Ultimatum Bournea
Ultimatum Bournea читать книгу онлайн
W Zwi?zku Radzieckim Jason Bourne staje do ostatecznej rozgrywki ze swoim najwi?kszym wrogiem – s?ynnym terroryst? Carlosem – i tajnym mi?dzynarodowym stowarzyszeniem. ?eby przeszkodzi? pot??nej Meduzie w zdobyciu w?adzy nad ?wiatem, raz jeszcze musi zrobi? to, czego mia? nadziej? nie robi? nigdy wi?cej. I zwabi? Carlosa w ?mierteln? pu?apk?, z kt?rej ?ywy wyjdzie tylko jeden z nich…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Rozdział 12
To ta kobieta – powiedział przez telefon Aleks Conklin. – Z tego, co mówisz, wynika, że to była jego żona. Boże!
– Co prawda niczego to nie zmienia, ale też tak uważam – przyznał bez specjalnego przekonania Bourne. – Jeden Bóg wie, że miała wystarczająco dużo powodów, ale dlaczego nie powiedziała nic Flannaganowi? To nie ma żadnego sensu!
– Rzeczywiście, nie ma… – przyznał Conklin. – Daj mi Iwana – dodał po chwili zdecydowanym tonem.
– Tego lekarza? To on ma na imię Iwan?
– A bo co?
– Nic… Jest na zewnątrz. "Pakuje towar", jak sam się wyraził.
– Do swojego wozu?
– Tak. Zanieśliśmy ciało w…
– Dlaczego jest taki pewien, że to nie było samobójstwo? – przerwał mu Aleks.
– Swayne został nafaszerowany jakimiś prochami. Doktor powiedział, że zadzwoni później do ciebie i wszystko ci wyjaśni. Na razie chce się stąd jak najprędzej wydostać i życzy sobie, żeby do tego pokoju nikt nie wchodził dopóty, dopóki osobiście nie zawiadomisz policji. Zresztą sam to od niego usłyszysz.
– Jezu, to musi paskudnie wyglądać…
– Istotnie, nie ma się czym zachwycać. Co mam zrobić?
– Zaciągnij zasłony, jeśli są, sprawdź okna i, jeśli to możliwe, zamknij drzwi na klucz. Jeżeli nie ma zamka, poszukaj jakiegoś…
– Zamek jest, a w kieszeni Swayne'a znalazłem pęk kluczy – wpadł mu w słowo Jason. – Sprawdziłem; jeden z nich pasuje.
– To dobrze. Wychodząc, wytrzyj dokładnie klamkę i futrynę, najlepiej jakimś płynem do czyszczenia mebli.
– To nie powstrzyma kogoś, kto zechce tu wejść.
– Nie, ale być może pozwoli znaleźć potem jakieś jego ślady.
– Nie wiem, czy nie przesadzasz…
– Oczywiście, że przesadzam – odparł gniewnym tonem emerytowany oficer wywiadu. – Muszę wymyślić jakiś sposób na zneutralizowanie posiadłości bez pomocy Langley, jednocześnie powinienem przygotować jakąś uspokajającą historyjkę na wypadek, gdyby akurat któryś z dwudziestu paru tysięcy ludzi z Pentagonu zechciał się skontaktować z generałem. Nie wspomnę już o kupcach i dostawcach prowadzących z nim interesy… Boże, to po prostu niemożliwe!
– Wręcz przeciwnie: to jest doskonałe – odparł Bourne. W drzwiach gabinetu pojawił się doktor Iwan Jax. – Nasza zabawa w destabilizację zacznie się tutaj, na tej "farmie". Masz numer Kaktusa?
– Nie przy sobie. Przypuszczam, że został w domu w pudełku po butach.
– W takim razie zadzwoń do Mo Panova, on na pewno go ma, a potem skontaktuj się z Kaktusem i powiedz mu, żeby zadzwonił do mnie z jakiejś budki.
– Co ty znowu kombinujesz, do diabła? Zawsze, kiedy słyszę jego imię, dostaję gęsiej skórki.
– Sam mi powiedziałeś, że muszę zaufać jeszcze komuś oprócz ciebie. Właśnie postanowiłem to zrobić. Zadzwoń do niego, Aleks. – Jason odłożył słuchawkę. – Przepraszam pana, doktorze… Chociaż, zważywszy okoliczności, chyba mogę mówić do pana po imieniu. Witaj, Iwanie.
