-->

Na Skrzydlach Orlow

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Na Skrzydlach Orlow, Follett Ken-- . Жанр: Политические детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Na Skrzydlach Orlow
Название: Na Skrzydlach Orlow
Автор: Follett Ken
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 216
Читать онлайн

Na Skrzydlach Orlow читать книгу онлайн

Na Skrzydlach Orlow - читать бесплатно онлайн , автор Follett Ken

Iran, ostatnie dni szacha. Kilku pracownik?w ameryka?skiego koncernu trafia do wi?zienia w Teheranie. ?adne interwencje nie odnosz? skutku, a wobec chwilowego "bezkr?lewia" nie ma z kim pertraktowa?. Ross Perot, w?a?ciciel koncernu, postanawia na w?asn? r?k? odbi? wi??ni?w – zak?adnik?w. Jego ekipa, z?o?ona z pracownik?w sp??ki i jednego zawodowego komandosa, wkracza do akcji…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 67 68 69 70 71 72 73 74 75 ... 112 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
* * *

Tego ranka Rashid wcześnie wyszedł z domu.

Jego rodzice, brat oraz siostra zamierzali cały dzień pozostać w domu i nakłaniali go, aby poszedł w ich ślady, on jednak nie chciał słuchać. Wiedział, że na ulicach będzie niebezpiecznie, ale nie mógł kryć się w domu, podczas gdy jego rodacy tworzyli historię. Poza tym nie zapomniał swojej rozmowy z Simonsem. Kierował się emocjami. W piątek trafił do bazy lotniczej Farahabad w czasie starcia między homafarami a lojalistyczną brygadą Jaradan. Nie mając ku temu żadnego powodu, poszedł do magazynu broni i zaczął wydawać karabiny. Pół godziny później to zajęcie znudziło go, więc wyszedł z magazynu.

Tego samego dnia po raz pierwszy w życiu ujrzał martwego człowieka. Był w meczecie, gdy wniesiono tam ciało zastrzelonego przez żołnierzy kierowcy autobusu. Powodowany niezrozumiałym impulsem Rashid odsłonił twarz zabitego. Pocisk zmasakrował całą skroń, zmieniając ją w mieszaninę krwi i mózgu. Widok przyprawiał o mdłości. Było to jak ostrzeżenie, ale Rashid nie dbał o ostrzeżenia. Na ulicach działy się ważne rzeczy i chciał tam być.

Tego ranka powietrze było jakby naładowane elektrycznością. Wszędzie kłębiły się tłumy. Setki mężczyzn i chłopców wymachiwało pistoletami maszynowymi. Rashid, ubrany w koszulę i płaską angielską czapeczkę, mieszał się z nimi, czując podniecenie. Dziś wszystko się mogło zdarzyć.

Kierował się jakby w stronę „Bukaresztu”. Nadal miał tam obowiązki: negocjował z dwiema firmami spedycyjnymi warunki przewiezienia do Stanów rzeczy należących do ewakuowanych pracowników EDS, a poza tym musiał nakarmić porzucone psy i koty. Plotka głosiła, że wczoraj zdobyto więzienie Evin. Dziś mogła przyjść kolej na Gasr, gdzie znajdowali się Paul i Bill.

Rashid żałował, że nie miał broni, tak jak inni.

Minął budynek wojskowy, który wyglądał na opanowany przez tłum. Był to sześciopiętrowy dom; znajdował się w nim magazyn broni i komisja poborowa. Pracował tu znajomy Rashida, Malek. Rashidowi przyszło do głowy, że z Malekiem może być niedobrze. Jeśli przyszedł do pracy dziś rano na pewno miał na sobie mundur wojskowy, a już to samo mogło wystarczyć, aby tłum go zlinczował. „Mogę pożyczyć Malekowi moją koszule” – pomyślał Rashid i tknięty nagłą myślą wszedł do budynku.

Przecisnął się przez tłum na parterze i dotarł do schodów. Reszta budynku wyglądała na opuszczoną. Wchodząc po schodach zastanawiał się, czy przypadkiem na wyższych piętrach nie ma żołnierzy. Jeśli są, mogli strzelać do każdego, kto się zbliża. Jednak szedł naprzód, aż do najwyższego piętra. Maleka tu nie było. Nie było tu nikogo. Armia ustąpiła miejsca tłumowi.

Rashid powrócił na parter. Tłum zgromadził się przy wejściu do magazynu broni w piwnicy, ale nikt nie wchodził do środka. Rashid przepchnął się naprzód i zapytał:

– Czy drzwi są zaryglowane?

– To może być pułapka – odezwał się ktoś.

Rashid popatrzył na drzwi. Przestał myśleć o udaniu się do „Bukaresztu”. Chciał iść do więzienia Gasr, i to z bronią.

– Nie sądzę, żeby magazyn broni był pułapką – powiedział i otworzył drzwi. Zszedł po schodach.

Piwnica składała się z dwóch pomieszczeń przedzielonych kolumnadą. Była słabo oświetlona poprzez wąskie świetliki znajdujące się wysoko w ścianach, tuż ponad poziomem ulicy. Podłogę ułożono z czerwonych, ceramicznych płytek.

W pierwszym pomieszczeniu znajdowały się otwarte pudła pełne naładowanych magazynków. W drugim leżały karabiny maszynowe G3.

