-->

Glowa Minotaura

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Glowa Minotaura, Krajewski Marek-- . Жанр: Прочие Детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Glowa Minotaura
Название: Glowa Minotaura
Автор: Krajewski Marek
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 228
Читать онлайн

Glowa Minotaura читать книгу онлайн

Glowa Minotaura - читать бесплатно онлайн , автор Krajewski Marek

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 19 20 21 22 23 24 25 26 27 ... 63 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Uśmiech Jadzi był pełen akceptacji, lecz Rita zawahała się, co oznaczało, że ta propozycja nie napawa ją zbytnim entuzjazmem. Przypomniał sobie te wszystkie wymuszone cukierniane rozmowy z córką, przerywane kłopotliwą ciszą. Wszystkie one nieuchronnie prowadziły do konkluzji: kiepskie wyniki w nauce, karygodne zachowanie, i kończyły się dąsami, a raz nawet płaczem. Wspomniał, jak wznosiła oczy, kiedy proponował jej w niedzielę wspólny wyskok do kawiarni „Europejskiej” na ptysie. „No nie, znowu!” To mówiła jej mina. I wtedy, i teraz.

– Rozumiem, jesteś zmęczona – powiedział ze sztucznych uśmiechem. – No to jedziemy do domu. Proszę, wsiądź, Jadziu, do automobilu. Podwiozę cię.

– A nie możemy wrócić same piechotą? – w oczach Rity była prośba. – Jadzia mnie odprowadzi. Proszę, papo!

– Nie. – Podszedł do samochodu i otworzył drzwi. -Proszę wsiadać.

Kiedy dziewczęta posłusznie wsiadły, Popielski zapuścił silnik i odwrócił się do tyłu.

– Muszę wam coś ważnego powiedzieć. We Lwowie jest teraz bardzo niebezpiecznie…

– To dlatego tata przyjechał na przedstawienie – wykrzyknęła Rita. – Nie dlatego, aby mnie zobaczyć, ale aby mnie niby chronić. Tak? To dlatego! Ileż to razy ja słyszałam o tych niebezpieczeństwach, które tylko czyhają na młode panny!

– Rito, jak śmiesz tak się do mnie odzywać! – powiedział zimno. – I to w dodatku przy twojej koleżance!

– Ależ, Rito – Jadzia, mówiąc to, wpatrywała się w niego wzrokiem prymuski, zawsze gotowej do odpowiedzi – przecież twój tato chce dobrze…

Popielski odwrócił się i ruszył. Dziewczęta milczały. W lusterku widział, jak Rita wpatruje się w mijane sklepy i budynki, a Jadzia czyta dodatek nadzwyczajny, który rzucił na tylne siedzenie, wychodząc z auta przed szkołą. Nie odrywała wzroku od pierwszej strony. Popielskiego przez całą drogę dręczyła jedna myśl. Minotaur mordował i gwałcił tylko dziewice. Można by uchronić Ritę przed bestią, gdyby… I tu Popielski rzucał w bok głową, aby tylko nie dopuścić do wyartykułowania tej potworności. „Gdyby nie była dziewicą”, powiedział jakiś demon.

Lwów, poniedziałek 25 stycznia 1937 roku,

godzina ósma wieczór

Aspirant Stefan Cygan siedział u Atlasa i przeklinał swój efebowaty wygląd. W tym wystawnym lokalu na rogu Rynku bywali literaci i artyści, a wśród nich także mężczyźni o zdecydowanie greckich gustach. Ci ostatni zbierali się zwykle w dni nieparzyste w Sali Szarej. Nikt o tym nigdy nie mówił expressis verbis, no, może poza policjantami, którzy nie mogli kierować się drobnomieszczańską pruderią i musieli nazywać rzeczy po imieniu. Z grona mężczyzn hołdujących greckiemu nałogowi bywali tutaj i baletmistrz Juliusz Szaniawski, i bogaty marszand, właściciel antykwariatu, Wojciech Adam, i dyrektor Banku Narodowego, Jerzy Chruśliński. Często towarzyszyły im dla niepoznaki kobiety, zawsze skore do żywej dyskusji i wygłaszające głośno niekonwencjonalne lub zgoła rewolucyjne poglądy na tematy obyczajowe. Nie-lwowiakowi, który by tu zaszedł po raz pierwszy, mogłoby się wydawać, że jest w ekskluzywnej restauracji, która jeśli już się czymś wyróżnia, to jedynie przepychem. Dopiero gdyby się przyjrzał uważnie wypomadowanym, szczupłym i wyprostowanym jak struna kelnerom, zobaczyłby, że są oni młodzi i odznaczają się niezwykłą urodą. Nie-lwowiak nie miałby pojęcia, że pracę w tej luksusowej restauracji niektórzy z kelnerów dostali za protekcją swoich zamożnych kochanków.

Aspirant Cygan był lwowiakiem od urodzenia i ani trochę się nie dziwił greckim gustom niektórych kelnerów i klientów. Od razu po wejściu napotkał aż dwa powłóczyste spojrzenia. Widział doskonale w lustrach te karesy, którymi obdarzali go i niemłody już brunet o farbowanych włosach, pijący jakiś alkohol w szerokim i płytkim kieliszku, i trzydziestoletni może mężczyzna o budowie atlety i tubalnym głosie, wychylający stopkę za stopką i zagryzający wódkę – o zgrozo! – ciastkami z kremem.

