-->

Tozsamoic Bournea

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tozsamoic Bournea, Ludlum Robert-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tozsamoic Bournea
Название: Tozsamoic Bournea
Автор: Ludlum Robert
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 278
Читать онлайн

Tozsamoic Bournea читать книгу онлайн

Tozsamoic Bournea - читать бесплатно онлайн , автор Ludlum Robert

M??czyzna, kt?ry wypad? podczas sztormu za burt? ma?ego trawlera, nie pami?ta ?adnych fakt?w ze swojego ?ycia. Pewne okoliczno?ci sugeruj?, ?e nie by? on zwyczajnym cz?owiekiem – zbyt wiele os?b interesuje si? jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderc?w usi?uje go zlikwidowa?. Sprawno??, z jak? sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszd?. Jego przeznaczeniem jest walka o prze?ycie i wyja?nienie tajemnic przesz?o?ci…

"To?samo?? Bourne'a" nale?y do najlepszych powie?ci Roberta Ludluma, pisarza przewy?szaj?cego popularno?ci? wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niekt?rzy twierdz?, ?e jest to jego najlepsze dzie?o, czego po?rednim dowodem kontynuacja w postaci nast?pnych dw?ch tom?w oraz doskona?y film i serial z Richardem Chamberlainem, ciesz?cy si? ogromnym powodzeniem na ca?ym ?wiecie.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 30 31 32 33 34 35 36 37 38 ... 141 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Gdzie jesteśmy? – zapytał. Usłyszał swój głos, cichy i słaby, ale wyraźny.

– W Lenzburg; to taka mała wioska trzydzieści pięć kilometrów od Zurychu. Lekarz mieszka w pobliskim miasteczku, w Wohlen. Wpadnie do pana za tydzień, o ile pan tu jeszcze będzie.

– A jak… – Usiłował się podnieść, ale zabrakło mu sił. Kobieta położyła rękę na jego ramieniu, nakazując mu, żeby się nie ruszał.

– Opowiem panu wszystko i może wówczas znajdzie pan odpowiedź na swoje pytania… przynajmniej taką mam nadzieję, bo jeśli nie, to obawiam się, że nie będę umiała panu pomóc. – Stała bez ruchu, przyglądając mu się; po chwili opanowanym głosem mówiła dalej. – Jakiś bydlak mnie gwałcił, potem zgodnie z poleceniem miał mnie zabić. Nie było dla mnie żadnego ratunku. Na Steppdeckstrasse próbował ich pan powstrzymać, a kiedy to się panu nie udało, kazał mi pan krzyczeć, wrzeszczeć na całe gardło. Nic więcej nie mógł pan zrobić, a wołając do mnie, żebym krzyczała, ryzykował pan własne życie. Później uwolnił się pan… Nie wiem jak, ale wiem, że choć został pan ciężko ranny, wrócił pan, żeby mnie odszukać.

– Jego, nie panią – przerwał jej Jason.

– Już mi pan to mówił i moja odpowiedź brzmi tak samo jak poprzednio: nie wierzę panu. Nie dlatego, że kiepski z pana łgarz, ale dlatego, że nie zgadza się to z faktami. W pracy mam do czynienia ze statystyką, panie Washburn, panie Bourne, czy jak tam panu. Szanuję dane, potrafię też wyłapać najmniejsze nieścisłości. Tego mnie nauczono. Dwaj mężczyźni weszli za panem do tamtego budynku i sama słyszałam, jak pan mówi, że obaj żyją. Oni też mogliby pana rozpoznać. Podobnie jak właściciel „Drei Alpenhäuser”. Takie są fakty i wie pan o nich równie dobrze jak ja… Nie, pan wrócił po mnie. Wrócił pan i uratował mi życie.

– Niech pani mówi dalej – poprosił trochę już silniejszym głosem. – Co było potem?

– Potem podjęłam decyzję, najtrudniejszą decyzję w moim życiu. Wydaje mi się, że taką decyzję może podjąć tylko osoba, która była o krok od straszliwej śmierci i która zawdzięcza życie innemu człowiekowi. Postanowiłam panu pomóc… Poświęcić choć kilka godzin, ale pomóc panu w wydostaniu się z miasta.

– Dlaczego nie pojechała pani na policję?

– Chciałam; sama nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłam. Może z powodu gwałtu, naprawdę nie wiem. Jestem z panem szczera. Mówi się, że gwałt to najstraszniejsza rzecz, jaka może spotkać kobietę. Teraz wiem, że to prawda. Kiedy pan wrzasnął na tego drania, usłyszałam w pańskim głosie wściekłość i obrzydzenie. Choćbym bardzo chciała, do końca życia nie zapomnę tego, co mi się przydarzyło.

– Dlaczego nie pojechała pani na policję? – powtórzył.

– Ten człowiek w „Drei Alpenhäuser” powiedział, że policja pana szuka. Że podano numer telefonu, pod który należy dzwonić, gdyby się pana widziało. – Na moment zamilkła. – Nie mogłam pana oddać w ręce policji. Nie po tym, co pan dla mnie zrobił.

– Mimo że wiedziała pani, kim jestem?

– Wiedziałam tylko to, co usłyszałam, a to, co usłyszałam, nijak nie przystawało do obrazu rannego człowieka, który uratował mi życie narażając własne.

– Niezbyt mądre rozumowanie.

– Myli się pan, panie… Bourne, prawda? Tak on pana nazwał… Potrafię bardzo mądrze rozumować.

– Uderzyłem panią. Groziłem śmiercią.

