-->

Chromosom 6

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Chromosom 6, Cook Robin-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Chromosom 6
Название: Chromosom 6
Автор: Cook Robin
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 241
Читать онлайн

Chromosom 6 читать книгу онлайн

Chromosom 6 - читать бесплатно онлайн , автор Cook Robin

Z kostnicy znikaja zw?oki Carla Franconiego, znanej postaci ?wiata przest?pczego. Kilka dni p??niej trafiaj? one, mocno okaleczone, na st?? autopsyjny Jacka Stapletona. Poszukiwania odpowiedzi na nasuwajace si? pytania prowadz? a? do Gwinei R?wnikowej…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 91 92 93 94 95 96 97 98 99 ... 101 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Warren poprowadził grupę w stronę baru, następnie dookoła ku plaży.

– Jesteśmy za murem, więc nie traćmy czasu i posuwajmy się szybko – nakazał i gestem ponaglił ich, żeby ruszyli za nim.

Pod pomostem było ciemno, więc musieli zwolnić. Przez całą drogę towarzyszył im odgłos drobnych fal uderzających lekko o brzeg i szelest krabów uciekających im spod nóg do swoich nor w piasku.

– Wzięliśmy ze sobą latarki. Czy mamy je wyjąć? – zapytał Kevin.

– Nie ryzykujmy – zdecydował Jack i w tym samym momencie wpadł na łódź. Sprawdził, czy dobrze stoi na brzegu, zanim polecił wszystkim wsiąść i przejść na rufę. Gdy znaleźli się z tyłu, Jack poczuł, jak dziób lekko się uniósł. Zaparł się mocno nogami i zaczął spychać łódź na wodę.

– Uważajcie na podpory pomostu – zawołał, wskakując na pokład.

Wszyscy starali się pomóc i odpychali się od mijanych drewnianych słupów. Kilka chwil zabrało im przepłynięcie na koniec pomostu zamknięty pokładem do cumowania. W tym miejscu wykręcili i wypłynęli na otwarte, połyskujące księżycowym światłem wody rzeki.

Mieli tylko cztery wiosła. Melanie nalegała, by pozwolono jej wiosłować.

– Chciałbym odpłynąć jakieś sto metrów od brzegu, zanim włączymy silnik. Nie ma sensu ryzykować – stwierdził Jack.

Wszyscy spoglądali na spokojne Cogo z białymi budynkami zanurzonymi w srebrzyście połyskującej mgiełce. Otaczająca miasto dżungla sprawiała, że miasto otulał granatowy cień. Ściany roślin przypominały spienione fale przypływu.

Nocne odgłosy dżungli pozostały w tyle. Słychać było jedynie plusk wody i skrzypienie wioseł ocierających się o burty. Nikt się nie odzywał. Szybko bijące serca uspokajały się, oddech stawał się spokojniejszy. Mieli chwilę czasu na przemyślenia i dokładniejsze przyjrzenie się okolicy. Szczególnie nowo przybyłych ujęło przykuwające piękno nocnego afrykańskiego krajobrazu. Kolejne piętra dżungli wznosiły się pionowo, przytłaczając bliższe otoczenie. W Afryce wszystko zdawało się większe i rozległejsze, nawet nocne niebo.

Z punktu widzenia Kevina wyglądało to inaczej. Ulga, jaką poczuł, uciekając z Cogo i pomagając innym w ucieczce, tylko wzmogła katusze wywoływane świadomością losu, który czekał bonobo. Stworzenie tych chimer okazało się wielkim błędem, ale pozostawienie ich w dożywotnim więzieniu w ciasnych klatkach nieznośnie wzmagało poczucie winy.

Jack wyjął wiosło z wody i złożył je na dnie łodzi.

– Czas na uruchomienie silnika – stwierdził. Spuścił śrubę do wody.

– Poczekaj – powiedział nagle Kevin. – Mam prośbę. Wiem, że nie mam prawa was o to prosić, ale to ważne.

Jack wyprostował się.

– Co ci tam chodzi po głowie, chłopie?

– Widzicie wyspę, tę ostatnią w łańcuchu? – zapytał, wskazując jednocześnie na Isla Francesca. – Tam są bonobo. Zamknięte w klatkach zostawionych przy podstawie mostu łączącego wyspę z lądem. Niczego bardziej w tej chwili nie pragnę niż popłynąć tam i uwolnić je wszystkie.

– Co to by dało? – zapytała Laurie.

– Dużo, jeśli udałoby mi się przeprowadzić je przez most.

– Czy wasi przyjaciele z Cogo nie zdołaliby ich znowu wyłapać? – spytał Jack.

– Nigdy ich nie znajdą – odpowiedział Kevin coraz bardziej zapalony do swego pomysłu. – Uciekną. Stąd, z Gwinei Równikowej wiecznie zielone lasy ciągną się tysiące kilometrów kwadratowych w głąb lądu. Dziewicza dżungla porasta nie tylko ten kraj, ale i Gabon, Kamerun, Kongo i całą Republikę Środkowoafrykańską. W sumie to miliony kilometrów kwadratowych ziem ciągle nie zbadanych.

– Zostawić je samym sobie? – wtrąciła się Candace.

– Właśnie tak. Dostaną szansę, a ja wiem, że ją wykorzystają! Są zaradne. Pomyślcie o naszych przodkach. Oni musieli przeżyć nawet plejstoceńskie zlodowacenie. To stanowiło poważniejsze wyzwanie niż życie w tropikalnym lesie.

Laurie popatrzyła na Jacka.

– Podoba mi się ten pomysł.

Jack spojrzał w stronę wyspy i zapytał, w którym kierunku jest Cocobeach.

– Zejdziemy z kursu – przyznał Kevin – ale to niedaleko. Góra dwadzieścia minut.

– Co będzie, jeśli je wypuścisz, a one i tak pozostaną na wyspie? – spytał Warren.

– Przynajmniej będę mógł powiedzieć sobie, że próbowałem. Czuję, że muszę coś zrobić.

– Cóż, czemu nie? – zdecydował Jack. – Właściwie mnie też podoba się twój pomysł. Co sądzą pozostali?

– Powiem prawdę, chętnie zobaczyłbym takie stworzenie – przyznał Warren.

– Płyńmy tam – z entuzjazmem wsparła ideę Candace.

– Jeśli o mnie chodzi, zgoda – dodała Natalie.

– Nie wymyśliłabym nic lepszego – zgodziła się Melanie. – Zróbmy to!

Jack kilka razy pociągnął za linkę rozrusznika. Silnik wreszcie zawył. Łódź skierowała się w stronę Isla Francesca.

1 ... 91 92 93 94 95 96 97 98 99 ... 101 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название