Cygan nie odwzajemniał spojrzeń ani uśmiechów, lecz spokojnie palił papierosa, pił małymi łykami zmrożoną setkę, zajadając do wódki wspaniały tatar, który doprawił sobie nadzwyczaj ostro, i cierpliwie czekał. Wiedział od Szaniawskiego, którego dzisiaj przesłuchiwał, że w jego środowisku pojawili się ostatnio dwaj młodzi mężczyźni, którzy – ze względu na swoją smagłą cerę i nadzwyczaj piękne czarne oczy – natychmiast znaleźli się na czułym celowniku niektórych bywalców Atlasa. Mówili oni – jak się wyraził Szaniawski – „mieszaniną polsko-rosyjską”, co w jego oczach, nie wiedzieć czemu, dodawało im atrakcyjności. Cygan siedział zatem przy drzwiach i wypatrywał młodych brunetów o śniadej cerze. Po godzinie czekania, które skracał sobie wódką, tatarem i lekturą tygodnika „Sygnały”, ujrzał młodzieńców odpowiadających opisowi baletmistrza. Najpierw usłyszał tupanie przed drzwiami, a potem zobaczył ich wewnątrz, jak otrzepują płaszcze ze śniegu i wręczają je szatniarzowi. Po chwili przeszli obok Cygana i usiedli pod oknem, z którego rozpościerał się widok na fontannę Adonisa. Kelner zjawił się natychmiast i odebrał zamówienie: dwie szklaneczki dżynu i szarlotka ze śmietaną.

Wraz z kelnerem do ich stolika podszedł Stefan Cygan i ukłonił się im z wielką galanterią. Usiadł, nie czekając na zaproszenie i powiedział cicho coś, co sprawiło, że obaj przestali się uśmiechać i odstawili swe szklanki na marmurowy blat.

– Policja kryminalna – powiedział słodkim głosem. -Nie będę teraz wyjmować odznaki, bo wszyscy na nas patrzą. Nasza rozmowa ma wyglądać na przyjacielską pogawędkę, zrozumiano? No to proszę podnieść szklanki do ust i ładnie się uśmiechać.

Przy stole zapadła cisza.

– Nazwiska panów? – zapytał Cygan, kiedy uczynili to, co im polecił.

– Iwan Czuchna.

– Anatol Grawadze.

– We Lwowie od niedawna?

– Od dwóch lata.

– I ja, tak jak mój drug.

– Razem panowie przybyli do naszego miasta?

– Tak, toczno. Wmiestie pryjechali.

– Skąd?

– Iz Odessy, a potem iz Stambuła.

Cygan umilkł i zastanowił się, czy któryś z nich mógł być poszukiwanym przez policję człowiekiem. Obaj byli bardzo elegancko i wytwornie ubrani. Garnitury z bielskiej wełny, diamentowe szpilki w krawatach. Nie sądził, że będą mówić tak słabo po polsku. Niemiecki celnik na granicy i dorożkarz we Wrocławiu odróżniliby język polski od rosyjskiego, zwłaszcza po śpiewnym akcencie. Ale czy na pewno? A on odróżniłby duński od szwedzkiego? Chyba nie, ale czy kiedykolwiek słyszał te języki? Nie. Lecz celnik na granicy musiał wielokrotnie słyszeć polską mowę. Ale któryś z tych Rusków mógł mówić do celnika niemieckiego po polsku. A wtedy celnik musiałby naprawdę dobrze znać język polski albo mieć muzykalne ucho, by odróżnić polszczyznę literacką od używanej przez obcokrajowca. Cygan postanowił nie liczyć na muzykalność niemieckich funkcjonariuszy i dokładnie sprawdzić znajomość polszczyzny obu przesłuchiwanych.

– Czemu zawdzięczamy ten zaszczyt, iż panowie z Odessy zechcieli odwiedzić nasz gród nad Pełtwią – zapytał elegancko i zawile i czekał na reakcję.

Obaj jak na komendę pokręcili głowami i zafrasowali się. Najwyraźniej nie zrozumieli.

– Uśmiechać się – powiedział słodkim tonem, lecz z naciskiem. – Dlaczego wyjechaliście z Odessy?

– U nas płocha – odpowiedział Iwan Czuchna. – U was łuczsze. My tam grali i tańczyli. A tu, do Lwiwa, przyjechali na scenę. I tu tańczyli i śpiewali. A potem tu zostali i poprosili naczalstwo Lwiwa, czy mogli zostać. No i dostali pozwoleństwo. No i tak, dwa lata tu są.

– A co tutaj robicie?

– Ot, co i w Odessie – wymawiał nazwę miasta z rosyjska: w „Odessje”. – Tańczym prysiudy, śpiewajem w „Bagateli” dwa raza w niedieli.

Z tańca i śpiewu nie żylibyście tak dobrze, pomyślał, i nie stać by was było na drogie ubrania i na dżyn u Atlasa, choć szef „Bagateli”, powszechnie znany pan Scheffer, nie należy do skąpców. Odwrócił się i zaraz miał odpowiedź na swoje pytanie. Ujrzał bowiem kilku mężczyzn, dla których niewielkim wydatkiem byłoby utrzymywanie tych wschodnich królewiczów.

1 ... 19 20 21 22 23 24 25 26 27 ... 63 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название