– Witaj, bezimienny przyjacielu. Jeśli o mnie chodzi, to wolę, żeby tak pozostało. Szczególnie po tym, jak usłyszałem pewne imię.
– Aleks? Nie, z pewnością nie o niego ci chodzi. – Bourne roześmiał się cicho i odszedł od biurka. – To z pewnością Kaktus, czyż nie tak?
– Przyszedłem zapytać, czy mam zamknąć bramę – powiedział Jax, puszczając mimo uszu pytanie.
– Czy sprawiłoby ci przykrość, gdybym powiedział, że pomyślałem o nim dopiero wtedy, kiedy cię zobaczyłem?
– Pewne skojarzenia są wręcz oczywiste. Więc jak będzie z tą bramą?
– Czy ty też jesteś dłużnikiem Kaktusa, doktorze? – zapytał Jason, patrząc prosto w twarz ciemnoskóremu mężczyźnie.
– Tak wielkim, że nawet przez myśl by mi nie przeszło wciągać go za sobą w takie bagno. Jest już starym człowiekiem, a niezależnie od wszelkich karkołomnych wniosków, jakie zechcą wysnuć ludzie z Langley, w tym domu popełniono dzisiaj brutalne morderstwo. Nie, z pewnością bym go w to nie mieszał.
– Ja, niestety, muszę. Nigdy by mi nie wybaczył, gdybym tego nie zrobił.
– Wygląda na to, że nie masz o sobie zbyt dobrego zdania, przyjacielu.
– Zamknij obie bramy, doktorze. Kiedy to zrobisz, włączę system alarmowy.
Jax zawahał się, jakby nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
– Posłuchaj… – zaczął niepewnie. – Niemal każdy normalny człowiek wie, po co mówi i robi różne rzeczy. Wydaje mi się, że ty jesteś normalny. Zadzwoń do Aleksa, gdybyś mnie potrzebował… Albo gdyby potrzebował mnie stary Kaktus.
Lekarz odwrócił się i wyszedł z pokoju.
Bourne rozejrzał się uważnie po gabinecie. W ciągu trzech godzin, jakie minęły od wyjazdu Flannagana i Racheli Swayne, przeszukał każdy centymetr kwadratowy pomieszczenia, a także mieszczącą się na piętrze osobną sypialnię generała. Przedmioty, które zamierzał zabrać, poustawiał na stoliku 'do kawy. Znajdowały się wśród nich trzy wykonane z brązowej skóry duże kołonotatniki z wyjmowanymi kartkami; pierwszy służył jako kalendarz spotkań, drugi jako prywatna książka telefoniczna ze wszystkimi wpisami sporządzonymi atramentem, trzeci zaś pełnił funkcję księgi rachunkowej i był niemal zupełnie pusty. Oprócz tego na mosiężnym blacie stolika leżały wyciągnięte z kieszeni generała luźne, pokryte notatkami kartki, karta klubu golfowego, a także portfel zawierający mnóstwo budzących szacunek wizytówek i bardzo mało pieniędzy. Bourne miał zamiar przekazać te wszystkie przedmioty Aleksowi w nadziei, że będą początkiem kolejnych tropów, choć przeczucie podpowiadało mu, że nie znajduje się wśród nich nic, co mogłoby dopomóc w rozwiązaniu zagadki nowej "Meduzy". Nie dawało mu to spokoju; coś takiego musiało przecież być w tym domu będącym prywatną twierdzą starego żołnierza… Wiedział, że i pod tym względem przeczucie go nie myli, lecz mimo to nie mógł nic znaleźć. Zaczął więc szukać ponownie, tym razem nie centymetr po centymetrze, lecz milimetr po milimetrze.
W kwadrans później, kiedy był zajęty zaglądaniem pod oprawione w ram- ki fotografie wiszące na ścianie na prawo od dużego, wychodzącego na trawnik okna, przypomniał sobie polecenie Conklina dotyczące zamknięcia okien i zaciągnięcia zasłon, by zabezpieczyć się przed czyjąś niespodziewaną wizytą lub niepowołanym spojrzeniem.
