Jeden falszywy ruch
Jeden falszywy ruch читать книгу онлайн
Myron Bolitar podejmuje si? ochrony czarnosk?rej gwiazdy ?e?skiej koszyk?wki, Brendy, n?kanej telefonicznymi pogr??kami. Jest inteligentna, pi?kna, ma poczucie humoru, lecz brak jej agenta. Czy k?opoty Brendy maj? zwi?zek z tajemniczym znikni?ciem jej matki przed dwudziestoma laty oraz z niewyja?nion? ?mierci? ?ony aktualnego kandydata na gubernatora, milionera Arthura Bradforda? Co sta?o si? z ojcem Brendy, kt?ry jakby rozp?yn?? si? w powietrzu, po wybraniu z konta wszystkich pieni?dzy? Wspierany przez niezawodnego przyjaciela, Wina, Myron musi stawi? czo?a miejscowej mafii, oraz dotrze? do sedna mrocznej tajemnicy, za kt?r? jedni s? gotowi umrze?, a inni zabi?…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Skinął głową. Dobrze ją rozumiał. Boisko było pocieszeniem.
– I zagrać w meczu inauguracyjnym.
Ponownie skinął głową. Horace też pewnie by tego chciał.
Skręcili w pobliżu Mountain High School i podjechali pod dom Mabel Edwards. Na ulicy parkowało co najmniej z tuzin samochodów, głównie amerykańskich, starych i zdezelowanych. Przy drzwiach stała murzyńska para w odświętnych strojach. Mężczyzna nacisnął dzwonek. Kobieta trzymała półmisek z jedzeniem. Spojrzeli groźnie na Brendę i odwrócili się plecami.
– Widzę, że czytali gazety – powiedziała.
– Nikt nie myśli, że ty to zrobiłaś.
Z jej miny wyczytał, że nie życzy sobie pocieszania.
Doszli do drzwi i stanęli za murzyńską parą. Para fuknęła i odwróciła wzrok. Mężczyzna zastukał butem. Kobieta demonstracyjnie westchnęła. Myron otworzył usta, ale Brenda zamknęła mu je zdecydowanym ruchem głowy. Już czytała w jego myślach.
Otworzono drzwi. W środku było pełno ludzi. Wszyscy ładnie ubrani. Sami czarni. Dziwne, że to zauważał. Czarną parę. Czarnych ludzi w środku. Poprzedniego wieczoru nie dostrzegł nic nadzwyczajnego w tym, że wszyscy oprócz Brendy są biali. Prawdę mówiąc, nie pamiętał wypadku, by w jakimkolwiek barbecue w sąsiedztwie uczestniczył jakiś Murzyn. Więc dlaczego go zaskoczyło, że jest tu jedynym białym? I dlaczego czuł się z tego powodu dziwnie?
Murzyńska para zniknęła w środku, jakby wessał ją wir. Brenda się zawahała. Gdy wreszcie przekroczyli próg, przypominało to scenę w saloonie z filmu z Johnem Wayne’em. Szmer głosów urwał się tak nagle, jakby ktoś zgasił radio. Wszyscy się odwrócili i wpatrzyli we wchodzących. Przez pół sekundy Myron myślał, że chodzi o kolor skóry – był tu jedynym białym – lecz zaraz się zorientował, że swą niechęć skupiają na córce w żałobie.
Brenda miała rację. Myśleli, że to zrobiła.
W pokoju było tłoczno, gorąco i duszno. Wentylatory wirowały bezsilnie. Mężczyźni rozchylali kołnierzyki, łapiąc powietrze. Twarze spływały potem. Myron spojrzał na Brendę. Wydała mu się mała, samotna i wystraszona, ale nie odwróciła wzroku. Poczuł, że bierze go za rękę. Oddał jej uścisk. Stała prosto jak trzcina, z wysoko uniesioną głową.
