Ultimatum Bournea
Ultimatum Bournea читать книгу онлайн
W Zwi?zku Radzieckim Jason Bourne staje do ostatecznej rozgrywki ze swoim najwi?kszym wrogiem – s?ynnym terroryst? Carlosem – i tajnym mi?dzynarodowym stowarzyszeniem. ?eby przeszkodzi? pot??nej Meduzie w zdobyciu w?adzy nad ?wiatem, raz jeszcze musi zrobi? to, czego mia? nadziej? nie robi? nigdy wi?cej. I zwabi? Carlosa w ?mierteln? pu?apk?, z kt?rej ?ywy wyjdzie tylko jeden z nich…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Jest zastrzeżony, sir. To jeden z trzech numerów prywatnej rezydencji w Bostonie.
– Nazwisko?
– Gates, Randolph. Rezydencja znajduje się…
– Dziękuję, to mi wystarczy.
Aleks wiedział, że już uzyskał najważniejszą wiadomość. Randolph Gates, uczony, obrońca uprzywilejowanych, adwokat największych spośród wielkich i najpotężniejszych spośród potężnych. Wydawało się ze wszech miar słuszne, że to akurat on jest w jakiś sposób powiązany ze zgromadzonymi na kontach w europejskich bankach setkami milionów dolarów… Zaraz, chwileczkę! Wręcz przeciwnie, wszystko było nie tak! Przecież to szaleństwo, żeby prawnik i uczony o takiej pozycji miał cokolwiek wspólnego z tajną, całkowicie nielegalną organizacją w rodzaju "Meduzy". To nie miało najmniejszego sensu! Gates cieszył się nienaganną opinią nawet wśród swoich najbardziej zaciekłych wrogów. Był zrzędą i pedantem, wykorzystującym swą ogromną wiedzę i dokładność dla wygrywania częstokroć dość wątpliwych spraw, ale nikt nigdy nie śmiał zakwestionować jego nieskalanego wizerunku. Głoszone przez niego opinie wywoływały tak ogromny sprzeciw wśród bardziej liberalnie nastawionych prawników, że ci z pewnością już dawno wykorzystaliby każdą najmniejszą choćby okazję zdyskredytowania swego przeciwnika.
A jednak jego nazwisko pojawiło się sześć razy w kalendarzu człowieka z "Meduzy", obracającego setkami milionów dolarów przeznaczonych na wyposażenie i zaopatrzenie amerykańskich sił zbrojnych. Niezrównoważonego człowieka, którego rzekome samobójstwo okazało się w rzeczywistości morderstwem.
Na ekranie widniał ostatni zapis w dzienniku Swayne'a odnoszący się do "R.G." Pochodził z drugiego sierpnia, czyli sprzed niespełna tygodnia. Conklin odszukał ten zapis w leżącym na biurku kalendarzu. Do tej pory koncentrował się raczej na nazwiskach, nie na komentarzach, chyba że coś w szczególny sposób zwróciło jego uwagę. W tym względzie całkowicie zaufał swemu instynktowi. Gdyby wiedział od początku, kto kryje się pod inicjałami R.G., krótka notatka natychmiast wpadłaby mu w oko.
"RG nie zg się na wyzn mjr Crft, ale my mus go m. Otw. Paryż, 71 temu. 2 us zap."
Właściwie samo pojawienie się słowa Paryż powinno podziałać jak dzwonek alarmowy, ale w notatkach generała aż roiło się od egzotycznych nazw, jakby Swayne chciał zaimponować komuś, kto miałby okazję zapoznać się z zawartością notatników. Poza tym Conklin był już bardzo zmęczony i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby nie komputer, najprawdopodobniej nie natrafiłby na ślad doktora Randolpha Gatesa, Zeusa prawniczego Olimpu.
"Paryż, 7 1 temu. 2 us zap."
