-->

Tozsamoic Bournea

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tozsamoic Bournea, Ludlum Robert-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tozsamoic Bournea
Название: Tozsamoic Bournea
Автор: Ludlum Robert
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 278
Читать онлайн

Tozsamoic Bournea читать книгу онлайн

Tozsamoic Bournea - читать бесплатно онлайн , автор Ludlum Robert

M??czyzna, kt?ry wypad? podczas sztormu za burt? ma?ego trawlera, nie pami?ta ?adnych fakt?w ze swojego ?ycia. Pewne okoliczno?ci sugeruj?, ?e nie by? on zwyczajnym cz?owiekiem – zbyt wiele os?b interesuje si? jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderc?w usi?uje go zlikwidowa?. Sprawno??, z jak? sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszd?. Jego przeznaczeniem jest walka o prze?ycie i wyja?nienie tajemnic przesz?o?ci…

"To?samo?? Bourne'a" nale?y do najlepszych powie?ci Roberta Ludluma, pisarza przewy?szaj?cego popularno?ci? wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niekt?rzy twierdz?, ?e jest to jego najlepsze dzie?o, czego po?rednim dowodem kontynuacja w postaci nast?pnych dw?ch tom?w oraz doskona?y film i serial z Richardem Chamberlainem, ciesz?cy si? ogromnym powodzeniem na ca?ym ?wiecie.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 48 49 50 51 52 53 54 55 56 ... 141 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Nie wiesz, o czym mówisz!

– Po prostu odpowiadam! Na oślep! To dlatego musiałem przyjechać do Paryża! – obrócił się, podszedł do okna i chwycił ramę okienną. – Temu ma służyć ta cała gra – ciągnął. – Nie szukamy kłamstwa, szukamy prawdy, pamiętasz? Może do niej dotarliśmy, może gra ją ujawniła.

– Ten test niczego nie udowodnił. To pełna bólu gra przypadkowych wspomnień. Jeżeli taki tygodnik jak „Time” to wydrukował, to tę informację mogła za nim podać połowa gazet na świecie. Mogłeś to przeczytać gdziekolwiek!

– Jednak faktem jest, że to zapamiętałem.

– Nie do końca. Nie wiesz, skąd pochodzi imię Iljicz ani że ojciec Carlosa był komunistycznym adwokatem w Wenezueli. Sądzę, że to istotne szczegóły… Nawet nie wspomniałeś o Kubańczykach. Gdybyś to zrobił, doszlibyśmy do najbardziej szokującego przypuszczenia zawartego w tym artykule. Ale ty nie wspomniałeś o tym ani słowem!

– O czym ty mówisz?

– Dallas – powiedziała. – Listopad 1963 roku.

– Kennedy – odparł Bourne.

– To wszystko? Kennedy?

– A więc to się stało. – Jason znieruchomiał.

– Stało się, ale nie to chciałam wiedzieć.

– Wiem – powiedział bezbarwnym głosem Bourne, tak jakby mówił w próżni. – Trawiasty pagórek… „Płótniak” Billy.

– Czytałeś to!

– Nie.

– A więc czytałeś o tym wcześniej albo ktoś ci powiedział!

– Możliwe, ale nie ma to znaczenia, prawda?

– Przestań, Jasonie!

– Znów te słowa. Chciałbym.

– Co próbujesz mi powiedzieć? Jesteś Carlosem?

– Na Boga, nie. Carlos chce mnie zabić. Poza tym jestem pewien, że nie mówię po rosyjsku.

– A więc co?

– To, o czym powiedziałem na początku. Gra, która nazywa się „złap-w-pułapkę-żołnierza”.

– Żołnierza?

– Tak. Tego, który zdradził Carlosa. To jedyne wytłumaczenie, jedyny powód, że wiem to, co wiem. O wszystkim.

– Dlaczego powiedziałeś „zdradził”?

– Bo on naprawdę chce mnie zabić. Musi, ponieważ sądzi, że wiem o nim więcej niż ktokolwiek na świecie.