Po jakimś czasie niektórzy z tłumu zeszli za Rashidem na dół.

Schwycił trzy karabiny maszynowe, torbę magazynków i wyszedł. Kiedy znalazł się na zewnątrz budynku, obskoczyli go ludzie, żądając broni. Oddał im dwa karabiny i część amunicji.

Następnie odszedł w stronę placu Gasr. Część tłumu ruszyła za nim.

Po drodze mijali garnizon wojskowy. W środku trwały walki. Wielkie stalowe drzwi w otaczającym garnizon murze zostały rozbite, jakby przejechał przez nie czołg. Po obu stronach bramy leżały rozkruszone cegły, pośrodku stał płonący samochód.

Rashid obszedł samochód i znalazł się na obszernym podwórku. Z miejsca, w którym stał, kilku ludzi strzelało bezładnie w stronę odległego o kilkaset jardów budynku. Rashid ukrył się za murem. Ci, którzy przyszli tu z nim, zaczęli również strzelać, on jednak nie otwierał ognia. Nikt właściwie porządnie nie celował – chodziło po prostu o wystraszenie broniących budynku żołnierzy. To nie była poważna walka. Rashid nigdy nie wyobrażał sobie, że rewolucja będzie tak wyglądać: bezładny tłum ludzi nie potrafiących obchodzić się z bronią, łażących po mieście, strzelających do murów, natrafiających na słaby opór ze strony niewidocznych żołnierzy.

Nagle człowiek obok niego padł martwy.

Zdarzyło się to tak szybko, że nawet nie dostrzegł, jak padał. W jednej chwili stał półtora metra od Rashida i strzelał z karabinu, a następnie już leżał na ziemi z kulą w głowie.

Jego ciało wyniesiono z podwórza. Ktoś znalazł jeepa. Zwłoki ułożono na samochodzie i wywieziono. Rashid powrócił na miejsce walki.

Dziesięć minut później, bez jakiegoś szczególnego powodu, w jednym z okien ostrzeliwanego budynku pojawił się kij z przymocowaną do niego białą podkoszulką. Żołnierze się poddali.

Tak po prostu.

Pojawiło się uczucie rozczarowania.

„To moja szansa” – pomyślał Rashid.

Ludźmi łatwo jest manipulować komuś, kto rozumie psychikę człowieka. Po prostu trzeba studiować ludzkie zachowania, pojmować sytuację i ustalić potrzeby. Tym ludziom, doszedł do wniosku Rashid, potrzebne jest podniecenie i przygoda. Po raz pierwszy w życiu mają broń w rękach. Potrzebny im cel. Jakikolwiek cel, symbolizujący reżim szacha.

W tej chwili chodzili to tu, to tam, zastanawiając się, dokąd pójść. – Posłuchajcie! – wykrzyknął Rashid.

Słuchali wszyscy – nie mieli nic lepszego do roboty.

– Idę do więzienia Gasr! Ktoś okrzykiem wyraził uznanie.

– Ci, którzy tam siedzą, to więźniowie reżimu! Jeśli sprzeciwiamy się reżimowi, powinniśmy ich uwolnić!

Rozległy się okrzyki aprobaty. Ruszył.

Poszli za nim.

„Pójdą za każdym, kto uważa, że wie, dokąd iść” – pomyślał.

Wyruszył z grupą dwunastu, może piętnastu mężczyzn i chłopców. Ale po drodze oddział się rozrastał. Dołączali doń automatycznie wszyscy ci, którzy nie wiedzieli, dokąd iść.

Rashid został przywódcą rewolucji. Wszystko było możliwe.

Zatrzymał się tuż przed więzieniem Gasr i zwrócił się do swej armii.

– Lud musi zająć więzienia, podobnie jak komisariaty policji i garnizony wojskowe! To jest nasze zadanie! W więzieniu Gasr znajdują się niewinni ludzie.

To nasi bracia, nasi krewni! Tak jak my, pragną tylko wolności. Ale byli mężniejsi od nas, ponieważ żądali tej wolności, gdy jeszcze szach był u władzy i zostali za to wtrąceni do więzienia. Teraz my ich uwolnimy! Rozległy się okrzyki uznania.

Rashid przypomniał sobie słowa Simonsa.

– Więzienie Gasr jest naszą Bastylią – zawołał. Aplauz potężniał.

Rashid odwrócił się i wbiegł na plac.

Schował się w zaułku naprzeciwko wielkich stalowych wrót więzienia. Spostrzegł, że na placu jest już dość liczny tłum. Więzienie zapewne zostałoby dzisiaj zdobyte nawet bez jego pomocy. Przede wszystkim jednak należało pomóc Paulowi i Billowi.

Uniósł karabin i wystrzelił w powietrze.

Tłum na placu rozpierzchł się i strzelanina rozgorzała na dobre.

Tu również opór był słaby. Kilku strażników strzelało z wieżyczek na murze i z okien w pobliżu bramy. O ile Rashid mógł dostrzec, nikt nie został trafiony. Raz jeszcze bitwa zakończyła się bez szczególnych wydarzeń. Po prostu strażnicy zniknęli z murów i strzelanina ustała.

Rashid odczekał parę minut, aby upewnić się, że już ich nie ma, po czym pobiegł przez plac do wrót.

Brama była zaryglowana.

1 ... 67 68 69 70 71 72 73 74 75 ... 112 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название