Tłum trochę się rozstąpił i wyłoniła się Mabel Edwards. Oczy miała czerwone i zapuchnięte. W ręku ściskała zwiniętą chusteczkę. Zebrani zwrócili na nią spojrzenia, czekając, co zrobi. Na widok siostrzenicy rozpostarła ramiona i przyzwała ją gestem do siebie. Brenda bez wahania pomknęła w grube, miękkie objęcia ciotki, złożyła głowę na jej ramieniu i po raz pierwszy zaszlochała. Nie był to płacz, tylko rozdzierający szloch.
Kołysząc Brendę w ramionach, Mabel klepała ją po plecach i pocieszała łagodnie. Ale cały czas wodziła oczami po pokoju jak matka wilczyca, gasząc wszelkie niechętne spojrzenia rzucane w stronę bratanicy.
Tłum już nie patrzył na nich, wrócił normalny szum. Myron poczuł, jak rozkurcza mu się żołądek. Poszukał wzrokiem znajomych twarzy. Rozpoznał dwóch koszykarzy, przeciw którym grał w szkole średniej i w lidze. Pozdrowili go skinieniami. Odpowiedział im tym samym. Przez pokój przeleciał malec, wyjąc jak syrena. Myron rozpoznał w nim dzieciaka ze zdjęć stojących na kominku. Wnuczek Mabel. Syn Terence’a Edwardsa.
A gdzie był kandydat Edwards?
Myron ponownie rozejrzał się po pokoju. Ani śladu Terence’a. Mabel i Brenda wreszcie się rozłączyły. Brenda otarła oczy, a kiedy ciotka wskazała jej łazienkę, skinęła głową i szybko wyszła.
Mabel, wpatrując się w Myrona, podeszła do niego i bez wstępów spytała:
– Wiesz, kto zabił mojego brata?
– Nie.
– Ale go znajdziesz.
– Tak.
– Masz jakieś podejrzenia?
– Tylko podejrzenia – odparł. – Nic więcej.
Skinęła głową.
– Dobry z ciebie chłopak, Myron – powiedziała.
Kominek pełnił poniekąd rolę ołtarza. Zdjęcie Horace’a otaczały świece i kwiaty. Patrząc na uśmiech, którego nie widział od dziesięciu lat i miał już nigdy nie zobaczyć, Myron wcale nie czuł się dobry.
– Muszę zadać pani jeszcze kilka pytań – odparł.
– Proszę bardzo.
– Także na temat Anity.
Mabel utkwiła w nim wzrok.
– Wciąż myślisz, że Anita ma jakiś związek z tym wszystkim?
– Tak. Chciałbym też przysłać tu kogoś, żeby sprawdził pani telefon.
– Dlaczego?
– Jest na podsłuchu.
– Ale kto chciałby mnie podsłuchiwać? – spytała zmieszana.
Zrezygnował ze spekulacji.
– Nie wiem – odparł. – Czy pani brat, dzwoniąc tutaj, wspomniał o Holiday Inn w Livingston?
W jej oczach zaszła zmiana.
– Dlaczego o to pytasz?
– Dzień przed zniknięciem Horace zjadł tam lunch z kierowniczką. Był to ostatni rachunek, jaki zapłacił kartą. Poza tym wpadliśmy tam dziś z Brendą i motel wydał się jej znajomy. Ma wrażenie, że była w nim kiedyś z Anitą.
Mabel zamknęła oczy.
– Co się stało? – spytał.
Do domu weszli nowi żałobnicy, niosąc półmiski zjedzeniem.
Mabel z miłym uśmiechem przyjęła kondolencje, mocno ściskając im dłonie. Myron czekał.
– Horace nie wspomniał przez telefon o Holiday Inn – powiedziała mu w wolnej chwili.
– Jeszcze jedno pytanie.
– Tak?
– Czy Anita była kiedyś z Brendą w tym motelu?
Do pokoju weszła Brenda. Spojrzała na nich. Mabel położyła dłoń na ramieniu Myrona.
– Nie pora na taką rozmowę – powiedziała.
