Kwiat Nieimiertelnoici

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Kwiat Nieimiertelnoici, Robb J. D.-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Kwiat Nieimiertelnoici
Название: Kwiat Nieimiertelnoici
Автор: Robb J. D.
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 213
Читать онлайн

Kwiat Nieimiertelnoici читать книгу онлайн

Kwiat Nieimiertelnoici - читать бесплатно онлайн , автор Robb J. D.

Porucznik Eve Dallas z wydzia?u zab?jstw nowojorskiej policji ma przed sob? trudne zadanie. Pi?kna, s?awna modelka Pandora zosta?a w brutalny spos?b zamordowana, a g??wn? podejrzan? o zbrodni? jest Mavis Freestone, najserdeczniejsza przyjaci??ka Eve. Dallas, przekonana o jej niewinno?ci, postanawia wykry? prawdziwego sprawc?. Jednak coraz to nowe dowody ?wiadcz? przeciwko Mavis i wszyscy radz? Eve, aby zako?czy?a ?ledztwo. Wierna przyja?? obu kobiet zostaje wystawiona na ci??k? pr?b?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 75 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Peabody przełknęła ślinę.

– Tak jest.

– Nie wiem, jak ty, Peabody, ale ja po wyjściu stąd idę prosto do komory odkażającej.

– Będę pani towarzyszyć, pani porucznik.

– Dobrze więc. Do dzieła.

Najpierw ściągnęły z łóżka poplamioną i śmierdzącą pościel. Analizę składu plam i zapachów Eve pozostawiła specjalistom, ale i bez ich pomocy wiedziała już, że Boomer nie został zamordowany w swoim pokoju.

Mimo to nie przerywała rewizji. Najpierw wytrząsnęła poduszkę z poszwy, a następnie dokładnie ją przeszukała. Potem dała sygnał Peabody lękając głośno, przewróciły materac na drugą stronę.

– Może Bóg jednak istnieje – mruknęła Eve. Od spodu do materaca były przyczepione dwie paczuszki. Jedną z nich wypełniał jasnoniebieski proszek a w drugiej znajdował się dysk. Eve oderwała je od materaca, po czym, opanowawszy prażenie otwarcia torebki z dziwnym proszkiem, przyjrzała się dyskowi. Nie był w żaden sposób oznakowany, ale w odróżnieniu od innych, spoczywało pudełku chroniącym go przed kurzem. W zwykłych okolicznościach sprawdziłaby dysk na miejscu, korzystając ze sprzętu Boomera. Wytrzymałaby jakoś i smród, i pot, a nawet brud. Ale nie była w stanie dłużej znieść myśli o mikroskopijnych pasożytach pełzających po jej skórze.

– Wynośmy się stąd.

Zaczekała, aż Peabody wyniesie pudło z dowodami na korytarz, po czym, zerknąwszy po raz ostatni na pokój, w którym mieszkał jej informator, zamknęła i zaplombowała drzwi, a następnie włączyła czerwone światełko ostrzegawcze.

Odkażanie nie było bolesne, chociaż nie należało też do szczególnych przyjemności. Na szczęście trwało stosunkowo krótko. Eve i Peabody siedziały nago w ciasnej, dwuosobowej komorze o białych, laokrąglonych ścianach, od których odbijało się gorące, jasne światło.

– To suche gorąco – oznajmiła Peabody, a Eve zareagowała wybuchem śmiechu.

– Zawsze tak wyobrażałam sobie piekło. – Zamknęła oczy i próbowała się odprężyć. Nie uważała się za klaustrofobiczkę, jednak w ciasnych, zamkniętych pomieszczeniach zawsze czuła się niepewnie.

– Wiesz, Peabody, pięć lat współpracowałam z Boomerem. Nie był typem dżentelmena, ale nigdy bym nie przypuszczała, że mieszka w takich warunkach. – W nozdrzach wciąż miała smród z pokoju. -Na ogół był raczej schludny. Powiedz, co znalazłaś w łazience.

– Brud, pleśń, dawno nieprane ręczniki. Dwie kostki mydła, w tym jedną nierozpakowaną, pół tubki szamponu, żel do zębów, ultradźwiękową szczoteczkę i maszynkę do golenia. Jeden grzebień, złamany.

– Przybory toaletowe. Boomer dbał o siebie, Peabody. Zgrywał się nawet na kobieciarza. Domyślam się, że analiza wykaże, że żarcie, ciuchy oraz brud leżą tam dwa-trzy tygodnie. Mówi ci to coś?

– Że ten gość się ukrywał… że był czymś zaniepokojony albo wplątał się w coś i wolał się nie wychylać.

– Dokładnie. Nie był na tyle zdesperowany, żeby mi się zwierzyć, ale wystarczająco zaniepokojony, by na wszelki wypadek schować to i owo pod materacem.

– Gdzie nikt by tego nie szukał – rzuciła sarkastycznym tonem Peabody.

– Bystrością to on nie grzeszył, przynajmniej w pewnych sprawach. Domyślasz się, co to za proszek?

– Jakaś nielegalna substancja.

– Nie widziałam jeszcze żadnego narkotyku w tym kolorze. To coś nowego – rozmyślała Eve na głos. Światło przygasło i przybrało szarą barwę, po czym rozległ się przeciągły pisk. -Wygląda na to, że jesteśmy czyste. Wrzućmy na siebie jakieś świeże ciuchy i chodźmy rzucić okiem na ten dysk.

