! – ucieszyła się Marianna. – W ten sposób, dzięki tobie, możemy mieć komplet informacji! I co ci ludzie zamierzają zrobić?

– Potworną rzecz – rzekła sowa. – O świcie ma przyjechać więcej samochodów i o wiele więcej ludzi. Mają to być specjalni ludzie, którzy nazywają się policja i wojsko. Wszyscy wejdą do lasu blisko siebie, człowiek obok człowieka, i będą szli, zaglądając pod każdy krzaczek i do każdej dziury. Możecie sobie wyobrazić, jak się wilki ucieszą, kiedy im zaczną zaglądać do nory.

Marianna i Pafnucy aż skamienieli ze zgrozy.

– I przywiozą ze sobą specjalne psy – ciągnęła sowa. – Te psy będą węszyły, aż wywęszą dziecko. Wszystkie małe zwierzątka i ptaki dostaną nerwicy, a Klementyna oszaleje.

Marianna wzdrygnęła się okropnie.

– Och nie! – powiedziała stanowczo. – Do tego nie można dopuścić! Myśmy tu wymyślili znacznie lepszy sposób! Pafnucy pójdzie do leśniczego!

– Leśniczy to niezła myśl – pochwaliła sowa. – Opowiedzcie mi o tym sposobie.

Pafnucy zdążył już zjeść wszystkie ryby i mógł wziąć udział w opowiadaniu. Oboje z Marianną wyjaśnili sowie, na czym pomysł polega. Sowa z uznaniem kiwała głową.

– Mam dodatkową propozycję – rzekła w końcu. – Niech ten leśniczy pójdzie z dzieckiem do leśniczówki. I Pucek również zaprowadzi ludzi do leśniczówki. Od tamtej strony prowadzi do leśniczówki droga odpowiednia dla ludzi. Pójdą drogą i nie będą deptać lasu.

– To jest dopiero najwspanialszy pomysł! – rozpromieniła się Marianna. – Ty naprawdę jesteś genialna!

– Ale jest jeden kłopot – powiedziała sowa. – Jest to jedyna sensowna obawa tej matki. Mianowicie dziewczynce będzie zimno. Ja wiem, że jest lato i piękna pogoda, nie denerwujcie mnie głupim przypominaniem, ale ludzie odczuwają to inaczej. Po upalnym dniu noc wydaje się im chłodna, a ta dziewczynka to jest małe dziecko. Zmarznie z pewnością.

– To co zrobić? – spytał Pafnucy bezradnie.

– Ogrzewać ją! – rozkazała sowa. – Wiem, że ogrzewaliście leśniczego w znacznie gorszych warunkach. Tym bardziej ogrzejecie dziecko. Byle do rana, potem załatwi się resztę. Pokażę ci, gdzie ona teraz jest.

Sowa była ptakiem bardzo mądrym i jej rady miały sens. Pafnucy nie zwlekał ani chwili, wytarł usta i ruszył w las. Sowa bezszelestnie popłynęła nad nim i pokazała mu drogę.

*

O wczesnym świcie kłopoty nie tylko nie zmniejszyły się, ale pojawiło się ich więcej. Dziewczynce wprawdzie było ciepło, bo z jednej strony przez całą noc ogrzewała ją Klementyna, a z drugiej Pafnucy, okazało się jednak, że biedne dziecko śpi, z całej siły wczepione w gęste niedźwiedzie futro. Pafnucy w ogóle nie mógł się ruszyć.

– I co teraz zrobić? – spytał niepewnie. – Powinienem już iść do leśniczego i jakaś osoba powinna iść do Pucka. Mam ją obudzić??

– Wykluczone! – zaprotestowała Klementyna. – To dziecko powinno spać jak najdłużej! Jak się obudzi, zacznie płakać.

– Płakać będzie z pewnością – odezwała się z gałęzi sowa. – Nie rób sobie złudzeń, że nie. Wcześniej czy później, z Pafnucym czy bez Pafnucego, to już wszystko jedno.

– Będzie głodna – zatroskał się Pafnucy.

– Niech się żywi poziomkami – powiedziała sowa. – Co do ogrzewania, to niech się tu położy Perełka. Przykro mi, ale za chwilę mnie tu nie będzie, bo robi się zbyt widno i już mnie zaczyna razić w oczy. Musicie dać sobie radę sami. Pafnucy, rusz się!

Ktoś nagle ziewnął obok nich przeraźliwie. Obejrzeli się i ujrzeli Remigiusza. Sowa ucieszyła się na jego widok i uznała, że może już odlecieć. Pafnucy zaczął się ostrożnie odsuwać od dziewczynki.

– Pośpiesz się trochę – mruknął Remigiusz. – Najwyższy czas, żebyś zyskał swobodę działania.

Dziewczynka ciągle ściskała w rączkach kępki futra Pafnucego. Dzień zaczynał się robić coraz szybciej i nad ich głowami zaświergotała zięba.

– Hej, co się dzieje? – spytała. – Długo macie zamiar tutaj leżeć? Na szosę przyjechały samochody z ludźmi! Wilki są bardzo zdenerwowane! Ptaki się obudzą i za chwilę będziecie mieli informacje ze wszystkich stron, ale może byście coś zrobili?