Jezu, to musi paskudnie wyglądać… Istotnie, nie ma się czym zachwycać…
I nie było. Wysokie trzyczęściowe okno zachlapane niemal do połowy krwią i fragmentami tkanki, mała wykonana z brązu klamka… Właśnie, nie przekręcono jej i okno było uchylone, nie więcej niż na pół centymetra, ale jednak otwarte. Bourne przyjrzał się uważnie zamknięciu i szybie; szkarłatno- białawe, zaschnięte teraz strużki i plamki były miejscami rozmazane i częściowo starte. Opuściwszy wzrok zrozumiał, dlaczego okno nie jest domknięte: poruszony przeciągiem brzeg zasłony dostał się między skrzydło a framugę i został tam przyciśnięty. Jason odsunął się, zaskoczony, ale nie zdumiony. | Znalazł to, czego szukał: brakujący fragment układanki, której tematem była śmierć generała Normana Swayne'a.
Ktoś wyszedł przez to okno po tym, jak celny strzał roztrzaskał na kawałki głowę generała. Ktoś, kto nie mógł ryzykować, że zostanie zauważony w holu lub przed frontowymi drzwiami. Ktoś, kto dobrze znał zarówno dom, jak i teren posiadłości… oraz psy. Bezwzględny morderca z "Meduzy". Niech to szlag trafi!
Kto? Kto to mógł być? Flannagan…? Żona Swayne'a…? Oni na pewno będą wiedzieć! Bourne rzucił się w stronę stojącego na biurku telefonu, ale zanim zdążył położyć dłoń na słuchawce, aparat zadzwonił. – To ty, Aleks?
– Nie, braciszku. Mówi stary przyjaciel. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, że możemy sobie tak swobodnie operować imionami.
– Nie możemy – odparł Jason, usiłując za wszelką cenę narzucić sobie spokój. – Przed chwilą coś się stało… Znalazłem coś!
– Opanuj się, chłopie. Co mogę dla ciebie zrobić?
– Potrzebuję cię tutaj. Masz czas?
W słuchawce rozległ się przytłumiony chichot.
– Czekaj no, niech sprawdzę… Co prawda powinienem wpaść na po siedzenia kilku zarządów spółek, a Biały Dom zaprosił mnie na śniadanie, ale… Gdzie i kiedy, braciszku?
– Na pewno nie sam, stary przyjacielu. Przyda się jeszcze przynajmniej trzech albo czterech. Da się to załatwić?
– Nie wiem. Kogo masz na myśli?
– Na przykład faceta, który odwoził mnie od ciebie do miasta. Masz może paru podobnych sąsiadów?
– Szczerze mówiąc, większość siedzi akurat w ciupie, ale może uda mi się paru znaleźć w zsypie na śmieci. Do czego ich potrzebujesz?
– Jako strażników. To naprawdę nic skomplikowanego. Ty będziesz siedział przy telefonie, a oni przy zamkniętych bramach, informując każdego, kto będzie pytał, że to teren prywatny i goście nie są mile widziani. Szczególnie jeśli jeżdżą wielkimi czarnymi limuzynami.
– Powinno im się spodobać.
– Zadzwoń do mnie, jak coś będziesz wiedział, to podam ci namiary. Bourne rozłączył się i natychmiast wykręcił numer Conklina w Viennie.
– Słucham?
– Doktor miał rację, a ja wypuściłem z rąk mordercę.
– Mówisz o żonie Swayne 'a?
– Nie, ale ona i jej sierżant wiedzą, kto to był. Muszą wiedzieć! Złap ich i przytrzymaj. Okłamali mnie, więc nasza umowa przestaje obowiązywać. Ten, kto spreparował to samobójstwo, musiał działać na polecenie "Meduzy". Chcę go mieć. Zaprowadzi nas na samą górę.
– Niestety, obawiam się, że nam się wymknął.
– Co ty chrzanisz, do cholery?
– Podobnie jak sierżant i jego oblubienica. Obydwoje zniknęli.
– Co to za wygłupy? O ile znam świętego Aleksa, a możesz mi wierzyć, że znam go dość dobrze, na pewno miał ich pod obserwacją od chwili, jak stąd wyjechali!
– Pod obserwacją elektroniczną, ale nie bezpośrednią. Sam się uparłeś, żeby trzymać CIA i Petera Hollanda z dala od "Meduzy".
– Co się właściwie stało?
– Zaalarmowałem komputery wszystkich międzynarodowych linii lotniczych w kraju. Według informacji z godziny dwudziestej trzydzieści nasza para miała zarezerwowane miejsca w samolocie Pan Amu startującym o dwudziestej drugiej do Londynu.