Marie siedziała skulona na łóżku. Podkurczyła nogi, a ręce ułożyła wzdłuż boków.

– To jest skutek zdrady. A jaka jest przyczyna? Jeśli to prawda, że to zrobiłeś, stałeś się… stałeś się… – Przerwała.

– Wziąwszy wszystko pod uwagę, jest trochę zbyt późno, żeby szukać przyczyn w sferze moralności – powiedział Bourne, widząc ból na twarzy ukochanej kobiety, która właśnie coś zrozumiała. – Przychodzi mi do głowy kilka powodów, stereotypowych sytuacji. Może doszło do walki między złodziejami… zabójcami.

– Bzdura! – krzyknęła Marie. – Nie ma nawet strzępka dowodu!

– Jest cała sterta i ty dobrze o tym wiesz. Mogłem zdradzić go dla kogoś, kto lepiej zapłacił, lub ukraść duże pieniądze. Oba te rozwiązania tłumaczyłyby konto w Zurychu. – Przerwał na chwilę, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w ścianę nad łóżkiem, wsłuchując się w swoje wnętrze. – To wyjaśniałoby też Howarda Lelanda, Marsylię, Bejrut, Stuttgart… Monachium. Wszystko. Fakty, których nie pamiętam, a które chcą wyjść na jaw. A zwłaszcza jeden: dlaczego unikam jego imienia. Dlaczego nigdy o nim nie wspominałem. Boję się. Jego się boję.

Zapadła cisza; powiedziano więcej niż te kilka słów o strachu. Marie skinęła głową.

– Jestem pewna, że w to wierzysz – powiedziała – i w pewnym sensie chciałabym, żeby to była prawda. Ale chyba tak nie jest. Chcesz w to wierzyć, bo w ten sposób podtrzymujesz swoją wersję. To daje ci odpowiedź… tożsamość. Może nie taką, której byś chciał, ale Bóg mi świadkiem, chyba lepsze to niż codzienne błądzenie po omacku po tym ohydnym labiryncie. Myślę, że wszystko jest od tego lepsze. – Przerwała. – I chciałabym, żeby to okazało się prawdą, bo wówczas nie bylibyśmy tutaj.

– Co?

– W tym właśnie jest sprzeczność, kochanie. Liczba albo znak, które nie pasują do twojego równania. Gdybyś rzeczywiście był tym, za kogo się uważasz, i gdybyś bał się Carlosa – a Bóg widzi, że powinieneś – Paryż byłby ostatnim miejscem na ziemi, gdzie by cię ciągnęło. Znajdowalibyśmy się gdzie indziej – sam tak powiedziałeś. Uciekałbyś. Odebrałbyś pieniądze z Zurychu i zniknął. A ty wracasz wprost do jaskini Carlosa. Tak nie postępuje człowiek, który się boi lub czuje się winny.

– Nie ma innych powodów. Przyjechałem do Paryża, żeby dowiedzieć się prawdy, to proste.

– A więc uciekaj. Jutro rano będziemy mieli pieniądze. Nic ciebie… nas nie zatrzymuje. To też proste. – Marie przyglądała mu się uważnie.

Jason spojrzał na nią i odwrócił wzrok. Podszedł do biurka i nalał sobie drinka.

– Pozostaje jeszcze Treadstone – powiedział bez przekonania.

– Dlaczego ma znaczyć więcej niż Carlos? To jest właśnie twoje prawdziwe równanie. Carlos i Treadstone. Człowiek, którego kiedyś bardzo kochałam, został zabity przez Treadstone. To dla nas jeszcze jeden powód do ucieczki, do przetrwania.

– A ja sądziłem, że chcesz, by złapano ludzi, którzy go zabili – powiedział Bourne. – Żeby za to zapłacili.

– Chcę. Nawet bardzo. Ale tym mogą się zająć inni. Mam pewien układ wartości i zemsta nie figuruje na czele tej listy. My jesteśmy na pierwszym miejscu. Ty i ja. Chyba że to tylko moje zdanie? Moje odczucia.