– No właśnie próbuję – powiedział żałośnie Pafnucy. Z furkotem nadleciała sroka.

– Hej, Pafnucy! – wrzasnęła. – Ten twój Pucek czeka pod lasem i pyta, gdzie jesteś!

Skrzek sroki obudził dziewczynkę. Pafnucy czym prędzej wydobył futro z jej rączek i odsunął się, na jego miejscu zaś ułożyła się Perełka. Równocześnie trawy rozchyliły się i pojawiła się Marianna z dużą, tłustą rybą w pyszczku.

– Masz tu małą przekąskę – powiedziała. – I pośpiesz się, bo ptaki mówią, że ludzki najazd już się zaczyna!

Obudzona dziewczynka przez krótką chwilę przyglądała się sarenkom, po czym pogłaskała je delikatnie.

– Dzień dobry, Bambi – powiedziała. – Puchatku, chodź tutaj! Och, jaka jestem głodna!

– Pafnucy, ona ci nie da spokoju – ostrzegł Remigiusz. – Zejdź jej z oczu. Poza tym jest głodna, nie jedz przy niej, bo się zrobi głodna jeszcze bardziej. Rusz się w ogóle, masz dużo latania!

Pafnucy przełknął rybę błyskawicznie i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale wtrąciła się Marianna.

– Pafnucy w dwie różne strony nie pójdzie! – zawołała gniewnie. – Łatwo ci gadać, a może też byś się ruszył?

Dziewczynka uświadomiła sobie, że ciągle jest zagubiona w lesie i zaczęła płakać. Przytulała buzię do Klementyny i rozpaczała żałośnie, wołając swoją mamusię. Remigiusz odsunął się nieco.

– Co za hałas to dziecko robi – mruknął z niechęcią. – Mogę się ruszyć i uważasz, że co wyniknie z mojego ruszania?

– Nie zadawaj głupich pytań! – wrzasnęła zdenerwowana tym głośnym płaczem Marianna. – Pafnucy poleci do leśniczego, a ty do Pucka!

– Oszalałaś chyba?! – oburzył się Remigiusz. – Ja do psa?!

– Tak jest, ty do psa! – uparła się Marianna. – Nic ci nie zrobi, jest uprzedzony! Dogadasz się z nim doskonale!

– Akurat! – prychnął Remigiusz. – Lis z psem! Cha, cha! Nadleciał dzięcioł i wykrzyczał do wszystkich, że robi się strasznie późno. Za chwilę wzejdzie słońce, ludzie już się zbierają i wchodzą do lasu. Marianna kłóciła się z Remigiuszem. Dziewczynka płakała. Przestraszona Perełka błagała Klementynę, żeby pozwoliła jej odejść, ponieważ boi się takiego hałasu. Nadbiegła zirytowana wilczyca i usiłowała coś powiedzieć. Sroka skrzeczała na gałęzi.

– Bambi! – rozpaczała we łzach dziewczynka. – Puchatku! Mamusiu! Puchatku, wróć! Mamusiu!

W lesie zrobił się istny sądny dzień. Remigiusz nie wytrzymał tego pierwszy.

– Dobrze! – warknął wściekle do Marianny. – Niech ci będzie! Wolę już stado psów niż to jedno ludzkie dziecko! Gdzie oni włażą, ci ludzie?

– Cały czas usiłuję wam to powiedzieć! – zawołał z drzewa zirytowany dzięcioł. – Zaczynają od ostatniej poręby, blisko mieszkania wilków!

– Po to przyszłam, żeby wam to powiedzieć! – wrzasnęła wilczyca. – Róbcie coś, lada chwila mi wlezą do domu! I daję wam słowo, że kogoś z nich ugryzę!

Dziewczynka siedziała na mchu, oparta o Klementynę, i płakała coraz głośniej. Marianna odwróciła się do ogłuszonego nieco Pafnucego.

– Do leśniczego! – wrzasnęła okropnie. – Leć czym prędzej! Do Pucka pójdzie Remigiusz, jazda, bo ja tu szału dostanę!

Pafnucy i Remigiusz nie czekali już ani chwili i ruszyli w dwie różne strony z największą szybkością.

Remigiusz zwolnił dopiero na skraju lasu. Potem zatrzymał się i ostrożnie wychylił zza krzaka. Od razu ujrzał wielkiego, białego, kudłatego psa, który niecierpliwie biegał wzdłuż drogi i spoglądał w stronę lasu.

Pafnucy na widok Pucka ukazałby się natychmiast, a możliwe nawet, że wołałby go z daleka, Remigiusz jednak nie miał ochoty ryzykować. W przyjaźni z psami nie pozostawał nigdy, zazwyczaj bowiem pilnowały najlepszego pożywienia i nie pozwalały go kraść. A dla Remigiusza było to ulubione zajęcie i ulubione potrawy. Usiadł za krzakiem i przekrzywił głowę, zastanawiając się, jak najlepiej i najbezpieczniej nawiązać porozumienie z psem.

1 ... 28 29 30 31 32 33 34 35 36 ... 48 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название