Smiertelna ekstaza
Smiertelna ekstaza читать книгу онлайн
Drew Mathias, zdolny elektronik i entuzjasta gier komputerowych, nie mia? ?adnego powodu, ?eby odebra? sobie ?ycie. Podobnie jak wzi?ty nowojorski adwokat S.T. Fitzhugh, wp?ywowy senator Peary czy Cerise Devane, przebojowa w?a?cicielka popularnego brukowca. Tych czworga nie ??czy?o nic poza tym, ?e postanowili odej?? z tego ?wiata. ?ledztwo nie przynios?o ?adnego rezultatu, ale porucznik Eve Dallas z nowojorskiej policji nie chce uwierzy?, ?e by?y to samob?jstwa. Kto jednak i dlaczego chcia?by pozbawi? ?ycia czworo niezwi?zanych ze sob? ludzi? I jak tego dokona??
Porucznik Dallas postanawia mimo wszystko poszuka? odpowiedzi na te pytania. Oczywi?cie mo?e liczy? na pomoc ?wie?o po?lubionego m??a – superprzystojnego, superinteligentnego i bogatego Raorke’a – kt?ry kocha j? do szale?stwa i zrobi dla niej wszystko.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Naprawdę? – Reeanna zaintrygowana nachyliła się nad stolikiem.
– Dobrze ją pani zna?
– Bardzo dobrze. Eve to… opanowana osoba.
– Lubi ją pani – zauważyła Reeanna, kiwając przy tym głową.- Mam nadzieję, iż nie zrozumie mnie pani źle, jeśli powiem, że nie tego się spodziewałam, kiedy Roarke powiedział mi, że się żeni. W ogóle sam fakt, że zamierzał się żenić był dla mnie niespodzianką, ale jego wybrankę wyobrażałam sobie jako wymuskaną i przemądrzałą kobietę. Detektyw od zabójstw, który nosi broń z taką swobodą, jak inne kobiety naszyjnik po babci, nie pasował do mojej koncepcji wyboru Roarke”a. Mimo to pasują do siebie. Można nawet powiedzieć
– dodała z uśmiechem – że są sobie przeznaczeni.
– Tu akurat mogę się zgodzić.
– A teraz proszę mi powiedzieć, co pani sądzi o hodowaniu DNA?
– Cóż… – Mira z zadowoleniem rozsiadła się wygodniej, szykując się do rozmowy o pracy, o której lubiła mówić o każdej porze.
Przy swoim biurku Eve przerzucała informacje, jakie udało jej się zebrać na temat Fitzhugha, Mathiasa i Pearly”ego. Nie mogła znaleźć żadnego wspólnego śladu, nic. Jedyną ich wspólną cechą był chyba tylko fakt, że nigdy wcześniej nie przejawiali żadnych skłonności samobójczych.
– Prawdopodobieństwo, że te sprawy mają ze sobą jakiś związek? – rzuciła komputerowi.
Obliczanie. Prawdopodobieństwo: pięć i dwie dziesiąte procent.
– Czyli niewiele. – Eye odruchowo wstrzymała oddech, gdy jej małym oknem wstrząsnął huk przelatującego nieopodal airbusa.
Prawdopodobieństwo zabójstwa Fitzhugha, w świetle obecnych danych.
Według obecnych danych, prawdopodobieństwo zabójstwa wynosi osiem koma trzy procent.
– Daj sobie spokój, Dallas – powiedziała do siebie. – Rzuć to w diabły.
Odsunęła krzesło i spojrzała na zatłoczone niebo za oknem biura. Predestynacja. Los. Piętno genetyczne. Gdyby uwierzyła w to wszystko, jaki sens miałaby jej praca – i całe jej życie? Jeżeli nie ma wyboru i nic nie można zmienić, to po co walczyć o czyjeś życie albo wyjaśniać okoliczności śmierci, kiedy przegra się walkę?
Jeżeli wszystko jest zakodowane fizjologicznie, zatem musiała się po prostu kierować tym zapisem, jadąc do Nowego Jorku i zmagając się z przeciwnościami losu, żeby zostać w życiu kimś. I pewnie to jakaś plama na kodzie okryła cieniem wczesne lata jej życia, które fragmentami wracały do niej nawet dziś.
Czyżby kod mógł zaskoczyć nagle i uczynić z niej odbicie tego potwora, którym był jej ojciec?
Nie wiedziała nic o swoich krewnych. Matka była białą plamą w jej pamięci. Jeśli miała jakieś rodzeństwo, ciotki, wujów, dziadków to wszystkie związane z nimi wspomnienia przepadły. Nie miała nikogo, na kim by mogła oprzeć swój genetyczny kod – poza tamtym człowiekiem, który bił ją i gwałcił przez całe dzieciństwo, dopóki przerażona i pełna bólu nie odparowała ciosu.
I zabiła go.
W wieku ośmiu lat miała krew na rękach. Czy właśnie dlatego została gliną? Może bezustannie próbowała zmyć z siebie tę krew, używając praw i reguł, które wielu wciąż nazywało sprawiedliwością?
– Dallas? Poruczniku? – Peabody położyła jej dłoń na ramieniu odskoczyła, gdy Eve raptownie drgnęła. – Przepraszam. Wszystko w porządku?
– Nie. – Eve zasłoniła oczy. Dyskusja nad deserem poruszyła ją bardziej niż przypuszczała. – Głowa mnie boli.
– Mam trochę służbowych środków przeciwbólowych.
