Chromosom 6
Chromosom 6 читать книгу онлайн
Z kostnicy znikaja zw?oki Carla Franconiego, znanej postaci ?wiata przest?pczego. Kilka dni p??niej trafiaj? one, mocno okaleczone, na st?? autopsyjny Jacka Stapletona. Poszukiwania odpowiedzi na nasuwajace si? pytania prowadz? a? do Gwinei R?wnikowej…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Wysiadł z windy na czwartym piętrze i poszedł na histologię. Po drodze próbował znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie faktów, o których właśnie został poinformowany. Nie potrafił jednak nic wymyślić.
– Czy to nie nasz ulubiony pan doktor? – przywitała go Maureen O'Conner swoim irlandzkim akcentem. – Co jest? Masz tylko tę jedną sprawę? Dlaczego nas ciągle nachodzisz?
– Mam tylko jedną, która robi ze mnie kompletnego bałwana – odparł Jack. – Co z waszymi próbkami?
– Kilka mamy przygotowanych. Chcesz je, czy wolisz poczekać na resztę?
– Wezmę, co macie.
Palcem wskazującym Maureen wskazała tacę, na której leżały przygotowane preparaty mikroskopowe. Powiedziała, że te może już zabrać.
– Czy fragmenty wątroby też tu są? – zapytał.
– Tak sądzę. Jeden czy dwa. Resztę dostaniesz później.
Jack skinął i wyszedł. Po chwili wszedł do swojego pokoju. Chet spojrzał znad biurka i uśmiechnął się.
– No, stary, jak leci? – zapytał.
– Nie najlepiej. – Usiadł za biurkiem i włączył światło mikroskopu.
– Masz problemy z Franconim?
Jack przytaknął. Zaczął szukać próbek wątroby. Znalazł tylko jedną.
– Wszystko w tej sprawie jest jak wyciskanie wody z kamienia.
– Wiesz, cieszę się, że wróciłeś. Spodziewam się telefonu od pewnego lekarza z Karoliny Północnej. Chciałem tylko się dowiedzieć, czy jego pacjent miał kłopoty z sercem, a tymczasem muszę wyskoczyć zrobić sobie zdjęcia do paszportu na mój wyjazd do Indii. Pogadałbyś z nim za mnie, co?
– Jasne. Jak się nazywa pacjent?
– Clarence Potemkin. Teczka leży tu, na biurku.
– Dobra – odpowiedział Jack, wkładając pod mikroskop płytkę z fragmentem wątroby. Nawet nie zauważył, jak Chet włożył palto i wyszedł. Opuścił obiektyw nad preparat i już miał zamiar spojrzeć w okular, gdy nagle zatrzymał się. Chet nasunął mu myśl o podróży zagranicznej. Jeżeli Franconi przeszedł operację przeszczepu poza krajem, co wydawało się teraz wielce prawdopodobne, to może to był sposób na wykrycie miejsca.
Podniósł słuchawkę i wybrał numer komendy policji. Poprosił o rozmowę z porucznikiem Lou Soldano. Spodziewał się, że będzie musiał zostawić wiadomość, więc szczerze się zdziwił, kiedy okazało się, że detektyw jest u siebie.
– Cześć, cieszę się, że dzwonisz – przywitał go Lou. – Pamiętasz, co mówiłem o donosie, że to ludzie rodziny Lucia wykradli zwłoki Franconiego z kostnicy? Właśnie dostaliśmy potwierdzenie z innego źródła. Sądziłem, że cię to zainteresuje.
– To ciekawe – przyznał Jack. – Ale mam do ciebie pytanie.
– Wal.
Jack wyjaśnił, dlaczego podejrzewa, że Franconi przeszedł operację za granicą. Dodał, że według słów matki denata, jakieś cztery do sześciu tygodni wcześniej wyjechał do uzdrowiska.
– Chciałbym się dowiedzieć, czy przez wydział celny można by uzyskać informacje o jego ewentualnej podróży i kraju docelowym.
– Zarówno przez wydział celny, jak i imigracyjny czy naturalizacji. Najłatwiej byłoby przez wydział imigracyjny, chyba że przywiózł ze sobą tyle towaru, że musiał opłacić cło. Poza tym mam przyjaciela w imigracyjnym. W ten sposób dostanę informacje znacznie szybciej, omijając całą tę biurokratyczną machinę. Chcesz, żebym sprawdził?