Skinął głową.
– Możesz przyjechać jutro wieczorem? Sam.
– Tak.
Zostawiła go zajęła się rodziną i przyjaciółmi brata. Myron znowu poczuł się jak intruz, lecz tym razem wcale nie z powodu barwy skóry.
Szybko wyszedł.
20
W samochodzie włączył komórkę. Były dwa telefony. Jeden od Esperanzy z agencji, drugi od Jessiki. Po krótkim namyśle – bo właściwie nie było się nad czym zastanawiać – zadzwonił do hotelu w Los Angeles. Czy, oddzwaniając do Jessiki niezwłocznie, zachował się jak mięczak? Być może. Jednakże we własnych oczach okazał wyjątkową dojrzałość. Ktoś mógłby nazwać go pantoflarzem, ale kombinacje, gierki i podchody nie były w jego stylu.
Hotelowa telefonistka połączyła go z pokojem Jessiki, jednak nikt nie podniósł słuchawki. Zostawił wiadomość i zadzwonił do agencji.
– Mamy duży problem – oznajmiła Esperanza.
– W niedzielę?
– Pan Bóg wziął sobie wolne, ale nie właściciele drużyn.
– Słyszałaś o Horasie Slaughterze?
– Tak. Przykro mi, że straciłeś przyjaciela, ale mamy robotę. I problem.
– Jaki?
– Yankees sprzedają Lestera Ellisa. Do Seattle. Na jutro zwołali konferencję prasową.
Myron potarł grzbiet nosa.
– Od kogo się dowiedziałaś?
– Od Devona Richardsa.
Rzetelne źródło. Cholera!
– Czy Lester o tym wie?
– Nie.
– Wścieknie się.
– Mnie to mówisz?
– Masz jakieś propozycje?
– Żadnych – odparła Esperanza. – Drobna korzyść z bycia podwładną.
Komórka zasygnalizowała, że ktoś dzwoni.
– Zadzwonię – zapowiedział i przełączył linię. – Halo?
– Ktoś mnie śledzi – oznajmiła Francine Neagly.
– Gdzie jesteś?
– Przy supermarkecie A amp;P, niedaleko ronda.
– Co to za samochód?
– Niebieski buick skylark. Kilkuletni. Z białym dachem.
– Numer rejestracyjny?
– New Jersey, cztery, siedem, sześć, cztery, pięć, T.
– Kiedy zaczynasz służbę? – spytał po chwili.
– Za pół godziny.
– W samochodzie czy przy biurku?
– Przy biurku.
– Dobra, przejmę go.
– Przejmiesz?
– Zostajesz w komendzie, więc nie będzie marnował pięknej niedzieli na czekanie. Pojadę za nim.
– Pośledzisz śledzącego?
– Tak. Pojedź Mount Pleasant do Livingston Avenue. Tam go przejmę.
– Myron?
– Tak?
– Jeżeli to duża sprawa, chcę się włączyć.
– Jasne.
Rozłączyli się. Myron zawrócił do Livingston. Zaparkował przy Memorial Circle, w pobliżu skrzyżowania z Livingston Avenue. Miał stamtąd dobry widok na komendę policji i łatwy dojazd do wszystkich tras. Silnik zostawił na chodzie, obserwując półmilowe „rondo”, tłumnie odwiedzane przez livingstończyków. Przechadzające się wolno, zwykle dwójkami, starsze panie, z których co odważniejsze wymachiwały hantelkami. Pary po pięćdziesiątce i sześćdziesiątce, wiele z nich – miły obrazek – w jednakowych dresach. Wlokące się noga za nogą nastolatki, którym usta pracowały znacznie intensywniej niż kończyny i mięśnie sercowo-naczyniowe. Mijający ich jakby byli powietrzem zaprzysięgli biegacze z zaciętymi minami, w lśniących okularach, demonstrowali nagie brzuchy. Nagie brzuchy! Nawet mężczyźni! Co się wyrabiało?!