Seven Up
Seven Up читать книгу онлайн
Zadanie odnalezienia gangstera Eddiego DeChoocha nie jest ?atwe – zw?aszcza gdy w spraw? wci?gni?ci s? dwaj sympatyczni nieudacznicy: Walter "Ksi??yc" Dunphy i Dougie "Diler" Kruper. Okazuje si?, ?e chodzi o co? wi?cej ni? tylko o przemyt papieros?w i kiedy obaj znikaj?, Stephanie Plum prosi o pomoc Komandosa. Ten za? stawia warunek: sp?dzenie nocy z nasz? bohaterk?. Gdy Eddie uprowadza babci? Stephanie, ?adn? przyg?d, energiczn? starsz? pani?, sytuacja komplikuje si? coraz bardziej…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– I przekaż Komandosowi nasze najlepsze życzenia. Mamy nadzieję, że z jego ramieniem wszystko w porządku.
– Louie D. został pochowany z sercem?
– Ronald zawiózł je prosto do kostnicy i tam je włożyli na miejsce i elegancko zaszyli. A potem Ronald przyjechał z karawanem do Trenton na pogrzeb.
– Sophii nie było?
– Przysłała kwiaty, ale nie pojawiła się na cmentarzu. – Ziggy pokiwał głową. – Było mnóstwo policji. Trudno mówić o prywatności.
– Przypuszczam, że wciąż szukasz Choocha – powiedział Benny. – Powinnaś na niego uważać. Jest trochę… – Benny postukał się znacząco w czoło. – Choć nie tak jak Sophia. Chooch w głębi serca jest okay.
– To ten wylew i stres – wyjaśnił Ziggy. – A ze stresem nie ma żartów. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, zadzwoń. Może da się coś zrobić.
Benny skinął głową. Powinnam zadzwonić.
– Ładne włosy – pochwalił Ziggy. – Masz trwałą, co?
Wstali i Benny wręczył mi pudełko.
– Mam dla ciebie trochę kruchych ciasteczek z orzeszkami. Estelle przywiozła je z Virginii.
– Tu takich nie dostaniesz – zapewnił mnie Ziggy.
Podziękowałam za ciasteczka i zamknęłam za nimi drzwi. Potem dałam im pięć minut na opuszczenie budynku, chwyciłam czarną skórzaną kurtkę i wyszłam.
Matka spojrzała ponad moim ramieniem, kiedy mi otworzyła drzwi.
– Gdzie Joe? Gdzie twój samochód?
– Zamieniłam samochód na motor.
– Ten przy krawężniku?
Przytaknęłam.
– Wygląda jak maszyna aniołów piekieł.
– To harley.
Dopiero wtedy zauważyła. Włosy. Jej oczy zrobiły się okrągłe, szczęka opadła.
– Twoje włosy – wyszeptała.
– Pomyślałam, że spróbuję czegoś nowego.
– Mój Boże, wyglądasz jak ta gwiazda…
– Madonna?
– Art Garfunkel.
Kask, kurtkę i torebkę zostawiłam w przedpokoju i zajęłam miejsce przy stole.
– W samą porę – oświadczyła babka. – Niech mnie szlag! Spójrz na siebie. Wyglądasz jak ta gwiazda…
– Wiem – warknęłam. – Wiem.
– Gdzie Joseph? – spytała matka. – Zawsze przychodzi w sobotę.
– Jak by to powiedzieć… w pewnym sensie zerwaliśmy.
Wszyscy przestali jeść z wyjątkiem ojca. Ojciec wykorzystał sytuację i nałożył sobie więcej ziemniaków.
– To niemożliwe – zaprotestowała matka. – Masz zamówioną suknię.
– Zrezygnowałam z niej.
– Joseph wie o tym?
– Owszem.
Starałam się mówić od niechcenia, grzebiąc jednocześnie w swoim talerzu i prosząc siostrę o przysunięcie fasolki. Dam radę, myślałam. Jestem blondynką. Mogę wszystko.
– To przez te włosy, prawda? – spytała matka. – Odwołał ślub z powodu włosów?
– To ja odwołałam ślub. I nie chcę o tym mówić.
Rozległ się dzwonek u drzwi i Valerie podskoczyła.
– To do mnie. Mam randkę.
– Randka! – wykrzyknęła matka. – To wspaniale. Jesteś tu od tak niedawna, a już masz randkę.
Złapałam się w myślach za głowę. Moja siostra jest po prostu durna. Tak się dzieje, kiedy ktoś wyrasta na przyzwoitą dziewczynę. Nigdy nie nauczy się doceniać potęgi kłamstwa i oszustwa. Ja nigdy nie zapraszałam swoich sympatii do domu. Trzeba się umawiać w centrum handlowym, by ocalić rodziców przed wylewem, jaki może wywołać widok tatuaży i kolczyka w języku. Albo, jak w tym przypadku, lesbijki.
– To Janeane – przedstawiła Valerie niską ciemnowłosą kobietę. – Poznałam ją, jak poszłam rozmawiać do banku w sprawie pracy. Nie dostałam roboty, ale Janeane zaprosiła mnie na kawę.
– To kobieta – zauważyła matka.
– Tak, jesteśmy lesbijkami – wyjaśniła Valerie.
Matka zemdlała. Trach – i już po chwili leżała płasko na podłodze.
Wszyscy zerwali się z miejsc i podbiegli do matki. Otworzyła oczy, ale przez dobre pół minuty nie poruszyła nawet jednym mięśniem. Nagle wrzasnęła:
– Lesbijka! Matko Boska. Frank, twoja córka jest lesbijką!
Ojciec spojrzał zezem na Valerie.
– Nie nosisz przypadkiem mojego krawata?
