Kwiat Nieimiertelnoici
Kwiat Nieimiertelnoici читать книгу онлайн
Porucznik Eve Dallas z wydzia?u zab?jstw nowojorskiej policji ma przed sob? trudne zadanie. Pi?kna, s?awna modelka Pandora zosta?a w brutalny spos?b zamordowana, a g??wn? podejrzan? o zbrodni? jest Mavis Freestone, najserdeczniejsza przyjaci??ka Eve. Dallas, przekonana o jej niewinno?ci, postanawia wykry? prawdziwego sprawc?. Jednak coraz to nowe dowody ?wiadcz? przeciwko Mavis i wszyscy radz? Eve, aby zako?czy?a ?ledztwo. Wierna przyja?? obu kobiet zostaje wystawiona na ci??k? pr?b?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Teraz trochę w tym podłubiemy – powiedział Leonardo w zamyśleniu, po czym obrócił widniejący na ekranie projekt o sto osiemdziesiąt stopni. Z tyłu suknia była równie powłóczysta i elegancka jak z przodu, z rozcięciem do kolan. -Tren sobie darujemy.
– Tren?
– Nie, nie pasowałby do ciebie. – Uśmiechnął się i podniósł na nią oczy. – Ach, jeszcze głowa. Twoja fryzura.
Przyzwyczajona do złośliwych komentarzy, Eve przeczesała czuprynę palcami.
– Mogę je czymś zakryć, jeśli to konieczne.
– Nie, nie, nie. Do twarzy ci z takimi włosami. Zdumiona, opuściła rękę.
– Naprawdę?
– Tak. Najwyżej przydałoby się je trochę wymodelować. Mam taką znajomą… – Nie dokończył. – Ale kolor, wszystkie te odcienie brązu i złota, i ten nie do końca ujarzmiony styl idealnie do ciebie pasują. Wystarczy trochę przyciąć tu i ówdzie. – Zmrużył oczy i dokładnie jej się przyjrzał. – Nie, żadnego nakrycia głowy, żadnego welonu. Twoja twarz w zupełności wystarczy. Teraz zajmijmy się kolorem sukni i materiałem, z jakiego ma być uszyta. Najlepszy byłby jedwab, nie za gruby. – Skrzywił się lekko. – Mavis mi powiedziała, że Roarke nie zapłaci za suknię.
Eve z godnością wyprężyła pierś.
– Bo to ma być moja suknia.
– Uparta się i już – skwitowała Mavis. – Roarke nawet nie zauważyłby braku paru tysięcy kredytów.
– Nie w tym rzecz…
– Oczywiście, że nie. – Na twarz Leonarda znów wypłynął uśmiech. – Cóż, jakoś sobie poradzimy. No więc, jaki kolor? Biel raczej nie wchodzi w grę, suknia zbyt mocno kontrastowałaby z twoją karnacją.
Wydął wargi i zaczął eksperymentować z paletą. Eve, zafascynowana wbrew sobie samej, przyglądała się, jak śnieżna biel szkicu przechodzi w kolor śmietankowy, potem bladoniebieski, zielony i wszelkie inne barwy tęczy. Choć Mavis wpadła w zachwyt nad kilkoma odcieniami, Leonardo tylko potrząsał głową.
W końcu zdecydował się na jasny brąz.
– Tak, to jest to. Twoja skóra, oczy, włosy. Będziesz emanowała dostojeństwem. Jak bogini. Do sukni przydałby się naszyjnik, długości co najmniej siedemdziesięciu centymetrów. Albo jeszcze lepiej, podwójny, sześćdziesiąt i siedemdziesiąt centymetrów. Miedziany, wysadzany kamieniami. Rubiny, cytryn, onyks. Tak, tak, a do tego krwawnik i może parę turmalinów. O szczegółach porozmawiasz z Roarkiem.
Zazwyczaj Eve nie zwracała uwagi na ubrania, ale w tej chwili ogarnęło ją głębokie pragnienie, by jak najszybciej włożyć kreację Leonarda.
– Ta suknia jest piękna – powiedziała ostrożnie i w myśli przeanalizowała swoją sytuację finansową. – Tyle że nie mogę się zdecydować. Jedwab, ro-•nmiesz… to trochę przekracza moje możliwości.
– Uszyję tę suknię na własny koszt, ale w zamian musisz mi coś obiecać. – Z przyjemnością patrzył, jak w jej oczy wkrada się niepokój. – Po pierwsze, będę mógł zaprojektować suknię, w której Mavis przyjdzie na twój ślub, a po drugie, przygotowując wyprawę ślubną, skorzystasz z moich projektów.
– Nawet nie pomyślałam o wyprawie. Przecież mam ubrania.
– To porucznik Dallas ma ubrania – poprawił ją.
– Żonie Roarke'a potrzebne będą inne.
– Może jakoś dojdziemy do porozumienia.
– Uświadomiła sobie po raz kolejny, jak bardzo pragnie mieć tę przeklętą suknię. Już czuła ją na sobie.
– To wspaniale. Rozbierz się. Jej reakcja była błyskawiczna.
– Słuchaj no, dupku…
– Muszę wziąć miarę – szybko wyjaśnił Leonardo.
Eve przeszyła go takim spojrzeniem, że odruchowo wstał i cofnął się o krok. Ubóstwiał kobiety i doskonale zdawał sobie sprawę, czym jest ich gniew. Innymi słowy, bał się ich jak ognia.