– Byłoby świetnie. Ten przypadek przyprawia mnie o prawdziwy ból głowy.
– Z przyjemnością. Jak powiedziałem rano, mam wobec ciebie dług wdzięczności.
Jack odłożył słuchawkę z lekkim błyskiem nadziei, że wpadł na nowy trop, który może doprowadzić do odkrycia prawdy. Czując przypływ optymizmu, pochylił się nad biurkiem, spojrzał w okular mikroskopu i zaczął analizować obraz.
Dzień Laurie biegł całkowicie niezgodnie z planem. Zamierzała wykonać jedną autopsję, a skończyło się na dwóch. Potem George Fontworth nie mógł sobie poradzić ze swoim przypadkiem wielokrotnie postrzelonego mężczyzny i Laurie na ochotnika postanowiła mu pomóc. I tak bez lunchu wyszła z sali dopiero po wykonaniu trzech przypadków.
Przebrała się w cywilne ubranie i kiedy zmierzała do swojego pokoju, zauważyła w biurze kostnicy Marvina. Właśnie obejmował służbę i porządkował biuro po zwykłym całodziennym zamieszaniu. Laurie zmieniła kierunek, przystanęła i wsunęła głowę przez drzwi.
– Znaleźliśmy zdjęcie Franconiego – zakomunikowała. – I wyobraź sobie, że mężczyzna wyłowiony z oceanu i przywieziony następnej nocy okazał się naszą zgubą.
– Czytałem w gazecie. Niecodzienne.
– To dzięki zdjęciu dokonaliśmy identyfikacji. Więc jestem ci nadzwyczajnie wdzięczna, za to, że je zrobiłeś. – To moja praca.
– Jeszcze raz chciałam cię przeprosić, że posądziłam cię o zaniedbanie.
– Nie ma za co.
Odeszła cztery kroki, lecz zawróciła. Tym razem weszła do biura i zamknęła za sobą drzwi.
Marvin spojrzał na nią pytająco.
– Nie miałbyś nic przeciwko, gdybym zadała ci pytanie, ale tak tylko między nami? – zapytała Laurie.
– Chyba nie – odpowiedział zaintrygowany.
– Oczywiście interesowałam się tym, w jaki sposób ciało Franconiego mogło zostać stąd wykradzione. Dlatego też, jak pamiętasz, rozmawiałam z tobą zeszłego popołudnia.
– Tak.
– Byłam tu też w nocy i rozmawiałam z Mike'em Passanem.
– Słyszałem.
– Założę się, że słyszałeś. Ale uwierz mi, o nic go nie oskarżałam.
– Wierzę. On zawsze był nadwrażliwy.
– Nie potrafię sobie wyobrazić, jak ciało mogło zostać wykradzione. Oprócz Mike'a i ochrony zawsze był tu ktoś jeszcze.
Marvin wzruszył ramionami.
– Ja także nie wiem. Uwierz mi.
– Rozumiem. Jestem pewna, że powiedziałbyś mi, gdybyś miał jakiekolwiek podejrzenia. Ale nie o to chciałam zapytać. Mam przeczucie, że pomógł w tym ktoś stąd. Czy jest w kostnicy jakiś pracownik, o którym powiedziałbyś, że mógłby być w coś podobnego wplątany? O to chciałam zapytać.
Marvin zastanowił się przez chwilę, w końcu pokręcił głową i odparł:
– Nie sądzę.
– To musiało się stać na zmianie Mike'a. A tych dwóch kierowców, Pete i Jeff, znasz ich dobrze?
– Nie. To znaczy wiem, o kim mówisz, widziałem ich, nawet parę razy rozmawialiśmy, ale od kiedy mam tę zmianę, raczej się mijamy.
– Ale nie masz żadnych powodów, żeby ich podejrzewać?
– Nie, nie bardziej niż innych.
– Dziękuję. Mam nadzieję, że nie wprawiłam cię w zakłopotanie tymi pytaniami?
– Nie ma sprawy – odparł Marvin.
Laurie zamyśliła się na moment, przygryzając dolną wargę. Wiedziała, że o czymś zapomniała.
– Mam pomysł – powiedziała nagle. – Mógłbyś mi opisać krok po kroku całą procedurę związaną z wywożeniem ciała?