Pierwsza część nie wymagała wyjaśnień, druga, choć pozornie niezrozumiała, wbrew pozorom wcale nie była skomplikowana. "2" odnosiło się do wojskowego wywiadu znanego pod kryptonimem G- 2, "us zap." zaś oznaczało usunięty zapis o jakimś wydarzeniu, które tenże wywiad wykrył przed siedmiu laty w Paryżu. To, co Conklin miał przed sobą, było amatorską próbą wykorzystania wywiadowczego żargonu. "Otw." znaczyło tyle, co "otworzyć" i miało się skojarzyć ze słowem "klucz". Boże, Swayne był autentycznym kretynem! Aleks chwycił długopis i pośpiesznie zapisał notatkę w pełnej postaci, jaką udało mu się odtworzyć:
"Randolph Gates nie zgodzi się na wyznaczenie majora Crafta, Crofta albo nawet Christophera, bo "f" równie dobrze mogło być "s", ale my musimy go mieć. Kluczowa informacja znajduje się w usuniętym przez nas zapisie G- 2 o wydarzeniach sprzed siedmiu lat w Paryżu".
Nawet jeśli nie było to stuprocentowo wierne tłumaczenie, to zawierało ono wystarczająco dużo danych, żeby na ich podstawie podjąć konkretne działania, pomyślał Conklin, spoglądając na zegarek. Dochodziła trzecia dwadzieścia nad ranem; o tej porze niespodziewany dzwonek telefonu wstrząsnąłby nawet kimś o nieskazitelnie czystym sumieniu. Czemu nie? David… to znaczy Jason, miał rację. Liczy się każda godzina. Aleks podniósł słuchawkę i wystukał numer rezydencji w Bostonie, stan Massachusetts.
Telefon dzwoni i dzwoni, a ta suka nawet nie raczy go odebrać! Gates zerknął na podświetlony prostokąt w obudowie aparatu i poczuł, jak na ułamek sekundy przestaje mu bić serce. Dzwoniono pod jego zastrzeżony numer, znany zaledwie kilku osobom. Przetoczył się raptownie na bok; dziwny telefon z Paryża wytrącił go z równowagi bardziej, niż gotów był sam przed sobą przyznać. Na pewno chodziło o Montserrat! Przekazał fałszywą informację… Prefontaine okłamał go, a teraz Paryż domaga się wyjaśnień. Boże, oni wszystko ujawnią, zdemaskują go! Nie, przecież jest sposób, żeby wszystko wyjaśnić: prawda, szczera prawda. Dostarczy kłamców do Paryża albo podsunie ich człowiekowi, który został przysłany do Bostonu. Zastawi pułapkę na pijanego Prefontaine'a i tego nieudacznego detektywa i zmusi ich, by powtórzyli swoje łgarstwa jedynej osobie, która będzie mogła udzielić mu rozgrzeszenia… Telefon! Musi go odebrać! Nie może sprawiać wrażenia, że ma cokolwiek do ukrycia. Wyciągnął rękę i gwałtownym ruchem zdjął słuchawkę z widełek.
– Tak?
– Siedem lat temu, mecenasie – powiedział spokojny, cichy głos. – Chyba nie muszę ci przypominać, że dysponujemy wszystkimi dokumentami. Deuxieme Bureau okazało się nadzwyczaj skore do współpracy, znacznie bardziej od ciebie.
– Dobry Boże, okłamano mnie! – wykrzyknął chrapliwie Gates, siadając w panice na krawędzi łóżka. – Chyba nie wierzycie w to, że dostarczył bym fałszywych informacji! Musiałbym być szalony!
– Wiemy, że potrafisz być bardzo uparty. Poprosiliśmy o drobną przy sługę…
– Starałem się, przysięgam na Boga! Zapłaciłem piętnaście tysięcy dolarów, żeby nic się nie wydało… Oczywiście, nie chodzi o pieniądze…
– Zapłaciłeś…? – przerwał mu cichy głos.
– Mogę pokazać kopię czeku.
– Za co zapłaciłeś?
– Za informację, ma się rozumieć. Wynająłem byłego sędziego, który dysponuje rozległymi…
– Chodziło o informację na temat Crafta?
– Kogo?
– Crofta…?Christophera…?
– Kogo?
– Majora, mecenasie. Naszego majora.
– Jeśli nadaliście jej taki pseudonim, to tak, właśnie za to!
– Pseudonim?
– Kobieta i dwoje dzieci. Polecieli na wyspę Montserrat. Przysięgam, że tak mi powiedziano!
Rozległo się stuknięcie odkładanej słuchawki i połączenie zostało przerwane.