– Co to jest, u licha? – Eve patrzyła z nachmurzonym czołem na monitor. Zaczęła nieświadomie bawić się dużym brylantem, który nosiła na szyi.

– Jakiś wzór?

– Tego się domyśliłam, Peabody.

– Tak jest. – Peabody, skarcona, odsunęła się od Eve.

– Cholera jasna, jak ja nie znoszę chemii. – Eve obejrzała się z nadzieją. – Może ty się na tym masz?

– Nie, pani porucznik. Nie mam nawet podstawowej wiedzy.

Eve wbiła wzrok w mieszaninę liczb, znaków i symboli.

– Mój sprzęt nie jest zaprogramowany na odczytywanie takich cholerstw. Będę musiała zanieść to do laboratorium. – Zirytowana, zabębniła palcami w biurko. – Domyślam się, że to wzór tego proszku, który znalazłyśmy, ale skąd, do diabła, wytrzasnął go taki łachudra jak Boomer? I z którym detektywem się kontaktował oprócz mnie? Wiedziałaś, że współpracuje ze mną, Peabody. Skąd?

Tocząc w duszy bój z ogarniającym ją wstydem, Peabody spojrzała przez ramię na znaki widniejące na ekranie.

– Wspomniała pani o nim w kilku raportach wewnątrzwydziałowych dotyczących zamkniętych spraw, pani porucznik.

– Masz w zwyczaju czytać raporty?

– Te, które pani pisze, owszem.

– Dlaczego?

– Bo jest pani najlepsza.

– Peabody, podlizujesz się czy czyhasz na moje stanowisko?

– Kiedy pani awansuje na kapitana, zwolni się miejsce dla mnie.

– Dlaczego sądzisz, że chciałabym awansować?

– Byłaby pani głupia, gdyby nie chciała, a głupia pani nie jest.

– Dobrze, dajmy temu spokój. Przeglądasz inne raporty?

– Od czasu do czasu.

– Nie domyślasz się, kto z wydziału nielegalnych substancji mógł współpracować z Boomerem?

– Nie, pani porucznik. Nikt prócz pani o nim nie wspominał. Zazwyczaj szpicle kontaktują się z jednym określonym detektywem.

– Boomer lubił urozmaicenia. Chodźmy w teren. Zajrzymy do knajp, w których przesiadywał, może tam się czegoś dowiemy. Mamy tylko parę dni, Peabody. Jeśli ktoś czeka na ciebie z ciepłymi kapciami, daj znać, że będziesz zajęta.

– Nie jestem z nikim związana, pani porucznik. Mogę pracować po godzinach.

– To dobrze. – Eve wstała. – No to do dzieła. Aha, jeszcze jedno. Peabody, widziałyśmy się nago. Daruj sobie tę „panią porucznik". Mów mi Dallas.

– Tak jest, pani porucznik.

Kiedy Eve wróciła do domu, było już dobrze po trzeciej nad ranem. Zaraz za drzwiami potknęła się o kota, który tam właśnie postanowił trzymać straż, zaklęła siarczyście i ruszyła po omacku w stronę schodów.

Przez jej głowę przewijały się dziesiątki obrazów: bary pogrążone w półmroku, małe kluby ze striptizem, uliczki, na których podrzędne firmy handlowały nielegalnym towarem. W takich właśnie miejscach spędzał swoje dni i noce Boomer Johannsen. Oczywiście nikt nic nie wiedział. Nikt niczego nie widział. Jedyną pewną informacją, jaką udało jej się uzyskać w czasie wędrówki przez ciemną stronę miasta, była ta, że od co najmniej tygodnia nikt nie widział Boomera ani nawet nie słyszał, co się z nim dzieje.

Jednak jakiś człowiek go odnalazł. Eve miała coraz mniej czasu, by dowiedzieć się, kim on był, i poznać motywy jego działania.

Światła w sypialni były przygaszone. Eve zdjęła koszulę i odrzuciła ją na bok, gdy zorientowała się nagle, że łóżko jest puste. Ogarnęło ją głębokie rozczarowanie i poczuła w sercu nieprzyjemne ukłucie strachu.

Musiał wyjechać, pomyślała. Bóg jeden wie, jak daleko. Mógł udać się w najdalszy zakątek skolonizowanego wszechświata. Być może wróci dopiero za kilka dni.

Spojrzawszy z żalem na łóżko, zdjęła buty i ściągnęła spodnie. Następnie wygrzebała z szuflady bawełnianą podkoszulkę i włożyła ją przez głowę.

Boże, ależ była żałosna. Zmartwiła się tylko dlatego, że Roarke musiał wyjechać w interesach. Dlatego, że nie mogła się do niego przytulić. Dlatego, że dziś nie odpędzi koszmarów, które nawiedzały ją coraz częściej i bardziej natarczywie, w miarę jak powracały wspomnienia.

Wmówiła sobie, że jest zbyt zmęczona, by śnić. Zbyt zapracowana, by bić się z myślami. I wystarczająco silna, by nie pamiętać tego, czego nie chciała pamiętać.

Kiedy odwróciła się, zamierzając pójść do swojego gabinetu na piętrze i tam spędzić resztę nocy, drzwi się rozsunęły. Od razu spłynęło na nią głębokie poczucie ulgi.

– Myślałam, że musiałeś wyjechać.

– Pracowałem. – Roarke podszedł, wziął ją pod podbródek i spojrzał jej głęboko w oczy. – Pani porucznik, dlaczego zawsze haruje pani do upadłego?

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 75 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название