– To znaczy wszystko, co robimy?
– Proszę. Mam ogólne pojęcie, ale zupełnie nie znam szczegółów.
– Od czego miałbym zacząć?
– Od początku, od momentu, kiedy dzwonią do ciebie z zakładu pogrzebowego, że przyjadą po ciało.
– Dobra. Dzwoni telefon i mówią, że są z takiego to a takiego domu pogrzebowego i chcą odebrać zwłoki. Podają nazwisko i numer sprawy.
– I tyle? Odkładasz słuchawkę.
– Nie – zaprzeczył Marvin. – Każę im poczekać, a sam wprowadzam numer do komputera. Sprawdzam, czy ciało zostało przez was zbadane i gdzie się znajduje.
– Bierzesz więc znowu słuchawkę i co mówisz?
– Mówię, że w porządku. Mówię im, że przygotuję ciało do odbioru. Zazwyczaj pytam, o której mniej więcej tu będą. Nie ma sensu się spieszyć, jeśli nie przyjadą w ciągu najbliższych dwóch godzin.
– Teraz co?
– Wyciągam ciało i sprawdzam numer. Następnie umieszczam je tuż przy wejściu do chłodni, zawsze w tym samym miejscu. Zostawiamy zwłoki tak, żeby kierowcom najłatwiej było je wywieźć.
– I co się dzieje teraz?
– Przychodzą tutaj i wypełniamy dokumenty. Wszystko musi być zapisane. Muszą potwierdzić podpisem, że przejmują ciało pod swoją opiekę.
– Jasne. Teraz idziesz i wydajesz zwłoki?
– Tak albo jeden z nich je zabiera. Wielu było tu dziesiątki, setki razy, więc sami doskonale wiedzą, co zrobić.
– Jest jeszcze jakaś ostateczna kontrola?
– A pewnie. Zawsze sprawdzamy numer identyfikacyjny, zanim wywiozą zwłoki. Musimy potem w dokumentacji odnotować ten fakt. Byłoby sporo zamieszania, gdyby dojechali do zakładu i tam okazało się, że mają nie tego denata.
– Wygląda, że system jest dobry – stwierdziła Laurie i zastanowiła się. Przy tak licznych kontrolach trudno było obejść procedurę.
– Sprawdza się od dziesięcioleci bez wpadki – powiedział Marvin. – Oczywiście teraz pomaga komputer. Wcześniej prowadziło się księgi.
– Dziękuję, Marvin.
– Ależ nie ma za co.
Laurie opuściła biuro kostnicy. Zanim wylądowała na swoim piętrze, zajrzała jeszcze na pierwsze, by z maszyny w stołówce wziąć sobie coś do przekąszenia. Trochę pokrzepiona pojechała windą na czwarte piętro. Widząc uchylone drzwi do pokoju Jacka, podeszła do nich i zapukała. Jack siedział nad mikroskopem.
– Coś ciekawego? – zapytała.
Podniósł wzrok i uśmiechnął się.
– Bardzo. Chcesz spojrzeć?
Laurie pochyliła się nad mikroskopem, gdy Jack odsunął się na bok.
– Wygląda na granulomę w wątrobie.
– Zgoda. To jeden z tych maleńkich kawałeczków, które udało mi się znaleźć u Franconiego.
– Hmmm – skomentowała Laurie i dalej przyglądała się preparatowi. – Dziwne, że użyli zainfekowanej wątroby do przeszczepu. Powinni chyba staranniej zbadać dawcę. Dużo te ziarniaka?
– Maureen na razie przygotowała tylko tę jedną próbkę. To jedyny przykład ziarniaka, który znalazłem, więc podejrzewam, że nie było go dużo. Ale oglądałem dopiero jeden mrożony preparat. Poza tym w preparatach mrożonych następuje lekki zanik cyst, które w naturalnym środowisku widoczne bywają gołym okiem. Zespół transplantacyjny musiał to widzieć i nie przejął się.
– Jednak nie ma żadnego zapalenia ogólnego. A to znaczy, że przeszczep przyjął się dość gładko – zauważyła Laurie.
– Wyjątkowo gładko. Zbyt gładko, ale to inne zagadnienie. Jak sądzisz, co jest pod wskaźnikiem?