– Traktuj mnie jak swojego lekarza. Nie mogę dobrze zaprojektować sukni, dopóki nie poznam twojego ciała. Jestem artystą i dżentelmenem – powiedział z godnością. – Ale jeśli czujesz się niepewnie, Mavis może tu zostać.
Eve przechyliła głowę na bok.
– Bez trudu dam sobie z tobą radę, koleś. Jeden zbędny ruch, jedna niewłaściwa myśl i przekonasz się o tym.
– Nie wątpię. – Ostrożnie wziął do ręki jakieś urządzenie. – To mój skaner – powiedział. – Za jego pomocą będę cię mógł bardzo dokładnie zmierzyć. Ale musisz się rozebrać, żeby pomiar był dokładny.
– Przestań chichotać, Mavis. Lepiej przynieś herbaty.
– Się robi. I tak już widziałam cię bez ubrania.
– Posłała Leonardowi kilka pocałunków i wyszła.
– Nie możemy zapomnieć o podszewce. Mam jeszcze parę pomysłów… co do twoich ubrań – dodał pospiesznie, kiedy Eve spojrzała na niego podejrzliwie. – Potrzebne będą suknie wieczorowe i mniej oficjalne. Gdzie spędzicie miesiąc miodowy?
– Nie wiem. Nie myślałam o tym. – Zrezygnowana zdjęła buty i rozpięła spodnie.
– Czyli Roarke chce ci zrobić niespodziankę. Komputer, tworzenie pliku, Dallas, pierwszy dokument, miara, karnacja, wzrost i waga. – Kiedy Eve ściągnęła koszulę, Leonardo podszedł do niej ze skanerem. – Stopy razem. Wzrost, metr siedemdziesiąt pięć centymetrów, waga pięćdziesiąt cztery kilogramy.
– Od jak dawna sypiasz z Mavis?
– Od około dwóch tygodni – odparł Leonardo w przerwie między recytowaniem kolejnych wymiarów. – Jest mi bardzo droga. Obwód talii sześćdziesiąt sześć centymetrów.
– Czy zacząłeś z nią sypiać po tym, jak powiedziała ci, że jej najlepsza przyjaciółka wychodzi za Roarke'a?
Leonardo zastygł w bezruchu, w jego złotych oczach błysnęła złość.
– Nie wykorzystuję Mavis, aby zdobyć to zlecenie. Myśląc tak, obrażasz ją.
– Chciałam się tylko upewnić. Widzisz, mnie też na jest bardzo droga. Jeśli mam cię zatrudnić, lepiej, żeby nie było między nami żadnych niedomówień. Dlatego…
Urwała w pół słowa. Do pracowni, niczym kometa, wpadła kobieta o wyszczerzonych idealnych zębach i czerwonych paznokciach zakrzywionych jak szpony, ubrana w obcisły, czarny spodnium.
– Ty zdradliwy, podstępny, zafajdany sukinsynu! – Rzuciła się na niego niczym pocisk z moździerza zmierzający do celu, a Leonardo, z szybkością i gracją, zrodzonymi z czystego strachu, wykonał unik.
– Pandoro, zaraz ci wszystko wytłumaczę…
– Ja ci dam tłumaczenia! -Wzięła spory zamach i jej szpony przecięły powietrze kilka centymetrów od oczu Dallas.
Było tylko jedno wyjście. Eve znokautowała rozwścieczoną napastniczkę.
– O Jezu, o Jezu. – Leonardo zwiesił swoje potężne ramiona i załamał ręce w rozpaczy.
2
– Musiałaś ją uderzyć?
Eve spojrzała na nieprzytomną kobietę.
– Owszem.
Leonardo odłożył skaner i westchnął ciężko.
– Teraz dopiero da mi popalić!
– Moja twarz, moja twarz. – Odzyskawszy przytomność, Pandora podniosła się z podłogi, obmacując szczękę. – Jest siniec? Widać go? Za godzinę mam sesję zdjęciową.
Eve wzruszyła ramionami.
– Mówi się trudno.
Nastrój poszkodowanej zmienił się w mgnieniu oka.
– Już ja cię załatwię, ty suko – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Możesz wybić sobie z głowy karierę modelki. Wiesz, kim jestem?
Eve nie miała ochoty na dyskusję, tym bardziej że wciąż była naga.
– Myślisz, że mnie to obchodzi?
– Co tu się dzieje? Dallas, uspokój się, on tylko chce wziąć miarę… Och. – Mavis wpadła do pracowni ze szklankami w rękach i stanęła jak wryta.
– Pandora!
– To ty. -Pandorze najwyraźniej zaczynało brakować inwencji w wymyślaniu nowych wyzwisk. Rzuciła się na Mavis, wytrącając jej szklanki z rąk. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Po chwili obie kobiety już tarzały się po podłodze, szarpiąc się za włosy.
– O Jezu. – Eve żałowała, że nie ma przy sobie pistoletu gazowego, bo przydałby się w tej chwili.
– Przestańcie, do cholery! Leonardo, pomóż mi je rozdzielić, zanim się nawzajem pozabijają. – Skoczyła między walczące, po czym zaczęła odciągać je od siebie. Dla własnej satysfakcji dźgnęła Pandorę łokciem w żebra. – Wsadzę cię do klatki, słowo honoru. – Z braku lepszego pomysłu, usiadła okrakiem na przeciwniczce i wyciągnęła odznakę z kieszeni spodni. – Przyjrzyj się temu, kretynko. Jestem gliną. Jak na razie, masz na koncie dwie próby pobicia. Mało ci jeszcze?