– Wiesz doskonale. – Mocniej ścisnął szklankę w dłoni i spojrzał na Marie. – Kocham cię – wyszeptał.

– Więc uciekajmy! – powiedziała, bezwiednie podnosząc głos. Postąpiła krok w jego stronę. – Zapomnijmy o tym wszystkim, naprawdę zapomnijmy. Uciekajmy jak najszybciej i jak najdalej! Uciekajmy!

– Ja… ja… – zająknął się Jason. Mgła, która pojawiła mu się przed oczami, utrudniała widzenie, doprowadzała do wściekłości. – Są… pewne sprawy.

– Jakie sprawy? Kochamy się, odnaleźliśmy się! Możemy wyjechać gdziekolwiek, być kimkolwiek. Nic nie jest w stanie nas zatrzymać, prawda?

Bourne czuł, jak pot występuje mu na czoło, czuł suchość w gardle.

– Nic nas nie zatrzyma. – Ledwo słyszał własny głos. – Muszę pomyśleć.

– O czym tu myśleć? – naciskała Marie. Zrobiła jeszcze jeden krok, zmuszając go, by na nią spojrzał. – Istniejemy tylko ty i ja, prawda?

– Tylko ty i ja – powtórzył cicho. Dusząca mgła przed oczami gęstniała, otaczała go ze wszystkich stron. – Wiem, wiem. Ale muszę pomyśleć. Jeszcze tyle muszę się dowiedzieć, tyle jeszcze musi wyjść na jaw.

– Dlaczego to takie ważne?

– Po prostu… jest.

– Nie wiesz?

– Tak… Nie, nie jestem pewien. Nie pytaj mnie o to teraz.

– Jeżeli nie teraz, to kiedy? Kiedy mogę o to zapytać? Kiedy to minie? I czy w ogóle minie?

– Przestań! – ryknął nagle, z trzaskiem odstawiając szklankę na drewnianą tacę. – Nie mogę uciekać! Nie będę! Zostanę tu! Muszę wiedzieć!

Marie podbiegła do niego. Położyła dłonie na jego ramionach, potem wytarła mu pot z twarzy.

– Wreszcie to powiedziałeś. Czy słyszysz siebie, kochanie? Nie możesz uciekać, bo im bardziej zbliżasz się do prawdy, tym bliższy jesteś obłędu. A jeślibyś uciekał, tym gorzej dla ciebie. To nie byłoby życie, lecz koszmar. Wiem o tym.

Spojrzał na nią i dotknął jej twarzy wyciągniętą dłonią.

– Wiesz?

– Oczywiście. Ale to ty musiałeś o tym powiedzieć, nie ja. – Przytuliła się do niego, kładąc mu głowę na piersi. – Musiałam cię zmusić do… To zabawne, ale ja naprawdę mogłabym uciec. Dziś w nocy mogłabym wsiąść do samolotu i odlecieć dokądkolwiek byś chciał; zniknąć i nie oglądać się za siebie. Byłabym szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu. Ale ty nie mógłbyś tego zrobić. To co jest – o ile jest – w Paryżu, tak by cię prześladowało, że po pewnym czasie nie mógłbyś już wytrzymać. Jest w tym jakaś obłąkana ironia losu, kochanie. Ja mogłabym z tym żyć, ale nie ty.

– Zniknęłabyś? Tak po prostu? – zapytał Jason. – A co z twoją rodzina, pracą, wszystkimi znajomymi?

– Nie jestem dzieckiem ani głuptasem – odparła pośpiesznie. – Musiałabym jakoś zatrzeć za sobą ślady ale nie przeżywałabym tego zbyt ciężko. Poprosiłabym o długi urlop z powodów zdrowotnych i osobistych. Stres, załamanie nerwowe; zawsze mogłabym wrócić – wydział by to zrozumiał.

1 ... 48 49 50 51 52 53 54 55 56 ... 141 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название