– Gdybym była na pana miejscu i jakieś typy próbowałyby mnie zabić, to jeśli dałabym radę, postąpiłabym dokładnie tak samo…

– Więc wywiozła mnie pani z Zurychu…

– Ale nie od razu. Przez pół godziny jeździłam bez celu, musiałam się uspokoić, podjąć decyzję. Jestem osobą działającą metodycznie.

– Zaczynam to dostrzegać.

– Byłam roztrzęsiona, w opłakanym stanie. Potrzebne mi było jakieś ubranie, szczotka do włosów, kosmetyki. Nie mogłam się nikomu pokazać na oczy. Zatrzymałam się przy budce telefonicznej nad rzeką, nikt nie kręcił się w pobliżu, więc wysiadłam i zadzwoniłam do hotelu…

– Z kim pani rozmawiała? Z tym Francuzem? Z Belgiem?

– Nie. Oni byli na odczycie Bertinellego i pomyślałam sobie, że jeśli rozpoznali mnie wtedy na scenie, to na pewno podali moje nazwisko policji. Rozmawiałam z kobietą, która jest członkiem naszej delegacji. Nie poszła na odczyt, bo nie cierpi Bertinellego. To moja przyjaciółka, pracujemy razem od kilku lat. Powiedziałam jej, żeby się nie przejmowała, jeśli cokolwiek dziwnego o mnie usłyszy. Że nic mi nie jest, a jeśli ktoś zacznie o mnie wypytywać, niech powie, że spędzam wieczór… a gdyby co, to nawet noc… ze znajomym. Że po prostu wyszłam wcześniej z odczytu.

– Istotnie, działa pani bardzo metodycznie.

– Tak. – Pozwoliła sobie na lekki uśmiech. – Poprosiłam, żeby poszła do mojego pokoju… mieszkamy na tym samym piętrze, i pokojówka, która pracuje na nocną zmianę, wie, że się przyjaźnimy… więc poprosiłam, by tam poszła i jeśli nikogo w pokoju nie będzie, to żeby spakowała mi do walizki trochę ciuchów i kosmetyków. Powiedziałam, że zadzwonię do niej za pięć minut.

– I co, bez protestu zastosowała się do pani poleceń?

– Mówiłam panu, że to moja przyjaciółka. Wiedziała, że nic mi nie jest… byłam może podekscytowana, ale to nie powód do obaw. Prosiłam ją tylko o drobną przysługę. – Na moment zamilkła. – Pewnie myślała, że mówię prawdę.

– Co dalej?

– Zadzwoniłam; miała już moje rzeczy, spakowane.

– Czyli panowie delegaci nie zawiadomili policji. W przeciwnym razie pokój byłby zamknięty i pod obserwacją.

– Może, nie wiem. Jeśli zawiadomili później, to policja przesłuchała moją znajomą, a ona powiedziała im to, co usłyszała ode mnie.

– No dobrze, znajoma z pani rzeczami była w hotelu, a pani nad rzeką. W jaki sposób…

– To było łatwe. Trochę jak z kiepskiego romansu, ale łatwe. Powiedziała pokojówce, że chcę uniknąć spotkania z pewnym facetem z hotelu, bo umówiłam się z innym na mieście, że potrzebuję torby ze zmiana bielizny, że czekam w samochodzie przy rzece i czy nie wie, jak można by mi tę torbę dostarczyć… Przywiózł ją kelner, który właśnie skończył służbę.

– Nie zdziwił go pani wygląd?

– Nie miał okazji mi się przyjrzeć. Bagażnik otworzyłam wcześniej, a później nie ruszając się z samochodu poprosiłam, żeby wrzucił tam torbę. Na kole zapasowym zostawiłam banknot dziesięciofrankowy.

– Jest pani kobietą nie tylko działającą metodycznie, ale i bardzo niezwykłą.

– Przesadza pan.

– A jak znalazła pani lekarza?

– Zapytałam konsjerża… tak się tu na nich mówi, prawda? Zanim ruszyliśmy w drogę, okryłam pana najlepiej jak mogłam, zatamowałam krwawienie na tyle, na ile to było możliwe. Jak większość osób znam podstawowe zasady udzielania pierwszej pomocy. Musiałam pana częściowo rozebrać; właśnie wtedy trafiłam na plik pieniędzy, jaki miał pan przy sobie i zrozumiałam, o co panu chodziło z lekarzem, który trzymałby język za zębami. Mój Boże, ma pan dziesiątki tysięcy dolarów. Znam tutejszy kurs wymiany.

– To tylko drobna część.

– Słucham?

– Nie, nic. – Znów usiłował się podnieść i znów okazało się to dla niego zbyt dużym wysiłkiem. – Nie boi się mnie pani? I tego, co pani zrobiła?

– Boję się. Ale wiem, co pan zrobił dla mnie.

– Na pani miejscu nie byłbym taki ufny.

– Pan chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z własnego położenia. Jest pan nadal bardzo osłabiony, a ja mam broń. Poza tym jest pan całkiem nagi.

– Całkiem?

– Całkiem. Wyrzuciłam wszystko, nawet pańskie slipy. Wyglądałby pan dość zabawnie biegnąc po ulicy w samym pasku na pieniądze.

Mimo bólu Bourne roześmiał się, przypominając sobie markiza de Chambord w La Ciotat.

– Bardzo metodycznie pani działa.

– Owszem.

– I co teraz?

– Zapisałam panu nazwisko lekarza i opłaciłam pokój na tydzień. Konsjerż będzie przynosił panu posiłki, w południe otrzyma pan pierwszy. Ja wyjadę za kilka godzin; dochodzi już szósta, niedługo powinno się rozwidnić. Wrócę do hotelu po resztę swoich rzeczy i po bilet lotniczy i postaram się nikomu nie pisnąć o panu słówka.

1 ... 30 31 32 33 34 35 36 37 38 ... 141 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название