– Masz tupet – oświadczyła matka, wciąż leżąc płasko na podłodze. – Przez te wszystkie lata, kiedy byłaś normalna i miałaś męża, mieszkałaś sobie w Kalifornu. A teraz, kiedy się tu sprowadziłaś, zostałaś lesbijką. Nie wystarczy, że twoja siostra strzela do ludzi? Co to za rodzina?
– Rzadko do kogoś strzelam – wtrąciłam.
– Bycie lesbijką ma na pewno swoje plusy – zauważyła babka. – Jeśli człowiek poślubia lesbijkę, to nie trzeba się nigdy martwić, że ktoś zostawi w ubikacji podniesioną deskę klozetową.
Ujęłam matkę pod ramię, Valerie pod drugie i wspólnymi siłami dźwignęłyśmy ją z podłogi.
– No i już – oświadczyła Valerie, cała w skowronkach. – Lepiej się czujesz?
– Lepiej? – rzuciła wściekle matka. – Lepiej?
– No, zmykamy – oświadczyła Valerie, wycofując się do przedpokoju. – Nie czekajcie na mnie, mam klucze.
Matka przeprosiła nas, poszła do kuchni i roztrzaskała następny talerz.
– Nie wiedziałam, że tłucze talerze – powiedziałam do babki.
– Zamierzam pochować wszystkie noże, tak na wszelki wypadek – odparła babka.
Poszłam do kuchni i pomogłam matce zbierać kawałki porcelany.
– Wyśliznął mi się z ręki – tłumaczyła.
– Tak myślałam.
Człowiekowi wydaje się, że nic się w domu rodziców nie zmienia. Kuchnia jest taka sama jak za moich dziecinnych lat. Odmalowało się tylko ściany i wymieniło zasłony. W zeszłym roku położono nowe linoleum. Kiedy urządzeń nie da się już naprawić, wyrzuca się je na śmietnik. I na tym kończą się wszelkie innowacje. Matka piecze ziemniaki w tej samej brytfance od trzydziestu pięciu lat. Zapachy też się nie zmieniają. Kapusta, mus jabłkowy, pudding czekoladowy, pieczeń jagnięca. I zwyczaje pozostają niezmienne. Zasiadanie przy niewielkim stole do posiłku.
W kuchni, pod uważnym okiem matki, odrabiałyśmy z Valerie lekcje. Wyobraziłam sobie, że teraz z kolei Angie i Mary Alice dotrzymują jej towarzystwa.
Trudno czuć się dorosłą, kiedy nic się nie zmienia w kuchni twojej matki. Jakby czas stanął w miejscu. Wchodzisz tam i mówisz, że chcesz kanapkę.
– Zdarza ci się, że jesteś zmęczona życiem? – spytałam matkę. – Są chwile, kiedy masz ochotę zrobić coś zupełnie nowego?
– Wsiąść na przykład do samochodu i jechać tak długo, aż ujrzę Pacyfik? Rozwalić tę kuchnię? Rozwieść się z twoim ojcem i poślubić Toma Jonesa? Nie, nigdy o niczym takim nie myślę.
Zdjęła pokrywkę z blachy i spojrzała na babeczki. Połowa czekoladowych z białym lukrem i połowa żółtych z czekoladowym lukrem. Wielobarwna posypka na wierzchu. Mruknęła coś, co brzmiało jak “pierdolone babeczki".
– Co? – spytałam. – Nie słyszałam dokładnie.
– Nic nie mówiłam. Idź do pokoju i usiądź przy stole.
Zrobiłam, jak kazała.
– Miałam nadzieję, że podwieziesz mnie do domu pogrzebowego – wyznała mi babka. – Wystawiają Rusty'ego Kuharcheka. Chodziłam z nim do szkoły. Zapowiada się naprawdę ciekawie.
Nie miałam na dobrą sprawę nic innego do roboty.
– Pewnie – zgodziłam się. – Ale musisz włożyć spodnie. Mam harleya.
– Harleya? Od kiedy? – chciała koniecznie wiedzieć babka.
– Były kłopoty z moim wozem, więc Vinnie pożyczył mi motocykl.
– Nie wsadzisz babki na motor – oświadczyła zdecydowanie matka. – Bo spadnie i się zabije.
Ojciec bardzo rozsądnie nie zabrał głosu.
– Nic jej się nie stanie – uspokoiłam matkę. – Mam dodatkowy kask.
– Bierzesz to na siebie – uprzedziła matka. – Jeśli coś jej się stanie, ty będziesz ją odwiedzać na oddziale rehabilitacyjnym.
– Może i ja załatwię sobie motor? – rzuciła niespodziewanie babka. – Jak zabierają ci prawo jazdy, to zakaz obejmuje też motocykle?
– Tak! – krzyknęliśmy zgodnym chórem. Nikt nie chciał widzieć babki z powrotem na drodze.
Mary Alice jadła kolację, pochylając się nisko nad talerzem, bo konie nie mają rąk. Uniosła twarz wymazaną tłuczonymi ziemniakami i sosem.
– Co to jest lesbijka? – spytała.
Wszyscy zamarliśmy.
– Kiedy dziewczęta mają dziewczęta zamiast chłopaków – wyjaśniła babka.
Angie sięgnęła po mleko.
– Uważa się, że homoseksualizm jest rezultatem posiadania nieprawidłowego chromosomu – wyjaśniła.
– Miałam to właśnie powiedzieć – rzuciła pośpiesznie babka.
– A konie? – spytała Mary Alice. – Czy są konie lesbijki? Popatrzyliśmy po sobie. Dosłownie nas zatkało.
Podniosłam się z miejsca.
– Kto chce babeczkę?