– Nie. – Eve bała się leków, nawet przydzielanych oficjalnie, w małych dawkach. – Minie. Wyczerpały mi się pomysły w sprawie Fitzhugha. Feeney dał mi wszystkie dostępne dane o tamtym dzieciaku z Olimpu, ale nie mogę znaleźć żadnych powiązań między nim,
Fitzhughem i senatorem. Nie mam nic poza tym gównem na Arthura i Leanore. Mogłabym zażądać wykrywacza kłamstw, ale nie dostanę pozwolenia. Sprawę trzeba będzie zamknąć najdalej za dwadzieścia cztery godziny.
– Ciągle uważasz, że te sprawy są powiązane?
– Chcę, żeby były powiązane, a to różnica. Chyba nie tego się spodziewałaś w pierwszej sprawie, którą razem prowadzimy, co?
– Funkcja twojej asystentki to najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu trafiła. – Peabody zarumieniła się lekko. – Będę ci wdzięczna, nawet gdybyśmy utknęły w umorzonych sprawach na najbliższe pół roku. Zawsze mnie czegoś nauczysz.
Eye oparła się na krześle.
– Nietrudno cię zadowolić, Peabody.
Peabody spojrzała jej w oczy.
– To nie tak. Kiedy nie dostaję tego, co najlepsze, staję się nieznośna.
Eye roześmiała się, odgarniając włosy z czoła.
– Czy ty się czasem nie podlizujesz?
– Nie. Gdybym się podlizywała, rzucałabym jakieś osobiste uwagi, na przykład takie, że małżeństwo bardzo ci służy, poruczniku. Nigdy nie wyglądałaś lepiej. – Peabody uśmiechnęła się, gdy Eye parsknęła pogardliwie. – Wtedy bym się podlizywała.
– Przyjęłam do wiadomości. – Eye zastanowiła się przez chwilę, po czym spojrzała na nią z ukosa. – Nie mówiłaś mi czasem, że twoja rodzina jest z Wolnego Wieku?
Peabody nie odwróciła oczu, ale uczyniła taki gest, jakby chciała to zrobić.
– Tak jest.
– Rzadko się zdarza, żeby z takiej rodziny pochodził gliniarz. Artyści, rolnicy, czasem jakiś naukowiec i mnóstwo rzemieślników.
– Nie podobało mi się tkanie mat.
– A potrafisz to robić?
– Jeśli ktoś trzyma mnie na muszce.
– Jak to się więc stało? Rodzina cię wkurzyła i postanowiłaś z nimi zerwać, żeby poświęcić się zajęciom bardzo dalekim od pacyfizmu?
– Ależ nie. – Zdumiona tym gradem pytań, Peabody wzruszyła ramionami. – Moja rodzina jest świetna. Cały czas mam z nimi kontakt. Nie potrafią zrozumieć, co robię i co chcę robić, ale nigdy nie próbowali mi tego uniemożliwiać. Po prostu chciałam iść do policji, tak jak mój brat chciał zostać stolarzem, a moja siostra farmerem. Jednym z dogmatów Wolnego Wieku jest autoekspresja.
– Ale nie pasujesz do kodu genetycznego – mruknęła Eye, bębniąc palcami w biurko. – Nie pasujesz. Dziedziczność, środowisko, typ genów – wszystko powinno mieć na ciebie wpływ.
– Źli ludzie chcieli, żeby tak było – odparła poważnie. – Ale trafiłam tutaj, żeby pilnować bezpieczeństwa w naszym mieście.
– Jeżeli masz nieprzepartą ochotę tkać maty…
– Dowiesz się pierwsza, kiedy zechcę do tego wrócić.
Komputer Eye dwukrotnie zadźwięczał sygnalizując, że pojawiły się nowe dane.
– Dodatkowy raport z autopsji tego dzieciaka. – Eve dała Peabody znak, żeby podeszła bliżej. – Wymień wszystkie nieprawidłowości w mózgu – poleciła.
Mikroskopijna nieprawidłowość, prawa półkula mózgowa, przedni płat, lewy wycinek. Nie wyjaśniona. Dalsze badania i testy w toku.
– No, no, chyba wreszcie coś mamy. Obraz przedniego płata mózgu i nieprawidłowości. – Na ekranie pojawił się przekrój mózgu.
– Jest. – Eye stuknęła palcem w monitor, czując skurcz podniecenia w żołądku. – Ten maleńki cień, jak ślad po ukłuciu igłą, widzisz?
– Ledwo, ledwo. Peabody zbliżyła twarz, prawie przyciskając się policzkiem do Eve. – Wygląda jak plama na monitorze.
– Nie, to ślad w mózgu. Powiększenie wycinka sześć, dwadzieścia procent.
Obraz poruszył się i ekran wypełnił fragment z drobnym cieniem na powierzchni.
– Bardziej wygląda na oparzenie niż dziurę – powiedziała na wpół do siebie Eye. – Prawie tego nie widać, ale jaki wielki i niszczący wpływ mogło to mieć na zachowanie, osobowość, zdolność podejmowania decyzji?
– Uczyłam się patofizjologii na Akademii, ale wszystko wyleciało mi z głowy. – Peabody wzruszyła ramionami. – Byłam lepsza z psychologii, nawet z taktyki. To nie na mój rozum.
– Na mój też nie – przyznała Eve. – Ale to jest pewien związek- pierwsza rzecz, która ich łączy. Komputer, przekrój nieprawidłowości mózgu, sprawa Fitzhugha, numer jeden dwa osiem siedem jeden. Podziel ekran z obecnym obrazem.
Ekran zaczął drgać i po chwili okrył się migotliwą szarością. Eve zaklęła, walnęła monitor na odlew, lecz zobaczyła tylko zamazany kształt na środku ekranu.
